8
Juliet pov:
Mimo, że nie wypiłam tak dużo to miałam rano straszne mdłości. Siedziałam na łóżku i przeglądałam telefon w przerwie od rzygania. Nagle przyszło mi powiadomienie, którego wolałabym nie widzieć:
"Okresik jutro piękna :*"
Szlag. Chciałam napisać sms'a do Andy'iego żeby kupił mi lody, ale napadła mnie następna fala mdłości. Dobrze, że przynajmniej mnie głowa nie bolała...
Michael pov:
Pogrzebem, jego organizacją zajęli się moi ludzie. Pani Gomez nie chciała ze mną rozmawiać. Stałem w garniturze i wpatrywałem się w swoje odbicie ze smutkiem. To wszystko moja wina...
Wysiadłem z limuzyny. Wybrany cmentarz byĺ naprawdę zadbany. Składał się z mnóstwa czarnych, lśniących nagrabków. Na każdym świeciły się znicze. Wokół nich były drużki z ciemnozielonej trawy, które prowadziły do czarnego gmachu kościoła. Otoczonego jeszcze płaczącymi wierzbami. Pachniało woskiem i kwiatami. Jej by się spodobało. W środku pachniało liliami. Lubiła te kwiaty.
Usiadłem pusty w kamiennej ławie. Luke'a nie widziałem od momentu na moście. Pani Gomez usiadła na drugim końcu, ze swoją małą córeczką. Biedna Lily... Pewnie nawet nie wie o co chodzi. Popatrzyłem na trumnę. Nic w niej nie było.. Nie znalezli jej ciała w rzece, ale znalezli wiele krokodyli. Niechcemy roztrząsać tego w mediach.
Zamknięto drzwi i wszyscy zasiedli. Odbyła się msza, potem przemowy (w tym moja). Cały czas miałem pusty wyraz twarzy. Nastąpił moment ciszy. To była grobowa cisza. Znaczy do momentu gdy wrota się nie otworzyły, a wszyscy zamarli na widok osoby w nich. Nawet paparazzi nie robili na początku zdjęć. Wstałem i stanąłem na przeciw postaci. Nikt się nie ruszył.
♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣
Uhm, kto to? Zobaczycie. Jak wam się podobało zostawcie ★.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro