Rozdział V
Od razu uprzedzam, że rozdział niesprawdzony, ale strasznie mi się nie chce, bo jestem właśnie po maratonie twórczym. Napisałam trzy rozdziały tej historii i zwyczajnie mam dość ;P
Ale mam nadzieję, że nie jest tak źle... Word jednak coś poprawia ;)
Buziaki :* :* :* I miłego czytania ;)
Powolutku,
chcę rozbierać Cię w pocałunkach, powolutku,
podpisywać ściany Twojego labiryntu,
i w uczynić Twoje ciało rękopisem.
Chodź, chodź, chodź, chodź...
- Ruggero! – usłyszał, gdy już miał zamknąć za sobą drzwi. Zirytowany, odwrócił się i zobaczył na końcu korytarza reżysera, który machał w jego stronę jedną ręką. W drugiej nadal trzymał podkładkę ze scenariuszem i uwagami do poszczególnych ujęć. – Pozwól do mnie na moment! - Podszedł powoli do mężczyzny.
- Tak? – zapytał, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Przygotuj się na wylot w piątek. – powiedział starszy mężczyzna.
- Jaki wylot? – zapytał, kompletnie nic nie rozumiejąc.
- Michael Ci nic nie mówił? Stacja wymusiła na mnie konferencje prasową z głównymi aktorami serialu. A więc ty, Karol, Michael i Valu musicie polecieć do Paryża. Wylatujemy na dwa dni. Masz być zwarty i gotowy i w piątek o godzinie 9:00 stawić się na lotnisku, jasne? – zapytał.
- Jasne... - westchnął ciężko. Wyjazd to była ostatnia rzecz, na którą miał w tym momencie ochotę. Liczył na spokojny weekend w cichym mieszkaniu, bez jakiegokolwiek głosu nad sobą, a co dostał? Wycieczkę turystyczno-krajoznawczą z dzieciakami do Disneylandu. Aż skakał z radości!
- Może trochę więcej optymizmu, co? – Jorge spojrzał na niego groźnie. – I jeszcze jedna sprawa. Wiesz co przede wszystkim buduje oglądalność? – zapytał mężczyzna, wyraźnie oczekując odpowiedzi.
- To, że serial jest ciekawy? – bardziej zapytał, niż odpowiedział.
- Nie! Sensacja buduje naszą oglądalność. Bez sensacji będziemy tylko kolejnym serialem dla nastolatków, który przejdzie bez echa. – powiedział otwarcie.
- Nie bardzo rozumiem. – odpowiedział, chociaż już przeczuwał do czego to wszystko zmierza... i nie wiedział, czy powinien w tym momencie się wkurzyć, czy może podziękować, bo to dawało mu cholernie wiele możliwości. Uniósł lekko brwi.
- Ujmę to tak, Ruggerito. Para z planu bardzo często staje się nią również poza nim. – mrugnął do niego porozumiewawczo. Skinął tylko głową w odpowiedzi. – Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. Prawda? – zapytał.
- Oczywiście. – odpowiedział sucho.
- Tylko nie zapomnij, że to jednak serial dla dzieciaków... i wszystko będzie dobrze.
- Czy Karol... czy ona wie? – zapytał. – O tym... sposobie promocji?
- Owszem... i wykazała równie ogromny entuzjazm. – mężczyzna skrzywił usta w grymasie i skinął głową. – Jutro nie musicie przychodzić na plan. Dam Wam wolne, żebyście mogli się ogarnąć przed wylotem. Oczywiście reszta ma zdjęcia jak zwykle. W piątek widzimy się na lotnisku. – powiedział, a następnie zniknął za drzwiami studia nagraniowego. Westchnął ciężko. To będzie trudny wyjazd... cholernie trudny...
...
Zamknął walizkę i zasunął zamek. Przez chwilę zastanawiał się, czy wszystko znalazło się w środku. Przeleciał listę rzeczy, którą powinien mieć ze sobą na dwa dni w stolicy Francji. Ładowarka do telefonu? Jest. Ubrania? Są. Przetarł zmęczone oczy. Miał dość. Postawił walizkę w korytarzu. Teraz pozostawało mu tylko przespać kilka godzin, żeby następnego dnia nie wyglądać jak wrak człowieka. Jednak najpierw prysznic. Już miał zamknąć za sobą drzwi łazienki, gdy usłyszał dźwięk telefonu dobiegający z sypialni. Poszedł za dźwiękiem i odebrał bez patrzenia na to, kto dzwoni.
- Cześć, kochanie! – usłyszał wesoły głos po drugiej stronie.
- Cande!
- A spodziewałeś się kogoś innego? – zapytała ze śmiechem.
- Przepraszam, ale dzisiejszy dzień jest tak zakręcony, że nawet nie wiem, jak sam się nazywam. – odpowiedział.
- Przypomnę Ci, nazywasz się Ruggero Pasquarelli. I rozmawiasz teraz ze swoją dziewczyną Candelarią Molfese. – powiedziała, udając poważny ton. – A co się dzieje, że jesteś taki zakręcony?
- Jutro wyjeżdżamy z obsadą na jakąś głupią konferencje Disneya. Do Paryża.
- Ooo nic nie mówiłeś.
- Bo sam dowiedziałem się wczoraj na planie. Organizacja tutaj leży. Wszystko na ostatni moment. Do tego ten wyjazd jest ostatnią rzeczą, na jaką mam teraz ochotę. – odpowiedział poirytowanym tonem.
- To tylko dwa dni. Jakoś przeżyjesz.
- Nieważne. Lepiej opowiadaj, jak tam przygotowania do ślubu? – zapytał.
- Daj spokój! Jeżeli kiedykolwiek będę chciała planować wesele, to najpierw porządnie mnie walnij, a potem jeszcze upij! – jęknęła.
- Aż tak źle? – zaśmiał się.
- Gorzej, wierz mi... Uwielbiam moją siostrzyczkę, ale to co teraz wyprawia, to już jakaś parodia! Ja rozumiem, że chce żeby wszystko było idealnie, ale zapewniam, że jeżeli po raz 10 będę musiała z nią jechać wybierać menu to rzucę się pod samochód.
- Kochanie, ale przecież jesteś tam dopiero tydzień! – zaśmiał się.
- No właśnie! Dobra, muszę kończyć, bo już mnie wołają. Mamy przymiarkę sukni. Zadzwoń, jak już dolecicie do Paryża.
- Jasne, skarbie. Zadzwonię, jak tylko dotrę do hotelu.
- Kocham Cię.
- Ja też. Pa! – rzucił i wcisnął czerwoną słuchawkę. Odłożył telefon z powrotem na szafkę i wyszedł do łazienki. Musi się wyspać!
...
Ze snu wyrwał go budzik. Zerwał się jak oparzony, od razu siadając na łóżku. Przez chwilę siedział na łóżku, próbując się obudzić. Potarł skronie i powoli zsunął nogi z posłania. Ziewnął szeroko i dopiero wtedy się podniósł. Po omacku przeszedł do kuchni i włączył ekspres. Zapach mielonych ziaren otrzeźwił go odrobinę. Podstawił filiżanką pod urządzenia. Gdy już naczynie było pełne, wziął je do ręki i upił kilka łyków, parząc sobie przy tym język. Gorący napój obudził go na tyle, że wreszcie spojrzał na zegarek. Dopiero dochodził szósta, więc miał jeszcze... przynajmniej godzinę zanim będzie musiał wyjść z domu. Odstawił naczynie na stół i wyszedł do sypialni. Z komody zgarnął czystą bieliznę, koszulkę i jeansowe spodnie. Nie miał zamiaru stroić się na lot samolotem. I tak wyjdzie z niego wymięty gorzej niż po spaniu na kanapie w ubraniu. Wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Ochlapał twarz lodowatą wodą. Przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Jego policzki zdobił dwudniowy zarost, ale nawet nie chciało mu się golić. Trudno, wizażyści będą jakoś musieli go znieść w takim wydaniu. Teraz tylko zimny prysznic i gotowe. Ostatnie minuty spokoju.
...
Wsiadł do taksówki i zamknął za sobą drzwi. Podał kierowcy odpowiedni adres, a następnie wyjął z kieszeni bluzy telefon. Wybrał numer brunetki i przyłożył urządzenie do ucha. Jeden sygnał, drugi... wreszcie usłyszał jej wesoły głos.
- Hola, Ruggerito!
- Będę po Ciebie za... - spojrzał na zegarek. – Piętnaście minut, skarbie. Możesz się już zbierać!
- Możesz mnie tak nie nazywać? – zapytała, wyraźnie poirytowana.
- Przykro mi, skarbie. Takie wymagania Disneya! – zaśmiał się.
- Nawet mi o tym nie przypominaj! – odpowiedziała wkurzona. – Co to w ogóle jest za pomysł?
- Rzeczywisty, kochanie, rzeczywisty. Jakoś się przyzwyczaisz. Pomyśl o tym z tej strony... wiesz, ile dziewczyn będzie Ci zazdrościć? – powiedział cwaniacko, przyciskając jednocześnie mocniej telefon do ucha.
- Taa... Dobra, nieważne. Pogadamy o tym po drodze! – powiedziała, a następnie się rozłączyła. Śmiejąc się, schował telefon do kieszeni bluzy. Oparł się wygodnie o zagłówek i przymknął oczy.
...
Otworzył drzwi i wysiadł z taksówki pod jednym z wysokich wieżowców. Podszedł do drobnej brunetki i przyciągnął ją lekko do siebie. Musnął delikatnie jej policzek.
- Dzień dobry! – powiedział wesołym tonem, odrywając się od niej. Wziął od dziewczyny rączką jej walizki.
- Do widzenia! – powiedziała.
- Nie irytuj się tak, co? Bo nie będziemy wyglądać przekonująco. – odpowiedział, obejmując dziewczynę jednym ramieniem.
- Nie podoba mi się to po prostu, i tyle! – powiedziała, ale nie odsunęła się od niego, tylko zrównała z nim swój krok. Doszli do taksówki. Oddał walizkę w ręce mężczyzny, a sam otworzył brunetce tylne drzwi samochodu. Spojrzała na niego z politowaniem, ale wsiadła do pojazdu, a on chwilę później do niej dołączył. Przez chwilę panowała między nimi cisza. Dziewczyna splotła dłonie na kolanach i uparcie patrzyła w okno. Postanowił przerwać ten odrobinę niezręczny moment.
- Mnie to też nie jest wybitnie na rękę, ok? – dotknął jej złożonych rąk. – Przypominam Ci, że mam dziewczynę i raczej nie będzie zadowolona z plotek na temat mojego związku z koleżanką z planu, a jakoś nie wkurzam się tak, jak ty.
- Może dla Ciebie to jest normalne, ale dla mnie... nie czuje tego, jasne? To dla mnie jest chore.
- Przecież nie każą nam robić nie wiadomo czego, Karol! – powiedział. – Nikt nie będzie miał pretensji, jeżeli nie zgodzimy się na publiczne całowanie.
- To niby jak to wszystko ma wyglądać? – zapytała.
- Przede wszystkim naturalnie. – powiedział, łapiąc delikatnie jej dłoń i splatając ich palce razem. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. I wcale nie wyrwała dłoni z jego uścisku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro