Rozdział V - Cena Wolności
Nastolatka wracała do domu z opuszczoną głową. Miała dwadzieścia minut na dotarcie do domu, a później Adrien miał dzwonić do matki. Coraz częściej zastanawiałam się, czy nie nie byłyby jej prościej, gdyby miała mieszkać sama. Był tylko jeden problem. Pieniądze. Skąd wzięłaby na jedzenie? Nie mówiąc o innych potrzebach. Stanęła widząc posturę stającą tuż przed nią. Powoli podniosła wzrok i lekko otworzyła usta, widząc znajomą twarz. Wyciągnęła słuchawki, widząc jak kobieta splata ręce pod piersiami.
- No wiesz? Tak Cię cieszy mój widok? - Niezadowolony głos rudowłosej wywołał uśmiech na twarzy dziewczyny. Pierwszy od dawna.
- Mori! - Evelyn rzuciła się na kobietę, oplatając rękami jej szyję. Ta z trudem utrzymała równowagę.
- To rozumiem – zaśmiała się przytulając dziewczynę.
- Wróciłaś!
- Niestety nie. - Nastolatka odsunęła się. - Nie rób takiej miny. Chyba nie myślałaś, że pozwolą mi tu od tak wrócić?
- Ale...
- Żadne ale. Idziemy do mnie.
- Nie mogę – opuściła głowę.
- Nie możesz pff. Udowodnię ci, że możesz. - Złapała dziewczynę za rękę i pociągnęła ją za sobą.
- Jeśli nie wrócę... Ona...
- Nie mają prawa cię więzić. - Stanęła i popatrzyła na dziewczynę. - Nie możesz im na to pozwolić. - Nastolatka zorientowała się, że stoją pod jej domem. - Masz wybór Evelyn. - Ruszyła przed siebie, a nastolatka przenosiła wzrok z domu na nią.
- Mori! Poczekaj! - Dogoniła ją i zobaczyła jej szeroki uśmiech.
- Wiedziałam, że wybierzesz mądrze.
- To się okaże jak tam wrócę.
- Posłuchaj mnie uważnie, bo powiem to tylko raz. Nie mają prawa podnieść na ciebie ręki. - Dziewczyna opuściła głowę. - Nie mogę walczyć za ciebie. Sama musisz to zrobić.
- Wiem – westchnęła.
- Więc dlaczego tego nie robisz? - Nie odpowiedziała.
Rudowłosa rozłożyła się w huśtawce.
- Już zapomniałam jak wygodna jest – zamruczała.
- To prawda – przyznała Evelyn siadając na drugiej huśtawce. Dziwnie się czuła siedząc tu, gdzie on zawsze siedział.
- Mam rozumieć, że korzystałaś z mojej gościnności.
- Tak, ja...
- Nie tłumacz się. Gdybym nie chciała, żebyś tu przychodziła, nie zostawiłabym Ci kluczy.
- Po co wróciłaś, jeśli nie zostajesz?
- Po resztę rzeczy. Szeryf dał mi jasno do zrozumienia, że mam się wynieść na dobre, a władze miasta są za nim.
- Przecież nie może Ci nic zrobić.
- Oczywiście, że nie – zaśmiała się. - Ale nikt mu się nie sprzeciwi. Już dostałam wypowiedzenie umowy ze szkoły. Tylko czekać, aż dostanę drugie.
- Przecież możesz pracować gdzie indziej.
- A kto mnie przyjmie Evelyn? - Usiadła i popatrzyła prosto na dziewczynę. - Kto mu się sprzeciwi?
- Ale... Ale...
- Nie mogę tutaj zostać.
- Zabierz mnie ze sobą. - Rudowłosa zaśmiała się lekko.
- Na jakiej podstawie?
- Co?
- Kiedy zabiorę cię, twoja matka zgłosi twoje zaginięcie. Sądzę, że szybko połączą fakty i zapukają do naszych drzwi. Mnie oskarżą o uprowadzenie małoletniej, a ty znów wylądujesz u nich.
- Wtedy powiem wszystko!
- A twoja matka temu zaprzeczy. Słowo przeciwko słowu.
- Ale ty potwierdzisz moje słowa.
- Nie będę obiektywna w tej sprawie.
- Ale jesteś psychologiem. Możemy powiedzieć, że chodziłam do ciebie na terapie.
- Yhym – Znów rozłożył się wygodnie. - A świadkowie powołani przez twoich rodziców ładnie nam przytakną.
- Świadkowie?
- Jak myślisz, kto pomoże im pogrążyć nas?
- Natalii – opuściła głowę.
- Dokładnie. Jej tatuś z przyjemnością odegra się za ostatnie upokorzenie go.
- To była prawda?
- Co?! Nie! W życiu! Nie tknęłabym go patykiem – oburzyła się. - Mam lepszy gust.
- To dlaczego to powiedziałaś?
- Chciałam zepsuć mu opinię wśród podwładnych, a takie plotki roznoszą się szybko. - Puściła jej oczko.
Zapadł wieczór, a Evelyn denerwowała się coraz bardziej. Nikt do niej nie dzwonił. Czyżby zapomnieli o niej, czy może planowali co innego?
- Chodź, odwiozę cię, bo zaraz mi tutaj zejdziesz. - Kobieta wstała i uśmiechnęła się lekko.
- Ale...
- No już – przerwała jej i ruszyła w stronę domu. Dziewczyna wyszła z altanki i stanęła. Przeniosła wzrok na furtkę. Był tam. Stał pod jednym z drzew. Zniknął po chwili, a Evelyn poczuła się rozbita. Co miała teraz zrobić? Chciała pobiec za nim, ale Mori zabroniła jej wchodzić do lasu. Gdyby dowiedziała się... - Idziesz?!
- Tak! - Pobiegła do środka, starając nie myśleć się o nim. Rudowłosa stała w drzwiach z uśmiechem.
- Co? - zdziwiła się.
- Trzymaj – wyciągnęła w jej stronę telefon.
- Ale... Ja mam telefon.
- Tak, ale na ten dzwonić będę tylko ja.
- Nie wiem, czy...
- Bierz i już nie marudź. - Przytaknęła i schowała komórkę do tylnej kieszeni.
Nastolatka weszła do domu, ale o dziwo nikt nie przejął się faktem, że nie było jej na czas. Nic. To było dziwne i podejrzane. Evelyn nie wiedziała co bardziej ją przeraża. Postanowiła tego nie sprawdzać. Wzięła prysznic i położyła się. Poranek też był spokojny, dopóki nie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Evelyn! - głos matki wywołał ciarki na plecach. - Chodź, zobacz kto do ciebie przyjechał.
- Przyjechał? - szepnęła i chowając telefon do kieszeni bluzy, zeszła na dół. Jej serce zwolniło, kiedy zobaczyła ich.
- Cześć Evelyn – głos Pauli zmroził jej krew w żyłach, ale to widok Olivera sprawił, że nie mogła się ruszyć.
- Pomyślałam, że poczujesz się lepiej, kiedy przyjedzie ktoś znajomy, z kim będziesz mogła porozmawiać. - Głos kobiety dotarł do niej dopiero po chwili. To ona ich tutaj sprowadziła? - zrodziło się pytanie w jej głowie.
- Jak się masz? - Poczuła jak robi się jej niedobrze. Jego głos... - Evelyn – wybiegła z domu i wybrała numer rudowłosej.
- Odbierz – załkała, czując jak dusi ją płacz.
- Stój! - Gonił ją. On ją gonił. Nie myśląc długo wbiegła w las. - Evelyn! - Kierowała się w stronę jej domu, ale łzy zamazywały widok. Potknęła się i upadła. Nie miała sił. Nie potrafiła dalej przed tym uciekać. - Tu jesteś – jego ton zmienił się, a ona zadrżała. - Teraz nie będziesz mogła powiedzieć, że zaciągnąłem Cię do lasu.
- Przepraszam. – Dziewczyna uniosła głowę, słysząc jej głos i zobaczyła jak rudowłosa uderza chłopaka z pięści w twarz. Chłopak upadł na ziemię, a kobieta zasyczała. - Zapomniałam jak to boli – powiedziała z lekkim uśmiechem, machając ręką.
- Popieprzyło Cię – warknął chłopak wstając.
- I to jak. Zaraz sam się przekonasz. Evelyn idź do domu.
- Co?!
- Już! - Nastolatka wstała, nie do końca wiedząc co powinna zrobić.
- Evelyn co to za wariatka?
- Evelyn do domu. - Na twarzy kobiety było tyle determinacji, że dziewczyna bała się jej sprzeciwić. - Idź. - Przytaknęła i przeszła koło niej.
- Czekaj, idę... - Oliver chciał podążyć za nią, ale kobieta wyciągnęła nóż i wymierzyła prosto w niego.
- My musimy porozmawiać.
- Pieprz się!
- Szybciej Evelyn. - Nastolatka uciekła, a rudowłosa uśmiechnęła się. - Teraz możemy porozmawiać.
- Myślisz, że się ciebie przestraszę? - ruszył w jej stronę, a kobieta zamachnęła się. Cofnął się o krok z szeroko otwartymi oczami.
- Ooo chłopiec się wystraszył. To teraz przejdźmy do konkretów. Co jej zrobiłeś?
- Co?! Nic! O co Ci chodzi?
- O co mi chodzi? Wróćmy do momentu zanim się tu pojawiłam. Co rozumiesz przez słowa „Teraz nie będziesz mogła powiedzieć, że zaciągnąłem Cię do lasu".
- To takie nasze powiedzenie – zaśmiał się nerwowo.
- Powiedzenie tak? Chcesz poznać moje? - Zaczęła iść w jego stronę. Chłopak wycofywał się, dopóki nie wpadł na drzewo. - Powiesz prawdę czy nie?
- Nie możesz mi nic zrobić! Wtedy trafisz do więzienie.
- Jeśli znajdą twoje ciało – powiedziała z perfidnym uśmiechem. - Więc wróćmy do poprzedniego wątku. Co zrobiłeś, że boi się mężczyzn?
- Nic!
- Mam Ci uwierzyć?
- Wal się głupia kurwo! Nie... - Kobieta uniosła brwi, widząc siekierę, która wbiła się w jego głowę. Obróciła się i zmierzyła wzrokiem zamaskowanego mężczyznę.
- Po co to zrobiłeś? - Cofnęła się, torując mu drogę do ciała.
- To wyłącznie moja sprawa.
- Twoja sprawa, która pokrzyżowała moje.
- Co on jej zrobił?
- Próbowałam się tego dowiedzieć.
- Gdybyś nie podejrzewała go o coś, nie groziłaby mu.
- Nie powiedziała Ci czego się obawia? Czyżby Ci nie ufała? Jeśli ona Ci nie ufa to ja też, więc nie pisnę ani słowa. - Patrzyła jak przerzuca ciało chłopaka przez ramię. - Czemu się nią tak interesujesz?
- Nie powiedziała Ci o mnie? Czyżby Ci nie ufała? Dalszy ciąg dobrze znasz. - Rudowłosa zaśmiała się i skierowała się w stronę domu, widząc, że mężczyzna poszedł w swoją.
Evelyn przekroczyła próg domu z opuszczoną głową. Przed domem usunęłam wiadomości od Mori, które dostała po drodze. Miała udawać, że nikogo nie widziała, ani nie spotkała. Coś musiała się stać i to nie mogło być nic dobrego. Musiała zobaczyć się z nią jak najszybciej. Teraz jednak czekało ją coś równie nieprzyjemnego.
- Evelyn! - Stanęła słysząc zdenerwowany głos rodzicielki. - Gdzie pobiegłaś?! Co ty sobie wyobrażasz?! Ktoś przyjeżdża do ciebie, a ty znikasz!
- Musiałam się przewietrzyć
- Gdzie Oliver? - spytała brunetka.
- Czemu się mnie o to pytasz? Przecież to twój chłopak.
- Ale pobiegł za tobą!
- Za mną? - udała zdziwioną.
- Nie ważne. Na pewno niedługo wróci – wtrąciła się kobieta. - Macie trochę czasu do nadrobienia, więc nie będę wam przeszkadzać. - Wyszła zanim, któraś z dziewczyn zdążyła coś powiedzieć.
Rozmowa nie kleiła się. Większość czasu siedziały w ciszy. Nawet jeśli zaczęły temat, dyskusja bardzo szybko kończyła się. Evelyn dopiła trzecią herbatę. Sporo jak na godzinne spotkanie, którego sensu nie widziała. Przestały dogadywać się jeszcze przed jej wyjazdem. Wręcz zdziwiło ją, że przyjęła zaproszenie matki. Poczuła jak telefon wibruje jej w kieszeni.
- Muszę... Do toalety. - Pobiegła do toalety. Wiedziała, że wścibskość Pauli wygra i sprawdzi, czy przyszła tylko po to. Usiadła na zamkniętym sedesie i odpisała rudowłosej. Szybko dostała odpowiedź - „Wyjeżdżam dziś. Musimy porozmawiać". Dziewczyna sama nie wiedziała co o tym sądzić, a co gorsza co zrobić. Schowała telefon i z impetem otworzyła drzwi. Zdziwiona brunetka nie wiedziała co zrobić, więc stała jak słup soli na środku korytarza. - Musisz iść – powiedziała i popchnęła ją lekko, zmuszając do ruchu.
-Co?
- Zapomniałam, że byłam dziś umówiona. - Wyszły przed dom, który nastolatka szybko zamknęła.
- Ale...
- Miło była. Na razie – rzuciła, biegnąć już w wyznaczonym w głowie kierunku.
- Dobrze, że już jesteś. - Mori rzuciła jakieś rzeczy do kartonu i pokazała, żeby nastolatka usiadła przy stole.
- Coś się stało? - spytała niepewnie.
- Stało? Mnie się o to pytasz?! - Uderzyła rękami w stół, wywołując u dziewczyny dreszcze. - Co Ci powiedziałam, zanim wyjechałam? - Nastolatka ostrożnie podniosła wzrok. Nie widziała jeszcze tak wściekłej kobiety.
- Żebym... Nie...
- Wchodziła do lasu! - dokończyła za nią. - Jedna prosta rzecz do zapamiętania!
- Ale...
- Żadnego ale, Evelyn. Czy ty wiesz kim on jest?! Zdajesz sobie sprawę z tego co robił i nadal robi?
- Ja...
- Co ty sobie myślałaś?! Że zostaniecie przyjaciółmi?! Evelyn patrz na mnie!
- Ty nic nie rozumiesz! - Nastolatka wstała mierząc się wzrokiem z rudowłosą. - On jest taki jak ja! Nie jest inny czy dziwny. On... On... - Kobieta westchnęła i przytuliła dziewczynę, która od razu się rozpłakała. Zaczęła przepraszać i próbować się tłumaczyć, ale Mori uniemożliwiła jej to mocniej ją przytulając.
- Przepraszam – szepnęła jej prosto do ucha, nie przestając głaskać po głowie. - Nie powinnam tak na ciebie naskakiwać. Zdenerwowałam się, bo nie chce, żeby zniszczył ci życie. Może wciągnąć cię w ten świat i sprowadzić na ciebie gorsze zagrożenie niż rodzicie, czy gnębicielka ze szkoły. - Wtuliła się w nią. - Może cię skrzywdzić i porzucić, a po zanurzeniu się w ten świat, nie tak łatwo się z niego wydostać.
- Mori... Ty znasz go?
- Nie – zaśmiała się i popatrzyła na nastolatkę. - Ale z ciebie beksa. - Delikatnie otarła jej policzki. - No już. Teraz chce zobaczyć uśmiech. - Dziewczyna uciekła wzrokiem.
- Evelyn, przecież wiem, że nie potrafisz się na mnie gniewać. - Uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła. - No już bo mnie całe policzki bolą. - Nastolatka uśmiechnęła się lekko i znów została przytulona.
- Nie mogłabyś mnie zabrać ze sobą? - Evelyn przerwała ciszę.
- Niestety nie, choć bardzo bym chciała – westchnęła w odpowiedzi.
- Dlaczego?
- Nie jesteś pełnoletnia. Nie mogłabym przepisać cię do innego liceum, a nawet gdybyś przez ten rok chciała się ukryć, to ja muszę pracować, więc prędzej czy później policja zapukałaby do naszych drzwi.
- Tak myślałam.
- Gdyby nie ten szczegół zabrałaby cię już wcześniej i więcej nie wracała do tego przeklętego miejsca.
- Przeklętego?
- Przez swoich mieszkańców. Przez ich pychę i bezkarność.
- Mori – opuściła głowę. - Mogę cię o coś spytać.
- Pytać możesz, ale nie obiecuję, że ci odpowiem.
- Co się stało z Oliverem? Skąd wiedziałaś, że nawiązałam kontakt z Tobym?
- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
- Stało się coś, prawda?
- Ty nic nie możesz wiedzieć. Rozumiesz?
- Ale...
- Evelyn – przerwała jej. - Powiem ci kiedyś wszystko, ale nie teraz. Nie dziś. - Kucnęła przed nią, opierając się rękami o jej kolana. - Chce cię chronić, a teraz mogę to robić tylko w jeden sposób. Zataić przed tobą prawdę i trzymać cię od tego z daleka.
- Ale ja jestem we wszystko zamieszana!
- Właśnie dlatego nie możesz wiedzieć wszystkiego. - Wróciła na swoje miejsce.
- Mori. - Kobieta mruknęła cicho. - Ty byłaś częścią tamtego świata? - Nie odpowiedziała. Nie wydała z siebie też żadnego dźwięku. Zachowywała się tak neutralnie, że nastolatka była skłonna uwierzyć, że to jest zaprzeczenie. Jednak z drugiej strony jej milczenie i poprzednie słowa, sugerowałyby, że to prawda.
- Gdzie byłaś?! Jak mogłaś tak potraktować Paule?! - Jak zwykle przywitał ja wrzask rodzicielki, gdy tylko przekroczyła próg domu.
- Byłam pożegnać się z Morien.
- Masz zakaz widywania się z tą kobietą!
- I nigdy więcej jej nie zobaczę! - Kobieta zdziwiła się, gdy jej córka okazała taką pewność siebie. - Wyjechała i już tu nie wróci. Możesz się cieszyć, znów wyszło na twoje. - Zamknęła się w pokoju, ale długo nie nacieszyła się spokojem.
- Evelyn. - Jej matka zapukała lekko i weszła do pokoju. - Jeśli chciałabyś porozmawiać to wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść.
- Porozmawiać?
- No wiesz. Przyjść i powiedzieć co ci leży na sercu, albo dlaczego ci źle.
- Po co? Żeby usłyszeć jakim nieudacznikiem jestem? Jak do niczego się nie nadaję i że nic nie osiągnę jak ty i tato?
- Czy tobie zawsze musi coś nie pasować? Nie widzisz, że staram się z tobą porozumieć?! Robię wszystko, żeby tobie i bratu było jak najlepiej. - Nastolatka nie odpowiedziała, uporczywie patrząc w okno pokazując, że ma dość tej rozmowy, a raczej monologu prowadzonego przez rodzicielkę.
- Teraz jest już za późno – powiedziała cicho, gdy drzwi trzasnęły.
Dzień szósty, a raczej szósty dzień po wyjeździe Mori. Nie odzywała się od tamtej pory nawet na telefon, który dała dziewczynie. Evelyn znów czuła się gorzej. W miasteczku, aż dudniło od plotek o tajemniczym zaginięciu Olivera, który od tamtego dnia nie dawał znaku życia, ani nie wrócił do domu. Dużo osób przypisali to rudowłosej. Inni zaczęli wierzyć w powrót Tobiego Rogersa lub obecność jakiegoś innego mordercy, a jeszcze inni uważali, że po prostu uciekł od problemów. Ta ostatnia opcja najbardziej jej się podobała, bo sama tego pragnęła.
Westchnęła stając na ścieżce prowadzącej do domu rudowłosej. Miała ochotę rozłożyć się wygodnie w huśtawce, ale niestety klucze miał jakiś agent z biura nieruchomości, który zajmował się jego sprzedażą. Łapała się też o tym, że co chwilę myśli o Tobym. Gdzie jest? Co robi? Czy czasem myśli o niej? Tylko... Czy ona była kimś tak wyjątkowym, żeby wracać do niej myślami?
- Toby gdzie jesteś? - spytała cicho unosząc głowę w górę. Podmuch wiatru rozwiał jej włosy, jakby chciał pokazać, że poniesie jej pytanie w świat.
Mężczyzna przyglądał się nastolatce. Nadal przychodziła tu bez obaw. Czyżby rudowłosa nie powiedziała jej co wydarzyło się tamtego dnia? Wahał się przez chwilę zeskubując korę z drzewa. Zawsze odreagowywał tak nerwy, taki tik.
- Ogarnij się Toby – uderzył się w twarz i odetchnął. Nie pomogło mu. Nigdy mu nie pomagało. On naprawdę był inny, a ona? Patrzył jak powoli kieruje się w stronę domu i jedyne co był w stanie w tym momencie zrobić, to podążyć za nią, żeby upewnić się czy jest bezpieczna.
Kolejny dzień tułaczki, samotności, tęsknoty. Nie rozumiała czemu zawsze gdy na kimś zaczynało jej zależeć, ta osoba zmieniała się lub po prostu znikała. Miała ochotę zadać pytanie – Czemu ja? Wiedziała jednak, że i tak nikt nie odpowie jej na to pytanie. Podążyła więc leśną ścieżką, zatapiając się w otchłani myśli, które odrywały ją od rzeczywistości.
Toby podążał za dziewczyną, która wydawała się nieobecna. Nie zareagowała, gdy gałąź pękła pod jego podeszwą. Zastanawiał się co wprowadziło ją w taki stan. Odruchowo położył dłoń na obuchu siekiery, kiedy zobaczył dwóch mężczyzn wychodzących naprzeciw nastolatce. Wsłuchiwał się w ich rozmowę, cały czas walcząc z wewnętrznymi wątpliwościami.
- Nie dotykaj mnie! - Jej krzyk przyćmił wszystko. Teraz liczyło się tylko jedno – uwolnienie jej. Wyszedł z ukrycia łapiąc za trzonek siekiery. Czuł wściekłość, kiedy widział ją taką przerażoną. Próbowała się wyrwać i krzyczała, gdy podający się za policjanta mężczyzna, trzymał jej nadgarstek w żelaznym uścisku.
- Puść ją! - jego stanowczy ton wprawił ich w osłupienie.
- Czyli Szeryf miał rację. Ta gówniara jest powiązana za wszystkim. - Szarpnął nią, wywołując kolejną falę histerii. Toby zaczął się śmiać. Musiał grać na czas. Nie chciał, żeby ona widziała jak to robi, zabija.
- Moja przynęta powiązana? Oczywiście. Wszyscy latają za nią jak ćmy, próbujące się dostać do światła. Jednak przez was będę musiał znaleźć nową.
Evelyn była w takim szoku, że jak tylko mężczyzna poluźnił uścisk, wyrwała rękę i zaczęła uciekać. Widziała lecącą siekierę i wiedziała co się stanie z tamtym mężczyzną. Z każdym krokiem coraz głośniej dudniły jej w głowie słowa Mori. Zabił i zabijał nadal. On był... Mordercą.
Toby zmierzył wzrokiem żywego mężczyznę. Czuł wściekłość, która narastała w nim z każdą sekundą.
- To wszystko wasza wina – warknął i ruszył w jego stronę, wyciągając drugą siekierę. Młody policjant zaczął uciekać, a zamaskowany mężczyzna ruszył za nim, jak tylko odebrał swoją własność z martwego ciała. Znał ten las jak własną kieszeń, więc skrócił sobie drogę i dopadł mężczyznę. Który nie zbaczał ze ścieżki. Toby powalił go na ziemię i klękną jedną nogą na jego klatce piersiowej, przystawiając siekierę do szyi.
- Czego od niej chcieliście?!
- To Szeryf – policjant drżał ze strachu. - Kazał nam ją przyprowadzić. Nic więcej nie wiem. Rob znał więcej informacji.
- Rob nie żyje! Gadaj co wiesz!
- Nic! Tylko tyle, że ma być zamieszana w sprawę zaginięcia tego chłopaka. Szeptali o kimś między sobą, ale ja nie dawno zostałem przeniesiony i nie wtajemniczają mnie w takie rzeczy – panikował.
- Chcesz wiedzieć o kim szeptali? - spytał Toby z uśmiechem, którego policjant nie mógł zobaczyć. Leżący mężczyzna przytaknął lekko głową, próbując wciągnąć katar, który wyciekał mu już na usta. - O mnie – zaśmiał się i uniósł wysoko siekierę. Wbił ją prosto w twarz mężczyzny, pozwalając wypłynąć wszystkim emocją. Uderzał raz po raz masakrując jego twarz. Wstał i lekko się zachwiał. Krew była wszędzie, nawet na jego ubraniach i twarzy. Rękawem przetarł szła gogli i schował zakrwawioną siekierę. Szedł lekko się zataczając w stronę celu, który właśnie wyznaczył. Zapłacą własnym życiem, że ponownie sprowadzili na niego samotność. Pijany z nienawiści.
Evelyn zamknęła się w pokoju i wypłakiwała w poduszkę. Chciała ułożyć sobie to wszystko w głowie. Zrozumieć. Zabił go, ale przecież jej nie skrzywdził. Mężczyzna chciał jej zrobić krzywdę, a on zareagował. Uratował ją, a ona uciekła. Zerwała się z łóżka i obtarła policzki. Musi go odszukać, przeprosić. Nie za chwilę, nie jutro. Już! Jest mu to winna. Wybiegła z domu i zobaczyła Natalii.
- Idziesz ze mną – zaśmiała się. Nastolatka prychnęła i ruszyła w swoją stronę.
- Idziesz z nami. - Zadrżała słysząc męski głos. Zobaczyła Szeryfa, który podszedł do niej, trzymając prawą rękę w kieszeni. - Zastrzelę cię jeśli zaczniesz uciekać, więc wsiadaj do samochodu i zachowuj się naturalnie.
Nastolatka siedziała na fotelu nie rozumiejąc, dlaczego zabrali ją do domu, a nie na komendę.
- Mamy dowody na istnienie tego zamaskowanego mężczyzny – powiedział ojciec Natalii kładąc pistolet na stole. - Jeśli pomożesz mi go złapać i wsadzić za kratki to wyplączę Cię ze wszystkiego.
- Nie wiem o kim pan mówi – odpowiedziała opuszczając głowę.
- Nie? Natalii przynieś laptopa! - Blondynka położyła komputer na stole, a mężczyzna włączył nagranie. Evelyn uniosła głowę słysząc rozmowę policjantów z Tobym, która miała miejsce w lesie. - Wiesz kim on jest? - Zaprzeczyła cicho. - Toby Rogers – Położył jego stare zdjęcie na stole. - Od dziecka miał problemy, a po śmierci siostry stał się niepoczytalny. - Rzucił na stół teczkę, na której były jego dane. - Leczył się u psychiatry, ale terapia nie dawała oczekiwanych skutków, wręcz było gorzej z każdym dniem. Samo-okaleczał się, bredząc o mężczyźnie, którego widział za oknem. Po prostu zwariował. - Rzucił kopertę. - Proszę to są zdjęcia jego ran i tego co potrafił sobie zrobić. Później zadźgał ojca na oczach swojej matki. Psychiatra uznała, że krzywdzenie samego siebie już nie wystarczało mu. No już. Obejrzyj to! - Dziewczyna przełknęła ślinę i drżącymi rękami wzięła kopertę. Wyciągnęła zdjęcia i poczuła łzy w oczach, gdy zobaczyła zdjęcia rąk, nóg czy dłoni, podrapanych czy pogryzionych do krwi. - Wiem to okropne, ale musisz to zobaczyć, żeby zrozumieć z masz do czynienie. - Evelyn pociągnęła nosem. Jak bardzo on musiał cierpieć, że zrobił sobie to wszystko? Rudowłosa mówiła jej kiedyś o tym. Ludzie, którzy samo-okaleczają się, próbują zagłuszyć ból psychiczny, bólem fizycznym. Przełożyła jeszcze kilka zdjęć i zamarła. Zobaczyła mężczyznę, który nie wzbudzał jej politowania czy współczucia, tylko obrzydzenie i gniew. Należał mu się każdy cios, który on mu zadał. Wręcz powinien umierać powoli, a każda sekunda powinna przynieść cierpienie, które doprowadzałoby go do obłędu. Kara za to co robił Lyrze i Tobiemu. Powinien zapłacić za każdy cios i łzy, który wywołał. Taka śmierć była dla niego zbyt łaskawa. Nie odpokutował nią swojego życia.
- Nie był święty, ale nie zasłużył sobie na taką śmierć. - Słowa mężczyzny sprowadziły ją na ziemię.
- Nie rozumiem czemu pokazuje mi pan to wszystko. - Odłożyła zdjęcia na stół.
- Bo potrzebuję twojej pomocy. Muszę go złapać zanim znów zacznie zabijać.
- Nie znam go. Dziś widziałam go pierwszy raz i po tym wszystkim co mi pan pokazał, nie będę robić za przynętę.
- Jeśli mi nie pomożesz w końcu zapuka do twoich drzwi. W końcu mieszkasz w jego domu.
- Rodzice kupili go.
- On o tym nie wie. Może was wziąć za nieproszonych gości.
- Nie – splotła ręce pod piersiami.
- A jednak udało się jej. - Nastolatka spojrzała na niego z zaciekawieniem. - Co Morien powiedziała Ci o sobie?
- Słucham? - zdziwiła się.
- Natalii przynieś to! - Blondynka przyszła z teczką i podała ją ojcu. - A teraz zniszczę twoje wyobrażenie o jej osobie. - Podsunął otwartą teczkę nastolatce. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy widząc zdjęcie rudowłosej, a raczej blondynki. Jej wzrok mógł przyprawić o ciarki osobę, która nigdy nie zamieniła z nią słowa. - Zmieniła imię, nazwisko, wygląd. Była podejrzana o pozbawienie życia pięciu osób. Nie udowodniono jej jednak niczego, ponieważ nie odnaleziono żadnych dowodów ani świadków. Dzięki studiom potrafiła także zwieść śledczych. Nie wiem dlaczego zamieszkała tutaj, ani dlaczego zainteresowała się tobą. - Dziewczyna patrzyła się tempo w kartkę, do której było przyczepione jej zdjęcie. - Evelyn! - Wzdrygnęła się i przeniosła wzrok na szeryfa. - Nie było jej w domu w czasie, w którym zniknął Oliver. Mogła go zabić, więc spytam się ciebie o to tylko raz. Wiesz coś o tym? Mówiła co coś, kiedy byłaś u niej?
- Nie – odpowiedziała. Zaczęła się zastanawiać czy Mori, a raczej Karin wiedziała, że oni poznali prawdę? Dlatego nie chciała jej nic powiedzieć?
- Posłuchaj mnie. Krycie przestępców, a w szczególności morderców też podlega każe. Chcesz odpowiadać za ich poczynania? - Nastolatka popatrzyła mężczyźnie w oczy. Wszystko zaczęło układać się w głowie. Wszystkie wywody rudowłosej i jej wskazówki. Ona ją przygotowywała. Wiedziała, że prędzej czy później znajdzie się w takiej sytuacji.
- Zabawa w dobrego i złego policjanta? Najpierw udawał pan mojego przyjaciela, a że nie zadziałało to mi pan grozi?
- Ona cię szkoliła. - Chwycił za broń i wycelował w dziewczynę.
- Zabije mnie pan? - Czuła jak serce wali jej w piersi, jednak nie mogła nic zrobić. Gdyby chociaż spróbowała uciec, mógłby strzelić.
- To zależy od ciebie Evelyn. Powiedz mi co chce wiedzieć, a puszczę Cię wolno.
- Zadaje pan pytania, na które nie znam odpowiedzi. Mam kłamać?
- Jesteś za spokojna na osobę, które nie ma o niczym pojęcia.
- Byłam tak samo spokojna, kiedy pańska córka katowała mnie w lesie.
- Dlaczego przerwała?
- Nie wiem. Straciłam przytomność.
- Łżesz!
- Tato... - Przenieśli wzrok na blondynkę, po której policzkach spływały łzy. Toby trzymał ją za włosy, przystawiając nóż do gardła.
- Natalii...
- Puść tamtą dziewczynę, a nic jej nie zrobię.
- Mam wierzyć tobie Toby Rogersie? Puść moją córkę, a ja puszczę ja wolno.
- Nie masz wyjścia, bo inaczej twoja córka zginie.
- Chodź tutaj – zwrócił się do Evelyn, która zaprzeczyła ruchem głowy, widząc wściekły wzrok mężczyzny. Nie mogła jednak uciec, gdy ten się do niej zbliżał, bo broń nadal była w nią wycelowana. Złapał ją za kark i przystawił zimną lufę do skroni.
Przełknęła ślinę, przymykając oczy. Jego dotyk wprowadzał jej ciało w drżenie. Miała ochotę krzyczeć i zacząć się wyrywać, ale zimny metal paraliżował ją. Coraz bardziej się bała. Policjant groził jej właśnie śmiercią, a jego powód był przez nią nie do zaakceptowania.
- Puść ją i poddaj się Toby, inaczej nie wyjdziesz stąd żywy. - Szeryf starał się być jak najbardziej stanowczy.
- Zaryzykujesz życie córeczki? - Zaśmiał się pociągając ją za włosy. Natalii zawyła, zalewając się kolejną falą płaczu. - A może zabiorę ją ze sobą? - Przycisnął jej nóż do szyi. - Szeryfie i co teraz zrobimy? Pozbawisz życia te dwie nastolatki, żeby mnie zabić?
- Nie zabiję cię tylko wsadzę do więzienia. Tam jest twoje miejsce.
- Próbuj – zaśmiał się. - Prędzej pozwolę się zabić niż złapać. - Evelyn patrzyła na niego, czując łzy zbierające się w jej oczach. Była bezsilna, a on był gotowy umrzeć. Nie chciała tego.
- Nie... Wytrzymam – powiedziała cicho. - Puść mnie! - Zaczęła się wyrywać. - Nie dotykaj mnie!
- Uspokój się bo zastrzelę cię! - Dziewczyna nie zareagowała. Wyrwała się i kucnęła zakrywając uszy rękami. Czekała na strzał, który nie nadszedł.
- Tato! - Mężczyzna nie zdążył zareagować. Siekiera wbiła mu się w klatkę piersiową. Osunął się na kanapę, upuszczając broń. - Puść mnie! Nic ci nie zrobiłam! - Evelyn rozejrzała się, jakby chciała sprawdzić, czy rzeczywiście jest bezpiecznie i wstała. Zatrzymała wzrok na Tobym, który właśnie podcinał dziewczynie gardło. Krew trysnęła brudząc ścianę i oprawcę. Serce dziewczyny waliło jak szalone, a spojrzenie podążało za ciałem blondynki, która uderzyła o ziemię.
- Evelyn. - Toby podszedł do niej, zachowując wyznaczony przez nią dystans. Nastolatka zbliżyła się o krok po to, żeby drżącą ręką ściągnąć chustę, która zakrywała jego twarz. Mężczyzna sam ściągnął gogle i popatrzył jej prosto w oczy.
- Toby – szepnęła czując jak warga jej drży. Obawy i strach przeplatały się z pragnieniem tak abstrakcyjnym dla niej, że nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Zatopiła się w jego brązowych oczach. - Prze... - Pochylił głowę lekko w bok. Evelyn nabrała powietrza w płuca i zrobiła to. Przytuliła się do niego, oplatając jego tułów rękami. - Przepraszam! - wybuchła płaczem, cała się trzęsąc. Zamknęła oczy, wtulając policzek w jego ramię. - Przepraszam, że uciekłam. Przepraszam, ze cię tam zostawiłam. Ja... Ja... - Poczuła jego ramiona otulające jej ciało. Oparł policzek o jej głowę, a ona nie potrafiła przestać łkać. Poczuła się jak małe dziecko, które znalazło się w ramionach rodzica, po tym jak przyśnił się jej straszny sen. Choć nie. Nie rodzica. Brata.
- Nie płacz. – Jego głos łagodził ból. - Nie masz za co przepraszać. Nie powinnaś tego robić. To ja muszę cię przeprosić. Nie powinienem... Tego przy tobie robić. Nie powinnaś tego widzieć. Sprowadziłem na ciebie niebezpieczeństwo. To wszystko moja wina. - Dziewczyna uniosła wzrok, widząc falę łez, spływającą po jego policzkach.
- Nieprawda – powiedziała poruszając głową na boki. Pomogłeś mi. - Wtuliła się w niego, zaciskając pięści na jego bluzie. - Uratowałeś mnie. Byłeś... Nie musiałeś, a byłeś. - Przymknęła oczy. Czuła się tak dobrze, bezpiecznie. Wsłuchiwała się w bicie jego serca, które waliło niemal tak szybko jak jej własne.
- Evelyn – przytulił ją mocno, aż zabrakło jej tchu. - Muszę odejść – powiedział po chwili sprawiając, że zamarła. - Nie mogę cię więcej narażać.- Odsunął się od niej. - Jestem zwykłym... Mordercą. - Obrócił głowę w bok. - Wracaj do domu. Nikt nie może się dowiedzieć, że tu byłaś. - Policja zaraz tu będzie. Idź.
- Toby...
- Już! - Przytaknęła lekko głową.
- Żegnaj. - Opuścił głowę, a ona uciekła trąc oczy. Nikt nie mógł zobaczyć, że płacze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro