Rozdział II
To tak idąc za ciosem, skoro dodałam coś na Es el primer paso, to i tutaj coś ląduje.
Mam nadzieje, że się spodoba ;) Miłego czytania!
Pozdrawiam serdecznie, buziaki :* :* :*
Ty, ty jesteś magnesem, a ja jestem metalem,
zbliżam się i układam sobie plan,
już samo myślenie o tym przyśpiesza mi puls.
Wyszedł ze studia i spojrzał w zachmurzone niebo, z którego sączyły się krople deszczu. Założył na głowę kaptur i zapiął zamek bluzy. Wzdychając głośno, ruszył w stronę swojego samochodu. Wsiadł do pojazdu i odpalił silnik. Włączył wsteczny i powoli wycofał samochód. Wyjeżdżając z parkingu, zobaczył zgarbioną, drobną osobę, kulącą się pod parasolką, która wyraźnie odmówiła dziewczynie posłuszeństwa. Otworzył szybę i automatycznie doleciał do jego uszu stek przekleństw wypowiadanych słodkim głosem brunetki.
- Co jest? Może Cię podwieźć? – zawołał w stronę dziewczyny. Kolejna wiązanka zagłuszyła jego słowa. Zaśmiał się głośno. Dopiero wtedy brunetka odwróciła głowę i spojrzała w jego stronę. Uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Czego chcesz? – burknęła.
- Wyglądasz mi na kogoś, kto potrzebuje ratunku. – powiedział wesoło. – Książę Matteo melduje się do wykonania zadania! – zasalutował. Dziewczyna jęknęła głośno, słysząc jego wesoły ton. – Wsiadaj, podrzucę Cie do domu. – dodał gwoli wyjaśnienia.
- Nie trzeba. Umówiłam się z mamą, że po mnie przyjedzie. – powiedziała.
- Coś jej nie widzę. – odpowiedział, wychylając się mocniej z pojazdu.
- Musiało jej coś wypaść... - westchnęła dziewczyna, kuląc się pod swoją przydużą bluzą. Widział wyraźnie jak się trzęsie... musiała być już doszczętnie przemoczona, zwłaszcza, że deszcz z minuty na minutę przybierał na sile. Nie było nawet takiej opcji, że ją tutaj zostawi.
- I masz zamiar czekać na tym deszczu aż wreszcie się pojawi? – zapytał, patrząc na nią powątpiewająco. – Nie wygłupiaj się, Karol! Podwiozę Cię. I tak mam po drodze. Wsiadaj! – zawołał, uchylając drzwi od strony pasażera. Dziewczyna jeszcze przez chwilę patrzyła w stronę drogi, ale gdy nie zobaczyła znajomego samochodu, westchnęła tylko głośno i wsiadła do pojazdu. Zajęła miejsce pasażera.
- Matko! Jestem cała mokra! Zniszczę Ci tapicerkę! – wrzasnęła, podnosząc się nagle. Uderzyła głową w podsufitkę i jęknęła głośno. Zaśmiał się głośno. Odpiął pas i odwrócił się na tylne siedzenie, na którym leżał jasny, polarowy koc. Wziął go i podał dziewczynie, uśmiechając się do niej.
- Teraz może być? – zapytał, gdy dziewczyna rozłożyła koc na całym przednim siedzeniu, zanim znowu na nim usiadła.
- Teraz tak. – powiedziała cicho, uśmiechając się do niego uroczo.
- I warto było się tak opierać... – zapytał, wyjeżdżając z parkingu. Płynnie manewrował kierownicą, aby wbić się w ruch uliczny, który w Buenos Aires prawie nigdy się nie zmniejszał. Odburknęła coś tylko w odpowiedzi, na co zaśmiał się głośno i podkręcił radio, w którym leciała akurat nowa piosenka Justina Timberlake – I can't stop the feeling, so just dance, dance, dance, I can't stop the feeling, so just dance, dance, dance... - zaśpiewał wtórując wokaliście.
- Proszę, zamknij się, Ruggerito... - jęknęła głośno. – Nie zmuszaj mnie do słuchania twojego głosu dłużej, niż to konieczne. Głowa mnie już boli od Twoich wrzasków!
- Bo się nie znasz! – odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami i nic sobie nie robiąc, znowu zaczął śpiewać przedrzeźniając wokalistę. Brunetka teatralnie zakryła uszy dłońmi, ale widział jak bardzo śmieją się jej oczy, więc nawet nie próbował przerywać swojej solówki.
- Dobrze, że mój dom jest niedaleko... - westchnęła ciężko, zatapiając się mocniej w wygodnym fotelu.
- Ja tu się staram, zabieram Cię na przejażdżkę moim cudownym, nowiutkim samochodem, umilam Ci czas swoim nieprzeciętnym wokalem... a ty jeszcze marudzisz! Nieładnie, Karol, nieładnie.
- Odstaw mnie po prostu pod dom, Ruggero i nie będziesz musiał wysłuchiwać więcej moich komentarzy. – powiedziała złośliwie.
- Kuszące... - zaśmiał się, a ona mu zawtórowała. Przez chwilę jechali w ciszy, którą przerywało tylko grające radio. Podjechał pod wysoki budynek na obrzeżach miasta i zaparkował na jednym z wolnych miejsc. Zgasił silnik i odwrócił się w stronę dziewczyny skulonej na siedzeniu pasażera. – Proszę bardzo. Jesteśmy na miejscu.
- Dzięki Ci, Panie! – zawołała, spoglądając teatralnie w górę.
- Bardzo zabawne. – fuknął. Szturchnęła go lekko w ramię.
- Nie fochaj się! – zaśmiała się. – Dzięki za podwózkę, Ruggerito! Widzimy się jutro! – dodała i musnęła ustami jego chłodny policzek. Następnie wysiadła z samochodu, zamykając za sobą drzwi.
- Nie trzaskaj tak! Blachę mi uszkodzisz! – zawołał głośno, ale ona nawet się nie odwróciła. Zaśmiała się tylko głośno i powoli poszła w stronę wejścia do budynku. Odpalił ponownie samochód i wyjechał z miejsca parkingowego. Na jego twarzy nadal gościł wesoły uśmiech.
...
Wszedł cicho do mieszkania i zamknął drzwi. Wszędzie panowała cisza. Odłożył klucze na szafkę, a kurtkę powiesił na wieszaku. To był długi dzień... westchnął ciężko i wszedł do kuchni. Z lodówki wyjął sok pomarańczowy i wypił kilka łyków prosto z butelki. Oblizał usta. Odstawił szklane naczynie z powrotem na miejsce i zamknął drzwiczki. Spojrzał przelotnie na stół. Na ciemnym tle odznaczała się biała kartka. Podniósł ją i przeczytał kilka skreślonych naprędce słów. Charakterystyczne pochyło pismo Cande było prawie nie do odczytania dla kogoś, kto nigdy nie miał z nim do czynienia.
Wrócę dzisiaj późno. Umówiłam się z Mechi.
Jedzenie masz w piekarniku. Odgrzej sobie.
Kocham Cię,
Cande :*
Westchnął ciężko i nawet nie patrząc na to, co jest w środku, włączył piekarnik. Wyszedł z kuchni i zgarnął z kieszeni kurtki swój telefon. Usiadł na fotelu w salonie i wybrany jeden z ostatnio wybieranych numerów. Przyjaciel odebrał już po dwóch sygnałach.
- Już się za mną stęskniłeś? – zapytał głos po drugie stronie.
- Ech, nie wiedziałem, ze tak dobrze mnie znasz... - westchnął teatralnie, a następnie się zaśmiał. – Nie tym razem, Agus. Sorry! Dzwonię, bo mam wolną chatę i pomyślałem, ze moglibyśmy się czegoś napić i obejrzeć mecz.
- Spoko, będę za pół godziny! – odpowiedział blondyn, a następnie się rozłączył. Odłożył telefon i udał się do kuchni. Z piekarnika wyjął kawałek zapiekanki i zjadł go pospiesznie, popijając sokiem pomarańczowym. Włożył naczynia do zmywarki i poszedł do sypialni, żeby przebrać się w coś luźniejszego. Z komody wziął szare, dresowe spodnie i jakąś koszulkę ze śmiesznym napisem. W mieszkaniu rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Wolnym krokiem wyszedł z pokoju i przekręcił zamek w drzwiach, otwierając je.
- Siema! Mam piwo. – powiedział mężczyzna, unosząc czteropak, który miał w rękach.
- Właź! – powiedział, a następnie zamknął za przyjacielem drzwi. Agustin wszedł bezceremonialnie do kuchni i wstawił piwo do lodówki. - Czuj się, jak u siebie. – dodał z przekąsem, gdy mężczyzna zaczął otwierać wszystkie szafki po kolei w poszukiwaniu chipsów. Wyjął z lodówki dwie butelki i jedną z nich podał blondynowi. Ten przyjął ją i otworzył obie breloczkiem przy swoich kluczach. Upił kilka łyków zimnego płynu. Gorzki smak przyjemnie rozlał się w jego gardle.
...
Przy czwartym piwie rozmowa zeszła na zdecydowanie bardziej ciekawe tematy, niż zakończony mecz i kolejny dzień zdjęciowy na planie serialu. Blondyn oparł się wygodnie o poduszki i wypił duszkiem pół piwa z butelki trzymanej w ręce. Odstawił puste szkło na stolik.
- W ogóle... Miałem zapytać już wcześniej. Co to było dzisiaj na próbie? – zapytał, zgarniając z miski kilka chipsów.
- Co masz na myśli? – zapytał, przyglądając się koledze.
- No wiesz... ty i Karol. – mrugnął porozumiewawczo w stronę kumpla, który zaśmiał się łobuzersko. Oczy błysnęły złośliwie.
- Ja i Karol? O co Ci chodzi? – zapytał. – Chciałem być po prostu miły. Czasami mi się to zdarza, wiesz?
- Taa, zwłaszcza wtedy, gdy to bycie miłym ma związek z uroczą dziewczyną, co?
- Nie przeczę... pomaganie ślicznej pannie jest dużo prostsze... - zaśmiał się cwanie.
- A widzisz! Nie zaprzeczyłeś! – powiedział blondyn, celując w niego palcem.
- Dlaczego mam zaprzeczać? To prawda, jest śliczna. – mrugnął łobuzersko w stronę kumpla. – Ma wszystko na swoim miejscu. – dodał sugestywnie. Agustin zaśmiał się w odpowiedzi.
- No wreszcie mówisz do rzeczy, Ruggerito!
- Idę po jeszcze jedno piwo, chcesz też? – zapytał, wstając z sofy.
- Pewnie! Po pijaku lepiej się z Tobą gada. Na trzeźwo jesteś nudny.
- Ja Ci dam nudny, kurwa! – odkrzyknął z korytarza. Odpowiedział mu tylko wybuch śmiechu przyjaciela.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro