Rozdział XXVI
Bo wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
I wysadziłeś, zostawiłeś mnie, och
- Kochanie, spakowana już? Za godzinę musimy jechać na lotnisko! - starsza brunetka weszła do pokoju. Automatycznie rozejrzała się wokół siebie. Wszędzie leżało mnóstwo rzeczy. Ubrania walały się niemal po całej podłodze. Biurko zastawione było kosmetykami, które zgarnęła z łazienki, a ona sama siedziała na środku tego wszystkiego, próbując ogarnąć ten cały bałagan, który sama zrobiła.
- Wszystko jest pod kontrolą. - odpowiedziała.
- Jesteś pewna? Bo ten pokój wygląda jakby przeszło tędy tornado. - odpowiedziała kobieta, zgarniając kilka bluzek z podłogi i składając je na łóżku.
- Jasne. - odpowiedziała. - To zajmie tylko chwilę.
- Skoro tak mówisz... - kobieta westchnęła cicho.
- Mam swój system mamo. Zaraz będę gotowa. - odpowiedziała pewnie. - Mam już doświadczenie w pakowaniu się. W końcu od ponad roku żyję na walizkach.
- No dobrze. W takim razie, idę do kuchni, kochanie. Przyjdź na dół jak... - kobieta rozejrzała się wokół - ... ogarniesz. - dokończyła, a następnie wyszła, zamykając za sobą drzwi pomieszczenia. Spojrzała na niedopakowaną walizkę. Z jednej strony nie chciała wyjeżdżać. Pokochała Buenos Aires, pokochała jego uliczki, wieczny gwar i światła, który nigdy nie gasną... ale z drugiej strony, gdy była tutaj, to wszystko jej przypominało. O nim... o ich historii... i przede wszystkim o własnej głupocie i naiwności. Ze złością wrzuciła do walizki bluzę, którą miała na ich pierwszej randce. Musi zapomnieć! Musi...
...
Rozejrzała się po ogromnym lotnisku. Bardzo dawno tu nie była. Nawet już zapomniała jak tu jest. Wszystko było jednocześnie przyjazne, ale jakby trochę obce. Niby była w domu, ale wcale się tak tutaj nie czuła. Czyżby aż tak przyzwyczaiła się do Argentyny, że zaczęła ją traktować jak własną ojczyznę?
- Kochanie? - usłyszała głos obok siebie. Uśmiechnęła się do kobiety stojącej obok. Wzięła do rąk swoją walizkę i ruszyła w stronę drzwi, podążając za starszą brunetką. Wracała do domu. Do znajomych miejsc, ludzi... wracała do swojego dzieciństwa i najpiękniejszych chwil z nim związanych. Tych niezmąconych przez późniejsze doświadczenia. Tutaj była zwykłą Karol, dziewczyną z podwórka. Nie była gwiazdą. Księżniczką Disneya. Była po prostu sobą. To był pierwszy moment od wielu miesięcy, kiedy mogła być normalną nastolatką. Czekały na nią wypady na plaże, jedzenie tacos wieczorami, picie słodkich koktajli kokosowych i spotkania z przyjaciółmi. Mimo wszystko, tęskniła za tym. Tęskniła za tym byciem zwyczajną dziewczyną. I zwykłym przesiadywaniem na własnym podwórku w cieniu starego parasola albo na drewnianej huśtawce. Tęskniła za Sarą, której nie widziała przez ostatni rok. I tak bardzo chciała jej opowiedzieć o wszystkim, co wydarzyło się ostatnio w jej życiu. O swoich problemach, uczuciach... Chciała porozmawiać o Ruggero, bo Sara była jedyną osobą, której chciała się zwierzyć i jedyną, której ufała na tyle, żeby móc wyjaśnić wszystko, co się stało. Nie chciała o tym mówić koleżankom z planu, mimo że wiedziały o niej prawie wszystko. To był inny rodzaj sekretu, niż to, że całowała się kiedyś z kolegą z przedszkola i o tym, że jej piesek nazywał się Itzy. To była kompletnie inna historia... i tą nie zamierzała się dzielić z każdym. Tą historię mogła usłyszeć Sara. - Karly!
- Tak, mamo? - zapytała.
- Mówię do Ciebie od piętnastu minut! Co się dzieje? - zapytała kobieta.
- Jestem tylko zmęczona. To wszystko.
- Nieprawda. Chodzi o coś więcej, kochanie. Znam Cię. Widzę, jak ciągle nad czymś rozmyślasz. Jak gdzieś odpływasz. Powiedz, mamie. Wiesz, że chcę dla Ciebie jak najlepiej.
- Nic się nie dzieje! - powiedziała ostrzej.
- Karly! - powiedziała kobieta, karcąco. Spuściła automatycznie głowę.
- Nic się nie dzieje, mamo, naprawdę. - powiedziała cicho. Kobieta podeszła do niej bliżej i przytuliła lekko.
- Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć? Kiedyś przecież mówiłyśmy sobie o wszystkim, skarbie. - słowo zadziałało automatycznie. Skuliła się lekko i przytuliła mocniej do boku kobiety. Nie odpowiedziała. Kobieta westchnęła tylko ciężko. Poddała się. To nie tak, że nie chciała mówić... po prostu wiedziała, że ją rozczaruje... wiedziała, że straci w jej oczach, gdy powie jej co się naprawdę stało. A to była ostatnia rzecz, na którą miała ochotę. Przecież mama była z niej taka dumna. Tak bardzo się cieszyła, gdy udało jej się dostać do nowej produkcji Disney... że jej kochanej córeczce udało się spełnić marzenie i zostać aktorką. Tak bardzo ją wspierała we wszystkim. I co miała jej powiedzieć? Że zakochała się w koledze z planu i pewnie cała produkcja się zawali, bo ona nie będzie w stanie zagrać z nim kolejnego sezonu. Czy może to, że poszła do łóżka z facetem, dla którego nic nie znaczy? Czy mama też byłaby z tego dumna? Nie... Zdecydowanie nie...
...
Siedziała sama w domu. Był przedpołudnie. Słońce było już wysoko na niebie, ale ona jakoś nie miała ochoty wychodzić. Siedziała w piżamie przy biurku i przeglądała na komputerze portale społecznościowe. Już tak dawno nie odpisywała fanom... powinna wreszcie to zrobić. Przesuwała myszką w dół... jedno zdjęcie, za drugim... przewijały się nawet nie zwracając specjalnie jej uwagi. Po prostu migawki z czyjegoś życia. Nic znaczącego. Dopiero jedno... zatrzymała się na chwilę i przyjrzała uważniej niewielkiej fotografii. Para. Szatyn i rudowłosa. W tle plaża i zachód słońca nad morzem. Przełknęła głośno ślinę. Pięknie. Miał rację, ona tam zwyczajnie nie pasowała. Ona nie była idealna tak jak Cande. Była tylko zwykłą dziewczyną. „Małolatą", na którą nikt nie patrzy poważnie. Pociągnęła nosem, a potem zbeształa się w myślach. Miałaś dać sobie z nim spokój! Miałaś zapomnieć! Miał nic dla Ciebie nie znaczyć! Nie możesz patrzeć na każde ich wspólne zdjęcie z zazdrością, że to nie ty na nich jesteś. Musisz go sobie wybić z głowy. Znaleźć kogoś innego. Zakochać się. On nigdy nic do Ciebie nie poczuje. Dla niego byłaś tylko zabawką. Podrywał Cię tylko po to, by zaciągnąć do łóżka. A ty oczywiście, jak głupia gęś, dałaś się omamić przez jego słodkie słówka. I widzisz co z tego masz? Złamane serce! Nic więcej! I to się nie zmieni! Zapomnij Karol! On Cię nie pokocha. Jesteś dla niego nikim! Uświadom to sobie! Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Powoli podniosła się ze swojego i miejsca i poczłapała w dół schodów, aby otworzyć. Nie przejmowała się strojem. To nie mógł być nikt inny jaka mama, która zapewne zapomniała kluczy. Przekręciła zamek i uchyliła drzwi. Nagle utonęła w czyichś znajomych objęciach.
- Karly! - zawołała wesoło dziewczyna. - Jak ja się za Tobą stęskniłam! - Brunetka przytuliła ją tak mocno, że niemal zabrakło jej tchu. Ale to było teraz nie ważne, mogła nie oddychać. Była tu! Wreszcie miała ze sobą swoją najlepszą przyjaciółkę.
- Sara... - wydukała. Dziewczyna odsunęła się od niej na chwilę, a potem znowu przytuliła.
- Boże! Ile czasu minęło! - zawołała dziewczyna.
- Sara, bo zaraz się uduszę... - powiedziała cicho. Brunetka zaśmiała się głośno, ale wypuściła ją ze swoich objęć. Zaprosiła dziewczynę do środka i obie usiadły na sofie w salonie. Przez chwilę tylko uśmiechały się do siebie w milczeniu, jakby próbowały na nowa przyzwyczaić się do swojej obecności.
- Ja też tęskniłam. Nawet nie wiesz jak bardzo. - powiedziała wreszcie.
- No ja myślę! - zaśmiały się.
- Ponad rok mnie tu nie było. Chyba wiele się pozmieniało, co?
- Nie aż tak wiele. Jestem pewna, że to ty masz więcej do opowiadania. Jak tam wielki świat, pani gwiazdo? - zapytała dziewczyna, udając że podstawia jej do twarzy mikrofon. Zaśmiała się głośno w odpowiedzi.
- Wielki świat wcale nie jest tak wielki. A poza tym... właściwie poza kręceniem na planie, konferencjami, wywiadami, nagraniami, to nie miałam czasu na nic. To ciężka praca, a nie darmowa wycieczka do Disneylandu. Tyle z poznania tego wielkiego świata.
- Oj, daj spokój. Na pewno masz coś ciekawego do opowiadania. Jak nagrania? Kiedy będziemy mogli Cię oglądać w telewizji?
- Sama jeszcze dokładnie nie wiem. Pewnie niedługo, A nagrania? Jak to nagrania. Nic specjalnego. Dużo pracy.
- Karly, ja nie jestem aktorką. Nie wiem jak to wygląda.
- To co byś chciała wiedzieć? - zapytała.
- No nie wiem... wszystko? - zaśmiała się radośnie.
- To może nam trochę zająć.
- Nigdzie mi się nie spieszy. - powiedziała dziewczyna z uśmiechem.
...
Usiadła na plaży. Słońce już dawno schowało się za horyzontem. Na niebie jasno błyszczały gwiazdy, oświetlając świat pogrążony w mroku. Wzięła głęboki oddech i zaciągnęła się słony, rześkim zapachem. Położyła dłoń na piasku i bawiła się przesypywaniem drobnych ziarenek przez palce. Spoglądała na fale spokojnie unoszące się i opadające... przymknęła na chwilę oczy. Pod jej powiekami od razu pojawiły się znajome obrazy...
Widziała jego... Jak siedział obok, jak ją obejmował... niemal czuła ciepło jego ciała na swoim. I słyszała jego słowa, które wywróciły cały jej świat do góry nogami. „Od początku wydawałaś się być wspaniałą dziewczynę. Śliczną, bystrą, uroczą... dobrą. Wiecznie uśmiechniętą. Potrafiącą zawsze dojrzeć w świecie to, co najpiękniejsze. A potem... ta akcja z reżyserem, to udawanie... nie od raz zrozumiałem to wszystko, ale od razu wiedziałem, że jesteś mi bliska, i że mamy wiele wspólnego. A potem... stało się." Tak zwyczajnie...
Otworzyła oczy. Kilka razy zamrugała gwałtownie powiekami, chcąc powstrzymać łzy, które uparcie próbowały wypłynąć na jej policzki. Ale ona nie chciała już płakać. Już zbyt wiele łez wylała przez niego... a on przecież nawet nie poświęcił jej jednej swojej myśli. Była tylko kolejną dziewczyną na jego liście... łza spłynęła po rzęsie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro