Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Silly Boy

Od samego progu powitała ich głośna muzyka, kolorowe, stroboskopowe światła i duchota charakterystyczna dla dużych grup ludzi w zamkniętej przestrzeni. Impreza, sądząc po wiszącym w wąskim przedpokoju banerze z życzeniami, urodzinowa odbywała się w jednopiętrowym domu na samych obrzeżach Paryża. Dom z zarośniętym ogrodem, balansującym między dziczą a przytulnym zaniedbaniem należał do starszego kolegi Nino, a w domyśle do rodziców tegoż kolegi, którzy zgodzili się poświęcić bezpieczeństwo swojego dobytku na rzecz dwudziestych drugich urodzin syna i bandy nieodpowiedzialnych, młodych ludzi, których zdrowy rozsądek i odpowiedzialność postanowiły najwyraźniej wybrać się z Neilem Armstrongiem na Księżyc, przypadkiem zapominając zabrać się z nim z powrotem.

Co siedemnastoletni, sfrustrowany Adrien Agreste robił w tak, jakby to określił jego ojciec, nieodpowiednim towarzystwie? Właściwie to sam nie wiedział. Liczyło się jedynie wyobrażenie kipiącej ze złości twarzy Gabriela, gdy już odkryje, że syn wymknął się w nocy z domu na podrzędną domówkę losowej osoby, której nawet nie znał i chora satysfakcja z tego wyobrażenia. Miał ochotę utrzeć ojcu nosa, wreszcie postawić na swoim. Choćby potem miały go spotkać przykre konsekwencje, wizja chwilowego triumfu nad rygorystycznymi zasadami była zbyt kusząca, żeby jej odmówić.

- Rozluźnij się, stary- mruknął cicho Nino.- Wyglądasz, jakbyś połknął kij. Dobra zabawa, pamiętasz?

- Dobra zabawa. Jasne. Nie ma problemu.

Adrien starał się odprężyć. Rozprostował palce, wcześniej zaciśnięte w pięści częściowo z powodu złości, częściowo stresu. Jeszcze nigdy nie zrobił czegoś tak sprzecznego z wymaganiami ojca, nigdy nie zrobił nic równie szalonego i nieodpowiedzialnego. Nie jako Adrien Agreste.

Z salonu dochodził gwar rozmów zmieszany z zawodzeniem o niespełnionej miłości wokalisty jakiegoś zapewne popularnego zespołu. Na dwóch szarych kanapach siedzieli ludzie, kilka par tańczyło, część osób stało pod ścianą i starało się porozmawiać bez wrzasku, co do najłatwiejszych nie należało, ale widocznie nikomu nie przeszkadzało dostatecznie mocno, by przykręcić dźwięk. Większości z imprezowiczów Adrien nie kojarzył, kilku znał z widzenia, a także, co odkrył ze zdziwieniem, wśród gości było kilka osób z jego starej klasy, pierwszej, jaką kiedykolwiek miał. Udało mu się dostrzec Julekę, Rose, Kima, a gdzieś wśród tańczących zamajaczyli chyba Ivan i Mylene.

Alya zauważyła ich pierwsza. Pomachała do Nino, przeprosiła ciemnowłosą koleżankę i podeszła do nowoprzybyłych z ciepłym uśmiechem. Zmieniła się nieco, odkąd Adrien widział ją po raz ostatni, kilka miesięcy wcześniej, jeszcze przed wakacjami. Potem ojciec postanowił przenieść go do innej, bardziej renomowanej szkoły i ich kontakt się urwał. Co prawda Nino nie potrafił przestać o niej opowiadać, ale i tak jego historie nie oddawały wszystkiego. Alya ścięła włosy. Dawniej opadały na plecy luźną kaskadą kasztanowych loków, teraz sięgały ledwo brody i mniej się kręciły, w dodatku były ogniście rude. Wąska, czarna sukienka podkreślała kształty dziewczyny.

- Cześć!- przywitała się, całując w oba policzki po kolei Nino i Adriena.- Już myślałam, że nie przyjdziecie.

Adrien bardziej domyślał się jej słów, niż faktycznie je słyszał. Wolny kawałek zmienił się w coś bardziej rytmicznego, jeszcze bardziej utrudniając rozmowę. Nino coś jej odpowiedział. Potem podeszli do miejsca, gdzie wcześniej stała Alya.

- To jest Claire. Claire, poznaj Adriena.- Alya przedstawiła dziewczynę, z którą wcześniej rozmawiała.

- Hej! Adrien Agreste prawda? Widziałam twoje ostatnie zdjęcia. Świetna kolekcja. Życie modela musi być super. Zawsze chciałam być modelką. To taka przyjemna, lekka praca...- Claire szczebiotała radośnie, a Adrien z każdym jej słowem miał mniejszą ochotę jej słuchać.

W końcu nie wytrzymał, przeprosił ją i oznajmił, że musi iść do łazienki. Claire z wyrozumiałym uśmiechem wskazała mu drogę, przy okazji wyjawiając, że jest młodszą siostrą jubilata i gdyby jeszcze czegoś potrzebował, to z chęcią posłuży mu pomocą.

Stosując się do wskazówek Claire, szybko znalazł jasne drzwi na piętrze, wszedł do środka i z ulgą zamknął je za sobą na klucz. W przestronnej, jasnej łazience było znacznie ciszej i spokojniej niż w salonie.

Nad prostą umywalką wisiało duże, prostokątne lustro z ledowym podświetleniem. Podszedł do niego, opłukał twarz zimną wodą i z przyzwyczajenia spojrzał w szklistą taflę. Wyglądał równie przystojnie, jak zwykle i paradoksalnie poczuł złość na tę idealną twarz, włosy, oczy... Jakby nie mógł być normalnym nastolatkiem z pryszczami na czole, wciąż przetłuszczającymi się włosami, do bólu nudną i zwyczajną codziennością, a jego największym zmartwieniem nie mogły być oceny z klasówek. Nie, on musiał być pięknym bohaterem Paryża, chłopakiem z okładek magazynów, perfekcyjnym synem chłodnego, zadufanego w sobie i swoich idiotycznie sztywnych zasadach buca, który... który...

Skóra na knykciach piekła, kiedy powoli odsunął pięść od ściany. Odłamki białej płytki spadły na podłogę razem z paroma kroplami krwi.

- Chryste Panie!- krzyknął dziwnie znajomy głos.

Adrien odwrócił się gwałtownie i schował zranioną rękę za plecami. Luka Couffaine patrzył na niego zaczerwienionymi, przestraszonymi oczami. Adrien nie znał go zbyt dobrze, po prawdzie ledwo chłopaka kojarzył. Spotkali się dwa, może trzy razy. Zawsze w grupie. Wiedział tylko, że Luka to starszy o trzy lata brat Juleki, jest fanem Biedronki i gra w zespole. Najwyraźniej również lubił chować się po łazienkach obcych ludzi.

- Co w ciebie wstąpiło?!- Mówiąc, jednocześnie wyszedł z wanny i podszedł do blondyna.

- Nic.- Adrien postarał się posłać mu swój najbardziej niewinny i przekonujący uśmiech.

- Pokaż- zażądał Luka.

- Naprawdę nic mi nie jest. Nie przejmuj się. Miłej imprezy.

Czym prędzej wyszedł z łazienki i zszedł po schodach, aby wmieszać się w tłum. Obejrzał się przez ramię, ale nie zobaczył Luki. Nie mógł również zlokalizować Nino i Alyi. Został sam wśród obcych. Rozejrzał się jeszcze raz, a kiedy uznał, że nic z tego nie wyjdzie, ktoś poklepał go mocno po plecach.

- Masz. Napij się z nami. Widzę, że tego potrzebujesz. - Wysoki brunet wcisnął mu w dłoń puszkę piwa i popchnął Adriena w kierunku pustego miejsca na kanapie.

Chłopak usiadł między nowo poznanym, na oko dwudziestoparolatkiem, a parą zbyt zajętą sobą, by na cokolwiek zwrócić uwagę. Niby nie powinien, ale raz się żyje. Pociągnął solidny łyk i skrzywił się. Gorzki posmak był obrzydliwy, ale pił kolejny i kolejny łyk, z każdym następnym coraz bardziej się rozluźniając.

- Martin.- Brunet wskazał na siebie.- A to Jean, Charles i Victor.

- Adrien.- Skinął wszystkim głową.

Jean, Charles i Victor podobnie jak Martin wyglądali na studentów. Byli wyżsi i postawniejsi niż Adrien. Dwóch nosiło niechlujny, kilkudniowy zarost, a ich ubraniom brakowało smaku, do którego przywykł młody Agreste. Pili, a on dotrzymywał im kroku. Po dwóch puszkach czuł się nieco przymulony, ale przynajmniej przestała go boleć ręka, po trzeciej kręciło mu się w głowie, a w połowie czwartej zaczął śmiać się z sucharów Charlesa i podśpiewywać piosenki XY'ka, lecące z głośników.

- Wystarczy ci już.- Niechciany intruz wdarł się do jego pięknego, wesołego świata.

- Jeszcze tylko- czknął.- jeeednaaa.

- Adrien, idziemy- Nie ustępował Luka.

- Nie bądź taki drętwy, Couffaine. Daj się chłopakowi w spokoju napić. To, że Claire cię rzuciła, nie znaczy, że masz wszystkim psuć wieczór- burknął Martin.

Luka zacisnął zęby.

- Adrien, chodź... Nino cię szuka.

Adrien przewrócił oczami, ale wstał chwiejnie i podszedł do Luki z chmurną miną.

- Prowadź- burknął.

Luka skinął głową. Przeciskając się przez tańczących, wyszli na werandę. Owiało ich chłodne, nocne powietrze. Widocznych na atramentowym niebie gwiazd było więcej niż w centrum miasta, gdzie zobaczenie jakichkolwiek jasnych punkcików nawet przy najczystszym nieboskłonie graniczyło z cudem. Adrien potarł ramiona.

- To gdzie ten Nino?- Spojrzał spode łba na Lukę.

Chłopak westchnął.

- Martin to idiota. Spiliby cię do nieprzytomności, a potem wywieźli za miasto i zostawili bez portfela. Zawsze tak robią z nowymi. Nie mogłem na to pozwolić.

W Adrienie zawrzało.

- A co cię obchodzi mój portfel? Może właśnie tego chciałem!

- A chciałeś?- zapytał spokojnie Luka.

Adrien odwrócił gwałtownie wzrok.

- Tak! Może... Nie wiem!- Złapał się za włosy.

Nagle wirowanie i nieustający szum zaczęły go irytować. Nie potrafił zebrać myśli. Trochę go mdliło. Zatoczył się do przodu. Luka złapał go za ramiona i pomógł utrzymać pion.

- Na dzisiaj już ci wystarczy. Do kogo mam zadzwonić?

- Zadzwonić...?- Nie zrozumiał Adrien.

- Ktoś musi cię odebrać. Nie myśl sobie, że puszczę cię autobusem w takim stanie. Ile wypiłeś?

Blondyn zmarszczył brwi. Ile wypił? Nie pamiętał. Jedno piwo dał mu Martin... Potem drugie, trzecie... Szum w głowie był nieznośny.

- Trzy... Cztery puszki.

- Dobra. Czyli rozumiem, że telefon do ojca nie wchodzi w grę. Nie układa wam się, jeśli dobrze pamiętam. Pewnie i tak będzie wściekły... Do kogo zadzwonić?

Wzruszenie ramionami.

- Do mamy?

- Nie żyje- padło lakonicznie.

Adrien był wdzięczny, że Luka nie próbował składać kondolencji. Zamiast tego pomógł mu usiąść na drewnianym schodku, zajął miejsce obok i wyciągnął telefon. Miał niebieskie etui w czarne nuty, w rogu wisiał czarny breloczek w kształcie kota. Przez moment przekładał go z ręki do ręki.

- Poproszę mamę, żeby po nas przyjechała. I tak miała odebrać Julekę, więc nie będzie problemu. Możesz przespać się u nas, a rano wrócić do domu.

- Dzięki.

Luka poklepał go przyjaźnie w ramię. Wstając, wybrał numer. Po kilku sygnałach kobieta odebrała.

- Hej mamo... Nie, nie, nic mi nie jest... Julece też nie. Spokojnie... Mogłabyś przy okazji zabrać mnie i Adriena... To ten kolega Juleki z klasy... Tak, ten blondyn... Jasne, dziękuję. Poczekamy. Do zobaczenia... Tak, ja też cię kocham... Pa. - Rozłączył się.- Będzie za piętnaście minut.

- Luka...

- Tak?

- Czemu to robisz?

- Ale co?

- Pomagasz mi.

- Aaa... To. Może cię lubię? Może skupiając się na innych, mniej myślę o sobie? Może jestem altruistą? Kto wie.- Usiadł z powrotem na najwyższym z czterech stopni, po których schodziło się do ogrodu.

Patrząc na jego profil, Adrien odniósł wrażenie, że oczy chłopaka błyszczą nieco mocniej, niż powinny. Zupełnie jakby gwiazdy odbijały się w tafli oceanu na jego środku zamiast w zatoce. Różnica była subtelna, ale zauważalna. Albo po prostu był pijany, nie myślał jasno i miał przywidzenia.

- Właściwie... Czyje to urodziny?

- Martina- W głosie Luki wybrzmiewała niechęć.- Uprzedzając pytania, nie, nie zaprosił mnie. Zrobiła to jego siostra Claire, ale w połowie jej się odwidziało i kazała mi spadać.

- Suka- mruknął Adrien.

- Jeszcze godzinę temu za taki tekst bym ci przywalił- zaśmiał się gorzko Luka.

- To dobrze, że minęła ta godzina. Chociaż... wtedy nie rąbało mi tak w głowie.

- Jutro będzie gorzej, ale potem się poprawi.

- Pocieszające.

Luka parsknął, a potem roześmiał się szczerze. Miał naprawdę ładny, dźwięczny śmiech. Zabawne, Adrien jeszcze nigdy nie pomyślał, że czyjeś usta, nawet należące do ślicznej dziewczyny, a przecież na co dzień spotykał się z modelkami uznawanymi za ikony urody, równie pięknie układają się w uśmiech, jak wąskie, blade wargi chłopaka z niebieskimi włosami. Ku przerażeniu racjonalnej części jego umysłu, skutecznie zagłuszanej przez pijaną, pozbawioną zahamowań część, zaczął zastanawiać się nad smakiem tych ust. Czy były słone? A może słodkie? Wyczuje miętę czy alkohol? Luka w ogóle pił? Wszystko było okropnie zmącone. Formułowanie składnych wypowiedzi wymagało wysiłku, omal go nie przerastało. Ojciec chyba wybuchłby ze złości, gdyby dowiedział się, co jego syn wyprawia w piątkowy wieczór, praktycznie noc, podczas oficjalnego szlabanu. O to przecież chodziło. Żeby doprowadzić Gabriela Agreste do białej gorączki i z pełnym zadowolenia uśmieszkiem oznajmić: niczego nie żałuję. Ale jeśli miało być to prawdą, musiał zrobić jeszcze jedną rzecz. Później pomartwi się konsekwencjami. Alkohol starannie zagłuszył wszelkie wyrzuty sumienia i wątpliwości.

Nieznacznie przybliżył się do Luki. Chłopak zrobił to samo, co Adrien uznał za przyzwolenie. Patrzyli sobie w lśniące od gwiazd i kolorowych świateł imprezy oczy. Gdy ich usta się zetknęły, Adrien opuścił powieki. Mimo dominującego posmaku piwa udało mu się wyczuć delikatną miętę.

- Aww. Jak słodko- zapiszczał dziewczęcy głosik.

Odskoczyli od siebie, jak poparzeni, zrywając cienką nić śliny. Za nimi, na werandzie stały Juleka i Rose, trzymając się za ręce. Juleka uśmiechała się znacząco, a Rose wyglądała, jakby zobaczyła stadko malutkich szczeniaczków.

- Nie przeszkadzajcie sobie. My tu tylko przelotem. Mama dzwoniła, że zaraz będzie. Podobno zabieracie się z nami- powiedziała Juleka, mrugając porozumiewawczo do brata, który coraz bardziej przypominał pomidora niż człowieka.- Zaczekamy przy furtce.

Dziewczyny weszły do domu, by przez salon przejść na przód posesji. Adrien przełknął ślinę. Czuł, że też się czerwieni.

- Luka, ja...

- Nawet n-nie próbuj przepraszać. Pogadamy, jak wytrzeźwiejesz.

Młody Agreste przyjął to z ulgą. Wstali, Luka trochę mu pomógł, a potem weszli do domu. Znowu ogłuszyła ich muzyka, duchota i migające światła. Z trudem przecisnęli się przez tłumek. W trakcie, spojrzenie Adriena na moment padło na drobną, bladą dziewczynę o delikatnie orientalnych rysach, ciemnych włosach i dużych, fiołkowych oczach. Miała minę, jakby powstrzymywała szloch. Mignęła mu tylko, a kiedy znowu popatrzył w jej kierunku, nie mógł jej znaleźć. Rozpłynęła się wśród rozkołysanych ciał i zawodzenia wokalisty o nieodwzajemnionej miłości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro