Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 66

- Do później, misiu. - pociągnąłem nosem i odwróciłem się na pięcie, ustając jeszcze na chwilę przy drzwiach, żeby spojrzeć na uśmiechniętego Jungkooka, któremu również posłałem mały uśmiech i wszedłem do środka, biorąc głęboki wdech. - W-wróciłem!

***

- Chodź do salonu, Jimin! - usłyszałem krzyk mojej matki, która nie wydawała się być zła. To dobry znak.

Westchnąłem cicho, nie sięgając butów, bo w razie czego nie chciałem wybierać z domu w skarpetach. - Już idę mamo! - odkrzyknąłem, niepewnie kierując się do salonu.

- Mamy dla ciebie niespodziankę - oznajmiła z uśmiechem, co wydało mi się podejrzane. Bardzo podejrzane.

- Jaką i... gdzie tata? - zapytałem cicho, spoglądając ukradkiem na rodzicielkę.

- Tata jest na górze, zaraz do nas zejdzie z naszym gościem - wyjaśniła. - A ty jak się bawiłeś u swojego kolegi?

- Do-dobrze. Całą noc robiliśmy wspólnie projekt, ale było też trochę zabawnie. - uśmiechnąłem się lekko.

- W końcu Jimin zawitał u progu własnego domu. - za plecami usłyszałem warknięcie ojca. - Eunji zaraz zejdzie.

- E-Eunji? - wyszeptałem zdziwiony, a moja dolna warga zaczęła drgać. - J-jest tu?

- Wspaniale, prawda? - moja mama się uśmiechnęła. - Dawno się nie widzieliście.

- Jimin! - usłyszałem krzyk przyrodniej siostry. - Jak miło cie widzieć braciszku! - odwróciłem się w jej stronę, zaczynając szybciej oddychać.

- J-ja muszę iść... - wymruczałem bliski płaczu, ruszając w stronę holu.

- Dopiero przyszedłeś. - wysyczał za mną ojciec. - Mógłbyś raz gówniarzu pogadać ze swoją siostrą!

- Ja przepraszam, a-ale zapomniałem od kolegi notatek. - skłamałem wystraszony.

- Weźmiesz je innym razem. - warknął. - A teraz nie odgrywaj scen tylko idź do salonu!

- Daj mu iść, w końcu musi się z czegoś uczyć, a potem ten kolega może wyjść - moja matka próbowała coś zdziałać. - Przyjdzie to sobie z nią pogada. Mają czas. Eunji pewnie chce odpocząć, dopiero co przyjechała.

- Dobra. - burknął mój ojciec, wycofując się w stronę salonu. - Masz godzinę.

- Dzię-dziękuję, mamo. - wyszeptałem w kierunku kobiety.

- Nie dziękuj - pokiwała głową w moją stronę. - Jak będziesz chciał zostać dłużej to napisz mi sms'a. Porozmawiam z ojcem i zobaczę co da się zrobić - wyszeptała w moim kierunku.

- Yhym... - pokiwałem leciutko głową i wybiegłem z domu. Boże, co ja miałem teraz zrobić? Moja babcia już nie żyła, więc co za tym idzie nie mogłem się u niej zatrzymać na czas przyjazdu mojej siostry. Przecież ona mnie zabije, albo w najlepszym wypadku będzie się nade mną znecać, kiedy mi rodzice będą w pracach. Do tego za niedługo święta... Co jak zostanie z nami również cała przerwę świąteczną? Nie wytrwam tyle, a nie miałem nikogo, kto by mógł mi w tej sytuacji choć trochę pomóc.

W biegu łzy spływały po moich policzkach, a szloch starał się wydostać spomiędzy moich warg, przez co nie miałem już czym oddychać. Nie mając już siły na dalszy bieg, ponieważ zaczynałem się dusić z braku powietrza, upadłem na trawę pod jednym z drzew w lesie niedaleko domu Jungkooka. Dopiero po chwili, gdy mogłem już oddychać, chociaż nadal szybko i ciężko, skapnąłem się, że to jest to samo miejsce, w którym mój ukochany poprosił mnie o chodzenie. Chciałem teraz usłyszeć jego głos, ale nie wiedziałem czy mnie usłyszy, bo przecież jak biega to pewnie ma w uszach słuchawki, lecz po chwili namysłu i nie okłamujmy się, że także głośnego płaczu, którego już nie potrafiłem stłumić, wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer do mojego chłopaka, prosząc w duchu, żeby odebrał. Potrzebowałem go. Jako jedyny mógł w tej chwili mi pomóc. Uspokoić mnie swoim łagodnym głosem. Nawet nie musiałem go widzieć. Wystarczył mi jego głos.

- Tak, koteczku? - po drugim sygnale usłyszałem jego zasapany głos, a następnie śmiech. - Już się za mną stęskniłeś?

- Jungkookie, obudziłem cię? - wyszeptałem podpadającym tonem, pociągając przy tym nosem.

- Hej, co się stało? - spytał zmartwiony jakby olał moje pytanie. - Płaczesz? Gdzie jesteś?

- Nie, nie płacze. Chciałem po prostu usłyszeć twój głos.- wyznałem, starając się zmienić ton, który jeszcze pod chwilą słyszał.

- Kochanie, mnie się nie da oszukać - westchnął, wypuszczając zaraz głośno powietrze. - Powiedz gdzie jesteś. Proszę.

- Po prostu ze mną porozmawiaj. Proszę

- W porządku, ale powiedz mi czy jesteś bezpieczny, martwię się - wyszeptał, próbując uspokoić swój oddech.

- Tak. Jestem w tej chwili bezpieczny.

- To dobrze - mogłem przysiąc, że się uśmiechnął. - O czym chcesz porozmawiać, kochanie?

- Eunji przyjechała. - wyszeptałem, pociągające ponownie nosem.

- Twoja przyrodnia siostra? - spytał cicho, a ja przytaknąłem. - Nie chcesz do mnie przyjść?

- Nie mogę. Tata mi tylko pozwalał chodzić do babci, a teraz gdy ona... Nie żyje to muszę tam zostać.

- Przyjdź chociaż na ten czas kiedy możesz... - poprosił niepewnie. - Będę spokojniejszy, że nic ci nie jest. Zrobię ci herbaty, coś do jedzenia. Proszę.

- Nie czuje się na siłach, żeby wstać. - spojrzałem na swoje kolana. - Do tego przewróciłem się i boli mnie kolano, ale nie sądzę, że leci krew, bo nic nie widać.

- Powiedz mi gdzie jesteś to ci pomogę - wyraził kolejną prośbę. Naprawdę mu na tym zależało.

- Mogłem nie dzwonić. Niepotrzebnie się martwisz, bo nic mi nie jest.

- Nie mów, że nic ci nie jest, bo właśnie przyznałeś, że cię boli kolano - mruknął. - Dobrze, nie będę cię namawiał skoro nie chcesz do mnie przyjść.

- Ale ja chce, tylko nie mogę. - westchnąłem cicho. - Jestem w miejscu, gdzie poprosiłeś mnie o chodzenie.

- Już do ciebie idę, jestem niedaleko - powiedział ucieszony. - Wycałuję cię zaraz, żebyś się uśmiechnął, koteczku.

- Czyli nie spałeś? To gdzie ty jesteś? - zmarszczyłem brwi.

- Biegałem, kochanie - zaśmiał się cicho. - Zjadłem śniadanie i poszedłem biegać.

- Ah, no tak. Wspominałeś o bieganiu. Przepraszam, że zapomniałem. - westchnąłem ciężko. - Uważaj na siebie, proszę.

- Będę z tobą rozmawiał cały czas aż nie dojdę do ciebie, w porządku?

- Nie będziesz uważał na drodze. - wyszeptałem z niepokojem.

- Spokojnie, jestem naprawdę blisko - próbował mnie uspokoić. - Nie przechodzę przez żadną ulicę już.

- No dobrze, misiu. - pociągnąłem nosem. - Przytulisz mnie mocno jak przyjdziesz?

- Zrobię co tylko chcesz, kochanie, ale musisz mi obiecać, że już nie będziesz płakać - zaznaczył.

- Nie mogę tego obiecać, przepraszam. - wyszeptałem, łamiącym się tonem. - Czyli mnie nie przytulisz?

- Nie przepraszaj, w sumie to cię rozumiem, będziesz mógł mi się wypłakać w ramię - obiecał. - I cię przytulę jak najmocniej się da.

- Dziękuję, Jungkookie. - ponownie pociągnąłem nosem. - A w co jesteś ubrany?

- Koszulkę, dresy i bluzę mam przewieszoną wokół pasa... - odpowiedział. - Dlaczego pytasz?

- Nie zabrałem kurtki z domu, a tu jest troszkę zimno i chciałem zapytać czy nie masz przypadkiem dodatkowej bluzy. - wyznałem z westchnięciem. - Ale skoro nie masz to spokojnie. Wytrzymam. Mi jest gorąco od płaczu.

- Mi jest gorąco od biegania, mogę ci oddać swoją, to nie problem - powiedział od razu. - I tak jej nie założyłem, więc nie jest spocona.

- Nie, nie trzeba. - oznajmiłem. - Gdzie już jesteś?

- Kilka kroków, mogę się rozłączyć? Będę za mniej niż minutę.

- Tak, tak, oczywiście. - przetarłem ręką oczy, żeby choć trochę wyglądać jak człowiek. Nie chciałem być brzydkim dla Jungkooka.

- Zaraz będę, skarbie mój - wyszeptał czułym głosem i się rozłączył. Nawet nie wiedział jak potrafił mi takimi przezwiskami poprawić chociaż odrobinę humor. Pomógłby mi do końca swoim uśmiechem oraz długim oraz pełnym miłości uściskiem. Czekałem na to.

Nie kazał mi na siebie długo czekać. Jak obiecał, był minutę albo nawet mniej na miejscu. Przy mnie. Nie kłamał.

- Koteczku, płakałeś - stwierdził zmartwiony po tym jak zobaczył moje czerwone oczy. Ale mimo wszystko się uśmiechnął pogodnie. - Nadal jesteś najpiękniejszy, ale zdecydowanie bardziej wolę twój uśmiech.

- Czyli jednak nie przytulisz mnie, bo płakałem? - zapytałem cicho, pociągając nosem. - Przepraszam.

- Kochanie, obiecałem ci, więc to zrobię, a nawet jeśli bym ci nie obiecał i tak bym to zrobił - wyznał, siadając za mną i wziął mnie w swoje ramiona. Tego potrzebowałem. - Rozumiem cię i dlaczego płakałeś. Nie przepraszaj, kruszynko.

- Ona mnie zabije. - wyłkałem wtulając się w starszego o miesiąc chłopaka. - Tym razem jej się to uda, a ja bez ciebie nie chce odchodzić.

- Nie zabije cię - powiedział cicho. - Nie pozwolę na to. Znajdę jakieś rozwiązanie. Ale na razie musisz mi coś obiecać.

- Co takiego? - zamknąłem mocno oczy.

- Gdyby coś próbowała zrobić, nie czekaj i do mnie zadzwoń albo do mnie ucieknij. Zawsze dla ciebie będzie miejsce w moim domu.

- A co jak nie zdążę? - wyszeptałem, czując jak zaczynam drżeć. - Wtedy to ja będę twoim aniołkiem stróżem.

- Spokojnie. Zdążysz. A ja się już o to postaram - pocałował mnie w czoło. - Uwierz we mnie.

- Ja tak bardzo cię kocham. Nie chce cię krzywdzić, tak jak babcia mnie skrzywdziła.

- Nie skrzywdzisz, nie uda ci się tego zrobić - mruknął. - Boli cię bardzo ta noga?

- Troszkę. Dam radę iść sam, ale pomóż mi wstać. - wyznałem cicho.

- A nie chcesz na barana? - spytał. - Chętnie cię wezmę.

- A-a mogę? - zapytałem niepewnie, spoglądając z dołu na jego twarz.

- Oczywiście, że tak - zaśmiał się cicho. - Nie możesz nadwyrężać swojej nogi. Nawet jeśli cię boli tylko troszkę.

- Jesteś kochany... - ponownie się rozpłakałem. - Nie chce się z tobą rozstawać...

- Ja też nie chcę, dlatego zrobię wszystko, żeby tak się nie stało.

- Dobrze, dobrze. Będę się bronił. - wyszeptałem. - A teraz idźmy do ciebie. Mam coraz mniej czasu.

- Okay - westchnął, wypuszczając mnie ze swoich ramion i sam się podniósł. - Wskakuj, Jiminnie.

- Postaram się... - pociągnąłem ostatni raz nosem i na tyle ile mogłem podniosłem się na równe nogi, po czym wskoczyłem na plecy Jungkooka, który złapał mnie pod udami, żebym tylko nie spadł, po czym pocałował mnie w nosek, gdy ułożyłem podbródek na jego ramieniu, wtulając się w jego szyję. Ubóstwiałem zapach jego skóry, jak i jego całego. Do tego ciepło ciała Jungkooka było doprawdy nieziemskie... On cały był nieziemski...

--------------------------

Obiecany rozdzialik ^^

Co o nim sądzicie? ^^

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro