Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31.

   Slenderman wyjaśnił blondynkę wszystkie elementy związane z zostaniemy Proxy. Niby wszystko zapowiadało się dobrze, z opowiadań mężczyzny, ale przeważał ją fakt że zostanie mordercą. Mimo to podjęła się wyzwania. Po kilkunastu minutach wróciła do salonu, do reszty z grobową miną.

-Emm... Vivien. Wszystko ok?- zapytała Jane.

Nastała cisza. A przynajmniej przez chwilę.

-To jak? Kiedy zaczynamy trening?- zapytała z uśmiechem na twarzy.

Wszyscy stanęli jak wróci i chyba do nich nie docierało co właśnie powiedziała.-Emm... Wszystko w porządku?

I nagle otrząsnęli się i zaczęli krzyczeć z radości. W pewnym momencie w salonie zjawił się również Operator.

-Masky, Hoodie, wy zajmijcie się walką w terenie. Jane, pomożesz wybrać jej jakąś broń. A Ty, Jeff, zajmiesz się walką wręcz. To tyle co miałem do powiedzenia.- po tych słowach wrócił do siebie.

-Hej, czy tylko ja mam jakieś dziwne przeczucie że to i tak nie wypali...?- zapytała Nina.

-Daj sobie spokój. Gadanie w niczym ci nie pomoże.- zaśmiała się Clockwork.

[DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ]

   Wszystko szło po myśli Operatora. Jedyne co ich niepokoiło, to to że Liu przez ostatnie dwa miesiące nie dawał żadnego znaku życia. ,,To pewnie oznacza że coś się szykuje", a przynajmniej tak mówili ale coś musiało w tym być skoro wcześniej dostali list z groźbami, a teraz nic się nie działo. WRACAJĄC:

   Vivien jak na razie trening szedł zgodnie z planem. Nawet wybrała sobie odpowiednią broń. Był to zwykły pistolet oraz sztylet. Nic nadzwyczajnego.


-Tim, możemy zrobić krótką przerwę? Padam z nóg.

-A co powiedziałabyś w czasie walki? Że Cię nóżki bolą?- zaśmiał się- Niech Ci będzie.

Blondynka usiadła pod drzewem i zamknęła oczy. Robiła tak gdy chciała się chwilę odprężyć. W pewnym momencie usłyszała coś w krzakach.

-Co to było?- zapytała jakby sama siebie i wstała ze sztyletem w dłoni.

-Co ty...?- zapytał chłopak widząc jej reakcję.- Oszalałaś?!

Vivien podążył za ogłoszeń a jej oczom ukazał się... karton. Tak, karton. Podeszła do niego a jej oczom ukazał się szczeniaczek. Wzięła pieska na ręce a ten zamerdał wesoło ogonkiem.

-Tim, chodź.- zawołała towarzysza a ten przyszedł niemal od razu.

-Pies? W sumie... można się było tego spodziewać. To jak? Potrzebujemy dalej?

-Zaraz, a co zrobimy z nim?- zapytała patrząc na psa.

-Ty mi nie podarujesz jeśli go tu tak zostawimy, prawda?- podarował się po karku.-Niech Ci będzie, ale Ty bierzesz za niego odpowiedzialność.

-Zgoda.- uśmiechnęła się.

Jakiś czas później wracali do rezydencji wraz ze szczeniakiem. Weszli do środka i od razu przywitała ich Sally.

-Jej! W końcu jesteście. Hmm? Co to za pudło?

Nagle pies wyjrzał zza pudełka a dziewczynka uśmiechnęła się.

-Gdzie go znaleźliście? Jest taki uroczy!

-Znaleźliśmy go w lesie. Przez przypadek.

-O! Już jesteście. To dobrze. Musimy  pogadać, Viv.- uznała Zero i zachwyciła dziewczynę za nadgarstek.

Zaprowadziła ją do swojego pokoju, gdzie, o dziwo, siedziały wszystkie dziewczyny z rezydencji.

-Co tu się odwala?- zapytała zaskoczona.

-Słuchaj. Nie zrozum mnie źle, ale ty masz być mordercą, a mordercą tak nie wygląda.-zmierzyła ją wzrokiem- Najwyższy czas na zmiany.

-No dalej, przecież nie zrobimy Ci krzywdy.- zaśmiał się Jane.

-Róbcie co chcecie.- zaśmiała się a Jane posadziła ją na fotel.

-Nie zobaczysz lustra aż nie skończymy.- uznała Clockwork.

Dziewczyny zaśmiały się i wzięły się do roboty. Pofarbowały jej długie za pas, blond loki na biało i podcięły jeszcze grzywnę by nie spadała jej na oczy. Następnie zrobiły dziewczynie makijaż. Składał się on z grubych kresek zrobionych eyelinerem, ciemnych cieni do powiek oraz czerwonej matowej szminki. Po tym nadeszła pora na strój. Postanowiły na czarną bluzę z kapturem i pentagramami, czarne jeansy z dziurami w miejscu kolan oraz glany. Czarny strój dziewczyny oraz jasna karnacja sprawiały że jej białe, długie włosy.

-No, no. Nie mogę doczekać się reakcji chłopaków.- zaśmiała się Jane.

-A ja swojej [reakcji]. Pokażecie mi w końcu lustro?- zapytała uśmiechnięta.

Jane podała jej lustro a Vivien zaniemówiła.

-T...To nie ja... -powiedziała sama do siebie na co reszta się zaśmiała.

-Aż tak źle?- zapytała Zero.

-A może po prostu chce się komuś podobać? No dalej, Viv. Jesteś wśród swoich.- uznała Judge Angels.

Białowłosa spuściła głowę w dół by ukryć rumieńce. Sally podeszła do niej i przytuliła.

-Jesteś śliczna.- uznała z uśmiechem przytulając ją.

-D...Dziękuję... Wam wszystkim. Nie chodziło mi oto, że mi się nie podoba. Po prosu byłam w szoku.- uśmiechnęła się.

-Ej. To nie koniec.

-Co?!

-Spoko, nie bój się.- uznała Jane podając jej pudełeczko.

-Soczewki? Po co?- zapytała zdziwiona.

-Dają lepszy efekt.- uśmiechnęła się.- No nawet nie sprawdzisz jaki kolor?

Vivien otworzyła pudełko. Jedna soczewka była koloru błękitu, a druga intensywnie zielona.

-Kto wybierał kolory?

-Uwierz mi, kłóciłyśmy się oto strasznie długo aż w końcu poszłyśmy na kompromis. A poza tym, to będzie wyglądało uroczo.

-Uroczo? Miałam wyglądać na mordercę, a nie na jakąś landrynę.

-Oj, jeden element ci nie zaszkodzi.- uznała Clockwork.

-Ma rację. To zakładaj te soczewki i schodzimy na dół.- uśmiechnęła się Judge Angels.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro