Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIII

Tak, jak obiecałam. Jest piątek, więc i jest nowa część. Trochę nudna, ale...
mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie. Ta część trochę będzie taka bardziej... przemyśleniowo-wspomnieniowa. Przynajmniej na początku. 

Ale nie przedłużam, coby się za bardzo nie rozpisać... i zapraszam do czytania!

Buziaki, kochani :* :* :* 


Dawno, dawno temu

Kilka pomyłek wstecz

Znalazłam się w zasięgu Twojego wzroku

Dopadłeś mnie samą

Odnalazłeś mnie

Odnalazłeś mnie


Gdy obudziła się rano w hotelowym łóżku, przez chwilę nie mogła uświadomić sobie co się stało. Kark bolał ją niemiłosiernie, mięśnie rwały, a oczy szczypały boleśnie od wszystkich niewypłakanych łez. Ale potem nagle przyszło wspomnienie... jedna myśl. Dlaczego... Przez pół nocy nie mogła zasnąć. Wspomnienia raz za razem uderzały w nią z niesamowitą, odbierając cały spokój, który udawało jej się zbudować w chwilach ciszy. Nie pomogło pudełko lodów czekoladowych, tona chusteczek higienicznych, ani telefon do najlepszej przyjaciółki z Meksyku. Ona nie rozumiała... za długo były osobno, żeby wypowiedzenie kilku słów wytłumaczyło wszystko, a ona nie miała siły opowiadać całej historii ze szczegółami, bo to było jeszcze zbyt bolesne. Zbyt dokładnie pamiętała wszystko, aby móc to wyrzucić ze swojej głowy. Potrzebowała przynajmniej kilku tygodni. Tygodni spokoju... a nie takich spędzonych na trasie koncertowej... nie takich spędzonych w jego towarzystwie, nie takich, gdzie codziennie musiała go widywać na posiłkach i na scenie... nie takich, kiedy musiała się do niego tulić na planie i całować... wczoraj miała ochotę walnąć go w twarz, zamiast pocałować. I naprawdę była zdolna żeby to zrobić... a przynajmniej do momentu kiedy nie poczuła jego dłoni na swoim policzku. Wtedy pozostało jej tylko zadrżeć pod jego delikatnym dotykiem. Nie umiała się mu postawić. Miał nad nią kontrolę. Ale musi się od niego uwolnić. Nie może być wiecznie od niego zależna. Nie! Wstała gwałtownie z łóżka i zgarnęła z walizki krótkie spodenki i koszulkę. Nie bardzo miała ochotę wychodzić z pokoju, ale musiała się udać na śniadanie. Musiała spojrzeć mu w oczy... spojrzeć w oczy prawdzie i nauczyć się funkcjonować przy jego boku. Czekało ją jeszcze wiele takich miesięcy. Przecież podpisała kontrakt na kolejny sezon. Jęknęła w duchu. Nie sądziła, że to będzie aż tak trudne. Weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Oparła się dłońmi o umywalkę. Spojrzała na twarz, która widniała w lustrze. Włosy miała rozczochranie i poskręcane na wszystkie możliwe strony, cera blada, podkrążone i lekko zaczerwienione oczy... to wszystko było efektem tej trudnej nocy, która właśnie dobiegła końca. Odkręciła kran z zimną wodą i zamoczyła dłonie. Następnie przetarła nimi twarz, zmywając z siebie cały lęk, który zrodził się w niej dzisiejszego poranka. Musiała przecież udawać twardą. To właśnie sobie wczoraj postanowiła. Nie pokaże mu, jak bardzo ją skrzywdził, jak bardzo ją złamał. Nie pokaże mu, jak płacze. Zakręciła kran. Pora zmierzyć się z rzeczywistością. Przełknęła głośno ślinę.

...


Usiadła przy stoliku z boku sali. W pomieszczeniu było właściwie pusto. Tylko kilku gości hotelowych siedziało rozproszonych przy porannej kawie.

- Co podać? – młoda kelnerka podeszła do niej z uśmiechem. Odwzajemniła się grymasem przypominającym coś na jego kształt.

- Poproszę białą kawę i rogaliki z dżemem. – powiedziała. Kelnerka skinęła tylko głową, zapisując coś w swoim notatniku i po chwili zniknęła za drzwiami z napisem Obsługa. Przez chwilę siedziała w ciszy, przyglądając się ruchowi ulicznemu za oknem. Wszyscy gdzieś biegli Wszyscy się spieszyli. Kolejny dzień pracy. Tłum ludzi przemierzał brukowane uliczki.

- Dzień dobry, skarbie. – usłyszała niski głos. Odwróciła się gwałtownie z szeroko otwartymi oczami. Jego łobuzerski uśmiech był ostatnią rzeczą, którą miała ochotę oglądać o ósmej rano. Miała ochotę wstać i wyjść... ale nie mogła, jego wzrok przygwoździł ją do fotela, na którym siedziała. Szatyn usiadał naprzeciwko niej i zanurzył się w menu, które leżało na stoliku.

- Dzień dobry – powiedziała cicho. Odwróciła z powrotem wzrok w stronę okna. Czuła się niezręcznie w jego towarzystwie. Zwłaszcza, że to było tylko jego towarzystwo. Gdyby tylko był tu ktoś jeszcze... ale było zbyt wcześnie. Tylko on był takim rannym ptaszkiem. Powinna się domyślić, że natknie się na niego o tej porze w restauracji. Mogła przecież zamówić śniadanie do pokoju... tak, dokładnie! Dlaczego tego nie zrobił? Zachciało jej się udawać bohaterkę. Zezłościła się na siebie. Nie była bohaterką. A już na pewno nie wtedy, kiedy on siedział naprzeciwko niej... nie wtedy, kiedy tak wyraźnie czuła zapach jego perfum... ten zapach ją otumaniał, nie pozwalał logicznie myśleć. Tak bardzo przypominał jej ... jego. Jego obecność. Nawet przez szerokość stolika czuła na języku piżmowy smak, czuła jego ciepło. Ocknęła się dopiero w momencie, kiedy kelnerka postawiła przed nią białą filiżankę i talerzyk wypełniony rogalikami z dżemem truskawkowym. Wciągnęła zapach aromatycznego płynu... i przynajmniej przez chwilę nie czuła... jego. Uniosła filiżankę do ust i upiła kilka łyków, parząc sobie przy tym język. Napój był gorący i gorzki. Idealnie niwelował słodycz truskawek. Odstawiła filiżankę na spodeczek i z talerza wzięła chrupiącego rogalika. Ugryzła kęs, krusząc odrobinki ciasta na biały obrus. Mężczyzna siedzący naprzeciwko zaśmiał się cicho.

- Ubrudziłaś się. – automatycznie przetarła wargi dłonią. Nie odezwała się ani słowem, ale on chyba nawet tego nie potrzebował. Miała wrażenie, że świetnie się bawi, tylko na nią patrząc. Uniósł dłoń i przesunął delikatnie w kąciku jej ust. Przełknęła głośno ślinę. – Tutaj... - powiedział, uśmiechając się łobuzersko. Miała ogromną ochotę wylać na niego całą kawę. W co on z nią pogrywa? Dwa dni temu wyskoczył z tym, że nic do niej nie czuje, że nigdy nic nie czuł... a dzisiaj zachowuje się jakby nic się nie stało. W jej ciele budził się gniew... furia tak wielka, że z ledwością potrafiła usiedzieć na miejscu. Zacisnęła wargi w wąską linię. Nie da mu satysfakcji. Nie da się wyprowadzić z równowagi.

- Cześć Wam! – zawołała wesoło Carolina, siadając na krześle obok. Uśmiechnęła się z ulgą do dziewczyny. – Karol, dobrze, że Cię widzę. Wybieramy się z dziewczynami po śniadaniu na zakupy. Masz może ochotę do nas dołączyć?

- Tak, pewnie. – uśmiechnęła się do brunetki.

- Świetnie, w takim razie spotkajmy się o dziesiątej w holu na dole, dobra?

- Super. – odpowiedziała.

- Mogę też dołączyć? – zapytał szatyn, uśmiechając się cwaniacko. Carolina spojrzała na niego z politowaniem, a następnie pokręciła przecząco głową.

- Sorry, Ruggerito, ale to babski wypad. Byłbyś tam zbędny. – odpowiedziała otwarcie.

- Przemyśl to, kochanie. Mogę się wam przydać. Pamiętaj, że znam Mediolan jak własną kieszeń.

- Dzięki, ale damy sobie radę.

- Wasza strata. – odpowiedział tylko. Kelnerka postawiła właśnie przed nim filiżankę jego ulubionego espresso. Na jego ustach pojawił się błogi uśmiech, gdy zaciągnął się zapachem aromatycznego napoju. Następnie upił kila łyków. Po chwili postawił filiżankę z powrotem na stół. Spojrzał na nią przez stół i mrugnął łobuzersko. Przez moment chciała zwyczajnie pokazać mu język... ale to byłoby dziecinne. Musi sobie zacząć radzić. On się nie zmieni. Zawsze będzie podrywaczem. Typowym włoskim amantem. Musi uodpornić się na jego urok. Już wystarczy, że raz mu uległa. Nie chciała zrobić tego ponownie. Za dużo mogłaby stracić. Przede wszystkim szacunek do samej siebie.

...


Przebrana do wyjścia, usiadła na sofie w hotelowym lobby. Obok niej leżała torebka i aparat fotograficzny. Może i szła na zakupy, ale nie chciała też zmarnować czasu spędzonego w tak pięknym mieście nie robiąc żadnych zdjęć. Być może nigdy więcej tu nie wrócić, a to miasto było naprawdę warte tego, aby uwiecznić je nie tylko we wspomnieniach, ale także czymś bardziej materialnym. Wykorzystując moment, wzięła do ręki telefon. Chciała przejrzeć portale społecznościowe. Ostatnio chyba wiele ją ominęło. Miała wrażenie jakby minęło sto lat, a nie dwa dni... Poczuła jak obok niej sofa się ugina. Spojrzała w bok na rudowłosą dziewczynę uśmiechającą się wesoło. Ana była jedną z najbardziej pozytywnych osób w obsadzie. Wszędzie jej było pełno, zawsze miała dla każdego miłe słowo... i przede wszystkim była wiecznie uśmiechnięta.

- Co robisz? – zapytała wesoło.

- Patrzę, co się dzieje w świecie. – odpowiedziała. – Nie zaglądałam od wczoraj na Twittera, a mam wrażenie, że minęło co najmniej kilka lat po ilości powiadomień. – zaśmiała się.

- Znam to. Jak miałam dwa dni wolnego i wyłączyłam telefon, to potem myślałam, że mnie zaleje fala wiadomości, telefonów i powiadomień. To było straszne! – jęknęła głośno.

- Oo, już jesteście! – zawołała wesoło Chiara, siadając na fotelu naprzeciwko. – No po prostu oczom nie wierzę, Karol się nie spóźniła! Co jest? Co zrobiłaś z naszą Karolitą? Jest gdzieś? – zaśmiała się, stukając ją jednocześnie w ramię.

- To ja! Nadal tu jestem! – zaśmiała się odrobinę sztucznie.

- Dobra dziewczyny, idziemy? – obok nich pojawiła się Carolina. Wszystkie skinęły głowami w potwierdzeniu i podniosły się ze swoich miejsc. Czekał ich dzień pełen wrażeń... prawda? Chociaż jednego był pewna... ona miał wrażeń już dość na najbliższe kilka lat. Westchnęła cicho, gdy zamknęły się za nią drzwi hotelu. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro