Rozdział 29
- Mhm.. To jest miłość, Jiminnie - cmoknął mnie w skroń, przytulając do siebie.
- Czyli cię koch...
~***~
- JUNGKOOK! JESTEŚ TUTAJ?! - głos Somin rozniósł się po pomieszczeniu - Mam dla nas obiad, więc się pospiesz, bo wystygnie! Gdzie jesteś pabo?!
- Sama jesteś pabo, idiotko - wyszeptał pod nosem, kręcąc głową. - Czekaj, no! Daj mi się załatwić, melonie! - odkrzyknął, uśmiechając się szeroko w moim kierunku.
- Idź. Wyjdę chwilę po tobie... - wyszeptałem do ucha chłopaka - Dokończymy tę rozmowę za parę dni...
- Koteczku, no nie.. - jęknął cicho w taki sam sposób co ja, niemal zrozpaczony. - Naprawdę?
- Naprawdę. - uśmiechnąłem się, całując go w policzek - Lepiej późno niż wcale, tak?
- No tak - mruknął niezadowolony, odsuwając się ode mnie. - Zabiję ją. Naprawdę w końcu się nie powstrzymam - pokręcił głową, po czym wyszedł z kabiny do przyjaciółki. - Nie wchodzi się do męskiego kibla jeśli jest się dziewczyną. Zapamiętaj to, bo cię uduszę.
- Przecież cię nie podglądałam... Chociaż, fajnie by było zobaczyć twojego małego Juniora - zaśmiała się - Nadal jest taki maciupci? Bo dwa lata temu jak zobaczyłam cię nago w szatni to był mniejszy od klocka lego - klasnęła w dłonie uradowana
- Zamknij się! Nie jest mały, ty głupi arbuzie - westchnął wyraźnie zły na dziewczynę. - Chodź już zjeść, zgłodniałem.
- Już nie melonie? - prychnęła, a po chwili ich wymiany zdań ucichły, więc wyszedłem z kabiny, ruszając w stronę sali prób, gdzie zaraz się znalazłem.
- Jimin! Już myśleliśmy, że zwiałeś! - podleciał do mnie Tae, przytulając do siebie - Dlaczego jesteś cały czerwony?
- J-ja... ź-źle się czuję - wymyśliłem na szybko wymówkę.
- Jesteś rozpalony - stwierdził Jin, który zaraz znalazł się przy nas - Idź może lepiej do domu.
- A-ale próba... - podrapałem się po policzku.
- Zdrowie ważniejsze. Na następnej próbie po prostu zaśpiewasz więcej, a teraz ubieraj się i do domu - rozkazał Jin, wskazując na moje rzeczy.
- D-dobrze... - spuściłem wzrok, podchodząc do mojego plecaka, z którego wyciągnąłem bluzę, zakładając ją na siebie, po czym narzuciłem na to jeszcze kurtkę i wziąłem plecak.
- Jimin, może zadzwoń po tatę, co? - nagle pojawił się obok mnie Hoseok, na co podskoczyłem przestraszony - Przepraszam...
- T-tata jest w p-pracy... Dam sobie radę - uśmiechnąłem się, poprawiając swój plecak.
- To może ja go zaprowadzę? - zaproponował Jungkookie, próbując powstrzymać uśmiech, który cisnął mu się na usta. - Dam mu jakieś leki, zrobię coś do jedzenia i dam wam znać co z nim.
- Jungkook, a z kim zatańczę? - spytała Somin, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Poniesie cię wiatr - zażartował, patrząc na nią. - Możesz ich nauczyć czegoś tańczyć, poradzicie sobie, co nie? - zapytał, biorąc do ręki swoje rzeczy. - Świetnie, cieszę się z tego powodu - powiedział szybko, nie dając im odpowiedzieć. - Na razie, odezwę się później! - krzyknął, łapiąc mnie za rękę, żeby wyjść wspólnie z sali oraz z budynku. - Widzisz, twój chłopak zawsze coś wymyśli, żeby być dłużej z tobą - puścił mi oczko, kiedy już przekroczyliśmy próg szkoły.
- Jesteś szalony - zachichotałem, cmokając jego policzek przeciągle - Idziemy się gdzieś przejść? Albo nie. Jestem głodny, pójdziemy na pizzę?
- Gdziekolwiek chcesz, koteczku - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Sprawdzę tylko ile mam won w plecaku, poczekaj - zatrzymałem nas na chwilę, ściągając z pleców tornister, w którym zacząłem szukać portfela z pieniędzmi.
- Daj spokój - zatrzymał mnie, łapiąc za rękę. - Ja zapłacę.
- Wczoraj za dużo na mnie wydałeś - oznajmiłem - Tym razem ja postawię. Jak znajdę pieniądze, a jak nie to pójdziemy do mojego domu i przeszukam cały pokój - pociągnąłem nosem przez mróz.
- Naprawdę nie - westchnął, stając przede mną. - Nie szukaj. Chodź już, bo faktycznie się przeziębisz. Następnym razem postawisz, dobrze?
- Nie chce na tobie żerować - ponownie pociągnąłem nosem, nie zaprzestając poszukiwań.
- Jiminnie, proszę - złapał mnie za obydwie dłonie, uważając na mój plecak. - Nie żerujesz na mnie. Naprawdę, daj mi zapłacić. Następnym razem ty zapłacisz, a ja nic nie będę miał do gadania, ale teraz mi odpuść.
- Zgoda - ponownie pociągnąłem nosem, wyrywając się lekko z uścisku rąk mojego chłopaka, po czym zapiąłem tornister, ponownie zarzucając go na plecy - To gdzie idziemy?
- Wybierz, gdzie chcesz, bo ja nie mam pomysłu, a może ty masz jakiś - splótł nasze dłonie z lekkim uśmiechem.
- To może jednak ta pizza? Jest tu dość blisko, a ja jestem bardzo głodny. - na potwierdzenie mych słów odezwał się mój brzuch. - Widzisz? Krzyczy, że chce jeść.
- Dobrze, koteczku w takim razie prowadź - poprosił mnie, śmiejąc się z moich słów. - Słodziak.
- Twój słodziak - poprawiłem go zaraz ciągnąc go w kierunku pizzerni, w której po paru minutach się znaleźliśmy oraz zasiedliśmy przy jednym ze stolików. Jungkook zamówił wybrane jedzenie, które jak dla mnie było wyśmienite, ale to nic w porównaniu z naleśnikami Kookiego. Po skończonym posiłku, porozmawialiśmy długi czas, aż w pewnej chwili mój chłopak dostał wiadomość od Somin, że jest w domu i chłopak już może do niej iść. Ubraliśmy się i wyszliśmy z lokalu trzymając za ręce, a ja jeszcze dodatkowo miałem głowę opartą na jego ramieniu - Fajnie, że zwolnili nas z próby. Miłe pożegnanie na te parę dni. - stwierdziłem cicho.
- Powiedz mi, kiedy będziesz chciał, żebym u ciebie nocował i kiedy będziesz będę mógł do ciebie przyjść to przyjdę - uśmiechnął się do mnie lekko z góry. - Szybko zleci, koteczku. Będę cię męczył wiadomościami i telefonami. Tylko nie miej mnie dość bo się naprodukuję - zaśmiał się cicho.
- I tak nie będę mógł spać, więc możesz pisać - odwzajemniłem jego uśmiech i akurat w tej chwili znaleźliśmy się na posesji mojego domu - Jungkook, bo ja... - chciałem mu coś wyznać, więc zatrzymałem nas patrząc wyższemu w oczy, a jemu samemu oddech przyspieszył, lecz przerwał nam dzwonek jego telefonu - Widać Somin się martwi. - zachichotałem odpuszczając.
- Koteczku, błagam, dokończmy to - jego spojrzenie mówiło, że niemal tego pragnie. - Ona mi to specjalnie robi nie wiedząc nawet o tym - mruknął, smutniejąc.
- Dokończymy innym razem - również posmutniałem - Idź do niej i przeproś ode mnie, że tak długo cię przytrzymałem.
- Jak będziesz chciał z kimś porozmawiać to dzwoń - pocałował mnie przeciągle w usta. - Nawet w środku nocy. Zawsze będę dla ciebie dostępny. Pamiętaj, że cię kocham - uśmiechnął się do mnie mimo wszystko lekko. - Do zobaczenia.
-Pamiętam. Pa, Jungkookie - odwzajemniłemjego uśmiech wycofując się tyłem do drzwi domu, które po chwili otworzyłemwchodząc do środka...
--------------------------------------------------
Proszę, next
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro