Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. To ja żyję? I jestem oskarżona o otrucie całej szkoły?

- Flora? Słyszysz mnie?- zapytał ktoś. Jasny gwint, fajnie żyję, ale czemu to tak boli. Miałam wrażenie, że moja twarz zaraz wybuchnie. Otworzyłam oczy, które tak strasznie piekły. Przez chwilę jedyne co widziałam, to światło. Umarłam i jestem w niebie? Potem zaczęły się wyodrębniać ciemne kształty. Czyli chyba raczej żyję. Szkoda. Kiedy wreszcie wzrok mi się wyostrzył, zauważyłam zaniepokojonego Will'a pochylającego się nade mną. Chwila moment przecież byłam w szkole, więc jak ja się znalazłam na dziedzińcu?

- Ooo... żyjesz- stwierdził.

- Tiaa... żyję, żyję, ale co to za życie- jęknęłam- Podasz mi plecak?- spytałam zdawałoby bez sensu. Chłopak, trochę zdziwiony, spełnił moją prośbę.- Chcesz mentosa?

- Tak- odpowiedział jeszcze bardziej zdziwiony. Podałam mu paczkę drażetek, żeby na nich się skupił, a ja szybko zażyłam lekarstwo. Niestety nie dość szybko.

- Co to?

- Nic ważnego...

- Bierzesz jakieś świństwa tuż pod nosem nauczycieli i nie chcesz się podzieli?- spytał oskarżycielskim tonem połączonym z czymś na kształt obrażonego pięciolatka, który nie dostał swojej zabawki.

- Nie!- odpowiedziałam zszokowana takimi podejrzeniami.

- To lekarstwo?

- A niby na co?

- Nie wiem, przecież ty nigdy nic o sobie nie mówisz.- wziął mnie na sumienie, manipulant jeden.

- Ty też nie mówisz zbyt wiele- odpysknęłam.

- Dobra, jednak jesteśmy kwita.

- Ejjj... Skoro ona już wróciła do żywych, to idźcie się ustawić do swoich klas.- szepnęła jakaś starsza dziewczyna. Podniosłam się z ziemi, aby podejść do swojej "kolegów". 

- Tak właściwie to jak się tutaj znalazłam?- spytałam w końcu, bo nie dawało mi to spokoju.

- Trochę się martwiłem kiedy tak długo cię nie było, szczególnie po tym gdy Majka, ta ostatnia dziewczyna z czwartego piętra powiedziała, że brzmiałaś jakbyś się dusiła. Po jakichś piętnastu minutach po ciebie poszedłem.

- Jakim cudem mnie zniosłeś? W sensie nie, że ci wypominam, ale myślę, że po coś masz te kule u boków i zniesienie takiego tłustego kloca jak ja mogłoby być trochę problematyczne. 

- Dobra, masz mnie, poprosiłem kumpla o pomoc- stwierdził. Otworzył usta, prawdopodobnie aby coś powiedzieć, ale ostatecznie ugryzł się w język. Dosłownie, bo aż się skrzywił.

- Kogo, bo chcę podziękować?

- Później ci go pokaże. Powinniśmy już iść.- chciał odciągnąć moją uwagę. Znam ten sposób, mówisz "Pokażę ci później" i masz nadzieję, że ofiara... znaczy się twój rozmówca, zapomni, a ty możesz odetchnąć z ulgą, bo twoje kłamstwo nie wyjdzie na jaw. Jeszcze nie teraz. Cóż, ja nie mówię mu wszystkiego, więc czemu miałabym wymagać żeby on mi mówił? Ale, żeby nie było nie odpuszczę. Dyrektor już od jakiejś chwili mówił jakąś chyba budującą mowę.

- Skończył nam rok szkolny dwa tygodnie wcześniej- szepnął ktoś do mnie. Kurwa, czemu ludzie tak bardzo zaczęli zwracać na mnie uwagę.- A tak btw to dzięki za pomoc.- spojrzałam na lewo. Moim rozmówcą okazał się Michał. Był na drugim piętrze. Tylko jak mnie rozpoznał z zamkniętymi oczami?

- Nie ma za co. Mówił coś oprócz tego, że mamy wcześniej wakacje?- spytałam.- I kiedy mamy przyjść po świadectwa?- ja to jednak głupia jestem. Mam dość charakterystyczny akcent. Poznał mnie po głosie.

- Świadectwa rozdają w przyszły poniedziałek. Wiedziałaś, że mają je gotowe od kilku dni, ale trzymają nas jeszcze w szkole, bo tak każe góra? W sensie ministerstwo.

- Tak, mówiła mi coś wychowawczyni w poprzedniej szkole. Pamiętać trzeba jednak, że zawsze mogą coś zmienić, więc nawet na koniec roku żadnych dużych odpałów. Cytując moją nauczycielkę.- szepnęłam.- Dobra, ćśśś... Chcę coś usłyszeć.- odwróciłam się z powrotem twarzą do dyrektora. 

- Jeżeli ma jakieś informacje na temat tego, kto stoi za tym godnym najwyższego potępienia czynem prosimy aby zgłosił się z tym do nas.- powiedział dyrektor. W tej części mojej klasy, która stała bliżej dyrektora zrobiło się zamieszanie. Po chwili przed tłum wyrwał się Ksawery. Jeden z tych ludzi, których niespecjalnie lubiłam.

- To była Flora! Na pewno!- gdyby nie moja wrodzona powściągliwość reakcji (ostatnio coś się z nią dzieje i zdecydowanie mi się to nie podoba) najprawdopodobniej wydarłabym się "CO KURWA?!". Albo zaczęłabym się śmiać. No co, to brzmi absurdalnie. Najpierw niby rozpyliłam gaz pieprzowy, a potem krzyknęłam wszystkim żeby uciekali, a tym, którym się nie udało, pomogłam się wydostać prawie się przy tym zabijając. Tak, to zdecydowanie ma sens.

- Jaka Flora?- spytał dyrcio. Uznam to za komplement, jestem jedyną osobą o tym imieniu w całej szkole.

- Flora Lipka z 7a. 

- Wystąp.- powiedział, a ja niemalże na pewno pobladłabym gdybym mogła. Denerwowałam się jak cholera, ale mimo to przepchałam się na początek i stanęłam twarzą w twarz z dyrektorem oraz wściekłym tłumem. 

- Dlaczego rozpyliłaś gaz pieprzowy na korytarzach?

- Nie rozpyliłam.- stwierdziłam całkowicie pozbawionym emocji tonem mimo że mój żołądek zawiązał się chyba w jakiś bardzo skomplikowany marynarski węzeł.

- Kolega z twojej klasy twierdzi inaczej.

- A jakie ma na to dowody? Bo na razie powiedział tylko, że to ja, a bezpodstawnie oskarżyć można każdego. Nawet... Kazimierza Wielkiego.- powiedziałam chyba odrobinę za szybko. No co? Zależy mi na tym, żeby skończyć szkołę i nie zostać z niej wydaloną. To jest trochę stresujące. Trochę bardzo. W tłumie ktoś parsknął. Fakt, wizja oskarżania polskiego króla żyjącego w XIV wieku o rozpylenie gazu pieprzowego na korytarzach w zwykłej podstawówce osiem wieków później, brzmi śmiesznie.

- Dobrze wiedziałaś, że to był gaz pieprzowy!- odwrócił się w moją stronę. Fakt, wiedziałam, ale na szczęście akurat wtedy miałam przebłysk inteligencji i wiedziałam co odpowiedzieć.

- Gdybym rozrzuciła na korytarzu kotlety schabowe, też byś je rozpoznał. Nawet po samym zapachu.- powiedziałam z lodem w głosie, na co się oburzył. Wielbiciel kotletów.

- Nie waż się porównywać kotletów schabowych do gazu pieprzowego.

- Do było tylko hipotetyczne. Ty znasz zapach kotletów schabowych. Ja wiem jakie objawy wywołuje gaz pieprzowy. To, że wiemy z czym mamy do czynienia nie jest w żadnym stopniu ani naszą winą, ani zasługą.- rzuciłam tym samym tonem. Zrozumiał. Wiedział, że już przegrał. Chwycił się, więc ostatniej deski ratunku. 

- A skąd wiesz jakie są objawy?

- Wiesz, wbrew pozorom trochę czytam...

- Chwila moment, przecież nie udowodniłaś, że tego nie zrobiłaś. Udowodniłaś, że jego argumenty są bez sensu, a nie, że wysunął niepoprawną tezę- odezwał się ktoś nerwowo. Szybko pobiegłam tam wzrokiem. Klasa 2a... Brzmi znajomo. Poczułam jak supeł na moim żołądku jeszcze bardziej się zacieśnia.

- A dlaczego miałabym to zrobić?- wróciłam wzrokiem na dyrektora, który uśmiechał się jakby słuchanie naszej dyskusji sprawiało mu przyjemność... Z drugiej strony nie drzemy się na siebie jak popaprańcy i dajemy drugiej stronie skończyć zdanie...

Jesteśmy bardziej kulturalni niż politycy w czasie dyskusji w telewizji.

Ciekawe, czy to my prezentujemy sobą wysoki poziom, czy oni upadli tak nisko?

- Na następnej lekcji mieliśmy mieć dyktando, a ty sobie z tym nigdy nie radzisz. Jak można popełnić dwa błędy ortograficzne w słowie "dół"?!- Ksawery powrócił do gry. Parę osób zaśmiało się. No co, zdarza się.

- Ile było dyktand w tym roku? Ile razy miałam z tego powodu 1? Dlaczego miałabym sabotować akurat to dyktando? Przecież i tak nie byłoby za nie ocen.- powiedziałam dając swoim emocjom wyjść odrobinę na wierzch. Nie byłam zbyt dobra w udawaniu bezuczuciowego robota.

- Nie miałaś prawa o tym wiedzieć.

- Miałam.- moje bezuczuciowe drugie ja doszło do głosu- Powiedzieli mi o tym w poprzedniej szkole. Poza tym dlaczego niby akurat to? Było przecież ileś innych?

- Rozpoczęły by się wcześniej wakacje...

- Przypomnę ci o czymś. Ja lubię się uczyć. Rozpoczynanie wcześniej wakacji nie leży w moim interesie. Wracając do dyktanda, to mogłabym symulować chorobę i nie przyjść do szkoły. Spektakularne akcje są... nie w moim typie.- prychnęłam. Chłopak zaczerwienił się po same uszy. Nie nie było mu wstyd, był wściekły. Wyraźnie widziałam, że jeszcze chwila i rzuci się na mnie z pięściami.

- Jesteś posrana, zrobiłabyś to bez powodu.- powiedział głosem pełnym jadu, nie zdając sobie sprawy z tego, że strzelił sobie właśnie w stopę. 

- Sam przyznałeś, że tego nie zrobiłam- spojrzał na mnie zdziwiony- Powiedziałeś "zrobiłabyś", tryb przypuszczający, używany przy opisywaniu sytuacji, które mogłyby się wydarzyć, a nie takich, które się wydarzyły.- uśmiechnęłam się w duchu, ale moja twarz dalej nic nie wyrażała. Przynajmniej taką mam nadzieję. Przeciwnik, który zdawałoby się nie ma emocji, jest dużo bardziej przerażający. Nie widzisz żadnych uczuć, więc podejrzewasz, że nie możesz oczekiwać od niego litości. Być może zabije cię w najbardziej brutalny sposób tylko po to, aby popatrzeć. Przeniosłam swój zabójczy wzrok na dyrektora. Jeśli zgłosi jakieś obiekcje, to znaczy, że albo jest totalnym debilem, albo jest mądrzejszy ode mnie, naprawdę mnie nie lubi i moja argumentacja miała jakąś lukę. Odchrząknął.

- Dobrze, ktoś ma jakieś informacje, o których nie wiemy?- spytał. Przypomniałam sobie o takiej totalnej drobnostce, która mogłaby ułatwić wszystkim życie. 

- Czy na korytarzach nie ma monitoringu?- jednak ktoś mnie wyprzedził. 

- Tak.- rzucił jakiś nauczyciel.

- Czyli można sprawdzić kto to zrobił.- podsunął ktoś inny. Jednak nie uczę się z samymi debilami. 

- Dobrze, razem z resztą grona pedagogicznego sprawdzimy monitoring, a teraz możecie się rozejść. Przyjdźcie jutro o ósmej, to będzie już wiadomo.- powiedział dyrektor.

- Ale proszę pana, jutro jest sobota!- jęknął ktoś.

- Nie zaczyna się zdania od "ale"- fuknęła nasza polonistka.- Skoro my będziemy siedzieć i przeglądać monitoring z powodu głupiego wybryku któregoś z was, to wy możecie przyjść jutro o ósmej.- Wszyscy zaczęli się rozchodzić.

- Sugerowałabym wywietrzyć budynek.- mruknęłam.

- A to by coś pomogło?- spytał ktoś stojący za moimi plecami. Wzdrygnęłam się i zauważyłam uśmiechniętego Will'a.

- Ile razy trzeba Ci patet inferum* powtarzać? Nie podchodź do mnie z tyłu! Tak trudno to zapamiętać?!- wiem, nie powinnam tak na niego naskakiwać, ale teraz, gdy już zeszła mi adrenalina, jedyne na co miałam ochotę to zamknięcie się w swoim pokoju i słuchanie muzyki z mp3. Żadnego zadawania się z ludźmi. Już i tak przez ten tydzień przekroczyłam swoją... miesięczną średnią słów.

- I'm sorry, I forgot- zająknął się. Zanotowałam sobie w głowie. "Zestresowany mówi po angielsku."

- Ok- odwróciłam się, aby pójść do domu. Żadnych rozmów, żadnych relacji. Cisza, spokój, mp3, ciekawa książka, opcjonalnie herbatka. To było jedyne czego potrzebowałam do szczęścia, ale życie miało co do mnie inne plany.

- Mogę cię odprowadzić do domu?- zapytał. Spojrzałam na niego skonsternowana.- No wiesz, jestem twoim przyjacielem- przestań pierdolić głupoty, w mojej piramidzie ważności nie jesteś nawet na poziomie kumpla.- i nie wiem czy już odzyskałaś wszystkie siły po bieganiu po zagazowanym budynku. Wolałbym, żebyś nie zemdlała na przejściu dla pieszych. 

- Nic mi nie jest. Czuję się dobrze. Zapomnij o tym. 

- Jak miałem kurs pierwszej pomocy, to mówili mi, że tak to może wyglądać. Nic mi nie jest, nic mi nie jest, schodzi adrenalina i nagle robi się znacznie gorzej.

- Adrenalina działa dość krótko...- zaczęłam, po czym wpadłam na pewien pomysł- Jak duże są moje źrenice?- tym razem to on spojrzał na mnie jakbym majaczyła.- To ważne.

- Są... małe. Jak główki szpilek...

- Czyli już zeszła mi adrenalina. Przecież ona wywołuje powiększenie źrenic, więc małe źrenice wyraźnie sygnalizują: "Adrenalina już przestała działać!"

- Tak czy siak, mogę cię odprowadzić. Nie mamy jutro zajęć, więc nie muszę się śpieszyć do domu żeby zrobić zadanie domowe.- westchnęłam. Chcę tylko spokoju, Boże czy proszę cię o zbyt wiele. Nie proszę o to byś nie zabierał do siebie kolejnych ważnych dla mnie osób osób, albo żeby żarcie na stołówce nie zawierało plastiku. Jedyne czego chcę, to to, żeby Will dał mi spokój.- To co idziemy? Bo wiesz jesteśmy jednymi z ostatnich...

- Nie odczepisz się ode mnie?

- Nie.

- No to chodźmy.- poddałam się. Może uda mi się zgubić go w tłumie. W milczeniu podeszliśmy do furtki, ale dalej już się nie udało. 

- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Nieźle mu dogadałaś i miałaś świetną argumentację.- zaczął się ekscytować.

- Aha- mruknęłam lakonicznie. Może tym go zniechęcę i się ode mnie odwali.

- Mówię serio, aż nie chce mi się wierzyć, że wymyśliłaś to wszystko na poczekaniu. Jego mina kiedy powiedziałaś o tych kotletach... Tylko zdjęcie zrobić i jest gotowy materiał na mema.

- Wiem, widziałam, byłam tam.- burknęłam. 

- Co ty tak niemrawa. Masz za sobą świetną akcję o której ludzie będą mówić przez następne... Dwa tygodnie.- serio? Mam nadzieję, że jednak w świecie zaraz wydarzy się coś ciekawszego no nie wiem, jakaś gwiazda pojawi się na mieście ubrana tak samo jak trzy lata temu czy coś i jednak szybciej o mnie zapomną. Tak, wiem, jestem dziwna. 

- Jestem normalna?- sarknęłam. Zatrzymaliśmy się na przystanku autobusowym.

- No właśnie, masz za sobą akcję, która okryje Cię chwałą na całe dwa tygodnie i zachowujesz się tak jakby nic się nie stało. Większość osób jakie znam takie triumfy świętuje niemalże jak jakieś wesela. 

- Ale ja stultus** nie jestem wszyscy.- nie ma to jak wyzywać ludzi po łacinie, gdzie nikt nie jest w stanie cię zrozumieć. Dzięki ci Google za darmowego translatora. I za internetowe kursy. Chociaż... to było z jakiejś innej strony. Ale znalazłam przez Google, więc za to też mogę podziękować.

- Stul- co?

- Nieważne- machnęłam ręką. Nie będę się chwalić swoimi umiejętnościami językowymi. Akurat przyjechał mój autobus, więc szybko wsiadłam. Miałam jakąś drobną nadzieję, że Will za mną nie zdąży. Zdążył. Szybko ściągnęłam plecak z ramion i zaczęłam szukać gumy do żucia. Gdy ją znalazłam, szybko wrzuciłam sobie jedną do ust. Po co? To proste. Mam potworną chorobę lokomocyjną, a guma do żucia bardzo pomaga***. Wprawdzie nie tak bardzo jak spanie podczas jazdy, ale to zawsze coś. Przynajmniej nie muszę stać przy  drzwiach, aby móc wyskoczyć na dowolnym przystanku i zwrócić dwa ostatnie posiłki na chodnik. Przy odrobinie farta, do kubła na śmieci. No, a spanie w autobusie jest... trudne. Tak właściwie to niemożliwe. - Chcesz gumę?

- Jasne. Tak właściwie ile ty żarcia nosisz w plecaku?

- Wystarczająco.- stwierdziłam wkładając paczkę do kieszeni.

- A tak konkretniej to ile?

- A co cię to obchodzi?

- Tak z ciekawości chcę wiedzieć.

- Ale się nie dowiesz.- bąknęłam, a zaraz potem przypomniałam sobie o dość ważnej sprawie. Podałam mu paczkę z gumami.- Chciałeś- rzuciłam i już chciałam wyjąć swój telefon i zacząć słuchać muzyki, kiedy Will postanowił mnie znów zaskoczyć. 

- A tak by the way to po co ci tyle gumek do włosów? I dlaczego nosisz je wszystkie tylko na lewej ręce?- Przez chwilę nie wiedziałam o czym w ogóle mówił, bo te gumki były dla mnie czymś naturalnym. Spojrzałam na wskazane przedramię. 

- Bardzo często pękają mi gumki na włosach, a lubię mieć je związane, więc noszę ze sobą zapas. A poza tym dziewczyny często zapominają o tym, że trzeba wiązać włosy na WF i dzięki temu mogę zrobić dobry uczynek.- powiedziałam standardową formułkę, ciągle patrząc na swoją rękę. 

- Kłamiesz.- miał rację, ale nie miałam zamiaru się do tego przyznawać.

- Nie prawda. 

- Ha! Przyznałaś się, że kłamiesz!- wykrzyknął. Parę osób spojrzało na nas jak na idiotów, ale  najdłużej zatrzymali się na mnie. Mam coś na twarzy? A fakt, prawdopodobnie jestem cała czerwona. 

- Możesz mówić ciszej, bo się ludzie dziwnie patrzą- syknęłam.- A mówiąc "nie prawda" miałam na myśli " To co mówisz to oszczerstwo i pomówienie". A teraz wysiadamy, więc chodź już.- powiedziałam i szybko wyskoczyłam z autobusu. No co, przecież to pomiot diabła. Kiedy Will wreszcie wyszedł, ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Pod furtką się pożegnaliśmy i w końcu miałam mój upragniony spokój.

******************************

* patet infernum- jasna cholera/ do cholery po łacinie [wg tłumacza Google]

**stultus- debil, głupiec po łacinie [wg tłumacza Google]

*** Z tą gumą do żucia jest potwierdzone info.

Jak już tu jestem to chciałam bardzo podziękować ZupelnieZwyczajna  za przemiły komentarz, który ciągle sprawia, że gdy o nim pomyślę, to na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Jesteś świetna.

Vide de móc

Wandixx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro