Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVII

Zapraszam serdecznie do kolejnej części. Miała być jutro, ale że ktoś zrobił za mnie czarną robotę czyli sprawdził (Dziękuję :*) to mogę opublikować już dzisiaj. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Zwłaszcza, że baaardzo wolnymi krokami zbliżamy się do... uwaga, werble proszę.... do prologu ;P 

Buziaki, kochani :* :* :* 


I jeśli podoba ci się to, że kiedy tylko gdzieś wychodzimy, wszędzie widać błyski fleszy

I jeśli szukasz kogoś, o kim możesz pisać piosenki po zerwaniu

Kochanie, jestem idealny

Kochanie, jesteśmy idealni


- Możemy zaczynać? – zapytał Marco. Kamerzyści stali już za przygotowanym sprzętem by nakręcić ostatnią scenę. Aktorzy stali na miejscach. Wziął jeszcze raz srebrny wisiorek do ręki i kilka razy obrócił go w palcach, by następnie z powrotem schować do kieszeni spodni. Powoli zaczynało zachodzić słońce. Idealna sceneria do romantycznego zakończenia sezonu. – Gotowi?

- Gotowy! – skinął głową w odpowiedzi. Stanął w odpowiednim miejscu. Tak, by nie ujmowały go kamery. Miał się pojawić dopiero za chwilę. Karol przechadzała się po scenie. Jej wysokie obcasy stukały głośno.

- Gotowa! – odpowiedziała, stając obok perkusji.

- Światła! Kamera! Akcja! – usłyszał tylko, a potem całkowicie zatopił się w swojej roli. Nie było już Ruggero. Był Matteo. Matteo, który patrzył na Lunę. Brunetka krzątała się po planie, wyraźnie czegoś szukając. Wreszcie odwróciła się w stronę nieba, na którym zachodziło słońce. Pomarańczowo-różowe tło było idealnym dopełnieniem scenografii. Zrobił krok do przodu.

- Luna! – zawołał. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Widział zaskoczenie w jej twarzy. Szok. Ale też coś więcej. Na dnie jej oczu czaiły się złote iskierki radości.

- Królu Pawiu, co ty tutaj robisz? Myślałam, że już wyjechałeś. – powiedziała. Podszedł do niej powoli.

- Tak. Byłem w drodze. Ale nie mogłem wyjechać bez pożegnania z Kelnereczką. – uśmiechnął się lekko w stronę dziewczyny, podchodząc jeszcze bliżej. - Chociaż tym razem, to chyba ja jestem Kelnerem. – powiedział żartobliwie. Z kieszeni spodni wyjął wisiorek w kształcie księżyca. Uniósł go w dłoniach na wysokości zielonych oczu brunetki. - Musiałem Ci to oddać. – Dziewczyna odwróciła się lekko plecami do niego. Odpiął zapinkę łańcuszka i otoczył jej szyję srebrną błyskotką. Jej talizman. Dziewczyna odgarnęła włosy z pleców i zgarnęła je na jedno ramię, ab ułatwić mu założenie łańcuszka. Zaśmiała się bezdźwięcznie na dotyk chłodnego metalu na gorącej skórze. Zapiął naszyjnik i odsunął się od niej odrobinę. Dziewczyna spojrzała w jego stronę przez ramię i uśmiechnęła się słodko.

- Matteo, słuchaj... Normalnie nie wierzę! – odwróciła się i stanęła naprzeciwko szatyna. – Gdy tylko Cię potrzebuję, zjawiasz się żeby mi pomóc.... – Zatrzymała się na chwilę i wzięła głęboki oddech. Z jego twarzy zniknął uśmiech. Wzrok stał się poważniejszy. Spojrzał dziewczynie głęboko w oczy. Na dnie jego źrenic pojawił się zarys smutku. – Wiesz, nie chciałam żebyś wyjechał zanim Ci powiem...

- Co takiego? – zapytał cicho. Brunetka dotknęła dłonią jego policzka.

- Matteo, nie chcę Cię stracić.

- Ja też tego nie chcę, Luna. – chwycił jej dłonie we własne i ścisnął lekko. – Jesteś dla mnie jak huragan. Wszystko zmieniłaś. Jesteś... - zatrzymał się na chwilę, jakby szukał odpowiednich słów. I jakby żadne nie były odpowiednie. Zbyt mało niezwykłe jak na tą cudowną istotę, która stała przed nim. - ... jesteś księżycem, który świeci jak słońce. – uśmiechnął się ciepło do brunetki. Dziewczyna spuściła wzrok pod intensywnością jego spojrzenia. Minęła chwila zanim ponownie spojrzała w ciepłe, brązowe oczy. Jej własne błyszczały miłością. Miłością Luny do Matteo. Wzięła głęboki oddech, a następnie uśmiechnęła się uroczo.

- Jak słucham serca, to wszystko promienieje. Widzisz? – spojrzała na niego, a jej twarz rozjaśnił jeszcze szerszy uśmiech. – Jak jesteśmy razem, czuję jakby otaczało nas światło miliona gwiazd. – Położyła dłonie na jego ramionach. – Bardzo Cię kocham, Matteo... Żadna odległość nie zmieni tego, co czuję.

- Będę tęsknić, Kelnereczko. – jego głos lekko zadrżał odrobię. Dokładnie tak, jak powinien. Mówił lekko przez nosi, jakby wcześniej płakał.

- Ja też, Królu Pawiu. – Pochylił się nad nią gwałtownie i położył dłoń na jej gorącym policzku. Pocałował jej malinowe usta. Miały smak błyszczyku do ust. Chyba truskawki. Drugą dłoń położył na jej szyi, przyciągając bliżej siebie. To nie trwało dłużej niż kilkanaście sekund. Ich wargi idealnie ze sobą współpracowały. To miał być najsłodszy pocałunek. Pocałunek na miarę Disneya. Oderwał się od niej i spojrzał jej głęboko w oczy. Oczy pełne smutku, żalu... a jednocześnie nadziei. Na to, że to nie jest jeszcze zakończenie tej historii. Przecież nikt nie powiedział the end...

- Cięcie! Mamy to! – wrzasnął ktoś z tyłu. Odsunął się od brunetki i uśmiechnął łobuzersko, mrugając przy tym jednym okiem.

- Mamy to! – powtórzył wesoło, a następnie objął dziewczynę w pasie. Wtuliła się mocno w jego ramiona. Słyszał jak głośno wciąga powietrze. Nie odezwała się ani słowem. I on też już nic nie powiedział. Nie chciał burzyć jej spokoju komentarzem. To jeszcze nie był odpowiedni moment. Czuł jak bardzo jest roztrzęsiona tym wszystkim. Wiedział już, że dla niej to nie była już tylko gra aktorska. Jej oczy zdradzały ją za każdym razem, gdy patrzyła na niego. Gdy patrzyła w jego oczy. I po raz pierwszy zrobiło mu się jej odrobinę szkoda. Pierwszy raz przez myśl przeszło mu to, że posunął się trochę za daleko. Ale teraz nie było już odwrotu... Za bardzo się starał, żeby teraz odpuścić. Jego plan wypalił. Była jego... A przecież o to właśnie chodziło od początku.

...


- Za najlepszy serial ever! – zawołał wesoło Katja, unosząc swój kieliszek. Siedzieli właśnie całą obsadą w lokalu świętując zakończenie zdjęć do pierwszego sezonu. Najcięższa praca już za nimi. Teraz kilka dni wolnego i wyjazd w pierwszą trasę koncertową. Z jednej strony czuł się ogromnie szczęśliwy... zdjęcia się skończyły, połowa pracy za nim... a z drugiej miał wrażenie, że to koniec. Koniec jakiegoś fragmentu historii. Początek czegoś zupełnie nowego. Czegoś, czego nie znał. I kompletnie nie wiedział, czego się spodziewać...

- Za serial! – powiedzieli wszyscy chórem. Stuknęli się kieliszkami i upili po kilka łyków musującego napoju.

- Coś ty taki melancholijny? – zapytał Lio, przysiadając się na krzesło obok. – Teraz czas na zabawę. Na świętowanie. Nie mów tylko, że masz zamiar upić się na smutno... - blondyn spojrzał na niego krzywo. Wybuchnął serdecznym śmiechem.

- Spokojnie! Aż tak źle ze mną nie jest! – odpowiedział.

- No ja mam nadzieję. Chcesz coś mocniejszego? – zapytał, wskazując sugestywnie na jego kieliszek.

- Nie, dzięki. Przyjechałem samochodem. – odpowiedział.

- Żartujesz sobie, prawda? – zapytał się Michael, który nagle pojawił się obok. Usiadł na sofie obok niego. Patrzył na niego z wyraźnym zaskoczeniem... i jednocześnie przerażeniem w oczach.

- Nie tym razem – odpowiedział spokojnie.

- Gaston! Rugge zwariował. Przyjechał na imprezę samochodem! – krzyknął brunet przez stół do chłopaka siedzącego kilka miejsc dalej.

- Nie wierzę! Starzejesz się, czy jak? – zapytał chłopak.

- Jakbyście nie zauważyli, to nie przyjechałem sam. – powiedział, wskazując na rudowłosą kobietę, która szalała z jego koleżankami z planu na parkiecie. Jej włosy wirowały w rytm, który wyznaczało jej ciało. Była ubrana w krótką zieloną sukienkę, która idealnie podkreślała intensywną barwę włosów. Wysokie szpilki dodawały jej kilka centymetrów. Śmiała się głośno, śpiewając piosenki puszczane w klubie prze DJ. Zdecydowanie wyróżniała się w tym tłumie bezimiennych ludzi.

- Pantoflarz się z Ciebie zrobił, Ruggerito! – powiedział Agustin, śmiejąc się cicho

- Zejdźcie ze mnie, co? – spojrzał ostro na kolegów.

- Spokojnie, Ruggerito, nie denerwuj się tak. Po prostu to chyba pierwsza impreza, na której nie pijesz. Wszyscy jesteśmy zaskoczeni. – powiedział Michael, klepiąc go po ramieniu.

- Ruggero! – rudowłosa podbiegła do stolika i pociągnęła go za rękę. – To moja ulubiona piosenka. Musisz ze mną zatańczyć! – jej głos z trudem przebijał się przez głośną klubową muzykę. Wstał ze swojego miejsca i podążył wraz z dziewczyną na parkiet. Widział tylko wzrok kolegów odprowadzających go aż do momentu, gdy nie zniknął w tłumie. Objął rudowłosą i przycisnął ją mocno do swojego ciała. Czuł wszystkie jej krągłości pod swoimi dłońmi... zapach jej perfum otaczał go, zniewalał... schylił lekko głowę i przycisnął usta do jej szyi. Dziewczyna poruszała się subtelnie w rytm muzyki. Była w jego ramionach. Była jego... 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro