Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38.

Vivien nie wierzyła własnym uszom. Chciała zaprzeczyć, powiedzieć że to nie tak ,ale bała się. W końcu Tim był od niej o wiele silniejszy i na pewno miał lepszą ,,reputację" w rezydencji niż ona. Nie chciała być ć znienawidzona przez większość przyjaciół.

-Ale... Jak?!- zapytała z niedowierzaniem Jane.

-Tak po prostu. Wyjaśniliśmy sobie z Vivien że od samego początku coś nas do siebie ciągnęło. Prawda, kotku?- zapytał z naciskiem na ostatnie słowo.

Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie i skinęła głową.

-Coś mi tu nie gra...- powiedział pod nosem Jeff.

-A co? Zazdrosny? Musisz się z tym pogodzić.- uznał Masky.

-Żaden ,, zazdrosny" tylko ,,dbający o swoją przyjaciółkę". Przecież sama musiała ci powiedzieć że jesteśmy tylko przyjaciółmi, prawda?

Białowłosa wiedziała o co chodzi chłopakowi, wiedziała że widzi że coś jest nie tak. I miał rację. Nie podobało jej się to ani trochę.

-Dobra, to wy sobie pogadajcie a ja pójdę się na chwilę podłożyć.- uznała Vivien.

-Proszę, klucze do mojego pokoju. Raczej ci się przydadzą, kotku.- powiedział Tim dając jej kluczyk.

Z niechęcią przyjęła go i poszła do pokoju. Usiadła na krześle przed oknem i myślała. Myślała nad tym, dlaczego Tim zrobił coś takiego. Odpowiedź pozostawała dla niej zagadką.

W tym samym czasie w salonie reszta rozmyślała nad tym samym. Zwłaszcza Jeff, który martwił się o swoją przyjaciółkę. Wiedział do czego jest zdolny Masky. Bez wahania mógłby ją skrzywdzić a nawet zabić zważywszy na jej stan.

-Dobra, ale czegoś tu nie rozumiem...- powiedziała Judge Angels przerywając ciszę- Ty i Vivien to zupełnie inne światy, więc jak?! Ona jest cicha, miła, praktycznie nie widoczna, a ty zupełnie na odwrót!

-W końcu ktoś to zauważył...- powiedział czarnowłosy jakby sam do siebie.

-Nie jesteś lepszy. Równie chamski, oschły i bezduszny, jeśli ne bardziej. Ciągle nie wiem jak ta przyjaźń może jeszcze istnieć.- potwierdziła Jane- Nawet gdy byłeś w miarę normalny, praktycznie nikt cię nie lubił.

-Nie masz najmniejszego pojęcia o mojej przeszłości więc się zamknij. Wychodzę.- wstał i wyszedł z rezydencji co nie było dla wszystkich wielkim zaskoczeniem.

-I po co to mówiłeś gdy Jeff był w pokoju? Przynajmniej miałbyś spokój.- podsumował Roześmiany.

-Może i tak, może i nie. Z nim nigdy nic nie wiadomo, ale gdyby dowiedział się o tym jakiś tydzień później to Vivien miałaby problemy a nie ja.- powiedział patrząc w okno i wrócił się do pokoju w którym znajdowała się białowłosa.

Wszedł do pokoju i przytulił dziewczynę od tyłu.

-I jak się czujesz, Vivi?- zapytał z nutką ironii w głosie.

-A jak mam się czuć? Zostałam oszukana... Czemu mi to robisz...?- zapytała obojętnie choć rozsadzało ją od środka.

-Oj, zobaczysz Vivien. Już niedługo zobaczysz.- złapał krzesło i pochylił je do tyłu razem z dziewczyną która o mało z niego nie spadła- Oh, no nie płacz. Wszystko dobrze się skończy.

-Dla kogo?! Bo na pewno nie dla mnie!- wykrzyczała mu prosto w twarz.

-Zamknij się, szmato!- powiedział wściekle i uderzył białowłosą tak mocno że upadła na podłogę.

Vivien złapała się za piekący z bólu czerwony już policzek i spojrzała na chłopaka ze łzami w oczach. Masky podszedł do niej z uśmiechem na twarzy i kucnął przy niej.

-Następnym razem nie będę taki delikatny.- wyszeptał i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz.

-W co ja się wpakowałam...?- pomyślała siadając na podłodze i podkurczając kolana aż do brony.

Ukryła twarz w dłoniach. Chciała płakać, wołać o pomoc, ale wiedziała że to nie zadziała i pomyślą o niej jak o wariatce. Dlatego powstrzymała się. Postanowiła tłumić w sobie wszystkie emocje, żeby sytuacje, takie jak ta, się więcej nie powtórzyły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro