Rozdział VI
Chcę widzieć jak tańczą Twoje włosy,
chcę być Twoim rytmem,
byś pokazała moim ustom
swoje ulubione miejsca.
Pozwól mi przekroczyć Twoje strefy bezpieczeństwa,
aż będziesz krzyczeć
i zapomnisz jak się nazywasz.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu samolotu. Obok niego siedział Michael. Dziewczyny siedziały kilka miejsc dalej, po drugiej stronie przejścia. Wyjął z plecaka słuchawki i włożył je do telefonu.
- Mogę o coś zapytać? – brunet patrzył na niego uważnie. – Nie musisz odpowiadać. Czy Ciebie i Karol...? – nie dokończył.
- Nie! – powiedział głośno, aż kilka osób spojrzało się w jego stronę. Blondynka aż podniosła się ze swojego siedzenia i spojrzała na niego z pytaniem w oczach. Pokiwa tylko głowę. Nieważne.
- Tak tylko zapytałem. Wyglądacie na, wiesz... mocno zaprzyjaźnionych.
- I właśnie tak jest. Przyjaźnimy się.
- To urocza dziewczyna. – odpowiedział Michael, odwracając wzrok w stronę okna. – Jest śliczna. Miła. Do tego ma świetne poczucie humoru. Nie zdziwiłbym się, gdyby coś...
- Nic mnie z Karol nie łączy... przynajmniej na razie. Przypominam Ci, że mam dziewczynę. – powiedział spokojnie. Nie był pewny, co powinien powiedzieć. Może obsada nie miała wiedzieć? Może to wszystko miało być skierowane tylko do nich? Ale w tym wszystkim, wolał jednak sobie przygotować grunt, gdyby cokolwiek miało się później wydarzyć.
- No tak... zapomniałem. – odpowiedział brunet, ponownie odwracając się w stronę okna. Koniec rozmowy.
...
- Dzisiaj już macie wolne! Konferencja jest jutro w południe. O 10 widzę was wszystkich na dole, jasne? – powiedział mężczyzna, podając im klucze do pokojów hotelowych. Valentina dzieliła pokój z Karol, a on z Michaelem. Dokładnie tak, jak się spodziewał.
- Jasne! – odpowiedzieli wszyscy chórem. Powoli, ciągnąc za sobą walizkę, podszedł do windy i wcisnął przycisk przywołujący.
- Mam dość! – jęknęła głośno blondynka. – Chcę spać!
- Nie tylko ty... - westchnęła brunetka, ziewając szeroko. Oparła się ciężko o walizkę i przymknęła oczy. Spojrzał na nią, uśmiechając się lekko. – Co się patrzysz? – zapytała, unosząc powieki i patrząc na niego przenikliwie swoimi soczyście zielonymi tęczówkami.
- Po to mam oczy. – powiedział cwaniacko.
- Spadaj! – powiedziała, uśmiechając się wrednie.
- I tak wiem, że mnie kochasz. – jęknęła głośno w odpowiedzi. – Może gdzieś wyjdziemy wieczorem? – zapytał, odwracając się w stronę Valentiny i Michaela. .
- Jedyne miejsce, do którego mogę dzisiaj dotrzeć, to hotelowy bar! Dalej nie idę! – stwierdziła blondynka, wsiadając do windy, która właśnie się otworzyła. Cała czwórka weszła do środka. Wcisnął odpowiedni przycisk. Winda zadzwoniła, a potem drzwi się zamknęły i pojechali do góry.
- Jak dla mnie, może być. – powiedział brunet.
- Karol? – zapytał.
- Czemu nie...
- Czyli ustalone. To widzimy się o osiemnastej. – powiedział. Drzwi otworzyły się na odpowiednim piętrze. Miał teraz przynajmniej cztery godziny na sen...
...
Z drzemki wyrwał go brutalnie dźwięk telefonu. Spojrzał na wyświetlacz. Cande. Momentalnie walnął się otwartą dłonią w czoło. Zupełnie zapomniał o tym, żeby do niej zadzwonić. Wcisnął zieloną słuchawkę.
- Halo? – ziewnął do słuchawki.
- Matko, Ruggero, co się z Tobą działo?! Dzwonię od godziny!
- Przepraszam, ale padłem na twarz, jak tylko położyłem się w hotelu na łóżku.
- Martwiłam się, Ruggero. Bałam się, że coś się stało.
- Rozumiem. Przepraszam. Następnym razem będę pamiętał. – powiedział, podnosząc się do pozycji siedzącej. Spojrzał na zegarek. Dochodziła 17:30. – Muszę kończyć. Idę zaraz na kolację. Zadzwonię jutro na spokojnie, dobra?
- W porządku. – powiedziała. Wyraźnie słyszał po jej głosie, że nadal jest poirytowana.
- Tęsknię. - powiedział więc cicho. Jej ciche westchnienie rozwiało wszelkie wątpliwości. Wszystko było już w porządku. Wystarczyło zagrać na uczuciach. Znał to aż za dobrze.
- Ja też tęsknie. Teraz jeszcze bardziej, jak wiem, że nie ma Cię w Argentynie.
- To tylko dwa dni. – powiedział. – Przepraszam, ale naprawdę muszę kończyć. – drzwi łazienki otworzyły się i wyszedł z nich Michael gotowy już na wieczorne wyjście do baru.
- Zadzwoń jutro! Kocham Cię! – powiedziała ciepło rudowłosa.
- Obiecuję! Pa! – rozłączył się i odłożył telefon na szafkę przy łóżku. – Idę się ogarnąć. – powiedział do Michaela, zgarniając po drodze spodnie i ciemną koszulę z walizki.
...
W barze panowała przyjemna atmosfera. Przygaszone światła, tylko gdzieniegdzie porozrzucane niebieskie ledowe światło rozjaśniały mrok pomieszczenia. Usiedli wraz z brunetem przy barze i zamówili whisky z lodem.
- Hej, chłopaki! – zawołała wesoło blondynka wchodząc wraz z drobną brunetką do sali. Obie miały na sobie krótkie, zwiewne sukienki i niebotycznie wysokie szpilki. On zabiłby się, wyłącznie patrząc na nie, nie mówiąc już o chodzeniu. To przecież było niemożliwe, żeby w czymś taki zachować równowagę.
- Hej, dziewczyny! – odpowiedział tym samym tonem brunet. – Czego się napijecie?
- Wymyśl coś. Zaskocz mnie! – powiedziała cwaniacko Valentina i usiadła na krześle. Karol poszła w jej ślady i usiadła obok blondynki.
- Dwa razy Sex on the Beach! – powiedział do kelnera. Ten tylko skinął głową i wyjął spod lady dwie wysokie szklanki, które po kilu minutach postawił przed dziewczynami, uśmiechając się łobuzersko. Spojrzał krzywo w stronę mężczyzny, gromiąc go wzrokiem.
- Tylko się nie upij, skarbie! – powiedział do brunetki, uśmiechając się cwaniacko.
- Dlaczego nie? Przecież zaniesiesz mnie do pokoju, prawda kochanie? – spojrzała na niego uśmiechając się niczym aniołek. Jej oczy wydawały się jeszcze większe, niż zwykle. Valentina zaśmiała się głośno.
- Dobra, gołąbeczki, takie teksty to na osobności proszę! Jak macie zamiar zacząć się migdalić, to najlepiej od razu idźcie do pokoju. Mogę Wam nawet dać klucz! – nadal śmiała się blondynka.
- Co ty na to, skarbie? – poruszył sugestywnie brwiami w stronę drobnej brunetki. Ta wybuchła radosnym śmiechem.
- Matko, z kim ja się zadaję! – zawołała, gdy już była w stanie złapać oddech.
- Z nami! – zawołała wesoło Valu. Następnie uniosła swoją szklankę w geście toastu. – Za dzisiejszy wieczór!
- Za wieczór! – odpowiedzieli wszyscy i upili łyk alkoholu. To przecież był dopiero początek...
...
- Nie chcę iść do pokoju! – powiedziała, wyrywając się z jego objęć.
- Karol, jest już późno, a ty jesteś nieźle wstawiona. Nie wstaniesz jutro! – powiedział, ponownie przyciągając ją do siebie, jednak znowu wywinęła się z jego ramiona. W końcu zirytowany, złapał ją pod kolana i przerzucił jej drobne ciało przez swoje ramię. Krzyknęła zaskoczona. – Nie będę się z Tobą użerał. - Szybkim krokiem doszedł do windy i wcisnął przycisk przywołujący. Dziewczyna biła go swoimi drobnymi piąstkami po plecach.
- Puść mnie!
- Jak się uspokoisz! – powiedział, podniesionym głosem.
- Uspokoję się jak mnie puścisz! – wniósł ją do windy, która właśnie przyjechała i gdy drzwi zamknęły się za nimi, postawił jej stopy na ziemi. Poczuł jak łapie się jego koszuli, zaciskając na niej swoje dłonie.
- Wszystko ok.? – zapytał, przytrzymując ją.
- Tak. Tylko zakręciło mi się w głowie. – powiedziała, cofając się. Oparł się o ścianę windy i wzięła kilka głębokich wdechów. – Zaraz przejdzie.
- Za dużo wypiłaś.
- Tylko dwa drinki!
- Ale mocne! – powiedział głośno. Winda zapiszczała. Drzwi otworzyły się. – Dasz radę iść sama? – zapytał. Skinęła głową, ale zachwiała się na swoich wysokich szpilkach i wpadła prosto na niego. – Chyba jednak nie... - westchnął i objął jej talię jedną dłonią. Wyszli z windy. Powoli szli korytarzem oświetlonym tylko kilkoma niewielkimi lampami. Gdy już doszli do odpowiedniego numeru, podała mu klucz, a on otworzył drzwi do pokoju. Oparła się o framugę drzwi, przyglądając mu się uważnie. Czuł, jak lustruje go wzrokiem.
- Podobasz mi się... - powiedziała. Zaśmiał się cicho na jej słowa.
- Wiedziałem, że dużo wypiłaś, ale nie sądziłem, że aż tyle. – poczuł jak jej dłonie znowu zaciskają się na jego koszuli. Widział, jak zbliża się do niego... czuł jej oddech na swojej szyi.
- Chyba spodoba mi się to udawanie Twojej dziewczyny! – zaśmiała się radośnie, przysuwając do niego jeszcze bliżej. Jej usta dotykały kołnierzyka jego koszuli.
- Czyżby, skarbie? – spojrzał na nią z góry. Nawet w tych cholernie wysokich butach była zdecydowanie niższa od niego. Uśmiechnął się łobuzersko, patrząc na jej mocno zarumienione policzki.
- Lubię, jak tak do mnie mówisz.
- To dobrze. – z jego twarzy nadal nie schodził ten sam uśmiech. Była taka słodka, kiedy była pijana i mówiła, co jej ślina na język przyniesie. No i przede wszystkim była szczera. To była ta zaleta. Pijani ludzie nigdy nie kłamią. Oparł jedną dłoń na jej biodrze. Czuł, jak jej ciało reaguje na jego dotyk. Wygięła się lekko dotyku, mrużąc swoje zielone oczy i westchnęła rozkosznie. Uśmiech na jego twarzy stał się jeszcze większy. Teraz wystarczyłby tylko jeden ruch z jego strony. Jedno dotknięcie. Wiedział, że byłaby jego. Zagryzł wargi w zamyśleniu. Takie proste. Czuł spojrzenie jej zielonych oczu na swoich ustach. Chciała tego...
- Wejdziesz? – zapytała, przyciągając go w swoją stroną. Przez chwilę naprawdę chciał to zrobić... ale wiedział, że wtedy cały jego plan spaliłby na panewce. Gdyby teraz się z nią przespał... wszystko by runęło. Już nigdy by się do niego nie odezwała. A przecież nie o to chodziło. Prawda?
- Nie dzisiaj. – odpowiedział, zbliżając usta do jej szyi.
- Dlaczego? – zapytała, drżąc lekko pod jego zimnym oddechem.
- Nie chcę żebyś tego żałowała. – powiedział otwarcie.
- Ale ja chcę tego! Naprawdę!
- Tylko dlatego, że jesteś pijana. A ja chcę sprawić żebyś chciała tego na trzeźwo. – powiedział. Skrzywiła się i zrobiła rozczarowaną minkę. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale nie zrobił tego. Nie dzisiaj...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro