Rozdział XXXI
Hej, hej!
No to tak... to jest ostatni rozdział tej części... i wreszcie coś się zaczyna dziać, moi drodzy! ;) :P
Ale spokojnie, to dopiero wstęp... taka maluteńka zapowiedź tego,
co będzie działo się dalej...
A wierzcie mi, dużo będzie się działo. Nawet bardzo dużo :P
No dobra, nie przedłużam.
Zapraszam do czytania!
Buziaki, kochani ;*
I jak zawsze czekam na wasze komentarze ;)
Nachodzi mnie najsmutniejsza obawa
Że nigdy mnie nie kochałeś, ani jej, ani nikogo, ani niczego
Tak!
Gdy wróciła po zdjęciach do mieszkania, był już późny wieczór. Niebo zrobiło się właściwie czarne i rozświetlał je tylko jasny księżyc w pełni. Odwiesiła kurtkę na wieszak i zrzuciła ze stóp buty. Była zmęczona. Miała ochotę tylko położyć się i przespać... najlepiej cały kolejny dzień. Nagrania były jednak dla niej trudniejsze, niż oczekiwała. To, że starała się przed nim udawać silną i twardą, było jednym... ale tak naprawdę aż zwijała się w środku, gdy bywał dla niej nieprzyjemny. Każde jego słowo zadawało jej ból. Usiadła na sofie i podkuliła nogi pod siebie. Objęła się mocno ramionami. Nie, nie będzie płakać. Ale miała też serdecznie dość... a fakt, że będzie musiała go znosić przez kilka najbliższych miesięcy był najgorszy ze wszystkich. Do tego cała ta sprawa z Lio... Lubiła tego chłopaka, był jej przyjacielem. Mieli dużo wspólnego i potrafili spędzać całe godziny na gadaniu właściwie o niczym. Ale czegoś jej brakowało. Tej iskry, tego ognia... może i była cholernie naiwną dziewczynką, ale chciała prawdziwej miłości, a nie tylko jej namiastki. Zwłaszcza po tym, jak wiedziała, jak ona wygląda... każde jej spotkanie z Ruggero było jak wybuch fajerwerków. Niespodziewany, głośny... i przede wszystkim piękny i zwracający uwagę wszystkich. Przykuwał wzrok. I właśnie tego chciała... tego światła, którym świeciła obok niego. Owszem, zranił ją, i to bardzo. Ale dał jej też coś, czego nie dał jej nikt inny. Dał jej motylki w brzuchu, rumieńce, miękkie kolana i to wszystko o czym tylko czytała w głupich gazetach dla nastolatek i w co przez wiele lat nie wierzyła. On udowodnił jej, że to wszystko istnieje... nawet jeżeli nie jest do końca prawdziwe... bo przecież z jego strony to była tylko gra. Była dziewczyną, którą postanowił uwieść... i udało mu się. I to pewnie dużo bardziej, niż przypuszczał. Nie tylko z nim spała, ale także zakochała się w nim jak głupia. Tak, jak głupia. Była idiotką, ofiarowując miłość komuś takiemu, jak on. Komuś, kto ma dziewczynę... i do tego jest tak zarozumiały, pewny siebie, buntowniczy... i... mimo, że widziała wszystkie jego złe strony, znała jego wady... to i tak coś ją do niego ciągnęło. Jakby ta jego mroczna strona przyciągała ją jak magnes. Westchnęła ciężko. To wszystko chyba trochę ją przerastało... nie radziła sobie z własnymi emocjami, uczuciami. Nie radziła sobie z tym, że on jest obok... że cały czas na nią patrzy, że ją ocenia. Bo miała wtedy wrażenie, że sama patrzy na siebie jego oczami. Widzi swoje wady, swoje błędy... niedociągnięcia. Musi się odciąć. I Lionel jest idealną osobą, żeby mogła zapomnieć o Ruggero. Bo jest jego kompletnym przeciwieństwem.
...
Wyjęła telefon z kieszeni. Ktoś był wybitnie uparty, bo urządzenie dzwoniło przynajmniej od dziesięciu minut non stop. Spojrzała na wyświetlacz... trzy nieodebrane połączenia od Valentiny... pięć nieodebranych połączeń od Caro... dwa połączenia od Lionela. Czy świat nagle zaczął się walić, że wszyscy tak zaczęli się do niej dobijać? Poszła się tylko wykąpać... nie zajęło jej to więcej, niż dwadzieścia minut. Postanowiła oddzwonić najpierw do Caro. Skoro dzwoniła tyle razy, to musiało to być coś pilnie ważnego, bo raczej nigdy jej się to nie zdarzało. Wybrała dobrze znany numer i przyłożyła telefon do ucha. Brunetka odebrała już po pierwszym sygnale... jakby tylko czekała obok telefonu, żeby wreszcie odebrać.
- Halo? Caro, coś się stało? - zapytała. - Dzwoniłaś tyle razy. Chyba w życiu nie miałam tylu nieodebranych połączeń. Świat się wali? Valu, Lio... ty?
- Mam takiego newsa, że zaraz zwariujesz! - powiedziała podekscytowana. - Normalnie nie uwierzysz... ja padłam, jak tylko zobaczyłam to zdjęcie. A potem jak już Valu dzwoniła, to... no musiałam do Ciebie zadzwonić! Normalnie do mnie samej, to jeszcze nie dociera. Z resztą, nikt się tego nie spodziewał. Wszystko było w porządku, a tu nagle... - dziewczyna mówiła tak szybko, że niemal nie potrafiła rozróżnić poszczególnych słów. Jak katarynka. To już zdecydowanie do niej nie pasowało.
- Caro, uspokój się, bardzo proszę... kompletnie nic nie rozumiem.
- Ja też nadal nic nie rozumiem. Nadal nie wierzę... to wszystko, tak szybko, i w ogóle. I nic na to nie wskazywało. I byłam pewna, że już zawsze będą razem, ale... no przecież ... przecież to zdjęcie mówi wszystko. I na pewno właśnie to miała na myśli, jak to pisała. Ale normalnie nadal nie wierzę. Zwłaszcza, że to zupełnie do niej niepodobne. Gdyby on... to jeszcze bym zrozumiała, ale że ona? Przecież to się w głowie nie mieści. Taka para! - brunetka przerwała, bo chyba zabrakło jej oddechu.
- Carolina, czy ty możesz mi powiedzieć, o co chodzi? - zapytała.
- No przecież cały czas Ci mówię. No zerwali! Rozumiesz to? Już widzę, jak prasa zaraz będzie huczeć. Przecież tyle lat razem, i teraz wszystko runęło. No i co z kanałem? Czy oni zdają sobie z tego wszystkiego sprawę? Przecież to... to tak jakby zerwali... no sama nie wiem, jakby nagle Brad i Angelina powiedzieli, że się rozstają! To jest takie... zaskakujące. I w ogóle! Nadal w to nie wierzę!
- Caro! - podniosła głos.
- Tak? - zapytała brunetka.
- Czy możesz mi wreszcie powiedzieć, o co chodzi? Kompletnie Cię nie rozumiem. Jakie zdjęcia, jakie zerwanie? O czym ty mówisz? - zapytała.
- No jak to o co? - zapytała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Cande zerwała z Ruggero! - telefon wypadł jej z ręki i opadł na dywan. Słyszała jeszcze przytłumiony głos przyjaciółki, ale do jej głowy nic nie docierało. W jej umyśle huczało tylko jedno zdanie. Ruggero nie ma już dziewczyny.
...
- Co Wy tu robicie? - zapytała, otwierając drzwi. Za nimi stały dwie dziewczyny. Brunetka i blondynka.
- No jak to co? Przyszłyśmy z wizytą! - powiedziała blondynka, ostentacyjnie wparowując do pokoju.
- Jasne, czuj się jak u siebie. - powiedział złośliwie.
- Dokładnie taki mam zamiar. - odpowiedziała, uśmiechając się.
- Zauważyłam. - powiedziała, przepuszczając w drzwiach Carolinę. - Mogę się dowiedzieć, czym zasłużyłam sobie na ten zaszczyt goszczenia Was w moich skromnych progach?
- Rozłączyłaś się tak nagle. Bałam się, że coś się stało. - powiedziała Caro, siadając obok blondynki na sofie. Weszła do salonie i usiadła w fotelu naprzeciwko.
- Nic się nie stało.
- Zaskoczyłam Cię, co? - zaśmiała się cicho.
- Trochę... - powiedziała.
- Trochę? Wiedziałaś coś?
- Nie! A co miałabym wiedzieć?!
- No nie wiem... może coś Ci mówił, albo coś? W sumie przyjaźnicie się, prawda?
- Przyjaźniliśmy. To bardziej adekwatne słowo. - odpowiedziała.
- Jak to? Pokłóciliście się?
- Powiedzmy, że... mamy trochę inne poglądy w niektórych kwestiach.
- Aha. Ale słyszałam, że za to z Lio poszło do przodu.
- Taa, można tak powiedzieć. W sumie... spotykamy się. - powiedziała. Dziewczyny zapiszczały tak głośno, że musiała zasłonić uszy, aby nie pękły jej bębenki.
- Wiedziałam, ze tak będzie. Idealnie do siebie pasujecie! - powiedziała Valu.
- Sama nie wiem. Na razie próbujemy i zobaczymy co z tego wyjdzie.
- Ale wracając do poprzedniej sprawy... możesz w to uwierzyć? - zapytała Caro.
- Chodzi Ci o Rugge? - zapytała.
- Dokładnie. Gdyby on zerwał... to jeszcze bym to zrozumiała, ale że ona? - brunetka nie mogła się nadziwić. Jej oczy były rozszerzone, wargi rozchylone... - Przecież tak bardzo go kochała i w ogóle? Co tam się mogło stać?
- Podobno ją zdradził... - powiedziała blondynka, zniżając głos do szeptu.
- Żartujesz? - Caro jeszcze szerzej otworzyła oczy.
- Tak przynajmniej słyszałam. Podobno są w sieci jakieś zdjęcia, jak wchodzi z jakąś dziewczyną do hotelu... ale jak mówię, to tylko plotki. Co się tam faktycznie stało, to już tylko oni wiedzą.
- Dokładnie, Valu ma rację. To ich sprawa. - powiedziała.
- No ale dziewczyny!
- Dajmy już spokój tej dwójce, co? Jestem pewna, że mamy wiele ciekawszych tematów do rozmowy. Na przykład zbliżająca się gala. Co macie zamiar założyć? - zapytała. Valentina zaraz zaczęła opowiadać o pięknej zielonej sukience, którą widziała gdzieś na wystawie... kryzys został zażegnany. Przynajmniej na razie... ale jej myśli nadal tłoczyły się wokół jednej osoby. Wokół Ruggero Pasquarelliego... który znowu w całości przejął jej myśli.
...
Ciągle patrzyła na podpis pod zdjęciem rudowłosej dziewczyny. Lubiła ją. Może i była dziewczyną chłopaka, w którym się zakochała, ale... nie chciała, żeby cierpiała. Przecież nie była zła.. i była równie mocno skrzywdzona jak ona sama.
Są ludzie, którzy rodzą się, nie umiejąc kochać.
Są tacy, którzy się tej miłości boją.
Są też tacy, którzy nie wiedzą, czym w ogóle jest miłość, bo nigdy jej nie poznali.
Ale nie Ci są najgorsi. Ci przecież nadal chcą się uczyć.
Ty byłeś inny, gorszy... bo nie chciałeś pokochać w ogóle.
Uśmiechnęła się smutno. Candelaria miała rację, pisząc to wszystko. Ruggero nie chciał kochać. Nie kochał ani jej, ani swojej dziewczyny. Zawsze grał. I nie tylko jako aktor... grał przede wszystkim na uczuciach i emocjach innych. Rozkochał w sobie wiele dziewczyn tylko po to, by później mieć satysfakcję, widząc je płaczące po jego odejściu. Cande miała rację, że odeszła pierwsza. Może gdyby ona też tak potrafiła, dzisiaj byłoby jej łatwiej? A może wręcz przeciwnie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro