Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 59

Park Jimin:

Cały weekend mi i Jungkookowi udało się spędzić wspólnie. Moi rodzice wyjechali, dlatego mieliśmy dla siebie mój dom, więc nie obyło się bez pieszczot, miziania, siedzenia do późna, czy wygłupiania się, chociaż jak teraz na to spojrzeć to najwięcej się całowaliśmy. Nie mogliśmy krótko mówiąc się ode siebie odkleić. Te trzy dni były nasze. Tylko i wyłączne nasze.

W niedzielę wieczorem, oczywiście z wielką niechęcią musieliśmy się rozstać. Może gdybyśmy chodzili do tych samych szkół to miałbym lepszy humor, ale no niestety tak nie było. Wtorkowa próba została odwołana ze względu na wycieczkę, w której uczestniczyli wszyscy moi przyjaciele. Ja nie mogłem pojechać. Dyrektor z góry mi oznajmił, że nie jadę, bo muszę ćwiczyć. Nie powiem zrobiło mi się przykro, ale wolałem nic nie mówić Jungkookowi. Pewnie miał własne problemy, a ja do tego zrzucałem na niego te swoje. Do tego piosenka i występ... Naprawdę nie było nic gorszego od tego. Kiedy był przy mnie Jungkook spałem spokojnie, lecz gdy zostałem sam śniłem ciągle ten sam koszmar, więc często wychodziłem późno w nocy z domu, oczywiście nie mówiąc o tym mojemu chłopakowi. Na całe szczęście udało mi się jako tako napisać piosenkę, a Yoongi hyung obiecał, że jak wróci z wycieczki to wraz z Namjoonem pomogą mi z podkładem muzycznym., co też zrobili w środę. Naprawdę byłem wdzięczny, ale nie zmieniłem zdania w kwestii przyjaźni, jednak dzięki takim akcjom byłem coraz bliższy zmiany zdania. To chyba dobrze, nie?

I wreszcie czwartek. Nie widziałem się trzy dni z Jungkookiem i w końcu mogłem go spotkać, tylko dlaczego na chwilę przed moim ośmieszeniem się? Ale no tak. Musiałem się opanować. Jak tylko po skończonych lekcjach, zająłem moje stałe miejsce na parapecie, poczułem, że się niecierpliwie. Wiedziałem, że Somin i Jungkook mają trochę daleko ze swojej szkoły, ale jednak pragnąłem by szybko się zjawił. Jego osoba mnie uspokajała, a to naprawdę było mi potrzebne, bo byłem bliski zemdlenia ze stresu.

- Spokojnie. - mówiłem do siebie w myślach. - Zaśpiewasz ładnie. Nieprawda. - moja mina pewnie wyrażała frustrację, żal, stres i niezdecydowanie, lecz blada była na więcej niż sto procent. Poruszanie się liści na wietrze za oknem trochę działało na mnie kojąco, ale łzy nie opuszczały moich oczu. Wręcz się w nich mnożyły...

- Mój zdolny artysto, nie płakusiaj - po jakimś czasie usłyszałem szept osoby, która mogła mi najbardziej pomóc. I dzięki Bogu. - Bo zaraz twój zdolny miś zacznie płakać.

Podskoczyłem do góry zaskoczony, odwracając jeszcze bardziej głowę w stronę okna i przetarłem oczy rękawem bluzy Jungkooka, którą wyjątkowo na siebie założyłem. W ten sposób będę miał chociaż cząstkę chłopaka przy sobie w czasie występu i może jego zapach mnie uspokoi.

- Nie płacze. - zaprzeczyłem, pociągając nosem i odwróciłem się w jego stronę. - Witaj, misiu.

- Nie okłamuj mnie, bo widzę, że masz mokre oczy - wymamrotał, poprawiając mi dyskretnie włosy. - Poradzisz sobie, skarbie mój. Dasz radę.

- Nie chce w tej chwili o tym rozmawiać. - wyszeptałem, przytulając się do niego. - Stęskniłem się.

- Ja też - westchnął, od razu oddając uścisk. - Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem cię mieć z powrotem w swoich ramionach i dać ci buzi, i jeszcze mieć znowu swoją kruszynkę przy sobie.

- Przepraszam, że się z tobą nie spotkałem ani razu przez te dni. - puściłem go z objęć. - Musiałem się zająć piosenką...

- Nie szkodzi, ale po tym zabieram cię do siebie i tam się tobą nacieszę - wymamrotał, uśmiechając się lekko w moim kierunku.

- A twoi rodzice? - zacząłem bawić się swoimi palcami.

- Przeszkadzają ci? - spytał niepewnie.

- Ja im chyba bardziej... - spuściłem wzrok.

- O czym ty mówisz? - zadał kolejne pytanie, tym razem będąc zdziwionym. - Przecież oni cię kochają. Traktują cię jak syna.

- Naprawdę? - tym razem ja się zaskoczyłem.

- No - zaśmiał się wesoło. - Naprawdę się cieszą, że jesteśmy razem. I mówią, że nie mogłem trafić lepiej.

- L-lubią mnie? - zająknąłem się

- Jiminnie, oni cię nawet chyba pokochali - mruknął rozbawiony.

- To cieszę się. - oznajmił razu poprawił mi się humor. - Nie wiem dlaczego mnie lubią, ale naprawdę się cieszę.

- Uważają, że jesteś przesłodki i sprawiasz, że jestem szczęśliwy, więc to jest wystarczający powód.

- Czy każdy uważa, że jestem słodki? - spytałem mruknięciem.

- Tak. - odpowiedzieli jednogłośnie nasi przyjaciele, którzy znaleźli się nagle w sali.

- No widzisz? - wzruszył ramionami uśmiechnięty. - Jesteś i to bardzo. Ale na szczęście, w całości mój.

- Nieprawda. - mruknęła Somin, przytulając mnie. - Kiedyś ci go ukradnę i zamknę w piwnicy. - przełknąłem ciężko ślinę.

- Nie próbuj, zamykaj swojego chłopaka w piwnicy - Jungkookie od razu mnie odsunął od niej i objął ramieniem.

- Ona tak serio? - zapytałem cicho.

- Nie - wyszeptał. - A jeśli tak to mam nadzieję, że wycofa swoje słowa.

- Oczywiście, że żartuje. - westchnęła ciężko dziewczyna. - Mamy dobre wieści, więc trzeba było trochę atmosferę rozluźnić.

- Jakie dobre wieści? - spytał Jungkook, przeczesując moje włosy.

- Przechytrzyliśmy dyra. - oznajmił Taehyung

- Rozwiń swoją myśl.

- Powiedział, że Jimin ma nie mieć opaski na oczach. - zaczął tłumaczyć szatyn. - Ale nic nie mówił o staniu tyłem, chyba...

- Może mieć też okulary przeciwsłoneczne i zamknąć oczy - zaproponował Kookie, wzdychając.

- Dyrektor mu nie pozwoli. - burknął Jin. - Ponoć ma być ten gość od naszego występu.

- Ugh - mruknął pod nosem Namjoon. - Zobaczymy co da się zrobić. Spróbujmy najpierw z tym tyłem albo chociaż bokiem.

- Nie dam rady. - oznajmiłem złamanym głosem, a następnie wybiegłem z sali, ruszając w kierunku toalety po czym zamknąłem się w jednej z kabin, w której zaraz nachyliłem się nad muszlą klozetową i zacząłem wymiotować. Stres źle na mnie działał.

Po krótkiej chwili poczułem czyjąś dłoń na swoich plecach, która zaraz zaczęła je masować z czułością, a druga zajęła się trzymaniem moich włosów bym ich przypadkiem nie pobrudził. Wiedziałem, że to Jungkookie. - Kochanie, dasz radę. Uwierz w swoje możliwości, proszę. Jesteś zdolny i to bardzo.

- Nie jestem. - pokręciłem przecząco głową, gdy skończyłem zwracać swoje śniadanie. - Ośmieszę się.

- Uwierzę we wszystko, ale nie w to, bo przekonałem się, że masz wspaniały głos - mruknął. - Proszę, kochanie. Nigdy bym cię nie okłamał, więc mi uwierz.

- Kocham cię, Jungkookie, dlatego też ci wierzę, ale się boję. - załkałem, przytulając się do mojego chłopaka.

- Każdy się boi nowych rzeczy - pocałował mnie w głowę. - Ale, żeby pokonać strach, musisz to zrobić. Wiem, że dasz radę. Przy sytuacji z panią psycholog dałeś radę. Teraz też.

- Ale to jest gorsze. - pociągnąłem nosem, ukrywając twarz w jego koszulce. - Ja tego nie zrobię.

- Teraz zbytnio nie masz wyjścia, Jimin. - westchnął Jin. Od jakiegoś czasu ze mną nie rozmawiał, dlatego zdziwiłem się

- Powiecie, że się rozchorowałem... - spojrzałem na chłopaka, który położył mi rękę na ramieniu.

- Dyrektor cię widział. - uklęknął przy mnie. - Blondasku, śpiewasz cudownie. Nie masz się czego wstydzić, bo można ci tylko zazdrościć talentu. Poza tym twoi przyjaciele i chłopak będą ci najgłośniej jak mogą klaskać i oczywiście bić tych, którym się nie podobało. - zaśmiał się. - Prawda Jungkook?

- Dokładnie - potwierdził czarnowłosy. - Chociaż będę tańczył i tak będę ci klaskał najgłośniej. A jestem w stanie kogoś uderzyć jak mi się nie spodoba jego zachowanie.

- No widzisz? Chociaż w tym się zgadzamy. - poczochrał mi włosy brunet. - A teraz uśmiech wykrzyw na twarzy i pokaż kto rządzi w tej szkole.

- N-na pewno mogę stać tyłem? - wstałem z ziemi, nie puszczając czarnookiego z ramion.

- Nie wiemy, ale my ci pozwalamy. - puścił mi oczko Taehyung. - Poza tym zaraz udusisz Jungkooka.

- Ups... - szybko poluźniłem uścisk, odsuwając się od chłopaka. - Przepraszam, misiu.

- Nie udusiłeś mnie, nie przepraszaj - Jungkookie się zaśmiał, całując mnie jeszcze raz w włosy. - Dasz sobie radę. Uwierz mi.

- Wierzę. - uśmiechnąłem się słodko, patrząc mu w oczy. - Kocham cię.

- Kocham jak to mówisz - mruknął szeroko uśmiechnięty. - I kocham ciebie.

- Aw~ Jakie to słodkie. - rozczuliła się Somin. - A teraz ruszać swoje leniwe dupy i idziemy na salę.

- Idźcie, zaraz przyjdziemy - poprosił ją mój chłopak, a ja wiedziałem, że wreszcie po tych kilku pełnych tęsknoty dniach, chciał mnie pocałować. Zresztą ja też tego chciałem.

- Dlaczego zostaliśmy? - spłukałem to co znalazło się w toalecie i spojrzałem ponownie na Jungkooka. Wolałem się upewnić co do jego planów.

- Mogę cię pocałować? - wyszeptał, poprawiając moje włosy. - Naprawdę się za tobą stęskniłem.

- Czemu mnie pytasz? - zdziwiłem się. - Rzadko kiedy pytasz o pozwolenie na to. Coś się stało?

- Bo wolę się upewnić, że mogę - wyjaśnił, spuszczając wzrok. - I chcę pocałować cię... dłużej niż zwykle.

- Przed chwilą wymiotowałem, więc to może być zły pomysł. - pogładziłem jego policzek kciukiem.

- Mam naprawdę to gdzieś - ponownie spojrzał się na mnie. - Mogę?

- Ale źle pachnie mi z ust. - zmieszałem się, bo bardzo tego chciałem.

- Jak z rana się całujemy to wtedy też nam pachnie źle, ale nie zwracamy na to uwagi - westchnął. - To mogę czy nie?

- A jak długo, Jungkook? - zarzuciłem ręce na jego szyję.

- Dopóki sam uznasz, że masz dość - delikatnie wepchnął mnie do jednej z kabin, którą zaraz zamknął i przycisnął mnie do jej drzwi. - Weź głęboki wdech, skarbie.

- Głęboki wdech, co? - zdziwiłem się, lecz nie otrzymałem odpowiedzi na moje pytanie, ponieważ najwidoczniej Jungkook nie mógł się już powstrzymać, dlatego z niebywałą pasją i tęsknotą wpił się w moje usta, zaczynając je namiętnie pieścić.

Wkręciłem się tak w ten pocałunek, że nawet nie wiem kiedy sam próbowałem przejąć dominację, ale wiedziałem, że Jungkook na to nie pozwoli. Był taki wspaniały. Mimo że to zbliżenie było pełne namiętności, pokazywało, że naprawdę za mną tęsknił, kochał mnie nad wszystko. Był cudowny.

- Kocham cię - wysapał, kiedy po pełnym emocji pocałunku ukrył swoją twarz w mojej szyi. - Tak bardzo cię kocham.

- Ja ciebie też. - wyszeptałem, przytulając go. - Wszystko w porządku?

- Oczywiście - przytaknął. - Po prostu muszę teraz zebrać po tym myśli. To było intensywne.

- Mi się podobało, ale prawda. Mocno intensywne. - pocałowałem chłopaka w ucho. - Lubię jak jesteś taki stanowczy i... też tęskniłem.

- To co? Będziesz chciał po występie przyjść do mnie? - wymruczał, przytulając mnie mocniej do siebie. - O ile masz chęci i czas.

- Dobrze. - pokiwałem głową, odwzajemniając uścisk. - Tylko przy tobie się uspokoję po występie, o ile... nie zemdleję.

- Będę twoim księciem i cię uratuję - zaśmiał się cicho. - Dasz radę, skarbie mój.

- Miałeś być rycerzem, a ja twoim księciem. Co się zmieniło? - zachichotałem lekko, wdychając jego zapach.

- Rycerz, książę, co za różnica? - wzruszył ramionami. - Ważne, że twój.

- Chłopaki! Dyrektor przyszedł! - usłyszeliśmy krzyk Somin.

- Nie chcę tam iść - burknął Jungkookie, odsuwając się ode mnie z westchnięciem. - Jak do mnie przyjdziesz to utulę cię i zrobię ci coś słodkiego do jedzenia.

- Ty? Zrobisz mi coś do jedzenia? - zdziwiłem się. - Jesteś pewny?

- Weź się ze mnie nie nabijaj - jęknął, przewracając oczami. - Jestem pewien. Mama mnie trochę poduczyła.

- Naprawdę? - ucieszyłem się, całując go w policzek. - Jestem z ciebie bardzo dumny.

- Staram się - uśmiechnął się lekko i odwzajemnił pocałunek. - Dziękuję. Kocham cię, kruszynko.

- Ja ciebie też. - pocałowałem tym razem króciutko jego usta i otworzyłem drzwi od kabiny, wychodząc zaraz z łazienki ramię w ramię z moim ukochanym, który, żeby mnie jeszcze bardziej wesprzeć posyłał mi ciepłe uśmiechy.

-----------------------

Prosz, prosz, rozdzialik ^^

Wyszedł chyba... spoko...

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro