Rozdział XXVIII
Hej, kochani! 😘
Nie wiem jak Wy, ale ja już czuję ten klimat wolnego tygodnia za sprawą Wszystkich Świętych... i stąd też niewielkie opóźnienie z rozdziałami, bo non stop jestem gdzieś w trasie, ale obiecuję, że to tylko chwilowo.
W ogóle... wiecie, że jesteśmy już minimalnie za połową tej historii? Aż sama w to nie wierzę... i przyznam się, że jak pisałam te części, to wersja była taka, że ta książka skończy się w 4 częściach... a co wyszło? Pięć, epilog, a i tak musiałam robić niewielkie przenoszenia w czasie.. no cóż 😝
Bywa... Mam nadzieję, że jakoś jeszcze ze mną wytrzymacie. Dacie radę, prawda? 😉
Dobra, nie rozwlekam, bo i tak już się rozpisalam. Zapraszam do czytania 😉
Buziaki, kochani 😘😘😘
Ps. Czekam na Wasze komentarze! 💑
Żadnych przeprosin
On nigdy nie dostrzeże, że płaczesz
Udaje, iż nie wie
Że to on jest przyczyną
Tego, że toniesz, toniesz...
Usiadła na fotelu. Było jeszcze bardzo wcześnie. Sara jeszcze spała. Ale ona jakoś nie mogła. Zostało jej tylko kilka dni. Pojutrze musi być już z powrotem z Buenos Aires. Zaczną się znowu zdjęcia, sesje, praca na planie... Z jednej strony, bardzo tęskniła za tym wszystkim. Brakowało jej trochę tego wiecznego ruchu, zapracowania, bycia z ludźmi... brakowało jej jazdy na wrotkach... a z drugiej, trochę się bała. Nie wiedziała na ile będzie potrafiła sobie radzić z obecnością Ruggero na planie. Do tej pory, tylko wyobrażała sobie, co zrobi, gdy już go zobaczy. I wizje te zmieniały się w zależności od jej nastroju. Gdy była zmęczona, to wtedy zawsze widziała siebie płaczącą w kącie, bo on znowu powiedział coś, co przypomniało jej o tych najpiękniejszych chwilach, spędzonych razem na rozmowie, spacerze... czy na pocałunkach. Gdy była wesoła, gdy dobrze się bawiła... wtedy widziała odważną Karol, która potrafi mu odpowiedzieć. Taką, która nie boi się go i wie, że nic nie może jej już zrobić. Karol, która potrafi stanąć na własnych nogach i nie jest zależna od nikogo. Zaś kiedy wieczorem kładła się do łóżka... i zamykała oczy... wtedy zawsze widziała siebie, w jego ramionach. Uśmiechniętą... tonącą w jego pocałunkach i miłosnych wyznaniach, których tak pragnęło jej serce. Marzyła, że ją kocha... słyszała, jak mówi, że to był błąd i że to nieprawda, że nic dla niego nie znaczy. To były najpiękniejsze sny... i kompletnie nierealne. Westchnęła ciężko. Czy to naprawdę będzie zawsze aż takie trudne?
- Nie śpisz już? - brunetka weszła do saloniku i usiadła na drugim fotelu.
- Jakoś nie mogę.
- Boisz się? Tego, że wracasz?
- Sama nie wiem. Chyba po prostu nie jestem jeszcze na to gotowa...
- Wiem, kochanie... - powiedziała cicho brunetka i uścisnęła jej rękę.
- Nie wiem, czy dam radę... spotkać go, rozmawiać z nim, pracować...
- Będzie dobrze, zobaczysz.
- Przecież musi, prawda? - uśmiechnęła się smutno.
- Dokładnie. Musi!... - brunetka przerwała na chwilę. - Chciałabym pojechać tam z Tobą. Wiesz... we dwie zawsze byłoby łatwiej. No i miałby go kto walnąć! - zażartowała. Zaśmiała się cicho.
- Przydałoby się. - powiedziała. - Myślisz, że dam sobie radę? - zapytała, niepewnie.
- Oczywiście, że tak, kochanie! Kto, jak nie ty? Jesteś Karol Sevilla. Gwiazda Disneya. I żaden tam Ruggero Pasquarelli Ci nie podskoczy! Pokaż mu! Pokaż mu, co stracił! I przede wszystkim pokaż mu, że nie będziesz przez takiego idiotę, jak on, wylewać łez! On nie jest tego wart!
- Wiem... i masz rację. Ale to trudne... boję się, że gdy go zobaczę, gdy on mnie dotknie... że to wszystko runie jak domek z kart.
- Nie runie! Musisz tylko w siebie uwierzyć.
- Dzięki. - powiedziała. - Nawet nie wiesz, ile mi pomogłaś.
- W końcu od czego są przyjaciele, Karly... - oczy zielone i brązowe spotkały się, a dziewczęce buzie rozświetlił uśmiech.
...
Postawiła walizkę przed domkiem. Czekały już tylko aż dotrze tu jej mama i zabierze je z powrotem do domu. Pozostało tylko pożegnać się z tym wszystkim... pożegnać się z ciszą, spokojem. I przede wszystkim pożegnać się z wakacjami. Czas wolny się skończył. Jutro musi być już w Buenos Aires, a pojutrze zaczynają pracę na planie. Czekał ją kolejny sezon seriali... kolejne wątki, kolejne przygody, kolejni aktorzy... pora wrócić do rzeczywistości. I to takiej, która dla większości wydaje się być istną bajką. To nie będzie dla niej łatwy powrót. Miała tego pełną świadomość. Ale te kilka tygodni przerwy bardzo dużo jej dało. Może nie naprawiło wszystkiego, może i nie sprawiło, że nagle przestała coś do niego czuć. Była pewna, że to zajmie dużo więcej czasu. Ale przynajmniej była w stanie przeglądać jego zdjęcia bez wybuchania płaczem za każdym razem, gdy tylko widziała go z Candelarią. To, co przeżyła, nadal bolało. Ból nie znika wraz z upływającym czasem, ale nauczyła się z nim żyć i wykorzystywać go we własnym celu. Wiedziała, że jest w stanie znowu go spotkać. Rozmawiać. Grać. Przecież była aktorką. Potrafi udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pokaże mu, że jej nie złamał. Może i jej serce nadal było pozalepiane plastrami i poszyte, to jednak już nie krwawiło tak, jak na początku wakacji. Będzie w stanie spojrzeć mu w oczy... nie wiedziała tylko co w nich zobaczy. I sama nie była pewna, co chciałaby, żeby tam było. Czy chciała jego miłości? Czy może tego, żeby był wobec niej obojętny? Żadna opcja nie była idealna... ale przecież zaraz się o tym przekona... i wszelkie jej myśli przegrają z tym, co okaże się rzeczywistością.
- Karly, Twoja mama już jest! - zawołała brunetka, wchodząc na taras.
- W takim razie, chodźmy! - powiedziała, zaciskając dłoń na rączce walizki. Pora zmierzyć się z rzeczywistością!
...
Wysiadła właśnie z taksówki, kiedy usłyszała dzwoniący telefon. Była już w Argentynie. I tym razem, była tu sama. Mama uznała, że jest już na tyle dorosła, że potrafi przez kilka tygodni poradzić sobie sama w mieście i została na jakiś czas w Meksyku z całą rodziną. Wyjęła telefon z kieszeni bluzy. Na ekranie widniało zdjęcie blondynki.
- Halo, Valu! - powiedziała wesoło.
- Hej, hej! Powiedz, że jesteś już w BA.
- Właśnie dotarłam. Wchodzę do mieszkania, a co?
- Bo chciałam się spotkać. - powiedziała blondynka.
- Pewnie, zapraszam do siebie. - przekręciła kluczyk w drzwiach i weszła do pomieszczenia. Zapaliła światło i z uśmiechem rozejrzała się po znajomych czterech kątach.
- Wiesz, nie obraź się... ale gadanie z Twoją mamą obok... - zaczęła Valentina.
- Jestem sama. Mama została w Meksyku. - odpowiedziała, uśmiechając się łobuzersko do brunetki, która patrzyła na nią z lustrzanej tafli. Wprowadziła walizkę do sypialni i postawiła ją obok łóżka.
- Żartujesz? - zapytała, wyraźnie zaskoczona blondynka. - Puściła Cię samą do wielkiego miasta?
- Owszem. Uznała, że jestem już na tyle dojrzała, że jakoś sobie poradzę.
- Jednak kocham twoją mamę! - zaśmiała się Valentina. - W takim razie, będę za pół godziny! - powiedziała, a następnie się rozłączyła. Odłożyła telefon na szafkę koło łóżka. Nie miała teraz ochoty na rozpakowywanie. Wyszła do kuchni i wstawiła wodę na herbatę. Wróciła do normalności. I nawet się z tego cieszyła.
...
- Jak tam wakacje? - zapytała blondynka, gdy już rozsiadła się na sofie z rękoma na kubku gorącej herbaty. Usiadła na fotelu naprzeciwko.
- W porządku. Tylko zdecydowanie za szybko minęły!
- Oooo tak! Dokładnie! Czemu nie mogli dać nam chociaż dwóch miesięcy? - westchnęła blondynka, wtulając się w miękkie, kolorowe poduszki, które przywiozła do mieszkania z Meksyku.
- Też się nad tym zastanawiam.
- Nie chcę mi się jutro wracać na plan...
- Nie tylko Tobie.
- Caro też nie...
- Lio też pisał, że potrzebuje jeszcze przynajmniej tygodnia...
- Dobra, koniec smutania! - zaśmiała się blondynka. - Jak tak dalej będziemy gadać, to się okaże, że nikt nie chce wracać!
- Duże prawdopodobieństwo! - zaśmiała się wesoło.
- Owszem... ale nieważne. Gdzie byłaś na wojażach?
- W sumie nigdzie. Tylko kilka dni spędziłam w domku letniskowym dziadków. A ty? Co zwiedzałaś? - zapytała.
- Byłam z rodzicami w Paryżu... - westchnęła rozmarzona blondynka. - Nawet nie wiesz, jakie to piękne miasto. Te wszystkie uliczki, i galeria... Byliśmy w Luwrze. To była bajka. Musisz koniecznie kiedyś pojechać.
- W sumie już byłam... jak byliśmy na konferencji. - zaśmiała się.
- To nie to samo. Tam Paryż widziałaś tylko z okna. Musisz pojechać tam na dłużej. Zobaczyć to wszystko. Dotknąć. Tego po prostu nie da się opisać.
- Czyli wakacje jednak się udały. - powiedziała wesoło.
- Nawet bardzo. - odpowiedziała wesoło.
- Ale trzeba wrócić do pracy...
- Trzeba. Niestety. - powiedziała smutno blondynka, marszcząc przy tym śmiesznie nos. Zaśmiała się cicho.
- Nie narzekaj... mamy fajna pracę. Wielu nam zazdrości. W końcu robimy to, co kochamy!
- Masz rację. Aktorstwo to fajna sprawa. I w sumie fajnie będzie spotkać się ze wszystkimi. Trochę brakuje mi tych wspólnych imprez i wypadów na pizzę. - uśmiechnęła się w odpowiedzi. Tak, jej też tego brakowało. Stęskniła się za tym... ale nadal gdzieś pod skórą przeważało inne uczucie... tym uczuciem był strach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro