Rozdział XII
Może nigdy nie będę twoim rycerzem w lśniącej zbroi
Może nigdy nie będę tym, którego przedstawisz swojej matce
Może nigdy nie będę tym, który będzie przynosił ci kwiaty
Ale dzisiaj wieczorem mogę być tym jedynym, tym jedynym.
Z listy wybrał dobrze znany numer i wcisnął zieloną słuchawkę. Jeden sygnał... nic. Drugi sygnał... też nic. Dopiero po trzecim sygnale, gdy miał już się rozłączyć usłyszał jej cichy, melodyjny głos.
- Halo?
- Hej, skarbie. – powiedział cicho.
- Oh, to ty Ruggero... to chyba nie jest najlepszy moment. Przepraszam. – powiedziała nienaturalnym głosem. – Oddzwonię.
- Stało się coś? Karol?
- Naprawdę nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię jutro... - przerwała na chwilę, a potem wyszeptała cicho. - Proszę. ...
- Co się stało, skarbie? – zapytał zaniepokojony. Brzmiała tak... dziwnie.
- Nie mówiłeś, że będzie tak strasznie. Wiesz, ile się naczytałam o sobie? Wszyscy mają mnie za jakąś szmatę, która odebrała komuś faceta! Cały czas widzę tylko te komentarze, że jestem nic niewarta, że powinnam umrzeć... – słyszał jak jej głos zaczyna drżeć. Był pewny, że płakała. To dlatego jej głos brzmiał zupełnie inaczej, niż zwykle. Chciała to ukryć. Ale nie potrafiła. Nie przed nim.
- Ciii... nie płacz, Karol. Oni Cię nie znają. Ty wiesz, że nie zrobiłaś nic złego. Nie czytaj tego, dla własnego dobra. Uwierz mi, kilka dni, i znajdą sobie nowy temat i dadzą Ci spokój.
- Wszyscy mnie nienawidzą! – zaszlochała do telefonu.
- Skarbie, posłuchaj mnie... nie przejmuj się tym, proszę! Te komentarze... Ci ludzie nie znają prawdy. Ty ją znasz. Nie pozwól im, żeby Cię zniszczyli. Jeżeli pokażesz im jak bardzo Cię to boli, to będzie jeszcze gorzej. Musisz się od tego odciąć. Najlepiej na kilka dni wyłącz telefon i nie zaglądaj na żadne portale. Zobaczysz, że wszystko się uspokoi do tego czasu. Obiecuję Ci to! – powiedział, uspokajającym tonem.
- Co ja mam robić, Ruggero? – zapytała cicho, pociągając nosem.
- Zostań w domu. Tylko tyle możesz zrobić. A ja zaraz przyjadę.
- Nie! – krzyknęła.
- To wszystko moja wina. Nie powinienem się zgadzać na tą chorą reklamę.
- Nie miałeś wyjścia. Ja, z resztą, też nie.
- Nieważne. Kupię lody i zaraz będę u Ciebie. – powiedział, a następnie nie czekając na odpowiedź, rozłączył się. Wziął głęboki oddech. Nie sądził, że to będzie aż tak trudne. Nie sądził, że przeżyje to aż tak bardzo... że tak bardzo ją to złamie. Ale wiedział jedno... przyszła pora na kompletnie inną strategię. Pora nauczyć się być księciem z bajki...
...
- Otwórz, Karol! – zawołał przez drzwi. Pukał już trzy razy, dzwonił, a ona nadal nie chciała mu otworzyć. – Karol! Nie zmuszaj mnie, żebym wyważył te cholerne drzwi! A zrobię to, jeżeli będę musiał! – krzyknął i jeszcze raz walną kilka razy w drewno. Po chwili usłyszał szczęk zamka, a za drzwiami ukazała się drobna, blada istotka. Była ubrana w dużą bluzę, która sięgała jej niemal do kolan i długie, grube skarpety. Włosy miała niedbale związane w kucyk tuż nad karkiem. Uśmiechnął się do niej ciepło.
- Nie chciałam żebyś przyjeżdżał. Będzie jeszcze gorzej! – po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie pytając o zgodę, wszedł do mieszkania i kopniakiem zatrzasnął drzwi. Przytulił mocno brunetkę do siebie, a ona wtuliła się w jego koszulę i zaszlochała jeszcze głośniej. Delikatnie głaskał jej włosy, przeczesując je palcami.
- No już, cichutko... Ciii... wszystko będzie dobrze, skarbie... tylko nie płacz... - mówił cichym, uspokajającym tonem, głaszcząc ją jednocześnie delikatnie po plecach. Czuł jak jej ciałem wstrząsają pojedyncze dreszcze... - Nie płacz, skarbie... to minie, obiecuję.
- Ale kiedy, Ruggero? – zapytała, pociągając nosem. – Wszyscy mnie nienawidzą! Nie chcę tak... będzie lepiej, jak w ogóle zrezygnuje z serialu.
- Nawet o tym nie myśl, Karol.
- Tak będzie najlepiej.
- Nieprawda. Dasz im tylko dowód, że mają rację. Nie możesz teraz odpuścić. Zobacz, ile już osiągnęłaś. Jesteś gwiazdą Disneya. Grasz główną rolę w serialu. Nagrywasz piosenki. Naprawdę chcesz to wszystko zaprzepaścić przez jeden durny artykuł? Przez dziennikarza, który dorobił sobie historię do zdjęcia, na którym nic nie ma? – zapytał, unosząc jej podbródek tak, aby spojrzała mu w oczy. – Nawet o tym nie myśl, skarbie. – powtórzył.
- A co jeżeli to nie minie? – zapytała cicho. – Co jeżeli będą mnie nienawidzić. Wtedy cała ta magia zniknie. Serial okaże się kompletną porażką. Tak też może być.
- Nie! Nie mów tak. Nic takiego się nie stanie. Musisz w to tylko uwierzyć. – powiedział cicho i pocałował delikatnie czoło. Wtuliła się mocno w jego ramiona. Przyciągnął ją bliżej siebie i zanurzył twarz w jej włosach. Pachniały truskawkami.
...
- I jak? Udało się? – zapytał blondyn, podchodząc do niego po próbie.
- Oczywiście. – uśmiechnął się łobuzersko. – Wątpiłeś w moje umiejętności?
- Jasne, że nie.
- To po co pytasz, Agustin?
- Bo chcę poznać szczegóły, stary! Sam fakt, że Ci się udało, albo nie, jeszcze mnie nie satysfakcjonuje.
- Zaufała mi. Przez cały wieczór się do mnie tuliła. Co prawda, na początku nie chciała żebym przyjeżdżał, ale... jak tylko wszedłem do niej do domu, to od razu się rozpłakała... chyba nie musze mówić co było dalej, prawda? – uśmiechnął się cwaniacko.
- Ona płakała, a ty oczywiście ją pocieszałeś...
- Stary dobry sposób, stary! Gorąca czekolada, lody waniliowe... i ramiona, w które można się wtulić. Działa na każdą. Karol nie jest wyjątkiem od tej reguły.
- I co dalej z tym zrobisz? – zapytał blondyn, upijając łyk wody ze swojej butelki.
- Będę idealnym księciem na białym koniu. Nawet kupiłem już prezent, który mam zamiar dać jej jutro. – uśmiechnął się.
- Uuu, a co takiego jej kupiłeś?
- To, co zawsze się sprawdza w takich sytuacjach. – odpowiedział wymijająco.
- Tylko nie mów, że kwiaty i czekoladki... - zaśmiał się cicho i pokręcił przecząco głową.
- Pluszowy miś ze słodkim serduszkiem.
- No, no! Jestem pod wrażeniem. Jednak potrafisz zdobyć się na romantyczny gest w stosunku do dziewczyny. Nie podejrzewałem Cię o to.
- Długoletni związek potrafi jednak wiele nauczyć, stary!
...
- Jest piękny! – westchnęła w zachwycie tuląc w ramionach ogromnego, brązowego misia. – uśmiechnął się do niej ciepło. – Dziękuję! – powiedziała i stanęła na palach, aby delikatnie musnąć ustami jego chłodny policzek.
- Cieszę się, że Ci się podoba. Mam nadzieję, że chociaż trochę poprawi Ci trochę humor.
- To akurat Twoja rola. I już mi poprawiłeś. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Gdyby nie ty... - westchnęła cicho i mocno przycisnęła pluszaka do piersi. – Jeszcze raz dziękuję.
- Przecież od tego jestem, prawda? Od poprawiania Ci humoru.
- I świetnie Ci to idzie. Zostaniesz na kolacji? – zapytała. – Zrobiłam spaghetti.
- Skoro jest spaghetti... - zaśmiał się cicho.
- Wiedziałam! – uśmiechnęła się słodko. – Rozbierz się i rozgość się w salonie. Ja zaraz przyjdę. – wyszła do kuchni. Zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszak. Spojrzał w lustro naprzeciw drzwi i przeczesał palcami włosy, powodując jeszcze większy nieład. Westchnął zrezygnowany i wszedł do salonu. Usiadł na sofie i leniwie wtulił się w poduszki. To dopiero początek wieczoru...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro