
⁶ - ᴏɴᴄᴇ ᴜᴩᴏɴ ᴀ ᴛɪᴍᴇ ɪ ᴡᴀꜱ ʜɪꜱ ᴡᴏʀꜱᴛ ɴɪɢʜᴛᴍᴀʀᴇ
↷ 니가 있어야 한다는 걸
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
— Mam już dość tego, że on
się tak mną wysługuje, przez
praktycznie większość czasu
— Wiesz, że on pracuje przez większość dnia i nie ma zbytnio czasu, by to zrobić. Dlatego cię poprosił o pomoc
Siedzieli właśnie w domu Donghyucka, gdzie ten musiał posprzątać.
Jungwoo przyszedł do niego zaraz po tym, jak odrobił lekcję i zjadł obiad.
Chcieli sobie porozmawiać i nadrobić czas, który stracili, nie idąc do kina.
Planowali to wyjście od tygodnia i był naprawdę wściekły na swojego starszego brata, że jak zwykle musiał wymyślić mu coś innego do roboty.
— Ale Euijin wiecznie ma coś do roboty. A to musi jechać zapłacić rachunki, a to ma na pierwszą zmianę, bądź właśnie jedzie do marketu, bo się mleko skończyło
— Pamiętaj słońce, że to on się tobą zajmuje i pracuje ciężko tylko po to, by niczego ci nie brakowało — Upomniał go chłopak, kończąc jeść marchewkę, którą kilka minut wcześniej dał mu Lee — Nie jest idealny, ale stara się być dobrym, starszym bratem
— Wiem — Burknął, kończąc szorować kuchenkę, która wyglądała koszmarnie po ostatniej próbie ugotowania na niej obiadu przez starszego z braci — Po prostu chciałbym, żeby czasami było tak jak dawniej. Wtedy nie musieliśmy się martwić o nic
Bywały takie momenty w jego życiu, w których tęsknił za czasami, gdy było lepiej.
Jego brat chodził na studia, bawiąc się przy tym i będąc szczęśliwym.
Mieli dobry kontakt i często się wygłupiali, wyglądając na dobre i zdrowe rodzeństwo.
Wypadek samochodowy ich rodziców obrócił ich życie do góry nogami.
Starszy Lee musiał pójść do pracy, by zająć się bratem.
Stał się tym odpowiedzialnym, zdystansowanym i wiecznie zmęczonym człowiekiem.
Marudził na każdym kroku odnośnie tego, jak Donghyuck się nie stara i ma wszystko gdzieś.
Wymagał od niego współpracy i zainteresowania ich domem, a zamiast tego dostawał wiecznie kąśliwe uwagi na swój temat.
Nie potrafili się już dogadać i z każdą chwilą oddalali się od siebie coraz bardziej.
— To musi też wyjść od ciebie.
Jeśli dalej będziesz go krytykował i prowokował, to będzie między wami tylko coraz gorzej
— Trzeba będzie znaleźć mu drugą połówkę. Odrobina miłości go ostudzi i trochę stonuje
— Bardziej to byłoby zalecenie dla ciebie, a nie dla niego — Skomentował chłopak, kręcąc głową z politowaniem.
Jego przyjaciel był momentami tak głupi i dziecinny, że tylko cud byłby w stanie go uratować.
Gadał takie głupoty, których nie dało się słuchać, a jego humorki były momentami nie do wytrzymania.
Ale kochał go mocno, jak nikogo innego.
Nawet, gdy chciał go udusić, bądź wywieźć gdzieś w ciemny las.
— A co, chciałbyś mieć takiego chłopaka, jak ja? — Odwrócił się do niego, szczerząc się do niego pełną gębą.
— Pewnie, zwłaszcza w tym seksownym, różowym fartuszku — Mruknął, patrząc z rozbawieniem na wspomniany ów fartuch.
Chłopak dostał go na urodziny od swojego brata, zaraz po ich przeprowadzce, gdy zobaczył, jak ten pewnego dnia szoruje podłogę w salonie, ubrany w worek na śmieci.
— Jeszcze będziesz chciał kogoś, kto potrafi wyglądać tak męsko w różowym kolorze
— Miałem już kogoś takiego.
Wyglądał w różowym po prostu zabójczo, ale niestety charakter nie zgadzał się z jego wyglądem — Stwierdził, jakby od niechcenia.
— Kogo niby?
Nic mi na ten temat nie mówiłeś
— Bo byś dostał pewnie szału, jakbyś się dowiedział. Dlatego nic nie wiesz
— Ale dlaczego mi nie powiesz?
— Bo jakbyś się dowiedział, że to był Mark, to byś zaczął planować szaloną zemstę, czy coś w tym stylu
I słysząc imię osoby, która doprowadza go do szału samą swoją obecnością, wpadł na pomysł, który pozwoli mu utrzeć nosa chłopakowi, który miał zbyt wysokie mniemanie o sobie.
Zagra kartami, którymi do niedawna posługiwał się Lee i użyje ich przeciwko niemu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro