Rozdział LI
Taki bardzo spóźniony prezent gwiazdkowy 😜
Buziaki, kochani i miłego czytania!
😘💕😘
Odnalazłem powód, by pokazać
Tę stronę mnie, której nie poznałaś
Powód, dla którego robię to wszystko
A tym powodem jesteś ty!
- Co się stało, że zmieniłaś zdanie? – zapytał. Leżeli obok siebie na jego łóżku. W pomieszczeniu panowała cisza... przerywana tylko dźwiękiem ich oddechów i szybko bijących serc.
- Twój wypadek... coś mi uświadomił. Długo myślałam, że mamy nieograniczony czas. Że przecież jesteśmy młodzi... i w ogóle. Gdy dowiedziałam się o tym, że jesteś w szpitalu... na początku nic nie było wiadomo. Twoja mama powiedziała tylko, że miałeś poważny wypadek, że musieli wprowadzić Cię w śpiączkę i... nagle dotarło do mnie, że mogę już nie mieć tego czasu. I zrozumiałam, że nie chcę go zmarnować. To prawda, skrzywdziłeś mnie... i to bardzo. I masz rację. Na początku Cię nienawidziłam. Chociaż nie... to było już później. Zaraz po tym, co się wydarzyło... to bolało, Ruggero. Nie życzyłabym tego najgorszemu wrogowi. Ale jak bardzo bym się nie starała, to... nie umiałam zapomnieć. Nie umiałam przestać... czuć coś do Ciebie. Za bardzo byłam od Ciebie uzależniona, żeby zacząć normalnie funkcjonować. Myślałam, że się nie uda... do tego Ty... to, jak mnie traktowałeś... chciałam tylko się zapaść pod ziemię, zniknąć, zasnąć... a potem przyszły wakacje. Miałam trochę czasu, żeby to wszystko przemyśleć. I wtedy zrozumiałam, że muszę... przynajmniej spróbować się podnieść. Że nie mogę wiecznie płakać. Że to kompletnie nic nie zmieni. Zwłaszcza, że ty od razu wróciłeś do Cande. Nie miałam szans. Nie z nią. – przyciągnął ją mocniej do swojego boku. – Potem, jak wróciliśmy na plan... jak zaczęłam się spotkać z Lio. Na początku... nie sądziłam, że to się uda. Nadal w głowie miałam Ciebie. Ale... potem doszłam do wniosku, że skoro minęło tyle czasu, i że nic się nie zmieniło, to pomyślałam, że może pora zmienić metodę. Nie potrafiłam zapomnieć, gdy byłam sama... więc może uda mi się z kimś. I nawet jeżeli nie zapomniałam o Tobie, to... nauczyłam się czegoś. Zrozumiałam, czego tak naprawdę potrzebuje... i że to na pewno nie jest on.
- To dlaczego? – zapytał. – Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś? Wtedy... gdy powiedziałem, że Cie kocham... i później... dlaczego? Dlaczego mówiłaś, że mam Cię zostawić... że...
- Ruggero, spróbuj się postawić na moim miejscu... uwierzyłbyś sobie? Po tym wszystkim, co się wydarzyło? Ja... w jakimś stopniu... nadal żyłam tym, co było. Tym, jak mnie skrzywdziłeś. Twoje słowa... one brzmiały pięknie... ale były tak cholernie nierealne. Nie potrafiłam tak po prostu... uwierzyć. Nie chciałam znowu stanąć w tym samym miejscu, w którym byłam wtedy. Nie chciałam znowu cierpieć... a właśnie z tym równało się zaufanie Tobie. Z bólem.
- Przepraszam. – powiedział cicho.
- Powtarzasz się.
- Wiem... ale nigdy nie powiem tego wystarczająco dużo razy. – powiedział.
- Po prostu... tym razem nie chcę znowu się sparzyć. Nie chcę żałować, że znowu Ci zaufałam.
- Nigdy. Obiecuję. – powiedział.
- Nie obiecuj. Obietnice zawsze można złamać. Chcę tylko, żebyś mnie kochał. – spojrzała na niego tymi swoimi błyszczącymi zielonym tęczówkami... a on utonął. I wcale nie chciał, żeby ktokolwiek go ratował...
...
Dwa miesiące później
Trzymając mocno dłoń brunetki, przekroczył próg studia. Nie było go tutaj ponad trzy miesiące. I nadal wcale nie czuł się najlepiej... ale czekało go dokończenie serialu. Stanął na korytarzu i wziął głęboki oddech. Brunetka stanęła gwałtownie i spojrzała na niego.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – zapytała, dotykając dłonią jego policzka. Poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego kręgosłupie.
- Tak, w porządku. – uśmiechnął się.
- Nie boli Cię głowa. Jesteś blady...
- Naprawdę, wszystko jest dobrze. Po prostu... dawno mnie tu nie było. I dziwnie się czuję. Trochę nie na miejscu. – uśmiechnął się do dziewczyny.
- Chodź! – dziewczyna pociągnęła go w stronę wejścia na plan zdjęciowy. Otworzyła drzwi... w środku było ciemno... wszystkie światła były wygaszone. I było wręcz nienaturalnie cicho... spojrzał na dziewczynę, której postać była jeszcze wyraźna z powodu światła wpadającego z korytarza. Uśmiechała się do niego cwaniacko... Co ona planuje? Pociągnęła mocniej jego dłoń, prowadząc go w ciemność...
- Co jest grane? Na pewno mamy dzisiaj jakieś nagrania? – zapytał... ale nie zdążył usłyszeć odpowiedzi, bo nagle wszędzie rozbłysły światła. W pomieszczeniu stała cała obsada z ogromny transparentem, na którym widniał czerwony napis: Witamy w domu, Ruggero! Uśmiechnął się.
- Niespodzianka! – ktoś krzyknął, na co wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. On również zaśmiał się wesoło.
- Chyba nie sądziłeś, że wrócisz tu tak po prostu...? – zapytała Valentina, podchodząc do niego. Przytuliła go mocno.
- Nie wierzę, że to zrobiliście. – powiedział, nadal się śmiejąc.
- To uwierz, stary! – zaśmiał się Agustin, stając obok i klepiąc go przyjacielsko po plecach. – Bo to dopiero początek!
- W to jestem w stanie uwierzyć. – powiedział, patrząc z politowaniem na blondyna.
- To co? Zaczynamy imprezę? – zaśmiał się Michael.
- Tak! – zawołali wszyscy chórem. Podszedł do brunetki stojącej teraz odrobinę z boku. Złapał jej rękę i splótł ich palce.
- Dziękuję. – powiedział.
- Za co? – zapytała, uśmiechając się wesoło.
- Za to... - rozłożył ramiona. - ... wszystko. Wiem, że to twoja robota.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę. – zaśmiała się.
- Kocham Cię. – powiedział.
- Kocham Cię. – odpowiedziała z ciepłym uśmiechem. Zbliżył się do niej. Przesunął delikatnie dłonią po jej policzku... zadrżała lekko pod wpływem jego dotyku. Spojrzał w jej oczy... błyszczały dokładnie tak, jak kiedyś. Milionem złocistych iskierek... a potem ją pocałował. I byli tylko oni... nikt więcej.
...
- Wreszcie Ci się udało, co stary? – Agustin usiadł obok niego. Uśmiechnął się z satysfakcją.
- Wreszcie. – odpowiedział.
- Masz szczęście. Gdybym to ja był na jej miejscu, kopnąłbym Cię w tyłek! – zaśmiał się przyjaciel, a on ostentacyjnie szturchnął go w ramię.
- Gdybyś to Ty był na jej miejscu, to ja nie siedziałbym teraz na swoim. Tylko zwiewał, gdzie pieprz rośnie! – odpowiedział.
- I nie robiłbyś teraz odbijanego. – powiedział Agustin, szturchając go.
- Co? – zapytał.
- Twoja dziewczyna właśnie tańczy z Lio. – zaśmiał się złośliwie. Automatycznie podniósł się ze swojego miejsca. Potrzebował tylko sekundy, żeby zlustrować prowizoryczny parkiet. Brunetka wirowała w tańcu z blondynem, śmiejąc się przy tym głośno. Zacisnął dłonie w pięści. Nie daruje mu tego. Szybkim krokiem przemaszerował do tańczącej pary. Stanął z blondynem i ostentacyjnie stuknął go w ramię.
- Odbijany. – warknął groźnie. Brunetka spojrzała na niego wyraźnie rozbawiona. Blondyn wypuścił rękę dziewczyny ze swojego uścisku. – Spadaj!
- Nie musisz się od razu tak wściekać. – blondyn uśmiechnął się, a następnie puścił oczko do brunetki, by chwilę później oddalić się w stronę bufetu, na którym postawiono przekąski.
- Zazdrośnik. – brunetka uśmiechnęła się do niego. Wziął jej obie dłonie w swoje, a następnie położył je na swojej szyi. Brunetka przeczesała lekko palcami jego włosy. Złapał jej biodra i przyciągnął jej ciało do swojego.
- Ale Twój. – powiedział, zatapiając twarz w jej lokach.
- Mój. – niemal czuł jak się uśmiecha.
- Nigdy nie polubię tego gościa. – powiedział po chwili, na co dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. – powiedziała. – Zazdrośniku... - przycisnął ją jeszcze mocniej do swojego ciała. Była jego... wreszcie... i już nigdy nie pozwoli jej sobie odebrać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro