Rozdział 24
- To ty mi dałeś szansę, Kookie. - wydukał - Szansę na normalność i szczęśliwe życie u boku kogoś kto mnie kocha... Dziękuję, że zgodziłeś się na oddanie się mi, chociaż życie z moją osobą będzie trudne i z pewnością moi przyjaciele cię przed tym ostrzegli. Dziękuję twojemu serce, że mnie pokochało i charakterowi, który pragnął o mnie walczyć...
~***~
- Czyli teraz jesteś tylko mój, tak? - spytałem po dłuższej chwili jak oboje się uspokoiliśmy.
- Tylko i wyłącznie twój. Na zawsze. Los chciał nas połączyć, a ja mogę śmiało zaprzeczyć, że jestem homoseksualny. - pociągnął nosem chichocząc - Ponieważ nie jestem homoseksualistą. Jestem Jungkookoseksualistą. Tylko ty mi się podobasz. Mogę być z tobą lub z nikim, wiesz? Bez ciebie umrę samotnie...
- Czuję się zaszczycony, słońce - mruknąłem, skradając mu czuły pocałunek. - Teraz uświadomiłeś mi, że zmieniłem orientację na Jiminoseksualizm. Nikt inny nie może być tej orientacji oprócz mnie, kotku.
- Nikt inny nie może mnie pokochać, tak? Nie mogę się z nikim innym całować czy też przytulać w taki sam sposób jak z tobą? - podniósł na mnie oczka, wyczekując odpowiedzi - Na tym polega bycie kogoś?
- Tak - potwierdziłem, uśmiechając się do niego. - Nie możesz.
- A tamta pani psycholog... Mówiłeś, że chciała mnie skrzywdzić, czyli też nie może mnie dotykać? Jestem nietykalny dla innych, a jak ktoś to złamie zrobisz mu krzywdę, albo powiesz parę słów jak pani Yi?
- No widzisz, jak ty to szybko pojmujesz - odparłem rozbawiony, zaczynając się bawić jego włoskami. - Dokładnie.
- Spełnisz moje życzenie urodzinowe? - zapytał, przyglądając się swoim palcom - Pocałujesz mnie na dowiedzenia?
- Musisz już iść? - spytałem, czując zawiedzenie, ale nie pokazałem tego, żebym nie wyszedł na natręta.
- Jungkookieś, jest już ciemno - zachichotał, wskazując paluszkiem na niebo - Spotkamy się jutro na próbie.
- Ugh - westchnąłem, odchylając głowę do tyłu. - Nie zdążyłem się tobą nacieszyć - mruknąłem niezadowolony, obdarowując jego twarzyczkę słodkimi całusami. - A może wykorzystam jeden dzień z mojego karnetu, hm?
- Nie mam nic do gadania. Masz karnet, więc możesz z niego korzystać, kiedy tylko chcesz. Mój tata jest w delegacji, a mama próbuje zapomnieć o smutku pogrążając się w pracy, więc pewnie znów zapomną o moich urodzinach, ale nie mam im tego za złe. Przyzwyczaiłem się - uśmiechnął się w moją stronę, wstając z moich kolan - Tylko musisz się spakować na jutro, żeby potem bez sensu nie latać, a ja nadal chce buzi.
- Teraz dam ci buziaka, a jak już będziemy u ciebie, zacałuję cię, uważając jednocześnie, żeby ci nie zbrzydło - oznajmiłem, podnosząc się ze swojego miejsca i zacząłem muskać jego usteczka, a chwilę później poczułem jak mój koteczek odwzajemnia te pocałunki, bardziej nieśmiale.
- Zgoda, ale nadal nie przekonasz mnie bym ubrał kigurumi kotka - uśmiechnął się, podchodząc do pudełka z jego kotkiem - Cześć Miki. Idziemy do domku. Obiecuję, że ci się spodoba. Chyba zmienię sobie rolę. Chcę być twoim tatusiem - oznajmił kotu - A skoro Jungkookie jest moim chłopakiem to on też jest twoim tatusiem.
- W takim razie ma siostrzyczkę - zaśmiałem się, przewieszając sobie koc przez ramię oraz zabierając koszyk z jedzeniem. - Chyba, że chcesz, żeby kiedyś faktycznie mieli małe kocięta to będzie moją przyjaciółką.
- Nie zrobię im tego... - zaśmiał się - O! Mam pomysł!
- Hm? - spytałem, owijając swoją rękę wokół jego talii.
- No bo jak oni będą mieli kocięta to my staniemy się dziadkami, a uważam, że jesteśmy na to za młodzi, więc Miki znów zostaje przeniesiony na miano mojego braciszka, a jak będzie miał on kocięta z twoją siostrzyczką to adoptujemy je. Nikt nie będzie poszkodowany, bo będą mogli wydawać dzieci - schylił się i wziął z ziemi pudełko z kociątkiem.
- W takim razie ustalone, mamy nowe rodzeństwo - posłałem mu uśmiech, kiedy już się wyprostował, a ja objąłem go ramieniem, przyciągając go do siebie. - Jeśli mi pozwolisz, mogą się już dzisiaj poznać. Zabiorę Minnie do ciebie.
- TAK! Chcę poznać twoją rodzinę - zachichotał, muskając mój policzek.
- Jesteś najsłodszym, najcudowniejszym, najlepszym koteczkiem jakiego widział świat, wiesz? - skomplementowałem go kompletnie rozczulony jego reakcją, jak już ruszyliśmy w drogę do mojego domu, który był niedaleko. - Nie oddam cię nikomu, mój skarbie.
- Nie mów tak... - wyjęczał cały czerwony na buzi - To nie prawda
- To prawda - cmoknąłem go w skroń przeciągle. - I nie dyskutuj. Nie zmienisz mojego zdania. Mój uroczy Jiminnie.
- Zaczynasz nadużywać słowa 'mój' - stwierdził rozbawiony, po chwili wzdychając - Nikomu jeszcze nie powiemy o tym, że jesteśmy parą?
- Jeśli nie chcesz to nie powiemy - stwierdziłem. - Tylko ostrzegam, że Somin to wiedźma i może to sama jakby zauważyć.
- Wiem, że o wszystkim jej mówisz, Jungkookie - oznajmił z uśmiechem - Przecież jest moją sąsiadką i do tego widać po tobie, że jesteś osobą, która najzwyczajniej w świecie musi się wygadać. Rozumiem to, mimo iż sam nie mam często takich potrzeb.
- Ale naprawdę, jeśli nie chcesz to jej nie powiem - oznajmiłem mu.
- Myślisz, że teraz nie siedzi w oknie z lornetką? - zapytał chichocząc - Jesteś dla niej jak brat. Chcę dla ciebie jak najlepiej mimo tego, że często się droczycie ze sobą. Dba o ciebie jak chłopaki o mnie. Pewnie starali się ciebie odsunąć byś mnie nie zranił. Wiem to, bo Tae pisał czy czegoś mi niestosownego nie powiedziałeś - musnął moją szczękę - Ja wiem, że się boją o to, iż powróci stary Jimin. Ja też się o to boję, lecz nie mogę całe życie tkwić w niewiedzy i spędzać czas tylko w swoim świecie. Tym bardziej, kiedy pewna osoba stanęła na mojej drodze...
- Um... To źle? - spytałem niepewnie, spoglądając kątem oka na niego.
- Tak. Bardzo źle. Koszmarnie wręcz. Jak ta osoba mogła w ogóle wejść z butami w moje życie - mruknął poważnie, lecz zaraz potem zachichotał, czując mojej zmartwienie - Jesteś głupcem. Jakby tak było to prawdopodobnie nie zbliżyłbym się do ciebie i nie zgodził się być twoim. Nie jestem... hm, jak to by ujął Hoseok albo Jin. O! Jin mówi, że Hoseok to szuja, więc nie jestem szują.
Zaśmiałem się na jego wyznanie, kręcąc głową rozbawiony. - Zdecydowanie nie jesteś szują - posłałem mu uśmiech. - No przecież koteczki nie mogą być szujami - pocałowałem go szybko w usta i wyciągnąłem klucze, aby otworzyć drzwi od domu przed którymi już staliśmy. Zaprowadziłem chłopaka do mojego pokoju, gdzie poleciłem mu usiąść na łóżku.
- Cześć Minnie - przywitałem się z kicią, która ukryła się między poduszką a ścianą, głaszcząc ją za uszkiem, wiedząc już, że jej się to podoba. - Możesz się z nią pobawić, bo cały dzień mnie nie było i trochę się stęskniła za pieszczotami - odparłem, odsuwając się od niej. - Ja w tym czasie się spakuję.
- Dobrze. - uśmiechnął się wyciągając swojego kotka, który zajął się oglądaniem Minnie - Pobawią się ze sobą, więc mogę ci pomóc się spakować albo przynajmniej spakuję Minnie.
- Na biurku leży torba tam masz wszystkie potrzebne rzeczy do Mikiego - wskazałem palcem na mebel, rozglądając się po szafie z zamiarem znalezienia torby, do której mogłem wrzucić ubrania. - Taka wyprawka, przejrzyj ją sobie, a ja sobie poradzę, spokojnie.
- Kupiłeś mi kotka. Po co jeszcze wyprawkę. Przecież mogłem sobie sam kupić. Nie musiałeś tyle na mnie wydawać - podszedłem do mnie od tyłu i przytulił - Jak ja ci się dopłacę...
- Nie musisz mi się odpłacać, to jest prezent na twoje urodziny - odwróciłem się do niego i musnąłem jego czoło. - A zresztą sam fakt, że zgodziłeś się być moim to bardzo dużo, więc jak chcesz to niech to będzie twoją odpłatą.
- Jungkookieś~ Zdajesz sobie sprawę, że kotki mają swoje potrzeby tak? No bo wiesz one bardzo lubią skakać i wąchać kwiatki, a potem bać się zejść i... Nie potrafię kręcić - westchnął - Mikuś się zadomowił
Spojrzałem za niego kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi, ale pojąłem to kiedy zauważyłem, jak Miki bawi się moimi kwiatkami, a raczej kwiatkami mojej mamy, więc dla jego i mojego bezpieczeństwa, szybko podszedłem do parapetu, w następnej kolejności ściągając kotka i biorąc go tym samym na ręce. Położyłem go koło Minnie, która od razu zaczęła zabawę, do której zachęciła również Mikusia. - Sprawa załatwiona. Tymczasowo - zaśmiałem się cicho, z powrotem podchodząc do szafy, przeglądając zawartość pomiędzy wieszakami.
- Pamiętaj o rzeczach do szkody i na próbę. Nie będzie mi się chciało z rana po to lecieć - oznajmił rozbawiony, kładąc się na moje łóżko - Jak zasnę to mnie nie budź, bo będę marudny...
- Dobrze, wtedy cię zaniosę na rączkach, bo ty nie masz u mnie swoich ubrań - odparłem po czym znalazłem wreszcie to czego szukałem, od razu zaczynając pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
- Nie dasz rady wziąć mnie i kociątka - podniósł się do siadu - Więc nie mogę zasnąć... – wyciągnął komórkę z kieszeni. - Dwanaście nieodebranych połączeń od mamy. Zostanę zabity. Wchodzimy do mojego pokoju przez okno - oznajmił spokojnie, dołączając do zabawy z kotkami
- Może chociaż do niej napisz, że nic ci nie jest? - zaproponowałem, odwracając się na chwilę w jego stronę.
- Ważniejsza dla niej jest praca i stłumienie bólu po stracie babci - westchnął smutno - Ale dobrze. Napiszę – wziął ponownie telefon do ręki.
- Mimo wszystko jesteś dla niej ważny, koteczku - wyszeptałem, podchodząc do niego i ukucnąłem przed nim, kładąc dłoń na jego kolanku. - Jestem tego pewien.
- Byłem ważny kiedyś, ale teraz jestem tylko synem, który ma problem psychiczne i czekają tylko aż wyjadę na studia. - uśmiechnął się niemrawo - Będziesz studiował taniec w Seulu? - zmienił temat.
- Tak planuję - pokiwałem głową, przenosząc dłoń na jego policzek, który zacząłem głaskać.
- Czyli będziemy parą cały rok - wtulił się w moją rękę - No chyba, że pokonam nieśmiałość. Ojciec powiedział, że jak mi się to nie uda, polecę na studia do Nowego Jorku, by potem przejąć jego firmę. Jest przeciwny temu, żebym wiązał przyszłość z muzyką.
- Tym bardziej muszę ci pomóc, bo nie chcę, żebyś mnie zostawiał - uśmiechnąłem się słabo.
- W razie czego ucieknę z domu, ponieważ chcę być z tobą - przytulił mnie - Ty chyba też tego chcesz?
- Oczywiście, Jiminnie, że tego chcę - oddałem uścisk. - Pragnę tego.
- Jungkookie, idź się spakować. Jutro może też przenocujesz u mnie? - zapytał, patrząc na mnie wyczekująco - Nie daj się prosić. Będziemy się tulić, całować, bawić z kotkami, gotować, uczyć. Wszystko co tylko chcesz, ale jutro po próbie chce mieć cię przy sobie...
- Z chęcią, kotku - cmoknąłem go w usta, uśmiechając się przy tym szeroko. - W takim razie, może pomóż mi zapakować ubrania, wybierz sobie co tam zechcesz, a ja spakuję książki i rzeczy dla Minnie do drugiej torby, co ty na to?
- Zgoda - odwzajemnił mój uśmiech, ale nadal bardziej nieśmiały - Będziemy szli za rękę jak typowa para czy obejmiesz mnie ramieniem jak zawsze?
- A jak chcesz i jak mi pozwalasz? - spytałem cicho.
- Pozwalam ci tak i tak. Jesteś moim chłopakiem masz prawo do takich rzeczy - musnął mój policzek - Ale chce spróbować iść z tobą za rękę, o ile się nie obrazisz.
- Dla mnie to sama przyjemność - stwierdziłem, podnosząc się do góry. - To co pomożesz mi? Im szybciej się uwiniemy tym szybciej będziemy u ciebie.
- Yhym, ale... - wyciągnął w moją stronę rączki, uśmiechając się szerzej. - Podnieś mnie, bo mi się nie chcę. Masz za wygodne łóżko - zachichotał.
- Jeśli będziesz chciał to kiedyś zanocujemy u mnie - podszedłem do niego bokiem, wkładając jedną rękę pod jego nogi, a drugą ułożyłem na jego pleckach, w następnej kolejności podnosząc go i stawiając na podłodze. - Skoro tak ci się podoba.
- W moim domu nie ma rodziców, a nie sądzę, że twoi rodzice wiedzą o tym, iż jesteś innej orientacji... Wolę nie być powodem twojej kłótni z nimi - mruknął cicho, podchodząc do mojej szafy.
- Moi rodzice rozmawiali ze mną na ten temat, bo zauważyli, że nie oglądam się za dziewczynami i powiedzieli, że najważniejsze jest to, żebym był szczęśliwy - wzruszyłem ramionami, zabierając jeszcze jedną torbę.
- Moi by się wściekli jakby się dowiedzieli. Tata chce mieć wnuka, który odziedziczy firmę... Niby jest jeszcze Eunji, ale... – zaczął, lecz przerwałem jego wypowiedź.
-Eunji? - zdziwiłem się, pakując najpotrzebniejsze rzeczy oraz książki. - Kto to?
- Nikt ważny! - wycofał się szybko z tego tematu, podnosząc lekko głos - Przepraszam za podniesienie głosu, ale nie chce cię ranić...
- Rozumiem, nic się nie stało - odparłem spokojnym głosem, żeby nie myślał, że jestem na niego zły. - Jeśli nie chcesz, nie będę wymagał, żebyś mi to mówił.
- Uwierz, że chce ci powiedzieć, ale boje się, iż popsuje twój humor - westchnął, wyciągając z szafy dwie pary bluzek.
- Koteczku, powiesz mi, kiedy uznasz, że to jest odpowiedni moment, dobrze? - zaproponowałem, pakując ostatnie rzeczy oraz mój plecak szkolny i zapiąłem torbę. - Ja naprawdę nie muszę tego teraz wiedzieć, a chcę, żebyś był na to gotowy.
- Jungkook, to nie ja mam być na to gotowy tylko ty - oznajmił cicho - Nigdy nie będzie na to odpowiedniego momentu.
- Kiedyś się nadarzy, a coś czuję, że tobie też się zepsuje humor, więc dzisiaj odpuśćmy ten temat - powiedziałem, podchodząc do niego. - Dzisiaj są twoje urodziny, trzeba o ciebie dbać jeszcze bardziej i pieścić - pocałowałem przeciągle jego główkę. - Więc będę to robił.
- To kochane... - zarumienił się - Spakowałeś już wszystko? - złożył w kostkę spodnie, zaraz wkładając je do torby.
- Tak, możemy już iść tylko pamiętaj, żeby włożyć do kartonu Minnie - przypomniałem mu, biorąc obydwie torby do ręki, które złapałem wygodniej. W końcu miałem trzymać w jednej z dłoni, tą uroczą łapkę mojego chłopaka.
- Okay... - powiedział krótko, następnie podchodząc do pudła, gdzie schował oba kociątka, które biły się łapkami, co wywołało chichot Jimina - Idziemy - oznajmił, trzymając pod pachą pudełko ze zwierzakami - Czekaj, a co z rzeczami Mikiego?
- Poczekaj - wziąłem kolejną torbę i to był jeden z momentów, w którym mogłem podziękować sobie za te wszystkie ćwiczenia. - Możemy już iść - stwierdziłem, splatając swoją dłoń z tą jego.
- Jak masz ciężko to daj mi tę torbę z rzeczami Mikiego. Jakoś się zabiorę... - zaproponował.
- Nie, nie trzeba - pokręciłem głową, ciągnąc za sobą chłopaka, żeby wyjść z mojego pokoju. Zeszliśmy na dół i szybko się rozejrzałem czy aby jeszcze czegoś nie zabrać, ale nie widziałem takiej potrzeby.
Zamknąwszy mój dom, skierowaliśmy się od razu do miejsca zamieszkania Jimina z zamiarem spędzania wspólnie tego wieczoru oraz kolejnego dnia po próbie. Droga do jego domu trochę nam zajęła bo jednak mieszkaliśmy jakąś drogę od siebie. Zdawałem sobie sprawę, że strasznie ryzykowałem wywodem Somin, trzymając tą słodziutką łapkę, ale nie obchodziło mnie to. Najważniejszy był on i jego szczęście, a uśmiech kiedy trzymałem w uścisku jego dłoń, uświadamiał mnie w tym, że faktycznie się cieszy z tego co się dzieje. Mnie to również uszczęśliwiało. Jego bliskość i on cały.
------------------------------------------------------------
Kocham was, bardzo ~<3
Do następnego, ludziki ^*^
Poza tym macie tutaj fajnego Kookmina, taki w stylu "Singer to love":
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro