Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XLIII

Ten rozdział... w sumie jest nudny, ale też w jakimś sensie przełomowy. Niby nic... zwykłe, słowa, prosta rozmowa, ale... przecież słowa znaczą tak wiele... ale czasem jest też tak, że nic nie mówiąc, można obiecać więcej, niż odpowiadając... ;)

Zapraszam do czytania, kochani i do komentowania :)

Buziaki :* :* :*


Możemy o tym porozmawiać

Ale myślę, że mam dosyć

Możemy o tym marzyć

Ale myślę, że chcę się obudzić


Spojrzał w stronę otwartych drzwi. Brunetka stała w nich, opierając się o futrynę. Ręce miała splecione na wysokości klatki piersiowej. Twardy wzrok mierzył go. Przełknął ślinę, a potem wziął głębokich oddech. Gestem dłoni wskazał na fotel naprzeciwko siebie, ale ona tylko pokręciła przecząco głową.

- Mówiłeś, że wystarczy Ci kilka minut. Postoję. - powiedziała sucho. Zniknęła ta dziewczyna, która kilka godzin wcześniej przysłuchiwała się jego rozmowie z przyjacielem. Zniknęła ta dziewczyna, która uciekła do garderoby... znowu była tą twardą kobietą, która nie wierzy w żadne jego słowa. Podniósł się ze swojego miejsca.

- W takim razie, ja też wstanę. - powiedział. Dziewczyna weszła wreszcie do środka i przymknęła drzwi do pomieszczenia.

- Masz pięć minut. - powiedziała. Oparła się o ścianę.

- W porządku... - powiedział. Wziął głęboki oddech.

- Radzę Ci nie tracić czasu, bo nie masz go zbyt wiele.

- Nie wiem, od czego zacząć.

- Najlepiej od początku.

- Wtedy na pewno nie zdążę. - odpowiedział, uśmiechając się lekko. Nie odwzajemniła go. Nadal patrzyła na niego groźnie. Zielone oczy błyszczały.

- To zaczynaj jak chcesz, tylko się streszczaj.

- Wiem, że nadal mi nie wierzysz.

- Nie powtarzaj mi czegoś, co już wiem.

- A ty mi nie przerywaj! - zacisnęła mocno wargi. - To wszystko jest dużo trudniejsze, niż mi się wydawało. Wiem, za kogo mnie masz... i wiem, że nie wierzysz, że mógłbym w ogóle kogokolwiek pokochać. I wierz mi... przez cholernie długi czas uważałem dokładnie tak samo. Byłem pewny, że nigdy nie pokocham. Nie ukrywam przed Tobą, że przez moje życie... i łóżko przewinęło się wiele dziewczyn. I nie traktowałem ich tak, jak powinien. Ciebie z resztą też nie.

- Powtarzasz się, Ruggero. - powiedziała spokojnym tonem.

- Możesz być prze chwilę cicho? - zapytał, mrużąc swoje oczy. Skinęła potakująco głową. - Kiedy pierwszy raz powiedziałaś, że mnie kochasz... wystraszyłem się. Nawet nie wiesz, jak bardzo. I właśnie dlatego zareagowałem tak, a nie inaczej. Bo już wtedy zrozumiałem, że znaczysz dla mnie... więcej, niż powinnaś. Nie, nie kochałem Cię wtedy. Jeszcze nie. Ale wiedziałem już, że jesteś inna. Nie rozumiałem tego, ale... i wiedziałem, że to może mi zaszkodzić. Uciekłem, bo wystraszyłem się konsekwencji. Ja, gwiazda... do tego ta różnica wieku. Fakt, że mam dziewczynę... że wszyscy na mnie patrzą. Nie mogłem sobie pozwolić na błąd. I zrobiłem coś, co wtedy wydawało mi się właściwe. Najmniej inwazyjne. I przez długi czas myślałem, że postąpiłem... dobrze. Tak, jak trzeba było.

- Naprawdę muszę tego wszystkiego wysłuchiwać? - zapytała. Nie skomentował.

- Ale potem zaczęły się wakacje... wyjechałaś. Ja wyjechałem. I zacząłem... zauważać, że czegoś mi brakuje. Wcześniej zawsze byłaś obok, a potem... nagle zniknęłaś. Próbowałem wrócić do normalności, ale nie potrafiłem. Szukałem. Różnych zamienników. Ale się nie udawało. Myślałem, że minie trochę czasu i wszystko wróci do normalności. Byłem pewny, że wywietrzejesz mi z głowy... tak jak wszystkie inne. Ale tak nie było. Cieszyłem się, że wracamy na plan. Że znowu będziemy razem pracować. Spędzać czas. Miałem świadomość, jak bardzo Cie zraniłem, ale... a potem nagle pojawił się Lio. Na początku nie rozumiałem tego, co się dzieje. Myślałem, że to po prostu... zawiść. Że ma kogoś... że dostał to, czego mnie się nie udało. Ale to była tylko po części prawda. I dopiero Valentina uświadomiła mi, co się właściwie stało. Nie chciałem się do tego przyznać. Ja. Ruggero. Ideał faceta. Gwiazda. Facet, który zawsze zmienia dziewczyny i pierwszy kończy związku. Niezależny. Pewny siebie. - widział na jej ustach cwaniacki uśmiech, ale nie przerwał. - Okazało się, że nawet ktoś taki, jak ja potrafi... poczuć coś. Zakochać się. Zrozumiałem, że uzależniłem się od Ciebie. Nie wiem, jak... nie wiem, kiedy... ale to się stało. I wiem, że to nadal brzmi dla Ciebie cholernie niewiarygodnie. Uwierz mi... gdybym to usłyszał kilka miesięcy temu, wyśmiałbym to. Gdyby ktoś mi powiedział rok temu, że zakocham się w siedemnastoletniej dziewczynie... powiedziałbym, że zwariował i powinien zacząć się leczyć. I chyba sam w to nadal nie do końca wierzę... i nie do końca to rozumiem... ale zakochałem się. W Tobie. Czy tego chcesz, czy nie. Nie wiem, co z tym zrobisz. Nie zmuszę Cię do niczego, ale... Zakochałem się. Tak po prostu. - Brunetka milczała. Patrzyła na niego tylko przenikliwym wzrokiem. Jakby liczyła... poziom prawdopodobieństwa prawdziwości jego słów. A on tak bardzo chciał poznać wynik tego sumowania... - Powiesz coś? - zapytał po chwili. Dziewczyna przeczesała palcami długie włosy.

- Nie wiem, co... - powiedziała.

- Cokolwiek.

- Nadal nie wiem, czy Ci wierzę. Nawet jeżeli to jest... możliwe. To nadal nie wiem, czy powinnam Ci ufać. Poza tym... wiesz, że to nic nie zmienia, prawda? - zapytała. - Ja nadal jestem z Lio.

- Wiem. - powiedział.

- I to, czy mnie kochasz, czy nie... to... wszystko będzie dokładnie tak, jak jest.

- Rozumiem.

- Ale... przemyślę to wszystko. - powiedziała cicho. - Na razie nie wiem... To wszystko... naprawdę nie wiem, co mam o tym myśleć. Myślałam, że Cie znam, ale... teraz już nic nie wiem. Nie wiem, kim jesteś.

- To nadal ja, Karol. - powiedział, podchodząc do niej. - Ten sam. Może tylko trochę bardziej... no wiesz... sentymentalny. - zaśmiała się cicho. Uwielbiał ten dźwięk. Pochodzący z ust anioła...

- Zdecydowanie bardziej sentymentalny. - powiedziała.

- I co z tym zrobisz? - zapytał, robiąc jeszcze jeden krok w jej stronę. Dzieliło ich już tylko kilkadziesiąt centymetrów. Gdyby tylko wysunął dłoń, mógłby dotknąć jej policzka. I tak cholernie chciał to zrobić. Pragnął wpić się w jej wargi... poczuć smak jej ust na swoich... poczuć jej skórę pod swoimi palcami. Jej oddech na swoim policzku... jej gorąco, jej miękkość... chciał słyszeć jej ciche westchnienia... ale nie zrobił nic. Stał przed nią, patrząc tylko w jej błyszczące oczy.

- Nic, Ruggero, nic... - powiedziała cicho. Następnie uśmiechnęła się smutno i wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

...


Wszedł do swojego mieszkania. Ten dzień... ta rozmowa... to wszystko zmęczyło go dużo bardziej, niż się tego spodziewał. Nie wierzył, że przeżyje to aż tak bardzo. I że tak bardzo pozbawi go to całej energii. Usiadł ciężko na fotelu i przymknął oczy. Nawet nie zdjął kurtki. Tak, jak stał... opadł na miękkie siedzenie i oparł się ciężko o poduszki. Wyjął z kieszeni telefon i położył go na stoliku. Nie minęła minuta, a usłyszał jego ciche brzęczenie. Podniósł aparat i spojrzał na wyświetlacz. Agustin. Odebrał połączenie.

- Co jest, stary? - zapytał, przykładając telefon do ucha.

- To moje pytanie. Czemu tak szybko zwiałeś z planu? - zapytał blondyn.

- Byłem zmęczony. To wszystko.

- I mam Ci w to uwierzyć? - zapytał.

- Rozmawiałem z Karol. - powiedział po chwili.

- I co? Pogodziliście się?

- Powiedziała, że to przemyśli. - odpowiedział.

- I co masz zamiar z tym zrobić?

- Już Ci mówiłem. Nic. Nic, dopóki ona nie podejmie żadnej decyzji.

- A ja na twoim miejscu, jednak bym spróbował. No wiesz... pokazać jej, jak bardzo jest dla Ciebie ważna.

- I niby co mam zrobić? - zapytał, lekko poirytowany.

- Nie wiem. To ty tu jesteś specjalistą od romantycznych gestów.

- Chyba już nie. Nie wiem, co mógłbym zrobić bardziej romantycznego od wyznania miłości... a tego już próbowałem... i zdecydowanie nie podziałało. Nadal stoją w tym samym punkcie.

- Dam Ci jedną radę, dobra?

- Wal! Jaką to masz dla mnie radę, stary przyjacielu?

- Przestań gadać. I wreszcie jej to pokaż! - powiedział Agustin. I miał cholerną rację. Tylko co z tego?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro