Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

³² - ᴀɴᴅ ɪɴ ᴛʜɪꜱ ᴍᴏᴍᴇɴᴛ, ɪ ꜱᴡᴇᴀʀ, ᴡᴇ ᴀʀᴇ ɪɴꜰɪɴɪᴛᴇ

↷니가 있어야 한다는 걸

──────⊹⊱✫⊰⊹──────




『instagram ✉︎ detailhun_x』





Minęło pięć dni od tamtej feralnej rozmowy, gdzie obiecali sobie nie wspominać więcej o tym, co działo się na podniszczonej plastikowej ławce, gdzie Mark pokazał możliwe, że po raz pierwszy swoje prawdziwe uczucia, nie wzbogacone o gram gry aktorskiej i sztucznych pozorów.

Nie wstydził się tej chwili słabości i załamania, lecz okoliczności i sposobu w jaki się to objawiło, zwłaszcza przy Donghyucku, który miał być ostatnią osobą, która to zobaczy.

Nawet Lucas nie widział często jego prawdziwych łez i grymasów bólu, mimo tego, iż uważał go za swojego brata i kogoś, kogo kochał bardziej niż Taeyonga czy Andrew, z którym posiadanie relacji było czymś grubo naciąganym.

Ostatnią osobą, która pozwalała mu na bycie sobą i pokazywała, jak można mocno kogoś kochać, był Insoo - jednak, odkąd go już nie ma w jego życiu, Mark zapomniał o tym, jak kiedyś otwartym uczuciowo chłopcem był.

Teraz starał się nigdy nie pokazywać tego, kim był w samym środku, tylko Insoo miał dostępny klucz do jego serca i jeśli on zabrał go ze sobą, szansa na bycie tym prawdziwym Lee, skrywanym za pozorami, zniknęła na zawsze.

By powrócić do normalności, umówił się z Hyuckiem na godzinę korepetycji, gdzie w zamian za podwójne pieniądze, uda jakiekolwiek zainteresowanie literaturą i pozwoli chłopakowi na wyzywanie go, na jakie sposoby tylko chciał.

Dobrze spędzało mu się z nim czas i wbrew temu, że cała ich znajomość nie była i nie będzie pokojowa w żadnym stopniu, jego obecność wpływała na Marka wyciszająco i uspokajająco.

Kolejna cecha, która tak bardzo upodobniała go do Insoo.

—Czyżby przerosła cię zwykła interpretacja wiersza?

Usłyszał śmiech nad swoją głową, gdy Donghyuck siadał przy nim, wracając z łazienki.

Miał na sobie luźne bordowe dresy i narzucony na szyje ręcznik, a z wilgotnych końcówek włosów, skapywała woda.

— Dobrze wiesz, że mam zagrożenie u baby z literatury tradycyjnej a mimo tego wciąż pytasz jak debil —Burknął ponuro w odpowiedzi, rzucając w niego ołówkiem.

Mark Lee był bogaty, przystojny i miał wszystko co tylko chciał.

Mógł skinąć palcem i powiedzieć, że chce dwa najnowsze modele porsche w kolorze lazurowego błękitu a asystent jego ojca w tej samej minucie składałby zamówienie na stronie salonu.

Chciałby spotykać się z kimś pokroju Woo Dohwana - wystarczyło zadzwonić do matki i kazać jej załatwić mu randkę, by na drugi dzień siedzieć z przystojnym aktorem na kawie w Paryżu.

Nie miał tylko jednego - inteligencji.

Był głupi jak but i nie wiedział wielu rzeczy.

Wiedza szkolna i znajomość oczywistych oczywistości to dla niego czysty kosmos.

Ojciec kupował mu świadectwa i odpowiedzi do egzaminów.

Nie musiał na dobrą sprawę się starać i próbować uczyć - z tą różnicą, iż po poznaniu Donghyucka poczuł silną potrzebę poprawienia swojego zachowania i ocen, próbując uczyć się dla samego siebie.

— Bo jesteśmy w tym samym wieku i gdzieś w głębi serca liczę na to, że nie jesteś skończonym imbecylem z plastikiem tatusia — Stwierdził chłopak w odpowiedzi, kręcąc głową i przyciągając podręcznik bliżej siebie, podnosząc ołówek, którym próbował rzucić go Mark.

Podzielił wiersz na małe pięciowierszowe kolumny, numerując je i oddając chłopakowi, który nadal patrzył na niego nieprzekonanym wzrokiem, wyrywając kolejną kartkę z zeszytu, w którym więcej było pustych luk niż pozostałych kartek.

— Zacznij od czytania każdej z kolumn co najmniej dwa razy. Sprawdź, ile jest wersów, kto jest podmiotem i gdzie dzieje się akcja. Musisz znaleźć dwie praktyki szamańskie i opisać jedną z nich, podając przykład z dzieł kultury, które wpasowują się w zakres danej praktyki. Następnie piszesz na drugiej stronie swoje odczucia po przeczytaniu wierszu i co poczułeś. Czy cię wzruszył, znudził bądź może rozkojarzył. Masz na to limit czterystu znaków, więc pisz pełnymi zdaniami i nie sil się na debilne komentarze

— Jak napisze, że było to nudne i niezrozumiałe to dostanę zaliczenie? — Zapytał go Mark z takim przekonaniem w głosie, jakby naprawdę wierzył w to, że będąc raz szczerym i odrabiając samemu pracę domową, ich nauczycielka to doceni i wystawi pozytywną ocenę, nie musząc wyręczać się pieniędzmi ojca.

—Co było w tym takiego dziwnego?

— Niezrozumiały język? Zwracanie się do jakiejś nadprzyrodzonej siły jak do małego dziecka? Co to jest, wycinek odcinka starożytnych kosmitów? — Zaczął wyliczać na palcach, zastanawiając się dwukrotnie czy jeszcze o czymś nie zapomniał.

Ostatnim razem był tak znudzony czytaniem, gdy musiał pomagać Jaehyunowi w prokuraturze sortować dokumenty, po tym jak znienawidzony mąż jego brata wyciągnął go z aresztu, do którego trafił za ciężkie pobicie pracownika jednego z klubów nocnych, w których często bywał.

Były to ciężkie dwa dni i nigdy nie zapomni tych godzin spędzonych sam na sam z mężczyzną, gdzie nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek pyskowanie, mając na uwadze, to jak szybko może wrócić za kraty, nie dostając drugiej szansy.

Widział oczami wyobraźni w jaki szał wpadłby Taeyong, gdyby dowiedział się, że złamał daną mu obietnicę nie robienia zamieszania i wszczynania bójek na oczach ludzi, gdzie każdy mógł go nagrać, a w każdym kącie czaił się monitoring.

Starszy brat pozwolił mu robić co chciał gdy wychodził na miasto by imprezować, pod warunkiem, że będzie to się odbywać za zamkniętymi drzwiami pokoju vip i nikt go nie nagra, używając filmu video do szantażu, co znacznie pokrzyżowałoby mu próbę robienia kariery wśród elity prawniczej, gdzie i tak musiał co chwila gimnastykować się by prostować wybryki Marka i Lucasa, który towarzyszył mu niemal wszędzie, co stanowiło dodatkowe wyzwanie, gdy przypomniało się, że chłopak jest Chińczykiem i w każdej chwili może grozić mu deportacja za stwarzanie problemów.

— To wiersz patriotyczny tumanie — Zaczął tłumaczyć mu Donghyuck, zatrzymując się w połowie zdania, podkreślając czerwonym markerem tytuł, po czym kontynuował, — Jest on o trwałej wierze w odzyskanie wolności i uwolnieniu kraju spod okupacji japońskiej

—Jakoś nie wzbudził we mnie nagłej miłości do kraju

— Ile pieniędzy ojciec wydał na twoją edukację, co? Można by kupić za to mieszkanie w centrum czy brakowałoby mi kilkuset tysięcy wonów? — Zadając to pytanie wiedział, że kwota, jaką usłyszy wprawi go w stan agonalny i jego serce zatrzyma się, nie będąc w stanie przetworzyć tego, w jaki sposób bogacze wydają niebotyczne kwoty na edukacje swoich pociech, z łatwością kupując im wykształcenie i miejsce na topowych uczelniach, podczas gdy taka biedota finansowo-społeczna jak on, był zmuszony do harowania jak dziki osioł by utrzymać się na czele szkolnych rankingów, kwalifikując się do pobierania stypendium.

Często zastanawiało go, co poszło nie tak w jego poprzednim życiu, że musiał w tym wcieleniu balansować na granicy biedy finansowej i biedy intelektualnej, której doświadczał za każdym razem, gdy spędzał za dużo z Markiem.

— Mówimy o nauce w liceum czy mam się cofnąć z liczbami aż do podstawówki?

—Teraz już wiem, dlaczego Francuzi tak bardzo kochali ucinać łby swoim monarchom i zabierać im majątki — Wziął głęboki oddech i policzył do dziesięciu, nie decydując się na strzelenie chłopaka w głowę z otwartej ręki.

Zamiast tego uśmiechał się do niego sztucznie, zapewne przypominając teraz szaloną Pearl z horroru, który widział jakiś czas temu z Jungwoo podczas ich comiesięcznego nocowania.

— Mówisz to tak, jakbyś nie czerpał radości z korzystania, z pieniędzy które ci płacę za naukę ze mną

—To nie radość a przymusowe prace społeczne, wasza wysokość — Stwierdził poważnym tonem, uśmiechając się jednak cwaniacko, następnie przysuwając się do niego bliżej tak, by stykali się kolanami i łapiąc go za dłoń, w której trzymał długopis, powiedział — Dlatego się skup, inaczej podzielisz los swoich bogatych koleżków z Europy














Po minięciu kolejnych dwóch godzin na próbach wydobycia jakiegokolwiek przebłysku inteligencji u Marka, co finalnie zakończyło się na dwóch podejściach do uduszenia go i pięciokrotnym słowotoku samych przekleństw płynących z jego ust niczym klątwa, udało się wytłumaczyć mu jak ma zinterpretować wiersz i napisać recenzję na poziomie intelektualnym dojrzałego licealisty (którym nie był, jednak Hyuckowi skończyła się cierpliwość i zaczął mu dyktować co ma pisać).

Był dość dobry w podrabianiu pisma ludzi i nie wymagało to od niego zbyt dużego trudu by poprawić jego błędy i dodać coś od siebie, wszystko tak by nie było widać jego ingerencji.

Zadowolony z tego, co udało mu się wymyślić, zaproponował Markowi zostanie kolejnej godziny w jego domu, proponując mu puszkę zimnej coli.

Tak jak przypuszczał zgodził się ochoczo, zapewne dopowiadając sobie w głowie rzeczy, które nigdy się nie wydarzą, zwłaszcza wtedy, gdy kazał mu zamknąć oczy i czekać grzecznie na to aż wróci z kuchni, zarzekając się, że nie będzie podglądał.

Kilka razy sprawdzał czy aby na pewno ten siedzi z zamkniętymi oczami i się nie rusza, grzebiąc na przemian w szafkach w kuchni, szukając czegoś, a gdy to znalazł, najciszej jak tylko mógł, chichocząc pod nosem, zgasił światło i stawiając małe kroczki, wszedł z powrotem do salonu.

—Możesz otworzyć oczy — Rozkazał, stając przed nim przodem.

— Co się dzieje? — Zapytał zdziwiony, rozglądając się wokół, jakby był w ukrytej kamerze i zamierzał za wszelką cenę ją znaleźć. — To jakiś dziwny roleplay? Mam się rozebrać?

— Sto lat, sto lat niech żyje żyje nam — Zaczął śpiewać głośno z uśmiechem Hyuck, wkładając w to całą swoją siłę, starając się nie upuścić tortu z palącymi się na nim świeczkami.

Lekko fałszował i nie trzymał się linii melodycznej, przypominając skrzeczącą wronę, jednak w odczuciu Marka brzmiało to na całkiem przyjemny dźwięk, do którego nie miałby najmniejszego problemu by zasypiać.

Podniósł się z siadu, wycierając dłonie o materiał spodni, nie do końca wiedząc jak się w tej chwili zachować, dlatego kiwając niezręcznie głową na boki, czekał aż ten skończy śpiewać, zanim zacznie zadawać jakiekolwiek pytania.

— Jeszcze raz, życzę ci naprawdę wszystkiego co najlepsze z okazji urodzin

— Skąd wiedziałeś, że mam urodziny? — Zapytał, przygryzając za mocno dolną wargę, gdy zorientował się, że w tonie jego głosu zaczyna być słychać agresję i złość, czego nie chciał. Odchrząknął głośno, zanim się poprawił. — Jestem po prostu zaskoczony. Nie pamiętam bym ci mówił o tym, w jakim dniu się urodziłem

— Jungwoo się wysypał przez przypadek, gdy pytałem go co mam kupić Euijinowi na jego urodziny w przyszłym miesiącu

Spojrzał na tort trzymany przez Donghyucka, przyznając w myślach, że był on naprawdę ładny.

Mały żółty okrągły placek, pokryty po bokach mały cząstkami skórki od cytryny i liśćmi, zapewne mięty.

Na górze na dużych kleksach bitej śmietany leżały pokrojone w ćwiartki kawałki karmelizowanej cytryny, a między świeczkami świecił się równie żółty co oblany kremem tort napis - "wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, przystojny padalcu".

Zerknął prosto w oczy Hyucka, zanim zebrał się w pełni w sobie i zapytał:

— Dlaczego kupiłeś mi tort? Nie rozumiem

— Nie kupiłem, tylko sam zrobiłem — Wytłumaczył, wypinając dumnie pierś i szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.—Nie stać mnie na prezent dla ciebie, dlatego postanowiłem, że chociaż coś ci upiekę. Jestem dość dobrym cukiernikiem i mimo, że brakuje mi zmysłu dekoracji i doświadczenia, to zarzekam się na życie brata, że smakuje on obłędnie

—Zrobiłeś tort całkowicie od podstaw? Dla mnie? — Powtórzył, tak jakby szukał zapewnienia, że nie miał problemów ze słuchem i dobrze usłyszał za pierwszym razem

W odpowiedzi pokiwał głową, schylając się by postawić tort na stoliku tuż obok książek Marka, gestem dłoni nakazując mu by usiadł obok niego, co niezwłocznie zrobił, dając się całkowicie poprowadzić Donghyuckowi bez najmniejszych oporów.

— W środku jest galaretka cytrynowa i krem mascarpone dla przełamania smaku

— Dlaczego akurat cytryna?

—Bo ty jesteś jak taka cytryna — uwielbiany przez wszystkich, wielu ludzi nie może się bez ciebie obejść, a niektórych wręcz omamiasz swoim wyglądem i tym, jak łatwo zapadasz w pamięć, podczas gdy w środku jesteś gorzki, a gdy się ciebie lepiej pozna, pozostawiasz po sobie kwaśny posmak w ustach, którego nie da się pomylić z niczym innym — Wystawił swoją dłoń w kierunku Marka, którą ten ujął delikatnie. — Zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie, tylko nie mów na głos, inaczej się nie spełni

— Dobrze, ale ty musisz zrobić to ze mną, inaczej nie ma to sensu

Odliczając do trzech, zamknęli oczy i zdmuchnęli świeczki, bezgłośnie wypowiadając życzenie.

Nawet przez sekundę nie spuścił wzroku z Hyucka, który wyciągnął świeczki z tortu i puszczając jego dłoń poszedł po talerzyki, by mogli zjeść od razu jego wypiek i by Mark przekonał się, że nie rzucił słów na wiatr i rzeczywiście ma talent do wypieków.

— Czego sobie życzyłeś? — Zapytał Marka, przerywając dłużącą się ciszę podczas krojenia tortu.

Nie potrafił odczytać z jego twarzy jakichkolwiek emocji przez maskę obojętności jaką na co dzień nosił i poniekąd liczył na to, że dzisiejszego wieczora nieco pociągnie go za język i dowie się czegoś o nim, czego nie udało mu się posłyszeć wcześniej od innych ludzi.

—Nie powiem ci, dopóki ty nie powiesz pierwszy

Westchnął głośno.

Mógł domyślić się, że nieważne jak miła i urocza była teraz atmosfera, to on zacznie pajacować i uskuteczniać swoje żenujące taktyki pseudo podrywu, które nie działały na żadnego zdrowo myślącego człowieka, a co dopiero na Hyucka.

—Wiedziałem, że nie wytrzymasz zbyt długo bez swoich sztuczek —Odwrócił się do niego i podał mu ukrojony kawałek tortu na talerzu, odpowiadając. — Chciałem, byśmy mogli zawsze obchodzić razem swoje urodziny i jedząc moje wymysły cukiernicze, które tak w ogóle to nie dorównują tym drogim deserom, które widziałem na tiktoku i śmiejąc się szczerze, dobrze się bawili. Jungwoo powiedział mi, że nigdy nie miałeś porządnej imprezy urodzinowej, takiej jaką mają zwykli śmiertelnicy bo twoi rodzice wiecznie gdzieś wyjeżdżali, stąd też pozwoliłem sobie to zmienić i zorganizowałem ci dwuosobowy bal

Jego słowa sprawiły, że Markowi zaczynało brakować powietrza w płucach.

Skąd on wiedział, jakie życzenie wypowiedział w myślach i jakim cudem było ono niemal takie samo?

Spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami i sercem, które zaczęło intensywnie obijać się o jego żebra, tak jakby miało w każdej chwili wybuchnąć.

Nie potrafił określić tego, co właśnie czuł i dlaczego nie potrafił wytłumaczyć skąd to się brało.

On nie należał do uczuciowych osób i doskonale potrafił maskować swoje uczucia i prawdziwe emocje za fasadą maski, która przez tyle lat towarzyszyła mu w życiu, iż momentami odnosiło się wrażenie, że nigdy jej nie zdejmie z twarzy.

Mark Lee dla świata był psychopatycznym manipulatorem, dla którego nie liczyło się nic innego oprócz niego samego i jego przyjemności, który wydawał masowo pieniądze rodziców, chowając się za plecami starszego brata, wyciągającego go zawsze z kłopotów, nieważne jak poważne by one nie były.

Robił to co chciał, z kimś chciał i jak długo chciał.

Nie interesowało go to, co ludzie o nim myśleli i jak go postrzegali - dopóki byli mu przydatni, preferował trzymać ich blisko siebie, jednak nie tak blisko, by mógł dzielić się z nimi głęboko skrywanymi sekretami.

Dlaczego teraz było inaczej?

Co się zmieniło w przeciągu ostatnich czterech miesięcy?

Skąd wzięły się te wszystkie nowe emocje i przemyślenia, jakich do tej pory nie czuł?

Jeszcze do niedawna nienawidził cytryn i uważał je za sztuczne oraz wstrętne - nienadawały się do drinków a ich smak za długo ciążył na języku, paląc jego kubki smakowe, dopóki Donghyuck nie uświadomił mu, jak ciepły odcień żółci ma ich skórka a one same, przywodzą na myśl lipcowe popołudnie w Portofino, gdzie wiatr leniwie przechadzał się w śród sadów pełnych dojrzewających owoców, nadając im przyjemnego, słonecznego koloru.

Myślał o sobie jak o dobrej whisky, którą docenić mogły tylko najznakomitsze elity z wygórowanymi kubkami smakowymi, co z pewnością zmieni się z dniem dzisiejszym.

Mylił się też w stosunku co do podobieństwa do Insoo: mimo, iż byli podobni fizycznie i dzielili pełne manieryzmy, co do charakterów nie mogli być bardziej różni.

Donghyuck był bardziej przyziemny, biorący pod uwagę uczucia innych i potrafiący słuchać.

Z kolei Insoo był mistrzem manipulowania Markiem i zmuszania go do robienia rzeczy, których nie chciał robić.

Nie przyjmował odmów i robił rzeczy po swojemu.

Był jego pierwszym chłopakiem i przekonał go do możliwości obdarzenia drugiej osoby całkowicie innymi uczuciami niż znał do tej pory a mianowicie: pogardą wyższością nad innymi.

Usilnie przekonywał samego siebie, że go kochał i codziennie tęsknił za nim jeszcze bardziej niż poprzedniego dnia.

Tak mu się wydawało aż do teraz.

Z Insoo jego życie było gorzkie i pełne mdlącego ścisku w środku, jak niedojrzałe śliwki.

Z Donghyuckiem było inaczej.

Poniekąd lepiej.




w mediach na górze zamieszczam zdjęcie tortu, którym inspirowałam się przy dzisiejszym rozdziale


miłego czytania 🎀🐰🩷






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro