Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX

Kroczek po kroczku, delikatnie, delikatniutko,

zbliżamy się do siebie powolutku,

kiedy całujesz mnie z taką wprawą

widzę, że jesteś diablicą w anielskiej skórze.


Siedzieli właśnie w samolocie. Luna spała, oparta o jego ramię. Jej buzię rozjaśniał delikatny uśmiech. Pewnie śniło jej się coś miłego. Odgarnął z jej czoła kilka pasm włosów i założył je za ucho dziewczyny. Poruszyła się nieznacznie na swoim miejscu i powoli otworzyła oczy. Ziewnęła szeroko.

- Długo spałam? – zapytała, przeciągając się tak mocno, na ile pozwalało ograniczone miejsce w maszynie.

- Jakąś godzinę. Jeszcze trochę i będziemy lądować. – powiedział. Oparła głowę o jego bok i przymknęła jeszcze powieki, oddychając głęboko. – Spodobało Ci się spanie w moich ramionach? – zapytał, poruszając lekko ręką, która spoczywała na jej karku.

- Przyzwyczajam się do roli. – odpowiedziała, nadal nie otwierając oczu. Uśmiechnął się lekko i mocniej objął dziewczynę. Przytuliła twarz do jego koszuli. Słyszał jak mocno wciąga powietrze.

- Masz ładne perfumy. – powiedziała.

- Dziękuję.

- Cande kupiła? – zapytała. - Ma gust.

- Nie. Sam kupiłem. Używam tych samych od kilku lat.

- Zapamiętam... no wiesz, jakbym miała Ci kupować jakiś prezent na urodziny, albo coś... Teraz już wiem, że mam nie kupować perfum dla Ruggero!

- Dlaczego nie? – zapytał, unosząc jej podbródek. – Jestem ciekawy co byś wybrała. – patrzył na nią mrużąc lekko swoje powieki.

- Nie rób tak! – powiedziała twardo.

- To znaczy jak? – zapytał, pogłębiając spojrzenie. Jej zielone tęczówki błyszczały.

- Właśnie tak!

- Ale o co Ci chodzi? – zaśmiał się cicho.

- Czy ty zawsze musisz mieć taki wzrok? – zapytała, zaplatając ramiona na wysokości klatki piersiowej.

- Ale jaki? – zapytał.

- Noo... taki... flirciarski! – powiedziała, podnosząc głos.

- Jaki? – spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.

- Jakbyś próbował mnie poderwać. Niezręcznie się czuje.

- Och skarbie... - westchnął cicho. – Nie wiedziałem, że mój wzrok aż tak bardzo na Ciebie działa. Ale muszę Cię zmartwić... Jestem Włochem. Mam to we krwi. Nic się nie da z tym zrobić. Możesz ewentualnie zamknąć oczy. – uśmiechnął się do niej łobuzersko. Jęknęła głośno w odpowiedzi.

...


Zdążył się właśnie rozpakować i wszedł do kuchni po szklankę soku. Przyjemną ciszę przerwał mu dźwięk dzwonka do drzwi. Jęknął głośno.

- Idę! – krzyknął i powoli wyszedł do korytarza. Przekręcił zamek i otworzył szeroko drzwi. Na progu stała drobna, przemoczona istotka. Jej włosy kleiły się do szyi i policzków, a z rzęs spływały kropelki deszczu. – Karol! Co ty tutaj robisz? Wchodź, natychmiast! Jesteś cała mokra! – przepuścił ją w drzwiach – Przyniosę jakiś ręcznik. – powiedział i wszedł szybko do sypialni. Z jednej z komód wyjął duży puchaty ręcznik, który następnie podał przemokniętej dziewczynie. Otuliła się nim szczelnie. – Co ty tutaj robisz?

- Chciałam... - zaczęła. – Z resztą, nieważne... Nie powinnam była w ogóle tu przychodzić. Wracam do domu. Widzimy się jutro na planie! – zatarasował jej drzwi.

- Chyba zwariowałaś! Nie ma mowy, że Cię teraz wypuszczę! Na dworze leje, a ty jesteś tak przemoczona, że jutro na bank będziesz leżeć z zapaleniem płuc! Maszeruj do łazienki i weź gorący prysznic. – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- I tak nie mam się w co przebrać... - powiedziała cicho, drżąc z zimna. Słyszał jak szczęka zębami.

- Dam ci coś. – powiedział i wszedł z powrotem do sypialni. Wyjął z komody grubą bluzę dresową i bokserki. Z szafki zgarnął jeszcze jakieś legginsy zapewne należące do Cande. Podał wszystko dziewczynie i uśmiechnął się do niej zachęcająco.

- Proszę bardzo! Teraz marsz pod prysznic! Ja w tym czasie zrobię nam gorącej herbaty. – powiedział i wyszedł do kuchni. Usłyszał jeszcze tylko trzaśnięcie drzwi, a potem szum wody spływającej po szklanych ścianach.

...


Postawił dwa parujące kubki na stole i uśmiechnął się do dziewczyny opatulonej szczelnie ciepłym kocem na sofie. Jej cera nadal była delikatnie zaróżowiona od gorącej wody. Oczy były lekko przymknięte, a rzęsy tworzyły urocze cienie na policzkach. Bez makijażu, naturalna... wyglądała słodko niczym aniołek.

- Masz. Napij się. To cię rozgrzeje. – powiedział, wskazując na kubek i sam upił kilka łyków ze swojego. Gorzki napój lekko palił jego gardło przyjemnie ogrzewając. Usiadł na sofie obok dziewczyny i ułożył jej stopy na swoich kolanach. Brunetka upiła jeden łyk i skrzywiła się wyraźnie.

- Matko! Co to jest? Czegoś ty tam dolał?! – krzyknęła i natychmiast odstawiła naczynie na stół. Zaśmiał się głośno.

- Tylko trochę whisky. Za chwilę się przyzwyczaisz.

- To jest ohydne. – powiedziała, przecierając usta dłonią.

- Ale rozgrzeje Cię! Pij! – powiedział pewnie. Niepewnie wzięła kubek do ręki i upiła jeszcze jeden łyk gorzkiego napoju. Jej twarz znowu wykrzywiła się w grymasie.

- Jak Wy możecie pić takie świństwo? – zapytała, gdy już przełknęła napój.

- Nie jest taka zła. Po prostu musisz przywyknąć do smaku. Pierwszy łyk jest najgorszy. Potem już jest lepiej. – powiedział spokojnie.

- Mam się męczyć, żeby to wypić? – zapytała.

- Tobie to akurat potrzebne dla zdrowia.

- Niech Ci będzie... - powiedziała. Wtuliła się mocniej w poduszki leżące na sofie.

...


- Powinnam wracać do domu... - powiedziała cicho, próbując podnieść się z miejsca, ale nie pozwolił jej na to. Chwycił jej stopy w swoje dłonie i przycisnął mocno do swoich kolan. Automatycznie opadła z powrotem na poduszki.

- Nawet o tym nie myśl! Jest późno. Zostajesz!

- Daj spokój, wezmę taksówkę. Nic mi się nie stanie. – powiedziała.

- Nie ma mowy! – powiedział pewnie.

- Ruggero... będą się o mnie martwić... - zaczęła.

- To zadzwoń do rodziców i powiedz, że zostajesz na noc u znajomego. Nie ma mowy, żebyś teraz szlajała się po Buenos Aires. Jest niebezpiecznie!

- Utrudniasz wszystko... - powiedziała cicho.

- Co utrudniam? – zapytał.

- Nieważne. Chyba jestem pijana. Nie wiem sama, co mówię. – powiedziała, śmiejąc się sztucznie. – Ile wlałeś whisky do tej herbaty? Pół na pół?

- Prawie! – zaśmiał się.

- Nie zauważyłeś, że ostatnio zawsze, gdy jesteśmy razem, to kończy się to moim upiciem? – zapytała, przytulając twarz do poduszki.

- Chyba masz rację. – zaśmiał się. - Ale nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak jesteś wtedy urocza. – dodał uśmiechając się łobuzersko.

- Dziękuję... - jej policzki pokryły się czerwienią.

- Właśnie o tym mówiłem. Rumienisz się. – powiedział, dotykając jej policzka.

- A ty znowu masz ten wzrok! – jęknęła. – Nie patrz tak!

- Jak, skarbie? – zapytał, przesuwając opuszkami palców po jej policzku. Odgarnął z jej czoła kilka pasm włosów, które opadały jej na oczy i założył je jej za ucho.

- Właśnie tak! I nie mów tak do mnie! – powiedziała piskliwie. Spuściła wzrok na swoje kolana, ale uniósł palcami jej podróbek. Nie chciał tracić ani minuty tego spojrzenia. Mówiło wyraźniej, niż jej usta. Była jego... Przybliżył swoją twarz do jej i spojrzał głęboko w jej zielone oczy. – Ruggero... - westchnęła cicho. Przyłożył palec do jej usta. Ciii... Chwilę później jego miejsce zajęły jego usta. Delikatnie muśnięcie warg. Lekko... niemal czule, pieścił jej wargi swoimi. To przecież był jej pierwszy pocałunek. Po chwili oderwał się od niej, ale nadal utrzymywał kontakt wzrokowy. Usłyszał jak bierze głęboki oddech i uśmiechnął się do niej łobuzersko. Odsunął się od niej i oparł się o poduszki. Usłyszał tylko jej ciche słowa, która zapewne miały nigdy nie opuścić jej ust... - Nie chcę się w Tobie zakochać...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro