Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

- Dobrze - odłożyłem kociaki na moje łóżko i udałem się za dziewczyną na dół.

~***~

W kuchni tak jak było wcześniej ustalone, zrobiliśmy dla Jungkooka kokosowe ciasto z polewą waniliową. Kookie zdążył w tym czasie wyjść z toalety, więc jak zabroniliśmy mu wchodzić do kuchni to usiadł w salonie, przeglądając coś w telefonie. Jego mina była bardzo słodka, gdy ciasto postawiłem na stoliku przed nim - To na przeprosiny.

- Za moje wspaniałe żarty - dodała Somin, siadając koło Kooka.

- Tobie wybaczę, jak przestaniesz tak okrutnie żartować - powiedział do swojej przyjaciółki, a potem spojrzał się na mnie z uśmiechem. - A na ciebie się gniewać nie umiem.

- Somin twierdzi, że mnie kochasz. To dużo wyjaśnia - zachichotałem, odwzajemniając uśmiech chłopaka.

- Pierwszy raz się z nią zgodzę - jego wzrok zwrócił się ku przyjaciółce. - Zapamiętaj ten moment, bo drugiego razu może nie być.

- Tak po prostu mu to mówisz, patafianie? - walnęła chłopaka w ramię - Jesteś idiotą i skończysz we friendzone.

- Ja nie jestem tobą - zauważył będąc zadowolonym ze swojego spostrzeżenia. - I tak. Po prostu mu to mówię, bo wiem, że nasze relacje się przez to nie popsują. Prawda, Jiminnie?

- Nie wiem. Zastanowię się. - zrobiłem słodką minkę, by nie był zły.

- To cios prosto w moje serce - złapał się teatralnie, gdzie ten narząd się znajdował. - Jak możesz tak zwlekać?

- Nie chciałem cię zranić. Przepraszam - wyszeptałem skruszony, a moje oczy zaszły łzami - Wiesz, że ja tego nie robię specjalnie. Tylko żartowałem. - dodałem złamanym tonem.

- Jiminnie, przepraszam - od razu wstał by mnie mocno przytulić. - Ja też sobie tylko żartowałem. Wiem, że żartowałeś. Koteczku, nie płacz, proszę - wyszeptał, gładząc moje plecy. - Zapomniałem się. Przepraszam.

- Nie lubię jak tak żartujesz - wtuliłem się w niego - Dobrze wiesz, że ja nie wiem, kiedy mówisz tak na serio, a kiedy nie. Nie znam się na tym - pociągnąłem nosem.

- Dobrze, już nie będę tak żartował - westchnął. - Naprawdę cię przepraszam.

- Wszystko już dobrze - oderwałem się od niego, przypominając sobie o Somin siedzącej na kanapie - Pójdę zmienić dla was pościel...

- Dobrze - chłopak pokiwał lekko głową, siadając z powrotem na kanapie koło swojej przyjaciółki.

Chciałem jeszcze coś dodać, lecz w ostatniej chwili zrezygnowałem z tego i pobiegłem na górę. Tak jak mówiłem, zmieniłem materiał i zabrałem się za ściąganie podartych firan, uważając cały czas na bawiące się kotki. Miałem już schodzić z podstawionego wcześniej krzesła, ale przez nieuwagę moja noga zaplątała się w materiały, więc straciłem równowagę, spadając z hukiem na twardą podłogę, parę centymetrów od dywanu. Podniosłem się z jękiem bólu. Bolały mnie strasznie plecy i czułem, że bez siniaków się nie obejdzie. Moja oszpecona ręka również ucierpiała co dodawało mi kolejne dawki bólu. Postanowiłem pójść do kuchni, gdzie były tabletki i różnorakie maście. Jungkook i Somin rozmawiali na kanapie, ale nie wiedziałem, czy mnie zauważyli, bo nie zwracałem na to zbytnio uwagi. W kuchni zacząłem szukać leków, lecz gdy je w końcu znalazłem, okazało się, że były w górnej szafce na samej górze. Usiadłem ociężale na krześle z całej siły starając się nie popłakać, bo wiedziałem, że Jungkook to może usłyszeć, a już wystarczająco popsułem mu dzień.

- Jiminnie? - ciepły głos mojego chłopaka odciągnął na chwilę od skupieniu się na bólu. - Wszystko w porządku?

- Tak, tylko chciałem się napić wody - skłamałem cicho.

- Przecież widzę, że się krzywisz - wyszeptał, kiedy uklęknął na przeciwko mnie. - I zdecydowanie nie umiesz kłamać. Co cię boli?

- N-nic - uśmiechnąłem się lekko, by potwierdzić swoje słowa - Dobrze się czuję.

- Koteczku, nie lubię jak ktoś mnie kłamie, a ty ewidentnie to robisz - westchnął, gładząc moje kolano. - Chcę twojego dobra. Powiedz mi o co chodzi.

- Spadłem z krzesła i uderzyłem w podłogę - przestałem patrzeć mu w oczy. - Nie dosięgam po tabletki, a bolą mnie plecy i ręka.

- Trzeba było tak od razu, powiesz mi gdzie są tabletki? Sięgnę ci po nie i jak znajdę jakąś maść to też ci to pomogę wmasować, dobrze? - zapytał, łapiąc mnie za dłoń.

- Tam - wskazałem palcem odpowiednią szafkę - I dziękuję z góry.

- Nie dziękuj - wstał do pozycji pionowej, kierując się od razu w odpowiednim kierunku, żeby sięgnąć leki, które miały uśmierzyć mój ból. Przeszukał szafkę, wyciągając wszystko co według niego wydało się słuszne i otworzył lodówkę, w której znalazł maść, która miała za zadanie wspomóc tylko zagojenie się siniaków powstałych w skutek upadku. - Proszę - podał mi szklankę z wodą i odpowiednią tabletkę. - To ci trochę złagodzi ból, a zaraz ci wysmaruję plecy.

- Mhm... - wziąłem tabletkę i szybko ją połknąłem. - Ale uważaj dobrze?

- Obiecuję być delikatny - przysunął bliżej drugie krzesło, żebym mógł tam położyć swój tyłek oraz nogi, a sam usiadł za moimi plecami. - Muszę ci podnieść koszulkę, mogę?

- Tak, możesz, misiu - spojrzałem na niego kątem oka, widząc jego szeroki uśmiech, a po chwili poczułem zimną maść na swojej skórze, przez co cicho jęknąłem - Gdyby nie twoje ciepłe paluszki bym tutaj chyba zamarzł - zachichotałem.

- Nie dziwię się wcale - westchnął, będąc w stu procentach skupionym na swojej pracy. - Cały czas to było trzymane w lodówce, więc to nie jest zaskakujące.

- Będą kotki mogły ze mną spać? Ogrzeją mnie trochę, bo w salonie jest dość chłodno o tej porze roku - spytałem, gdy kończył swoją robotę.

- Jesteś pewien, że mamy u ciebie spać? - odpowiedział mi pytaniem. - Damy sobie radę w salonie.

- Tak, jestem pewien - uśmiechnąłem się na potwierdzenie - Jak to wygląda?

- W sensie plecy? - spytał, a ja pokiwałem głową. - Nie ma jeszcze siniaków, ale na pewno się pojawią. Będę ci smarował codziennie, żeby ci szybciej zeszły.

- Nie spotykamy się codziennie... - wyszeptałem, spuszczając swoją bluzkę - Sam sobie z tym poradzę - wstałem z krzesła, podchodząc do szafki, w której był mój zapas soczków w kartonikach - Też chcesz?

- Ale mam u ciebie spać przez dłuższy czas, tak? - spytał, obserwując moje poczynania. - Nie, nie chcę.

- Ale to nie znaczy, że musisz się mną zajmować w dzień. Masz prawo wychodzić z kolegami czy koleżankami - westchnąłem, zamykając mebel.

- Jakbym spotykał się z kimś innym oprócz Somin poza szkołą - mruknął cicho. - Ale dobrze, jeśli ci to przeszkadza, nie będę tego robił.

- Nieprzeszkadza mi tylko już dość cię wykorzystuje - wypowiedziałem swoje myśli nagłos, po czym wyszedłem z kuchni.

----------------------------------------------------

Co dalej, jak myślicie? xD

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro