Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Dzięki, że się pobiłaś z Ericą, aby mnie obronić. Chcesz batonika?

Myślę, że to wszystko zaczęło się właśnie tamtego dnia. Znaczy się oczywiście zaczęło się dużo wcześniej, na kilka tysięcy lat przed moim urodzeniem, a dla mnie pewnie rozpoczęło się w momencie poczęcia w łonie matki, ale gdybym miała wyznaczyć symboliczny początek, taki na który teorytycznie mogłabym mieć wpływ, to byłby to właśnie tamten dzień. Jechałam autobusem do szkoły. Nie lubiłam tego środka transportu. Dlatego że mam chorobę lokomocyjną i... dobra nie powiem, bo weźmiecie mnie za kogoś chorego na umysł i wyślecie mnie do psychiatryka.

Tak więc, wracając do tematu. Jechałam autobusem i znowu ICH widziałam. Może kiedyś wam powiem kim są oni. Teraz to nieważne. Wyszłam z pojazdu i skierowałam się w kierunku szkoły. Zwykły budynek szkoły, do którego wchodzili zwykli uczniowie. Nic niezwykłego. Dzień jak każdy inny. Powoli weszłam do szatni i zmieniłam moje adidasy (w sensie buty sportowe, nie lubię markowych rzeczy) na trampki szkolne. Zaczęłam powoli iść po schodach na lekcje. Nie spieszyłam się, bo zaczynaliśmy od fizyki. Sama fizyka to dość fajne zajęcia, ale szczerze nie cierpiałam naszej nauczycielki. Co poradzę, ona była naprawdę okropna. Weszłam do sali równo z dzwonkiem. Usiadłam w ostatniej ławce i zapisałam temat. Trzecia zasada dynamiki Newtona. Nauczycielka zaczęła tłumaczyć co i jak, a ja robiłam w zeszycie jakieś bazgroły udając że słucham. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Agnieszki, mojej przyjaciółki. Wyjęłam ostrożnie telefon i napisałam do koleżanki.

Ja: Gdzie jesteś?

Po jakichś pięciu minutach dostałam odpowiedź.

Aga: Przeziębiłam się, dzisiaj i jutro na pewno mnie nie będzie, jak dalej nwm.

Ja: Ok

Usłyszałam dzwonek. Postanowiłam zadzwonić do niej po zajęciach i podać jej lekcje.

- Zostaw mnie!!!- usłyszałam krzyk jakiegoś chłopaka.

- Gdzie się podziała twoją odwaga Willu!- zadrwiła jakaś dziewczyna. Pobiegłam na miejsce skąd dobiegły krzyki. Zobaczyłam Ericę pochylającą się nad jakimś leżącym, brązowowłosym chłopakiem z kulami. Na głowie chłopaka tkwiła czapka, która była dla mnie dość sporą zagadką, bo skoro przed chwilą został popchnięty i upadł, to czy czapka nie powinna spaść? Wracając do Erici. Nie lubiłam jej. Chodziła do 2 liceum (tak, mamy podstawówkę i liceum w jednym budynku). Miała angielskie korzenie i uważała, że to za powód, by się wywyższać. Zebrał się już spory tłumek gapiów, a mi zrobiło się żal chłopaka (walić, że go nie znałam). Gdy to zobaczyłam, odpaliło mi się jedno z moich wspomnień.

Znowu jestem tą małą dziewczynką, która płakała, gdy ktoś ją obraził. Chociaż powinna już się dawno przyzwyczaić. Podeszli do mnie i okrążyli. Po raz kolejny zaczęli ranić. Nie, nie bili. Wyśmiewali, ale słowa czasem bolą bardziej niż cios pięścią. Szczególnie gdy padają z ust osoby, która kiedyś była przyjacielem. Najgorszy był jednak ten milczący tłum. Czerpiący radość z twojego cierpienia. Jak na igrzyskach w starożytnym Rzymie. Patrzył na twój ból, bo się nudził, bo to było ciekawe.

Co on jej niby takiego zrobił? Nie dość, że chodził o kulach, to jeszcze ta idiotka zaczęła się na nim wyżywać. Zacisnęłam lewą dłoń, na której miałam bliznę w kształcie krzyża. Zawsze tak robię, gdy się waham.

- Hej! Erica! Może bij kogoś kto może Ci oddać, bo to żadna sztuka bić słabszych.- Flora co ty kurwa odwalasz?

- Tobie życie niemiłe?

- Jeszcze trochę mam zamiar pożyć, ale masz zostawić tego chłopaka w spokoju- odpowiedziałam akcentując ostatnie słowa.

- Bo co mi zrobisz?

- Hmm... jeszcze się zastanowię, ale jak tak bardzo chcesz się bić, to bij się ze mną.- Flora co ty do cholery wyprawiasz, wycofaj to szybko, ty przecież nie umiesz się bić.

- Tu i teraz?

- Ok- mamo, tato zacznijcie kopać dla mnie grób. Erica cofnęła się o dwa kroki.- To będzie bijatyka cywilizowany, z jakimiś zasadami, czy zwykłe odkładanie się pięściami?- dopytałam się udając pewność siebie.

- Są dwie zasady.- stwierdziła- Pierwsza: walczymy bez pomocy z zewnątrz i druga: przegrywa osoba, która pierwsza znajdzie się na ziemi. Jasne?

- Jasne- odpowiedziałam i podeszłam do tego chłopaka, tego... Willa? i pomogłam mu usunąć się ze strefy zagrożenia.

- Właściwie to, czemu to zrobiłaś? W sensie czemu jej się postawiłaś?- spytał szeptem.

- Sama nie wiem, ale nie marudź, jak chcesz to popatrz, ale potem powiedz moim rodzicom, żeby zaczęli kopać dla mnie grób. Jak coś to z góry masz zaproszenie na mój pogrzeb- chłopak parsknął śmiechem.- To nie jest śmieszne, a teraz lepiej już idź.- rzuciłam niemal przez ramię i stanęłam przed Ericą. Zaczęłam się coraz bardziej stresować.

- Może się najpierw przedstaw, żebym wiedziała kogo pokonuję.

- Nazywam się Flora* Lipka i...

- Słyszeliście? Będę się bić z ROŚLINĄ. Ha, ha, ha- przerwała mi, na co wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić. Lubiłam swoje imię, a ta zdzira próbowała mnie zdenerwować. Moje imię faktycznie oznacza rośliny, ale rośliny to nie tylko róże, trawa i stokrotki. Rośliny to również potężne dęby i sekwoje. No i mięsożerne rosiczki...

- To, co zaczynamy?- przerwała moje zamyślenie.

- Tak- odpowiedziałam i pochyliłam się, by uniknąć uderzenia. Z tej pozycji spróbowałam uderzyć ją w brzuch. Później zaczęłyśmy nawzajem okładać się pięściami. Gdzie do cholery są jacyś nauczyciele. Byłam cała poobijana, a Erica wyglądała jakby dopiero się rozgrzewała. Poczułam szarpnięcie na szyi. Patet infernum, na co ja się porwałam. Niech ktoś pójdzie po jakiegoś nauczyciela, bo ona mnie zabije. Niestety nikt nawet nie śnił, by przerywać to widowisko. Nagle zauważyłam, że żadna z nas nie używa nóg do walki. Postanowiłam ją podhaczyć, by jak najszybciej zakończyć te męki. Lekko przykucnęłam i pociągnęłam ją za nogi. Nie przewidziałam tylko, że ona mnie popchnie. Poleciałam na ziemię, dodatkowo kopnięta.

- Przegrałaś Roślinko. To znaczy, że ty i twój przyjaciel już nie żyjecie. Do widzenia Roślinko- zadrwiła akcentując ostatnie słowo. Usiadłam się ze sporym trudem, ciężko oddychając. Kurka, jeszcze mi ataku astmy brakuje. Doczołgałam się do ściany i wstałam z jej pomocą. Zauważyłam, że wszyscy obserwatorzy tego zdarzenia gdzieś się ulotnili. Wyjęłam leki z plecaka i szybko je zażyłam.

- Pewnie jest już po dzwonku- mruknęłam i ostrożnie ruszyłam w kierunku toalety, by schłodzić sobie te najbardziej bolące miejsca. Nie, żeby to jakoś specjalnie pomogło. Miałam wrażenie, że nie zrobię już ani kroku więcej, a musiałam pójść do sali na lekcje. Dotknęłam swoją głowę w miejscu gdzie najbardziej mnie bolała. W miejscu, gdzie uderzyłam się upadając. Oparłam się ręką o ścianę i zaczęłam iść w kierunku sali od historii... Niech to szlag, dzisiaj jest test z mitologii greckiej. Przyspieszyłam nieznacznie. Gdy wreszcie doszłam pod salę, wzięłam głęboki wdech i weszłam do sali przepraszają za spóźnienie. Podeszłam do swojej ławki, co naprawdę było wyczynem, gdy nie miałam o co się oprzeć, a musiałam przejść przez całą salę. Nauczyciel podał mi arkusz, a ja zabrałam się do pracy.

1. Który bóg grecki władał niebem.

Zeus

2. Ile było prać Heraklesa?

Teoretycznie miało być ich 10, ale w praktyce było 12.

3. Ilu bogów zasiadało w wielkiej radzie?

12

4. Jak Tezeusz odnajdywał drogę w labiryncie?

Podobno droga z zewnątrz do środka była dość łatwa, a później wracał zwijając nić trzymają przez Ariadnę.

Dalej były tego typu pytania, których nie chcę przytaczać. Po lekcji poczułam się minimalnie lepiej, bo przechodzenie przez klasę nie było już taką katorgą. Po dotarciu pod następną salę z ulgą osunęłam się na ławkę.

- Hej!- nagle koło mnie pojawił się Will- Chciałbym Ci bardzo podziękować za to, że stanęłaś w mojej obronie. Tak przy okazji, chyba to zgubiłaś.- stwierdził, podając mi nawleczony na cieki sznurek kryształek. Po obu jego stronach wisiały srebrne liście dębu. Tak, to był mój wisiorek. Szybko mu go zabrałam i spróbowałam zawiązać na nim kolejny supełek, ale nawet będąc w pełni sprawną, musiałam prosić o pomoc siostrę. Will wziął to ode mnie i szybko zawiązał mi na szyi.

- Dziękuje- powiedziałam mu naprawdę wdzięczna.

- Ja się przecież tylko odwdzięczam- bąknął.

- Mam nadzieję, że to nie jest wykorzystywanie cudzej wdzięczności, ale gdybyś miał tabletki przeciwbólowe to proszę byś mi je dał... A tak właściwie to o co poszło?

- Wolę nie mówić...- powiedział, a mnie to trochę zabolało, bo w końcu uratowałam mu tyłek, a on mi nie ufał. - A, właśnie. Tabletek przeciwbólowych nie mam, ale mogę dać Ci to...

- Batonik?- zauważyłam zdziwiona.

- Na wszystkie smutki i zmartwienia najlepsza jest czekolada.

- Ok... Później zjem, bo zaraz zacznie się chemia.

- Ok. To do zobaczenia na następnej przerwie.- Pozostawało mi tylko wierzyć, że już nigdy się nie spotkamy. Nie lubię ludzi. Dobra podsumujmy. Pobiłam się ze starszą ode mnie dziewczyną o to, że znęcała się nad chłopakiem, którego nawet nie znam, zostałam sprana na kwaśne jabłko, a chłopak któremu uratowałam tyłek daje mi batona. Coś jest tu nie halo, tylko nie wiem, czy ze mną, czy z nim. Mijały kolejne lekcje. Na którejś przerwie podeszła do mnie Erica.

- Kiedy mnie wyzywałaś myślałam że coś potrafisz. No cóż, Roślinko, myślę, że możesz już zacząć szukać nowej szkoły. Pamiętaj, że ja Cię zniszczę.- odwróciła się i poszła. W myślach odliczyłam ile jeszcze czasu będę musiała siedzieć w szkole. Baton od Will' a wrzuciłam do plecaka z zamiarem zapomnienia o nim, ale gdy okazało się, że jest jedyną jadalną rzeczą jaką miałam przy sobie, a ja byłam strasznie głodna, zjadłam go. Smakował jak sernik mojej babci, co bardzo mnie zdziwiło, bo moja babcia umarła kilka lat temu, a ten sernik był według jej tajemnego przepisu, a poza tym Will twierdził, że jest to baton czekoladowy. Może, kiedy upadałam na ziemię, to oderwała mi się ostatnia klepka... Z każdym kęsem miałam wrażenie, że ból po wydarzeniach z poranka zmniejsza się, a po chwili byłam w stanie normalnie biegać... Ja zadam to pytanie. CO JEST ZE MNĄ NIE TAK???

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Dla osób które nie wiedzą o co chodzi Erice z tą ,,Roślinką"

* flora to określenie służące do opisania wszystkich roślin na danym obszarze jako całości.

Vide de mox

Wandixx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro