Rozdział 17. 십칠
Y/N POV
Jungkook zatrzymał samochód niedaleko mojego domu, a raczej jego resztek, gdyż z mieszkania niewiele zostało, jedynie zgliszcza, które wciąż tliły się, a gdzieniegdzie płonęły jeszcze żywym ogniem. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Ogromny kłąb dymu unosił się wysoko do nieba. Wodziłam po nim wzrokiem, patrząc, jak cały mój dobytek pali się i znika na moich oczach.
- Chłopaki, ja... - Nagle go zobaczyłam. Cień piromana stał pod drzewem obok mojego domu i śmiał się szyderczo. W jednej ręce trzymał baniak z benzyną, a w drugiej zapalniczkę. Chciał, żebym go zobaczyła. Dumnie wychylił się zza drzewa, pokazując, że to on jest sprawcą tego podpalenia. - Widzicie go?!
- Kogo? - zapytał Taehyung, obracając się nerwowo na przednim fotelu.
- Tego Cienia! Stoi pod drzewem!
- Y/N zostań w samochodzie, a my go załatwimy! - krzyknął Jungkook i wysiadł z samochodu.
- Nie! Młody stój! - Tae pobiegł za nim.
Miałam tak siedzieć i się przyglądać? Niewiele myśląc, również wybiegłam z vana.
- Wracaj do samochodu Y/N! - rzucił szybko Jungkook i zaczął strzelać w stronę Cienia. Padło kilka celnych strzałów, a zaraz potem postać rozpłynęła się w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko jaskrawoczerwony dym. Cień nawet się nie bronił ani nie próbował nas atakować. Stałam i patrzyłam jak zamurowana na znikającą postać, która kogoś mi przypominała. Jungkook nadal trzymając broń skierowaną w jego stronę, stał oddychając ciężko, po czym uśmiechnął się tajemniczo.
- Y/N! Wszystko okej? - zapytał Taehyung, spoglądając co chwila w stronę palącego się domu.
- Nie, nic nie jest okej. - Załamana przykucnęłam na ziemi i schowałam twarz w dłoniach.
- Jungkook, zadzwoń do Namjoona.
- Tak, już dzwonię.
[...]
Siedziałam znowu na kanapie w salonie chłopaków. Znowu! Patrzyłam tępo w puchaty dywan leżący na podłodze. Westchnęłam głęboko zrezygnowana. Z transu wyrwał mnie Jin.
- Proszę - powiedział, stawiając kubek z herbatą na stoliku. Usiadł obok mnie, zachowując pewną odległość. - Nie przejmuj się. Wszystko jeszcze się ułoży.
- Łatwo ci mówić. Co ja mam teraz zrobić? Nie mam dachu nad głową. Na dodatek... O nie! - Rozpłakałam się.
- Co?
- Na dodatek muszę jakoś to wszystko... Powiedzieć mojej... Mojej przyjaciółce - mówiłam z trudem.
- O! Kurczę...
- No właśnie!
- Przepraszam, ale mówiłaś już coś w pracy? - Świetnie! Jeszcze tego zabrakło. Zaczęłam łkać jak małe dziecko. - Okej, nie było pytania. Już cicho. - Jin chciał mnie objąć, ale szybko się odsunął.
Gdy już w miarę się uspokoiłam, napisałam do przyjaciółki, a zaraz potem do mojego szefa. Hyejin ucieszyła się ze spotkania. Nie wiedziała jednak czego ono będzie dotyczyć. Nie mogłam jej tego przecież napisać smsem. Za to mój szef nie był aż tak zadowolony z tego, że kolejny dzień nie będzie mnie w pracy. Darował mi jeszcze ten jeden dzień, ale tylko ten jeden. Zrozumiał, że to sytuacja wyjątkowa, ale więcej już mi nie popuści.
Potem zaczęłam się zastanawiać, co mogę zrobić tej sytuacji, w jakiej się znalazłam. Jedynym mądrym rozwiązaniem wydało mi się, pozostanie z chłopakami, przynajmniej przez jakiś czas.
[...]
Czekając w kawiarni na Hyejin bardzo się denerwowałam. Kto by się nie denerwował? Miałam jej przekazać wiadomość, że nasze mieszkanie poszło z dymem. To wcale nie jest przyjemna informacja.
[...]
- Co?! - krzyknęła Hyejin i spojrzała na mnie rozwścieczonym wzrokiem. - Jak to spłonął?!
- Słuchaj, nie do końca mogę ci to wszystko wytłumaczyć. Sama też nie wiem za dużo. Przepraszam, naprawdę przepraszam...
- Wiesz, z drugiej strony patrząc dom domem, ale dobrze, że Tobie się nic nie stało.
- Jakby co to ubezpieczyciel pokryje koszty remontu. Przynajmniej o to się nie musimy martwić.
- Ehhh... Przynajmniej... No trudno. Jak to mówią, życie, prawda? - zaśmiała się, próbując rozładować atmosferę, ale widać było, że sama była zmartwiona.
- Ta... - Spuściłam głowę. Nie wiedziałam, co mogę jej jeszcze powiedzieć w tej sytuacji.
- No nic. Opowiedz mi może lepiej co tam u Ciebie? - Spojrzała na mnie życzliwie.
- Oprócz tego, że spłonęła nam chałupa, to całkiem.
- Gdzie teraz mieszkasz tak w ogóle? Masz gdzie się podziać? - ożywiła się, przypominając sobie, że jestem aktualnie bezdomna.
- Tak, o to się nie martw. - Upiłam łyk karmelowego latte.
- To dobrze. A byłaś ostatnio na cmentarzu? - Nagle zmieniła temat.
- Emm... Nie. Jakoś nie miałam na to czasu. A czemu pytasz?
- A tak niedawno wspominałam czasy dzieciństwa i przypomnieli mi się twoi rodzice. Wspaniali ludzie. - Uśmiechnęła się jakby do siebie. - Pamiętasz, jak bawiłyśmy się w domku na drzewie? Tym, który zbudował ci tata?
- Co? - Zaczęłam zastanawiać się, o co jej chodzi. Nie pamiętałam ani zabawy, ani domku na drzewie. Tak jakby całe dzieciństwo nagle zniknęło z mojej pamięci. - Kiedy to było?
- Uf... Dawno temu. Miałyśmy może z osiem lat. - Hyejin wzruszyła ramionami.
- To ja miałam kiedykolwiek osiem lat? - powiedziałam do siebie cicho.
- Słucham?
- Nic, nic. - Uśmiechnęłam się głupkowato i upiłam kolejny łyk pobudzającego, słodkiego napoju.
~*~
Od autorek:
Hejho! Co tam u Was? Jak tam w Nowym Roku? xd
Bardzo przywiązałyśmy się do tej książki i powiem Wam, że ciężko nam się ją kończy :<
"Lol wybaczcie, że w tym rozdziale jest tak mało gifów, ale oczywiście żaden mi nie pasował" - Miyouni
Ale bez zbędnego pierdzielenia, dzięki za gwiazdki i komentarze! <3
Do następnego!
~ Miyouni & Xiao Hua🌸
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro