Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II

To tak idąc za ciosem, skoro dodałam coś na Es el primer paso, to i tutaj coś ląduje.
Mam nadzieje, że się spodoba ;) Miłego czytania!

Pozdrawiam serdecznie, buziaki :* :* :* 


Ty, ty jesteś magnesem, a ja jestem metalem,

zbliżam się i układam sobie plan,

już samo myślenie o tym przyśpiesza mi puls.


Wyszedł ze studia i spojrzał w zachmurzone niebo, z którego sączyły się krople deszczu. Założył na głowę kaptur i zapiął zamek bluzy. Wzdychając głośno, ruszył w stronę swojego samochodu. Wsiadł do pojazdu i odpalił silnik. Włączył wsteczny i powoli wycofał samochód. Wyjeżdżając z parkingu, zobaczył zgarbioną, drobną osobę, kulącą się pod parasolką, która wyraźnie odmówiła dziewczynie posłuszeństwa. Otworzył szybę i automatycznie doleciał do jego uszu stek przekleństw wypowiadanych słodkim głosem brunetki.

- Co jest? Może Cię podwieźć? – zawołał w stronę dziewczyny. Kolejna wiązanka zagłuszyła jego słowa. Zaśmiał się głośno. Dopiero wtedy brunetka odwróciła głowę i spojrzała w jego stronę. Uśmiechnął się do niej łobuzersko.

- Czego chcesz? – burknęła.

- Wyglądasz mi na kogoś, kto potrzebuje ratunku. – powiedział wesoło. – Książę Matteo melduje się do wykonania zadania! – zasalutował. Dziewczyna jęknęła głośno, słysząc jego wesoły ton. – Wsiadaj, podrzucę Cie do domu. – dodał gwoli wyjaśnienia.

- Nie trzeba. Umówiłam się z mamą, że po mnie przyjedzie. – powiedziała.

- Coś jej nie widzę. – odpowiedział, wychylając się mocniej z pojazdu.

- Musiało jej coś wypaść... - westchnęła dziewczyna, kuląc się pod swoją przydużą bluzą. Widział wyraźnie jak się trzęsie... musiała być już doszczętnie przemoczona, zwłaszcza, że deszcz z minuty na minutę przybierał na sile. Nie było nawet takiej opcji, że ją tutaj zostawi.

- I masz zamiar czekać na tym deszczu aż wreszcie się pojawi? – zapytał, patrząc na nią powątpiewająco. – Nie wygłupiaj się, Karol! Podwiozę Cię. I tak mam po drodze. Wsiadaj! – zawołał, uchylając drzwi od strony pasażera. Dziewczyna jeszcze przez chwilę patrzyła w stronę drogi, ale gdy nie zobaczyła znajomego samochodu, westchnęła tylko głośno i wsiadła do pojazdu. Zajęła miejsce pasażera.

- Matko! Jestem cała mokra! Zniszczę Ci tapicerkę! – wrzasnęła, podnosząc się nagle. Uderzyła głową w podsufitkę i jęknęła głośno. Zaśmiał się głośno. Odpiął pas i odwrócił się na tylne siedzenie, na którym leżał jasny, polarowy koc. Wziął go i podał dziewczynie, uśmiechając się do niej.

- Teraz może być? – zapytał, gdy dziewczyna rozłożyła koc na całym przednim siedzeniu, zanim znowu na nim usiadła.

- Teraz tak. – powiedziała cicho, uśmiechając się do niego uroczo.

- I warto było się tak opierać... – zapytał, wyjeżdżając z parkingu. Płynnie manewrował kierownicą, aby wbić się w ruch uliczny, który w Buenos Aires prawie nigdy się nie zmniejszał. Odburknęła coś tylko w odpowiedzi, na co zaśmiał się głośno i podkręcił radio, w którym leciała akurat nowa piosenka Justina Timberlake – I can't stop the feeling, so just dance, dance, dance, I can't stop the feeling, so just dance, dance, dance... - zaśpiewał wtórując wokaliście.

- Proszę, zamknij się, Ruggerito... - jęknęła głośno. – Nie zmuszaj mnie do słuchania twojego głosu dłużej, niż to konieczne. Głowa mnie już boli od Twoich wrzasków!

- Bo się nie znasz! – odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami i nic sobie nie robiąc, znowu zaczął śpiewać przedrzeźniając wokalistę. Brunetka teatralnie zakryła uszy dłońmi, ale widział jak bardzo śmieją się jej oczy, więc nawet nie próbował przerywać swojej solówki.

- Dobrze, że mój dom jest niedaleko... - westchnęła ciężko, zatapiając się mocniej w wygodnym fotelu.

- Ja tu się staram, zabieram Cię na przejażdżkę moim cudownym, nowiutkim samochodem, umilam Ci czas swoim nieprzeciętnym wokalem... a ty jeszcze marudzisz! Nieładnie, Karol, nieładnie.

- Odstaw mnie po prostu pod dom, Ruggero i nie będziesz musiał wysłuchiwać więcej moich komentarzy. – powiedziała złośliwie.

- Kuszące... - zaśmiał się, a ona mu zawtórowała. Przez chwilę jechali w ciszy, którą przerywało tylko grające radio. Podjechał pod wysoki budynek na obrzeżach miasta i zaparkował na jednym z wolnych miejsc. Zgasił silnik i odwrócił się w stronę dziewczyny skulonej na siedzeniu pasażera. – Proszę bardzo. Jesteśmy na miejscu.

- Dzięki Ci, Panie! – zawołała, spoglądając teatralnie w górę.

- Bardzo zabawne. – fuknął. Szturchnęła go lekko w ramię.

- Nie fochaj się! – zaśmiała się. – Dzięki za podwózkę, Ruggerito! Widzimy się jutro! – dodała i musnęła ustami jego chłodny policzek. Następnie wysiadła z samochodu, zamykając za sobą drzwi.

- Nie trzaskaj tak! Blachę mi uszkodzisz! – zawołał głośno, ale ona nawet się nie odwróciła. Zaśmiała się tylko głośno i powoli poszła w stronę wejścia do budynku. Odpalił ponownie samochód i wyjechał z miejsca parkingowego. Na jego twarzy nadal gościł wesoły uśmiech.

...


Wszedł cicho do mieszkania i zamknął drzwi. Wszędzie panowała cisza. Odłożył klucze na szafkę, a kurtkę powiesił na wieszaku. To był długi dzień... westchnął ciężko i wszedł do kuchni. Z lodówki wyjął sok pomarańczowy i wypił kilka łyków prosto z butelki. Oblizał usta. Odstawił szklane naczynie z powrotem na miejsce i zamknął drzwiczki. Spojrzał przelotnie na stół. Na ciemnym tle odznaczała się biała kartka. Podniósł ją i przeczytał kilka skreślonych naprędce słów. Charakterystyczne pochyło pismo Cande było prawie nie do odczytania dla kogoś, kto nigdy nie miał z nim do czynienia.

Wrócę dzisiaj późno. Umówiłam się z Mechi.

Jedzenie masz w piekarniku. Odgrzej sobie.

Kocham Cię,

Cande :*


Westchnął ciężko i nawet nie patrząc na to, co jest w środku, włączył piekarnik. Wyszedł z kuchni i zgarnął z kieszeni kurtki swój telefon. Usiadł na fotelu w salonie i wybrany jeden z ostatnio wybieranych numerów. Przyjaciel odebrał już po dwóch sygnałach.

- Już się za mną stęskniłeś? – zapytał głos po drugie stronie.

- Ech, nie wiedziałem, ze tak dobrze mnie znasz... - westchnął teatralnie, a następnie się zaśmiał. – Nie tym razem, Agus. Sorry! Dzwonię, bo mam wolną chatę i pomyślałem, ze moglibyśmy się czegoś napić i obejrzeć mecz.

- Spoko, będę za pół godziny! – odpowiedział blondyn, a następnie się rozłączył. Odłożył telefon i udał się do kuchni. Z piekarnika wyjął kawałek zapiekanki i zjadł go pospiesznie, popijając sokiem pomarańczowym. Włożył naczynia do zmywarki i poszedł do sypialni, żeby przebrać się w coś luźniejszego. Z komody wziął szare, dresowe spodnie i jakąś koszulkę ze śmiesznym napisem. W mieszkaniu rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Wolnym krokiem wyszedł z pokoju i przekręcił zamek w drzwiach, otwierając je.

- Siema! Mam piwo. – powiedział mężczyzna, unosząc czteropak, który miał w rękach.

- Właź! – powiedział, a następnie zamknął za przyjacielem drzwi. Agustin wszedł bezceremonialnie do kuchni i wstawił piwo do lodówki. - Czuj się, jak u siebie. – dodał z przekąsem, gdy mężczyzna zaczął otwierać wszystkie szafki po kolei w poszukiwaniu chipsów. Wyjął z lodówki dwie butelki i jedną z nich podał blondynowi. Ten przyjął ją i otworzył obie breloczkiem przy swoich kluczach. Upił kilka łyków zimnego płynu. Gorzki smak przyjemnie rozlał się w jego gardle.

...


Przy czwartym piwie rozmowa zeszła na zdecydowanie bardziej ciekawe tematy, niż zakończony mecz i kolejny dzień zdjęciowy na planie serialu. Blondyn oparł się wygodnie o poduszki i wypił duszkiem pół piwa z butelki trzymanej w ręce. Odstawił puste szkło na stolik.

- W ogóle... Miałem zapytać już wcześniej. Co to było dzisiaj na próbie? – zapytał, zgarniając z miski kilka chipsów.

- Co masz na myśli? – zapytał, przyglądając się koledze.

- No wiesz... ty i Karol. – mrugnął porozumiewawczo w stronę kumpla, który zaśmiał się łobuzersko. Oczy błysnęły złośliwie.

- Ja i Karol? O co Ci chodzi? – zapytał. – Chciałem być po prostu miły. Czasami mi się to zdarza, wiesz?

- Taa, zwłaszcza wtedy, gdy to bycie miłym ma związek z uroczą dziewczyną, co?

- Nie przeczę... pomaganie ślicznej pannie jest dużo prostsze... - zaśmiał się cwanie.

- A widzisz! Nie zaprzeczyłeś! – powiedział blondyn, celując w niego palcem.

- Dlaczego mam zaprzeczać? To prawda, jest śliczna. – mrugnął łobuzersko w stronę kumpla. – Ma wszystko na swoim miejscu. – dodał sugestywnie. Agustin zaśmiał się w odpowiedzi.

- No wreszcie mówisz do rzeczy, Ruggerito!

- Idę po jeszcze jedno piwo, chcesz też? – zapytał, wstając z sofy.

- Pewnie! Po pijaku lepiej się z Tobą gada. Na trzeźwo jesteś nudny.

- Ja Ci dam nudny, kurwa! – odkrzyknął z korytarza. Odpowiedział mu tylko wybuch śmiechu przyjaciela. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro