Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Nudny wieczór

Nie znoszę tej roboty...

Westchnęłam ciężko i z szerokim, jakże nieszczerym uśmiechem weszłam do sali pełnej gości.

Tylko nie wylej – powtarzałam sobie w głowie, niosąc tacę z niezliczoną ilością kieliszków szampana.

Lawirowałam  pomiędzy grupkami eleganckich ludzi i komplementowałam, raz po raz  sukienki czy ogólny wygląd wszystkich zebranych. Jako że jestem jedynie  pracownicą firmy kateringowej, nie powiedziano mi, z jakiej okazji  wyprawiono to przyjęcie. Bądź co bądź jedno musiałam przyznać, ta cała  impreza miała ogromny rozmach. Orkiestra, ilość i różnorodność potraw,  ozdoby, kwiaty i pięknie podświetlony ogród to po prostu robiło  wrażenie.

Szłam w niewygodnym uniformie do kuchni, aby wziąć  kolejną partię kieliszków z drogim trunkiem. Zaraz będzie dochodziła  północ, a końca imprezy nie widać.

Nieco znudzona omiotłam wzrokiem ogromną salę.

– Może szampana, zanim zabije pan wzrokiem tego mężczyznę – zaproponowałam.

Ten tekst to chyba był zły pomysł i tak szybko jak  się pojawiłam przy stoliku gburowatego gościa, tak zniknęłam w tłumie.  Późna pora daje mi się we znaki, nie wypadało tak się zwrócić do  uczestnika imprezy, ale stało się.  Już nic nie poradzę. O ile wszystkie moje uśmiechy i komplementy w  stronę tutaj zebranych to ten komentarz mogłam sobie darować. Niestety  czasem niepotrzebnie kłapałam jęzorem na lewo i prawo, taka już byłam.

Poza tym serio było późno — dochodziła północ i chociaż dla wielu osób, szczególnie w moim wieku to wczesna pora,  czas zabaw i uciechy to nie dla mnie. Czułam się trochę jak  stereotypowa emerytka, chodziłam spać przed dwudziestą drugą, miałam  dużego, grubego kota — Klakiera, który stał się moim jedynym  przyjacielem, czasem chodziłam do kościoła, a ból kręgosłupa doskwierał  mi prawie każdego dnia.

Niewielkim urozmaiceniem okazał się pan Rhys,  z którym ucinałam krótkie pogawędki po kościele, ale oprócz tego moje  życie towarzyskie było martwe, a ja wiedziałam, że utknęłam w martwym  punkcie mojego życia. Wstawałam, karmiłam kota, jechałam do pracy w  firmie kurierskiej, wracałam, oglądałam hiszpańskie i tureckie  telenowele, a potem szłam spać. Tak w kółko, codziennie, może z  wyjątkiem weekendów, podczas których pracowałam na przyjęciach takich  jak to. Pracowałam w firmie kateringowej w formie pracy dorywczej.

Czasem czułam, że bardziej obserwowałam moje życie, niż je przeżywałam. Lata leciały, a nic się nie zmieniało...

Chociaż  istniał jeden drobny szczegół, który nadawał mojemu życiu odrobiny  adrenaliny czy dreszczyku emocji. A konkretniej to pewien fakt,  świadomość ożywiała jakoś moją dość nudną pracę jako kurierka. Otóż  któregoś dnia jedna z moich paczek nieco się uszkodziła, nie chcąc tego  zgłaszać ani wywoływać niepotrzebnego zamieszania naprawiłam paczkę sama,  a żeby to zrobić, musiałam ją otworzyć i zamknąć ponownie. Wtedy  zobaczyłam, że paczka jest wypełniona papierem świątecznym, ale przecież  był środek lata. Spojrzałam na drugą stronę, dziwnie sztywnego papieru i  zobaczyłam poprzyklejane do wewnętrznej strony banknoty, stówki.  Zapakowałam dziwną paczkę, tak aby nikt nie zorientował, że owe  pudło było wcześniej uszkodzone. Kiedy już odkładałam je na stos innych  kartonów, zauważyłam dziwną, zieloną pieczątkę, która nie należała do  mojej firmy. Dziwny znaczek w kształcie monety, na którym znajdował się  narysowany krokodyl i dziwna literka ,,L".

Początkowo  chciałam zgłosić to na policję, ale coś skłoniło mnie, żeby dostarczyć  paczkę do odbiorcy i szczerze dobrze zrobiłam. W momencie, gdy  wjeżdżałam na ulicę odbiorcy tajemniczego pudełka, zdałam sobie sprawę,  że to jakaś grubsza sprawa, a jak zobaczyłam kim jest odbiorca – wielki  jak trzy szafy mężczyzna, pokryty tatuażami, odpuściłam.

Od czasu  do czasu widziałam paczki z dziwaczną pieczątką, ale nie chciałam mieć z  tym nic wspólnego. Lokalna policja trąbiła o zabiciu kolejnego  policjanta, portale plotkarskie rozpisywały się o rosnącej korupcji w  mieście, a jacyś co odważniejsi blogerzy przyjeżdżali tutaj, aby  zwiedzać niebezpieczne dzielnice, prowadzić śledztwa na własną rękę, bo  zgodnie z pogłoskami w mojej metropolii zadomowiła się mafia czy coś  takiego, a wyjeżdżali bez słowa i w pośpiechu.

Pogrążona w moich zamyśleniach dotrwałam do godziny wpół do pierwszej w nocy.

  – Wyjdę na chwilę się przewietrzyć – powiedziałam do jednej z moich  współpracownic i wybrałam się na tyły budynku, aby odpocząć od natłoku  ludzi.

– I co teraz? Nikt nie jest niepokonany! Tak długo czekałem, abyś zapłacił za to, co mi zrobiłeś! – usłyszałam czyjś krzyk.

Wtedy moje serce zabiło szybciej.

Gburowaty  gość leżał na trawniku, a jakaś postać w skórzanej kurtce mierzyła do  niego z broni, a w momencie, w którym miałam biec po pomoc, krzyczeć  oczy obojga mężczyzn przeniosły się na mnie...

***

Krótki  rozdział jako wstęp do tej historii. Mam nadzieję, że przypadnie wam do  gustu. Pozdrawiam również wszystkie osoby z live na Instagramie!
Dziękuje za cudowny zwiastun, niezastąpionej supersadworld 🖤

[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]

Łucja

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro