Rozdział 52
- Nie dziękuj tylko bywaj tutaj częściej. - rzuciła na koniec, po czym Jungkook pobiegł pędem dana górę.
~***~
- Jesteś słodki jak boisz się, że twoja mama powie mi coś czego nie powinna. - zachichotałem całując chłopaka w policzek.
- Nawet nie wiesz ile było za mną sytuacji, które nie powinny ujrzeć światła dziennego - wyznał, wzdychając.
- Właśnie podałeś mi na tacy pretekst do odwiedzania cię, gdy jesteś nieobecny w domu, a twoja mama akurat tak. - uśmiechnąłem się, podskakując na jego plecach. - Kocham cię. - dodałem słodkim głosikiem wtulając policzek we włosy mojego rycerza.
- Nie przychodź tutaj jak nie ma w domu - poprosił, a jego głos wskazywał na to, że się uśmiechał. - Proszę. Ja też cię kocham.
- Zastanowię się, ciasteczko. - zaśmiałem się. - Ale masz pokój... - zeskoczyłem z jego pleców po przekroczeniu progu jego królestwa i poleciałem do kolekcji nagród chłopaka. - Ile złota... Jestem w związku z gwiazdą...
- Czy ja wiem - wzruszył ramionami. - To że wygrałem kilka nagród to nic nie znaczy.
- Ja nie mam żadnej, więc jednak coś znaczy. - oznajmiłem, biorąc jeden puchar w ręce. - Jaki duży. Za co?
- Mistrzostwa kraju - wyjaśnił. - Udało mi się wygrać.
- Ludzie, to może lepiej to odłożę, bo ze mnie niezdara - zrobiłem tak jak powiedziałem. - A teraz tuli misiu koteczka. - uśmiechnąłem się szeroko, wskakując na stojącego chłopaka i zamknąłem go w szczelnym uścisku.
- Mój kochany - pocałował mój policzek. - Mogę nas położyć?
- Już nie jestem taki lekki, co? - zachichotałem kiwając głową na tak.
- Nie, po prostu chcę troszkę odpocząć - wyznał. - A ty i łóżko pomożecie mi w tym - dodał kiedy zauważył, że chcę coś powiedzieć.
- No dobrze. - odparłem głowę o jego czoło i musnąłem jego nos.
- Moja kochana kruszynka - zaśmiał się cicho, przytulając mnie do siebie.
- Mam nowy przydomek. - ucieszyłem się. - Kocham cię bardzo mocno, wiesz?
- Tak samo jak ja, skarbie - musnął moje usta, a potem policzek oraz czoło. - I nigdy się to nie zmieni.
- Nigdy przenigdy? - spojrzałem mu głęboko w oczy.
- Nigdy przenigdy - potwierdził z uśmiechem. - Nie umiem się ciebie pozbyć z mojego serca. A nawet nie chcę.
- Potrafisz być jednak romantyczniejszy niż ja. - zacząłem skakać. - Kookie. Na łóżko. Zrobię Ci masaż.
- Nie musisz tego robić - mruknął, wzdychając. - Naprawdę.
- Ale ja chce. - wydąłem dna wargę. - I gdzie masz Minnie?
- To skoro chcesz, nie krępuj się - zdjął z siebie bluzę i położył się wygodniej. - Śpi w salonie.
- O ludzie... - mruknąłem pod nosem i zarumieniłem się, gdy ujrzałem umięśnioną klatkę piersiową chłopaka, ale mimo wszystko usiadłem na jego plecach zaczynając robić masaż. - Jest dobrze?
- Jest bardzo dobrze - wymruczał, rozluźniając się pod moim dotykiem. - Chodziłeś gdzieś na jakiś kurs?
- Robię to pierwszy raz w życiu - zaśmiałem się, ciesząc się z możliwości dotykania jego cudzej skóry.
- Twoje paluszki działają cuda - stwierdził cicho. - Ty jesteś cudny.
- Mogę coś spróbować? - spytałem niepewnie.
- Proszę bardzo - pozwolił mi, kładąc ręce pod podbródek.
Słysząc zgodę z pomiędzy jego warg, pochyliłem się i zacząłem w rytm ruchu moim rąk, muskać ustami jego szyję.
- Gdzie ty byłeś moje całe życie? - zapytał, uśmiechając się pod nosem. - Moja idealna kruszynka.
- Cały czas byłem u siebie w domu. - wyszeptałem w jego skórę. - Wystarczyło poszukać i zapukać.
- Jeśli wiedziałbym, że ktoś taki jak ty mieszka w tym samym miejscu - zaczął. - To byłbym desperatem, który chodzi po domach nie tylko w Halloween.
- Ale porównanie. - zaśmiałem się. - Ważne, że trafiłeś do szkoły, w której się uczę i zawalczyłeś o mnie. Reszta nie jest ważna...
- Jestem wdzięczny sobie - z jego ust również wyleciał śmiech. - Naprawdę.
- To, że jesteśmy razem jest tylko twoją zasługą. - pocałowałem tym razem skroń chłopaka. - Dzięki tobie też zaczynam odrzucać od siebie natarczywą nieśmiałość. Ale no nie jesteś aż takim cudotwórcą by się jej całkowicie pozbyć...
- Ty jesteś cudotwórcą, Jiminnie - wymruczał. - Moim cudotwórcą.
- Niby co mi daje taki status? - spytałem, ponownie zaczynając pieścić wargami jego skórę na szyi.
- Wyznam ci, że przed poznaniem ciebie niewiele się uśmiechałem w innym towarzystwie niż Somin. Nie czułem, że to będzie dobre - westchnął. - Kiedy zjawiłeś się ty od tamtej pory miałem ochotę skakać ze szczęścia, śpiewać i pokazywać moją radość. Zmieniłeś mnie na lepsze. No i przyjemność, którą mi sprawiasz. To niesamowite, że twoje towarzystwo daje mi tyle dobrych rzeczy.
- Masz też ze mną bardzo ciężko...- spostrzegłem - Trochę trudne jest ogarnięcie takiego człowieka jakim jestem ja. Dziękuję sobie, że wywołuje twój częstszy uśmiech i radość, ale... Jesteś pewny, że to kiedyś nie zniknie i nie zacznę cię wkurzać, mimo że mnie kochasz?
- Mogę ci obiecać, że to nie zniknie i nie zaczniesz mnie denerwować, bo mam zbyt duże doświadczenie z Somin i nikt mnie nie irytuje tak jak ona - zaśmiał się cicho.
- Nie wiem o wielu rzeczach w tym świecie.... Tłumaczenie mi wszystkiego może zacząć irytować - stwierdziłem, zaczynając muskać jego kręgi szyjne.
- Cieszę się, że dzięki mnie poznajesz nowe rzeczy, nie irytuje mnie to - wzruszył delikatnie ramionami, żeby nie przerywać mojej pracy.
- Jesteś bardzo kochany. - zachichotałem. - I masz pyszną skórę.
- Z tego też się cieszę - uśmiechnął się szeroko. - Zasmakowała ci, co?
- Bardzo... Kiedyś cię ugotuję i całego zjem z mlaskaniem. - zaśmiałem się głośniej.
- Brzmi z jednej strony dobrze, a z drugiej przerażająco - mruknął rozbawiony.
- Nie chciałbyś poznać mnie od środka? Dobrze wiedzieć... - mruknąłem udając niezadowolenie.
- Chciałbym, chciałbym, przecież powiedziałem, że brzmi dobrze - odparł cicho.
- Słyszałem jak raz rozmawiałeś na próbie z Somin... Mogę się o coś spytać? - zjechałem z jego placów i położyłem się obok, żeby mieć lepszy widok na jego twarz.
- Tak, koteczku, pytaj - miał przymknięte powieki. Najwyraźniej było mu naprawdę przyjemnie.
- Somin powiedziała "Już niedługo spenetrujesz tyły, Jungkook. Mówię Ci" - zacytowałem dziewczynę. - o co chodziło i co to znaczy, misiu?
- Chodziło jej o seks bo ona chce, żebyśmy to zrobili - wyjaśnił, wzdychając. - Nie przejmuj się. To jest nasza wspólna decyzja. A tyły to twój tyłek.
- Dlaczego gadasz z nią o takich rzeczach? - zarumieniłem się mocno, odwracając w stronę ściany. - Co to niby penetracja tyłka?
- To ona zaczyna zawsze ten temat, ale ja go szybko kończę. Staram się - wyjawił. - Nie wiem jak to ci wytłumaczyć. W skrócie seks.
- Ale, że niedługo? - poczułem szybsze bicie serca. Po naszym ostatnim spotkaniu, wiedziałem, że mimo wszystko ten seks musi być przyjemny.
- Ona tak tylko gada, po prostu nie może się doczekać aż jej cokolwiek powiem, ale to się nie stanie - wytłumaczył, przytulając mnie do siebie. - To jest nasza wspólna decyzja kiedy to zrobimy. Nie jej sprawa.
- A chcesz tego? - odwróciłem swoją głowę, napotykając jego błyszczący wzrok.
- Kocham cię i chcę być koło ciebie blisko - odparł. - Ale to nieważne czy ja chcę. Najważniejsze jest to czy my razem tego chcemy.
- Więc się pytam. Chcesz tego, Jungkookie? - położyłem dłoń na jego policzku, lekko pocierając kciukiem jego skórę.
- Nie odpowiem na to pytanie, ponieważ nie chcę, żebyś się do czegoś zmuszał - powiedział, ponownie przymykając powieki.
- Rozumiem. - posmutniałem nico. - Co robimy?
- Nie smuć się, kochanie - wyszeptał, wplątując palce w moje włosy. - Chcesz znać odpowiedź na to pytanie? Jeśli tak to mogę ci jej udzielić.
- Yhym. - wtuliłem się w jego pierś.
- Tak, chciałbym tego - potwierdził cicho. - Ale poczekam aż będziesz na to zupełnie gotowy.
- A co jak powiem, że jestem? - wyszeptałem cicho.
- Masz jakieś wątpliwości? - spytał, podnosząc moją głowę do góry. - Ale powiedz szczerze.
- Nie, bo wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. - przymknąłem oczy. - Ostatnio zaczynało się przyjemnie. Wiem, że dalszy ciąg mógł być jeszcze lepszy.
- Może i tego nie robiłem, masz rację, może być lepiej, ale na początku może zaboleć - ostrzegł mnie. - No i nie chciałbym ci zrobić krzywdy.
- Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. - objąłem go nogą. - Kocham cię, bardzo, Jungkookie. Wiem, że krzywdy mi nie zrobisz, a... Takie zbliżenie może zacieśnić nasze więzi.
- W porządku - musnął moje usta. - Przygotuje dobrze ten moment, żeby był magiczny.
- Wierzę w to. - zachichotałem. - Naprawdę bardzo cię kocham.
- Ja też cię kocham, skarbie - wyszeptał z tym cudownym uśmiechem. - Moja kruszyna.
- Kocham, kocham, kocham, bardzo mocno. - ścisnąłem go jeszcze bardziej, chichocząc pod nosem. - Mój aniołek stróż. - zawiesiłem się na nim niczym małpka na drzewie.
- Uwielbiam to słyszeć - zaśmiał się cicho. - I uwielbiam mówić ci to samo.
- Zadaję sobie z tego sprawę. - zaciągnąłem się jego zapachem. - Po kolacji mnie odprowadzisz?
- Jeśli chcesz to mogę cię odprowadzić, a jeśli chcesz to możesz zostać - wzruszył ramionami.
- J-jutro miałem z ojcem zacząć poszukiwania dobrej uczelni w Nowym Jorku... - posmutniałem bardzo. - Więc jak zostanę u ciebie to nigdzie nie pojadę...
- Ouh - westchnął, spuszczając swój wzrok. - Musisz naprawdę tam jechać?
- J-ja nie chcę... - wyszeptałem złamanym tonem. - A-ale skoro mam studiować w tamtym mieście to wypadało by mi już wybierać, gdzie będę kontynuował naukę...
- Nie musisz tam studiować - mruknął, ściskając mnie mocniej. - Wiesz o tym?
- Muszę, bo ojciec mnie wydziedziczy . Nie chcę by się mnie wyparł, a... wiem, że jest do tego zdolny. - oznajmiłem mu. - Nie chcę się z tobą rozstawać, a-ale chyba będziemy do tego zmuszeni, wiesz o tym? - nabrałem głęboko powietrza w płuca by nie zacząć płakać.
- Już, spokojnie - wyszeptał ciepłym głosem. - Znajdę jakiś sposób, żebyśmy nie musieli tego robić.
- A co jak ci się nie uda i naprawdę wylecę do Nowego Jorku? - spytałem cicho.
- Nie wiem - powiedział po chwili zastanowienia. - Bo nie biorę pod uwagi tego, że mi się nie uda.
- Ja w ciebie wierzę, ale nie wiem jak to sobie wyobrażać... - westchnąłem bezgłośnie. - Ze mną nie polecisz, bo tutaj jest Somin, z którą tańczysz i pewnie kiedyś coś wielkiego razem osiągniecie, a ja nie będę mógł zostać Korei, ponieważ mój tata zrobi wszystko bym przejął jego firmę. Więcej opcji nie widzę...
- Mimo że Somin jest moją partnerką teraz, nie znaczy, że będzie później. I nie wiadomo czy ona będzie chciała iść w tym samym kierunku co ja. Jeśli nie to będę kontynuował sam - stwierdził. - Polecę za tobą. Ale zrobię wszystko, żebyś nie musiał stąd wylatywać.
- Czyli nasze "na zawsze" jest wieczne, tak? - spojrzałem mu w oczy z nadzieją.
- Tak - przytaknął. - Na wieczność, koteczku.
- Pocałujesz mnie? - spytałem, przejeżdżając palcem po jego klatce piersiowej.
- Jak chcesz, kochanie? - jego wzrok podążał za nim, a on sam uśmiechnął się pod nosem.
- Daje ci wolną rękę... - dotknąłem jego mięśni, lekko je macając.
- Kruszynko - wyszeptał, przybliżając moją twarz do swojej, żeby musnąć moje wargi, z każdym momentem pogłębiając nasz pocałunek. - Jesteś taki piękny...
- Nie przesadzaj... - zawiesiłem ręce na jego szyi, otwierając lekko usta.
- Nie przesadzam - wymruczał, wypuszczając spomiędzy swoich warg ciche westchnięcie, a on sam przeniósł nas tak, żebym ja leżał na plecach, a on wisiał nade mną. Jego dłonie głaskały z czułością mój bok chcąc pewnie, żeby było mi jak najlepiej. - Kocham cię.
- Ja ciebie też... - oplotłem go nogami na biodrach. - Jest mi tak przyjemnie...
- Mi też, kochanie, mi też - spojrzał się na mnie z uśmiechem. - Nie wiesz jak bardzo szaleje przez ciebie.
- Oj wiem.... - zachichotałem, czując narastający problem w jego spodniach. - Ja przez ciebie też....
- Cieszysz się z tego powodu, hm? - wyszeptał, zaczynając obcałowywać moją twarz. - Że tak na mnie działasz?
- Bardzo... – wysapałem z uśmiechem.
Resztę tej godziny robiliśmy to samo, a przerwała nam dopiero mama Jungkooka, która zapukała w drzwi oznajmiając naszej dwójce, że kolacja czeka na stole. Wraz z moim ukochanym szybko się ogarnęliśmy, ale i tak zejście na dół przedłużyło się, bo nie chciałem mu oddać koszulki. Odzyskał ją dopiero, gdy wyłaskotał mnie całego na swoim łóżku, ponieważ za nic nie chciałem mu oddać ubrania. W końcu jednak zaczęliśmy jeść przy jednym stole z rodzicami Jungkooka. Jego mama mimo obecności syna, opowiedziała mi kilka interesujących faktów z jego życia, przez co z całej siły starałem się nie wybuchnąć śmiechem, a to tylko z tego powodu by bardziej nie załamywać już zawstydzonego ukochanego. Podziękowałem w następnej kolejności za pyszną kolację i zaoferowałem, że kiedyś to ja się odwdzięczę równie pysznym daniem, na co kobieta machnęła ręką i powiedziała, że nie muszę tak jej wychwalać, bo i tak mnie polubiła. Nie pojmowałem tego co do mnie powiedziała, ponieważ mówiłem prawdę, lecz zrozumiałem, gdy Jungkook widząc moje zakłopotanie wytłumaczył zarówno mi jak i swojej matce, że rzadko kiedy kłamię i jego mamie chodziło o przypodobanie się jej komplementami. Zawstydziłem się bardzo ze swojej głupoty, na co rodzina się zaśmiała, a potem wraz z Jungkookiem udaliśmy się do jego pokoju, gdyż w trakcie kolacji zostało ustalone, że u niego zostaje. Napisałem do mojego taty wiadomość, że jutro nie możemy nigdzie jechać, ponieważ nocuje u kolegi z powodu projektu, na co niechętnie przystał i resztę wieczoru spędziłem z moim chłopakiem na wygłupach, całowaniu, mizianiu i przytulaskach, których było zdecydowanie najwięcej, a po całym dniu emocji zasnęliśmy w swoich objęciach, lecz ta noc nie była spokojna...
----------------------------------
Prosz, prosz, wasz next ^^
Podobało się i w ogóle? <3
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro