4. Próbowano podtruć całą szkołę. Przy okazji prawie się zabiłam.
Usiadłam na łóżku cała spocona. To tylko zwykły koszmar. Tak wiem, to był tylko sen. Wyjątkowo realistyczny, przerażający sen. Dziwi was, że dopiero po obudzeniu zdałam sobie, że śniłam. Po prostu ją nigdy nie mam snów, więc wszystko, co widzę, uważam za prawdę. Odgarnęłam kilka niesfornych kosmyków ze swojej spoconej twarzy. Spojrzałam na zegar ścienny. 3:24. A tak właściwie to, co mnie obudziło. Wprawdzie powinnam być już w miarę wyspana, ale byłam jeszcze bardziej wyczerpana niż zwykle. Nie ma szans żebym zasnęła. Zbyt boję się, że ten sen powróci. Leżałam patrząc na sufit. Śpij, bo jutro w szkole będziesz nie żywa powiedziała inteligentniejsza część mnie. To jest niemożliwe! Patrzyłam w sufit i myślałam. O czym? O wszystkim i o niczym... Nagle usłyszałam budzik. Już jest dzień? Udało mi się zasnąć. Wstałam i znowu tak mi się zakręciło w głowie, że musiałam usiąść. Ubrałam się i z trudem zeszłam na śniadanie. Kurka wodna, kolejne uwagi za nieuważanie na lekcji naprawdę nie są mi potrzebne. Przynajmniej te ostatnie trzy tygodnie roku szkolnego chcę przeżyć bez uwagi. Wprawdzie jeszcze nigdy mnie nie wywalili ze szkoły, ale to tylko dlatego, że się udzielam i jeżeli by mnie zabrakło to nie byłoby nikogo komu chciało by się stać na stoiskach szkolnych, albo oprowadzać nowych po budynku. Wzięłam torbę i ruszyłam do szkoły. Jeszcze tylko jutro i weekend. Gdy już byłam w szkole jak zawsze ruszyłam pod salę.
- Hejka!- Will nagle pojawił się koło mnie.
- Cześć!- odpowiedziałam niemrawo. Co się dziwić, padam na twarz.
- Coś się stało?
- Nie wyspałam się i tyle... Zaraz będzie dzwonek, muszę iść do sali- powiedziałam mając nadzieję że zrozumie aluzje. Dlaczego nie chcę z nim rozmawiać? Ponieważ gdy jestem niewyspana dużo łatwiej mnie zdenerwować. Weszłam na historię. Zapisałam temat:
Mitologia grecka i rzymska- porównanie.
To chyba jedyne zajęcia, na których słucham. Nauczyciel tłumaczył nam co i jak, a ja próbowałam nie zasnąć. To dopiero pierwsza lekcja, a ja już śpię. Oj zapowiada się ciężki dzień. Usłyszałam dzwonek. Zamknęłam zeszyt i po włożeniu go do plecaka wyszłam z sali. Od razu znalazł mnie Will. Czyli nie zrozumiał ukrytego przekazu.
- Cześć!
- Hej!
- A teraz masz mi powiedzieć co się stało. Wiesz, że i tak nie odpuszczę.
- Nie wyspałam się.
- A co takiego robiłaś w nocy, że się nie wyspałaś?
- Nic co by cię mogło interesować. Jasne? - powiedziałam ostro. Trochę za ostro.
- Ok, ok. To ja może już pójdę pod salę.- stwierdził unosząc ręce w geście kapitulacji i odszedł. Pomasowałam swoje skronie. Od tego niewyspania się bolała mnie głowa i oczy. Ruszyłam pod salę z nadzieją, że Erica nie będzie chciała mnie dzisiaj dręczyć. Zdecydowanie nie miałam siły, by jej odpowiadać. Usiadłam na ławce. Zaraz miała zacząć się chemia. Nienawidzę. Tego. Przedmiotu. Usłyszałam dzwonek. Niechętnie weszłam do sali.
- Jako że przerobiliśmy już cały program, dzisiaj będą eksperymenty.- o ho, wreszcie coś ciekawego. Zaczęliśmy od „nieśmiertelnego" wulkanu. Gdy wsypywałam tą substancję odpowiedzialną za wybuch ktoś potrącił mnie w rękę i wysypałam za dużo, a ta "lawa" ubrudziła chyba pół sali.
- Floro, wyjaśnij nam wszystkim czemu mnie nie posłuchałaś?- zaczęła nauczycielka. O cholera, jeszcze jeden taki wypadek i mnie wywalą.
- Gdy wsypywałam... sodę ktoś potrącił mnie w rękę i przez przypadek za dużo się wsypało.
- Aha- odpowiedziała kobieta nie wierząc w ani jedno moje słowo. Przełknęłam gulę w gardle i zabrałam się za następny eksperyment. Niedługo potem usłyszałam błogosławiony dźwięk dzwonka. Cała klasa szybko wypchała się z sali. Nie, żeby lekcja była zła, ale na przerwę czeka chyba każdy. Usłyszałam zdziwione krzyki osób na korytarzu. Wyjrzałam zdziwiona za drzwi. Cały korytarz był zasnuty jakąś czerwoną mgiełką... Potwornie pieczącą w twarz i oczy oraz utrudniającą oddychanie mgiełką. O cholera, gaz pieprzowy. Dobrze, że młodsze klasy są w drugim budynku.
- Wszyscy natychmiast na dwór!- krzyknęłam, ale zostałam jawnie zignorowana. Postanowiłam wykorzystać inny sposób.- Spierdalamy!!! To jest gaz pieprzowy!!!- tym razem zostałam usłyszana i wszyscy zaczęli przepychać się do schodów. Szybko przebiegłam w kierunku drugiej, chwilowo zapomnianej klatki schodowej. Nie będę się pchać. Zastanawiałam się co jest na innych piętrach, ale po wyjściu ze szkoły zdałam sobie sprawę z tego, że oni po prostu wyszli wcześniej. Dobrze wiedzieć.
- Hej!- powiedział ktoś stojąc tuż za mną. Odwróciłam się. Will.
- Mówiłam ci Willu żebyś nie podchodził do mnie od tyłu.
- Oj tam, następnym razem będę pamiętać. A właśnie, wiesz może czemu ogłosili ewakuację?
- Hmmm... Serio nie widziałeś tej czerwonej mgiełki na korytarzach?
- Ekhem...-odkaszlnął i wyszeptał mi na ucho- Wagary.
- A oki.- odwróciłam się po czym zaczęłam w głowie sprawdzać listę obecności.
Ala? Jest.
Ksawery? Jest.
Julka? Jest.
Tomek? Jest.
Ada? Je... Czemu jej nie ma przecież była na lekcji i wyszła jako pierwsza... Najdłużej była wystawiona na działanie gazu. Patrzyłam dalej. Ostatecznie naliczyłam jeszcze pięć brakujących osób z różnych klas. Prawdopodobnie jest ich więcej. Miałam głęboką ochotę zignorować to spostrzeżenie i poczekać aż nauczyciele się ogarną, ale nie zapowiadało się na to. Nie, żebym nie lubiła tych ludzi, ale... Nie chciałam robić z siebie bohaterki. Od zawsze starałam się nie wyróżniać. Bohaterskie czyny zostawiałam Jadzi.
- A tak konkretnie to, co się stało? Czym była ta mgiełka?
- Podejrzewam gaz pieprzowy.
- Skąd to podejrzenie?
- Kiedyś byłam wystawiona na jego działanie. Wywołuje intensywne podrażnienie skóry i błon śluzowych, w kontakcie z oczami powoduje palący ból, mimowolne zamknięcie oczu, łzawienie, podrażnienie spojówek, zaczerwienienie, świąd. Podobieństwa są oczywiste.
- Nie zazdroszczę ludziom, którzy mają z tym czymś kontakt.
- Ja też.- powiedziałam. Coś we mnie drgnęło. Ja miałam kontakt z odrobinką, której dość szybko się pozbyłam. Tam było miliard razy gorzej. A ja jestem chyba jedyną osobą, która zauważyła braki. Wiecie, niby gaz pieprzowy nie jest jakiś strasznie groźny, ale u niektórych podobno może powodować chwilową ślepotę (znaczy się, coś chrzani w mięśniach i nie jesteś w stanie otworzyć oczu. Raczej nic przyjemnego), więc wydostanie się ze szkoły może być problematyczne. Szczególnie jeżeli nie ma się pojęcia gdzie się jest, a jeśli jednak ogarnia się swoje położenie, to trzeba zejść jeszcze po schodach co jest trudne z zamkniętymi oczami ( próbowałam, nie powtarzajcie). Robić z siebie bohatera, czy nie?
- Coś się stało? Stoisz nieruchomo i patrzysz pusto w przestrzeń ze dwie minuty.- spytał Will.
- Nie... chociaż... idę zrobić jedną z najgłupszych rzeczy w moim życiu- stwierdziłam po czym pobiegłam prosto do budynku. Nauczycielom ciągle nie udało się zorganizować niczego, więc nikt i tak nie zauważy mojego zniknięcia. Chyba że Will gdzieś to zgłosi, ale wątpię. Wbiegłam na pierwsze piętro.
- JEST TU KTOŚ???!!!- wydarłam się. Na coś przydało się ciągłe krzyczenie na rodziców... znaczy się mam mocne płuca... eee... tiaa...
- Tutaj- odpowiedział ktoś.
- Jestem tutaj- odezwała się inna osoba.
- Tutaj.
- I tutaj. -Dobra, ja ciągle widzę, ale jest ciężko.
- Możecie ciągle mówić? Albo klaskać? Cokolwiek, żebym mogła was jakoś zlokalizować?- spytałam trochę ciszej. No wiecie, prawdopodobnie będę musiała obrócić parę razy, więc dobrze byłoby zachować głos. Podeszłam do najbliższego klaskania. W sensie najbliższej osoby.- Dobra mam cię- złapałam, jak się okazało jego, rękę, zaprowadziłam do następnego klaskacza. W ten niezwykle lotny w założeniu (wyczujcie sarkazm), ale skuteczny sposób znalazłam wszystkich, a potem ostrożnie wyprowadziłam z budynku. Na schodach ze trzy razy prawie się wywróciliśmy. A to jest tylko pierwsze piętro. Są jeszcze trzy wyżej. Mam problem. Posadziłam wyzwoleńców na murku przed szkołą.
- Za kilka do kilkunastu minut powinno wam się poprawić.- rzuciłam niemalże przez ramię i z powrotem wbiegłam do szkoły. Wbiegłam na drugie piętro zdyszana. Moja kondycja jest fatalna, więc no wiecie. Zrobiłam dokładnie to samo co na piętrze pierwszym, a po chwili już szukałam ludzi na piętrze trzecim. W pewnym momencie zaczęłam potwornie kaszleć. Kuźwa, nie wzięłam dzisiaj rano leków na astmę. Mimo problemów z oddychaniem wyprowadziłam tych ludzi ze szkoły. Dostałam kolejnego ataku kaszlu.
- Flora? Wszystko ok?- zapytał Will. Podniosłam głowę, aby na niego spojrzeć. Jak zauważyłam, zaczął dość nieudolnie pomagać tym najbardziej poszkodowanym.
- Za jakieś kilka do kilkunastu minut powinno im się poprawić- wyrzęziłam.
- Może ja się tym zajmę? Ile jeszcze pięter trzeba ogarnąć?
- Jedno. Dam sobie radę.- odwróciłam się, aby znowu wejść do szkoły, gdy Will złapał mnie za rękę. Próbowałam się wyrwać, ale trzymał mocno.- Myślę, że będę szybsza niż ty. Poza tym dobrze by było jakoś trzymać ludzi, których się prowadzi, a dla ciebie może to być problematyczne.- Kurcze powiedziałam całe dwa zdania naraz i to podczas lekkiego ataku. Puścił mnie bez przekonania. Zapytacie mnie pewnie: Flora, debilu, czemu leków nie wzięłaś, gdy byłaś na zewnątrz i dopiero później wbiegała do budynku pełnego gazu pieprzowego? Szczerze, nie mam pojęcia. Z trudem weszłam na czwarte piętro. Chciałam krzyknąć, ale nie byłam w stanie nawet porządnego wdechu wziąć, więc ten no, nie dało się. Znowu zaniosłam się okropnym kaszlem.
- Jest tu ktoś?- spytała jakaś dziewczyna z nadzieją w głosie. Podeszłam w jej kierunku. Złapałam ją za rękę i już nie bardzo kontaktując podprowadziłam do schodów. Położyłam jej dłoń na poręczy. Zaczęła schodzić. Oparłam się ciężko o ścianę. Wiedziałam, że nie dam rady zejść. - Idziesz?- spytała. Znowu zaniosłam się kaszlem.
- Idź przede mną.- charknęłam- Dogonię cię.- skłamałam. Dziewczyna ostrożnie zaczęła schodzić. Nie widziała, więc szło jej opornie. Usiadłam pod ścianą. Znowu dostałam ataku kaszlu. Zastanawiałam się ile jeszcze czasu minie, zanim się uduszę. Zamknęłam oczy...
°°°°°°°°°°°°°°°°
Ludzie, półbogowie, potwory i inni czytelnicy!
Mam dwie ważne sprawy.
Po pierwsze sorry, że tak ciągle coś zmieniam, ale mocno się spieszyłam z publikowaniem tej książki, a później jak to przeglądałam, to zauważyłam masę niedociągnięć, które od razu poprawiałam, a zaraz potem publikowałam. Przy poprawieniu każdego błędu, nawet literówki.
Po drugie, proszę o to żebyście komentowali, albo gwiazdkowali, bo Wattpad mi wariuje i pokazuje mi wyświetlenia pod nieopublikowanymi częściami. Więc no wiecie, moje pojęcie o tej książce może być wadliwe. Bardzo chciałabym wiedzieć ile osób to czyta.
W razie jakiegoś błędu proszę o napisanie w komentarzu.
Vide de mox
Wandixx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro