Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 74


- No dobrze, kochanie. - spojrzał na zdjęcie, które stało na meblach. - Tyle razy u ciebie byłem i widzę je pierwszy raz... No chyba, że niedawno je wyciągnąłeś.

~***~

- Niedawno je wyciągnąłem, bo była rocznica jego śmierci - wyznałem, przymykając oczy. - Zawsze tak robię.

- Przepraszam. - wyszeptał mój chłopak i pocałował mnie w policzek. - Nie chciałem, naprawdę. Po prostu byłem ciekawy...

- Nic się nie stało, skarbie - uśmiechnąłem się pod nosem. - Nie bój się mnie o coś pytać.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - położył dłoń na mojej klatce piersiowej. - Nie będę zadawał pytań na temat nie przyjemny dla ciebie.

- Ten temat stał się dla mnie neutralny, brakuje mi go, ale wiem, że chciałby, żebym za nim nie płakał - wyznałem. - Chyba, że ktoś przesadzi.

- Dlatego nie pytam. - pocałował mnie ponownie w policzek.

- Ale ty nie przesadzisz - posłałem mu lekki uśmiech. - Jeśli chcesz to pytaj.

- No dobrze... - nabrał głęboko powietrza w płuca. - Ile miał lat kiedy odszedł?

- Miał dziesięć lat - powiedziałem cicho. - Ja miałem osiem.

Poczułem, jak Jimin się we mnie mocno wtula. - Na co umarł?

- Wpadł pod samochód, nie zauważył, kiedy przebiegał przez ulicę.

Poczułem jak Jimin splątuje swoje chude paluszki w moje włosy. - Widzę, że na tym zdjęciu jesteście szczęśliwi. Co wtedy się działo?

- To był dzień moich siódmych urodzin - powiedziałem cicho. - Pierwsze urodziny na które zaprosiłem kolegów z klasy. Nikt nie przyszedł. Ale mój brat zawsze był.

- Wiesz... - odezwał się po chwili niepewnie i objął mnie nogą w tali. - Zazdroszczę ci w tej chwili.

- Wiem - pokiwałem głową. - Też sobie zazdroszczę, że miałem takiego brata.

- Nie tylko tego. - schował twarz w zgłębieniu mojej szyi. - On ciebie pilnuje. Jest twoim aniołkiem stróżem. Zawsze przy tobie będzie i był. W dzieciństwie miałeś jego przynajmniej do ósmego roku życia. Ja zawsze byłem sam, a jak pojawiała się u mnie w domu siostra to o mało nie traciłem życia.

- Teraz ja jestem twoim i nie dam cię skrzywdzić, nadal nie mogę sobie wybaczyć, że dałem mu cię uderzyć - westchnąłem, opierając głowę o tą jego.

- Nie zadręczaj się tym. - wyszeptał mój koteczek. - Dostałem zasłużoną karę. Nie ty zasługiwałeś na to uderzenie tylko ja.

- Nie zasłużyłeś, nikt nie zasługuje na takie rzeczy - powiedziałem cicho. - Przy następnej okazji twój ojciec dostanie ode mnie w pysk. Ale teraz już o tym nie rozmawiajmy.

- Nie musisz mnie tak bronić. - wyznał zdziwiony i niepewny. - To kiedyś się może na tobie odbić, misiu. Nie warto tyle dla mnie poświęcać.

- Proszę cię - splotłem nasze dłonie razem. - Cichutko. Ten temat jest skończony.

- Jungkookie? - spojrzałem na chłopaka. - Pomożesz mi zapomnieć, o tym co się dziś stało?

- W jaki sposób chcesz, żebym ci pomógł? - zapytałem cicho. - Zrobię wszystko.

- Pokaż mi jak bardzo mnie kochasz. Zaćmij swoją miłością wszystko inne. - poprosił mnie.

- W porządku - kiedy spoglądałem w jego oczy, czułem się jakby ktoś mnie zaczarował. Były piękne, idealne jak cały on. Patrząc w te niebieskie oczy, widziałem jak bardzo byłem szczęściarzem, że ktoś taki zgodził się ze mną chodzić i przyjął moją rękę, żebym pomógł mu wstać. Nie mogłem nic innego zrobić jak tylko przysunąć się do niego, ale ostrożnie, bo moja kostka zaczynała pokazywać, że jednak coś musiało się stać, i po prostu go pocałowałem. Najpierw powoli oraz delikatnie muskałem jego pełne wargi, a potem przechodziłem na kolejne etapy. Byłem szczęśliwy. Najszczęśliwszym.

- Dziękuję. - wymruczał koteczek w moje wargi, oplatając swoimi łapkami moją szyję. - Bardzo dziękuję...

- Zasługujesz na jeszcze więcej - niepewnie przeniosłem swoją dłoń na jego biodro, które zacząłem gładzić delikatnie i z wyczuciem, żeby go nie odstraszyć. Żeby nie pomyślał, że go do czegoś zmuszam. Broń Boże. Nigdy.

- Nieprawda. - wyznał cichutko, przybliżając się jeszcze bardziej do mnie, ale uważał na to by nie naruszyć mojej nogi. Martwił się. Wiedziałem to.

- Prawda, prawda - wyszeptałem, przenosząc się z pocałunkami na jego policzki, czoło, nosek, czasami powracając na te cudowne usteczka.

- Jesteś wspaniały. - zachichotał radośnie, wplątując swoje chude paluszki w moje włosy. - Mój misio. Kocham cię.

- Ja też cię kocham, koteczku - uśmiechnąłem się, nie zaprzestając swoich czynów, a ja sam czułem się mega dumny, że wywołałem ten śmiech. I ten uśmiech.

- Jungkookie~ - złapał mnie za głowę, żeby z powagą i lekkim uśmiechem spojrzeć mi w oczy. Ah, ten lazur jego patrzałek. To spojrzenie było hipnotyzujące. - Ty mnie nigdy nie zostawisz, mam rację?

- Nawet jeśli kiedykolwiek będziesz chciał mnie sam zostawić, ja i tak będę duszą oraz sercem przy tobie - wyszeptałem. - Ale to nie znaczy, że nie będę walczył. Będę. Postaram się.

- Kocham cię. Dlaczego, więc miałbym ciebie zostawić? - przekrzywił głowę w bok, uśmiechając się ślicznie. - Prędzej to ty mnie zostawisz dla kogoś bardziej rozgarniętego życiowo albo zrozumiesz, że jednak nie jesteś gejem...

- Jesteś bardzo zabawny, skarbie - zaśmiałem się cicho, całując go w czoło. - Jak mógłbym zostawić kogoś takiego jak ty? Najpiękniejszego na świecie, niewinnego, kogoś z tak wspaniałym charakterem... Zgrzeszyłbym.

- Przestań tak mówić. - zarumienił się mocno, chowając swoją twarz w ubraniu. - Kłamstwo to grzech, a nie zostawienie mnie dla kogoś innego.

- Nie kłamię przecież, to jest moja opinia - pochyliłem się by musnąć jego zaczerwienione policzki. Uroczy. - Nie zostawię cię dla nikogo, bo nie ma nikogo lepszego od ciebie.

- W takich chwilach trafia bardzo do mnie, jakie miałem szczęście napotykając się na ciebie. - zachichotał, oplatając swoimi małymi rączkami moją szyję. - Czasem mój pech ustępuje na chwilkę, a potem powraca ze zdwojoną siłą. Cieszę, że kiedy się poznaliśmy on ustąpił.

- A ja się cieszę, że nie ustąpiłem kiedy tak bardzo nie chciałeś ze mną chodzić na początku. Moja uparta natura do czegoś się przydała - spomiędzy moich warg wyleciał wesoły śmiech i objąłem ręką jego ciało. - Kocham cię, kruszyno.

- Ja ciebie też, Jungkookie. Nawet nie wiesz jak bardzo mocno. - zamruczał jak kotek, wtulając się we mnie. Był taki kochany, słodki i uroczy. Cieszyłem się, że go mam i należy do mnie. Tylko do mnie.

- Wiem, bo ja równie mocno - uśmiechnąłem się pod nosem i westchnąłem, przenosząc jedną ze swoich dłoni na jego głowę, żeby wplątać ją w kosmyki włosów chłopaka. - Może się prześpij trochę? Pewnie jesteś zmęczony...

- Nie. Nie chce. - pokręcił lekko głową i mocniej się we mnie wtulił. - Muszę cię pilnować.

- Hmm? - zdziwiłem się, zaczynając przeczesywać jego włoski. - Pilnować? Przed czym?

- Noga ci opuchła, więc jako dobry lekarz muszę cię pilnować calutką noc. - ziewnął, przeciągając się. - Dlatego wypuść mnie ze swoich ramion, bo za chwileczkę zasnę, przez przyjemne ciepełko.

- Nic z tym więcej nie zrobimy, opuchlizna musi mi zejść, a to trochę zajmie czasu, dlatego jako dobry lekarz dotrzymasz mi towarzystwa, ale spać musisz iść - powiedziałem, nie wypełniając jego prośby. - Zaśnij, kochanie. Ja też się trochę prześpię. Zrobisz to dla mnie?

- Uh, przecież wiesz, że dla ciebie zrobię dużo, ale Kookie, twoja noga... - wymruczał cichutko i spojrzał na mnie wydymając dolną wargę.

- Spokojnie, będzie wszystko w porządku z nią - posłałem mu uspokajający uśmiech. - Poboli, poboli i przejdzie. I tak nic z tym nie zrobisz, kochanie pod względem medycznym. Ale mój umysł będzie spokojniejszy kiedy zaśniesz, wiesz?

- Dobrze, ale obiecaj mi, że jak opuchnie bardziej i będzie mocniej bolała to od razu mnie obudzisz. - cmoknął moje usta.

- Dobrze, a teraz już śpij - tym razem to ja musnąłem jego wargi i wtuliłem go w siebie mocniej. - Śpij dobrze, piękny. Śnij o mnie.

- Najczęściej śnie o tobie. - wyznał z chichotem. - Dobranoc, Jungkookie i wzajemnie.

--------------------------

No to piszcie w komentarzu komu udało się zgadnąć ^^

Dziś kolejny rozdzialik i mam nadzieję, że się podobał ^^

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro