Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXIII

No to... zabawę czas zacząć! ;P
Taka atmosfera, jak w tej części... będzie już właściwie do końca czyli...
nerwy, nerwy, nerwy... ach, jak ja to lubię!

Ale dobra, nie przedłużam, tylko zapraszam do czytania! I do komentowania ;)
Buziaki, kochani :* :* :*


Naćpany miłością, pijany własną nienawiścią

Jakbym wąchał farbę i kocham to bardziej niż cierpię, duszę się

I już kiedy mam utonąć ona mnie ratuje

Cholernie mnie nienawidzi, a ja to kocham

Czekaj! Dokąd idziesz? Zostawiam Cię!

Nie, nigdzie nie idziesz, wracaj

I tak w kółko


Przekroczył próg planu zdjęciowego. Zostało jeszcze ponad pół godziny do nagrań. Spokojnie udał się do swojej garderoby. Ostatnia impreza mocno się przeciągnęła i na sen zostały mu tylko trzy godziny, więc wyglądał jak zombie. Nawet wypita rano mocna kawa w niczym nie pomogła. A przecież czekało go dzisiaj dużo pracy. Mieli do zrobienia trening podnoszeń z Karol, która wyraźnie nie miała ochoty na wspólny taniec. Nie, że miał do niej o to żal, miała do tego pełne prawo. Po tym wszystkim co jej zrobił... nie zachował się wtedy tak, jak powinien, miał tego świadomość. A była ona jeszcze bardziej potęgowana przez to, co działo się w jego życiu. Do tej pory bolały go słowa Cande. To, co wykrzyczała mu, wyrzucając go z mieszkania.


Retrospekcja

Jakby nigdy nic, wszedł do mieszkania, zdjął kurtkę i odwiesił na wieszak.

- Już wróciłem! - zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział. Zajrzał do kuchni, ale nikogo tam nie zastał. W salonie też jej nie było. Wszedł do sypialnia. Stała przy komodzie i wyrzucała wszystkie jego rzeczy na dywan, a następnie wrzucała je nieskładnie do walizki.

- Cande? - zapytał.

- Ooo, wreszcie raczyłeś się pojawić! - zawołała podniesionym głosem.

- Wyjeżdżamy gdzieś? - zapytał, bo żadne inne rozwiązane nie przyszło mu do głowy, gdy zobaczył walizki.

- Ja? Nie. Ale ty owszem! - krzyknęła. Przyjrzał się jej uważnie. Płakała. Miała zaczerwienione oczy, a po policzkach spływały czarne smugi tuszu do rzęs. Do tego pierwszy raz widział ją ubraną tylko w rozciągnięty sweter. Wyglądała... jak nie ona. Coś musiało się stać...

- Cande, coś się stało? - zapytał uspokajającym tonem.

- Ty mnie pytasz, czy coś się stało? Jak możesz! - krzyknęła. Podeszła do niego i zamachnęła się dłonią, mierząc prosto w jego policzek. Złapał jej dłoń w nadgarstku i przytrzymał. - Puść mnie! - warknęła.

- To powiedz mi, co się stało, do cholery! - również podniósł głos. Byli jak dwa tygrysy gotujące się do ataku. Nikt nie miał przewagi... nikt nie wygrywał. Mierzył ją wzrokiem... ona także wbiła wzrok w jego tęczówki, nie odpuszczając. Co to wszystko ma znaczyć?

- Spieprzaj z mojego życia! - krzyknęła. Otworzył usta ze zdziwienia.

- O czym ty mówisz? - również krzyknął. Zgarnęła jakieś papierki z łóżka i rzuciła nimi w jego stronę. To były zdjęcia. Nawet nie wiedział czyje. Widział je pierwszy raz na oczy. Złapał jedno w locie i przyjrzał się uważnie. Pochodziło z jakiegoś artykułu w gazecie. I przedstawiało jego pod jakimś hotelem.

- Co to jest? - zapytał ostro.

- To, jest dowód na to, że jesteś cholerną świnią! A ja, jak głupia Ci uwierzyłam, wiesz? Myślałam, że mnie kochasz. Myślałam, że będziemy razem. Ale nie! Ty wolałeś się pieprzyć z jakąś panną. - widział jak rozsadza ją furia i był pewny, że to nie jest odpowiedni moment na rozmowę. Teraz i tak nie będzie się jej dało niczego wytłumaczyć. A poza tym... czy naprawdę miał na to ochotę? Już od jakiegoś czasu im się nie układało. To musiało się stać prędzej, czy później. Może tylko mniej brutalnie... ale przecież efekt byłby dokładnie ten sam. Rozstanie.

- Rozumiem, że to koniec? - zapytał tylko. Skinęła głową. Zgarnął ostatnie rzeczy z podłogi i wrzucił do walizki. - Wrócę po resztę rzeczy.

- Nie fatyguj się! - krzyknęła za nim. Złapał rączkę walizki i wyszedł na korytarz. Spojrzał jeszcze na nią przelotnie. Spuściła głowę i wpatrywała się w swoje skarpety. Odstawił walizkę i podszedł do niej. Odsunęła się automatycznie z jękiem. Westchnął tylko cicho i wrócił do drzwi. Wyszedł i przeciągnął walizkę przez próg. Zrobił krok do przodu. - Ty nigdy nie nauczysz się kochać! - krzyknęła za nim, zatrzaskując drzwi. Nie miała racji. Już raz mu się udało. Już raz pokochał. Uda mu się i teraz. Prawda? Tak, jak ją...

Koniec retrospekcji


Wyszedł z pomieszczenia i udał się na plan zdjęciowy. Na miejscu siedziało tylko kilka osób. Wciąż jeszcze było dość wcześnie. Usiadł obok Michaela, który właśnie rozciągał się przed treningiem.

- Jak po wczoraj? - zapytał go brunet.

- W sumie nie jest źle... - odpowiedział, opierając się o ścianę. - Nie mam kaca jak stąd do wieczności. - przyjaciel zaśmiał się tylko w odpowiedzi i wrócił do swoich ćwiczeń. Po chwili drzwi znowu się otworzyły i do pomieszczenia weszła para. Uśmiechnięta brunetka i blondyn. Trzymali się za ręce. Spojrzał na nich... Zacisnął mocno szczękę. Patrzył na ich wesołe miny... patrzył na to, jak blondyn czule dotyka jej dłoni... jak przytula jej policzek... jak gładzi jej skórę... i nagle obudziło się w nim coś, czego nie znał. Zwierzę, które całkowicie przejęło kontrolę nade jego ciałem. Warknął w myślach i zacisnął mocno dłonie w pięści. Schował je do kieszeni jeansów, aby nikt nie zobaczył Para sprawiała wrażenie kompletnie zaabsorbowanej sobą. Jakby świat wokół nich nie istniał. Podniósł się gwałtownie i podszedł szybkim krokiem do dwójki.

- Kogo mu tu mamy! - powiedział ironicznie. Żyła na jego czole pulsowała, a oczy rzucały groźne błyski.

- Czego chcesz Ruggero? - zapytała brunetka, odwracając się w jego stronę.

- Pierwsza para sezonu pojawiła się na planie. - sarknął.

- Masz jakiś problem? - zapytał blondyn, obejmując jedną dłonią dziewczynę. Zgromił go wzrokiem.

- Tak, z Tobą. Zajmujesz mi miejsce!

- Ruggero, o co Ci chodzi? - zapytała spokojnie dziewczyna.

- Nie wiedziałem, że Wy... to tak na poważnie. - Lio mocniej ścisnął dłoń dziewczyny i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Ona jednak wzrok utkwiła w nim... jakby mierzyła... liczyła, na ile sobie pozwoli. Zdecydowanie na więcej, niż sądzisz, skarbie.

- No cóż... tak jakoś wyszło, że jesteśmy razem.

- Serio, skarbie? Nie stać Cię na kogoś lepszego? - zapytał.

- Hamuj się, Ruggero! Nie pozwalaj sobie!

- A ty nie mów mi co mam robić! - podniósł głos. Nagle poczuł dłoń zaciskającą się na jego przedramieniu.

- Co tu się dzieje? - zapytał Agustin, odciągając go od blondyna na bezpieczną odległość.

- Nic. - powiedział tylko.

- Lionel? - zapytał blondyn.

- Małe nieporozumienie. Różnica poglądów. - odpowiedział. Brunetka szybko odciągnęła go na bok i tłumaczyła mu coś cicho, na co ten tylko pokiwał głową i razem wyszli z planu zdjęciowego.

- Co to miało być, kurwa? - zapytał Agustin, ciągnąc go w stronę ławki stojącej z boki sali. Usiadł ciężko i oparł się o ścianę. Przez chwilę nic nie mówił, tylko dyszał ciężko, nie mogąc złapać oddechu. Nadal nie rozumiał... coś się z nim stało. Gdy ich zobaczył. Coś w nim pękło. Przygryzł wargę. Poczuł się tak, jakby pod jego skórą coś zapłonęło. Jakby nagle przez jego żyły zaczął płynąć ogień... Nie mógł usiedzieć. Musiał wstać, musiał coś zrobić. Coś go pchało do tego. W jego myślach nadal szalała burza. Mieszanina uczuć, która buchała w nim, niczym lawa w wulkanie. Jeden wybuch już nastąpił. Niewiele brakowało, a walnąłby go przy wszystkich... chciał zobaczyć, jak cierpi. Chciał zobaczyć krew. Zacisnął dłonie w pięści aż pobielały mu palce. Jeszcze nigdy w życiu się tak nie czuł. Nienawiść wypełniła go doszczętnie. - Coś ty sobie myślał? - Nic sobie nie myślał. I na tym właśnie polegał problem. Przejęły nad nim kontrolę instynkty. I ten jeden najważniejszy instynkt. Posiadania. Karol była jego. I tylko jego. To przejęło nad nim kontrolę. Wypłukało wszystkie myśli z głowy. Czuł tylko furię. Gdyby Gaston się nie pojawił, to naprawdę mogło się źle skończyć. Ale teraz emocje powoli opadały. Jeszcze kilka głębokich oddechów. Wdech... wydech... wdech... wydech. Oparł się ciężej o ścianę i przymknął na chwilę oczy, licząc jednocześnie do dziesięciu. Oparł dłonie na kolanach i położnych na nich głowę.

- Ja... ja nie wiem... - powiedział tylko cicho. Na nic więcej nie było go stać. Co to było? I dlaczego było tak silne? Głowa opadła mu na kolana, a on objął się ramionami. Co to było, do jasnej cholery? To pytanie dręczyło go. Wwiercało się w jego mózg i nie dawało mu nawet chwili wytchnienia. Co się z nim działo?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro