Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

³⁴ - ʜᴇy ꜱᴀᴅ ʙᴏy, ᴡʜᴀᴛ'ꜱ ᴡʀᴏɴɢ?

↷니가 있어야 한다는 걸

──────⊹⊱✫⊰⊹──────







『instagram ✉︎ detailhun_x』










— Nie widzisz tego, co się z tobą dzieje?

W sobotni wieczór większość mieszkańców Seulu imprezowała bądź wyjeżdżała za miasto, chcąc odpocząć.

Rodziny spędzały wspólnie czas na planszówkach, jeździły na biwak czy oglądały telewizje.

Tak nie było w przypadku Marka i jego starszego brata, z którym zgodnie z tradycją, awanturował się na samym środku salonu, będąc o trzy wyzwiska od zaczęcia rzucania w siebie meblami, które znajdowały się najbliżej ich rąk.

Taeyong zarzucał mu schodzenie na dno i co tygodniowe upijanie się w klubach w otoczeniu starszych od niego kobiet i mężczyzn, na których wydawał hojnie pieniądze ich ojca.

Wparował do mieszkania Marka ze swoim narzeczonym przyczepionym do jego boku, na progu grzmiąc o interwencji, zmuszając go do przerwania rozmowy przez telefon z Lucasem, z którym umawiał się - zgodnie z przypuszczeniem jego brata, do klubu.

— Widzę jedynie, że stoisz naprzeciw mnie i trujesz mi dupę, ze swoim pieskiem u boku, próbując mnie nastraszyć — Prychnął rozbawiony, krzyżując ręce na piersi i patrząc na brata spod byka. — Streszczaj się, póki nie jestem zbytnio zajęty, bo wychodzę

— Nigdzie nie idziesz, zapomnij — Zaprotestował starszy Lee, grożąc młodszemu palcem. — Spróbuj tylko wystawić stopę za próg domu, a własnoręcznie zaciągnę cię do piwnicy i przykuje do kaloryfera

Młodszy wyśmiał go, pokazując środkowy palec.

— Już się ciebie boję, aż cały się trzęsę — Udał, że wyciera niewidzialną łzę z policzka, dalej uśmiechając się szyderczo. — Nie masz nade mną władzy, hyung. Nie jesteś moim ojcem

— Nie muszę być naszym ojcem by martwić się o własnego brata i chcieć interweniować zanim za chleje się na śmierć. Zrozum to

— To naprawdę wzruszające hyung. Powinieneś być mówcą motywacyjnym

— Jak nie zgnijesz w pierdlu za pięć lat, to rozważę twoją propozycję — Taeyong złapał go mocno za nadgarstek, przyciągając do siebie.

Mark dalej uśmiechał się do niego lekceważąco, nic nie robiąc sobie z tego, że brat może go uderzyć.

To nie był pierwszy raz, gdy robił interwencję bez zapowiedzi w środku tygodniu, musząc zachowywać się jak niańka tego przeklętego gówniarza, który nic sobie z tego nie robił, będąc przyzwyczajonym do tego, że starszy brat zawsze wyciągnie go z kłopotów.

— Hyung, ty zawsze tyle gadasz, a nic z tego nie wychodzi — Dwoma mocniejszymi szarpnięciami wyrwał się z uścisku brata i zrobił krok do tyłu, prostując się. — Zapomniałeś, jak się załatwia sprawy w tej rodzinie?

Uśmiech zszedł z twarzy Marka, gdy zatoczył się do tyłu, w ostatniej chwili podtrzymując się szafki by nie upaść.

Prawy sierpowy trafił go w szczękę, rozcinając usta i powodując krwawienie przez przygryziony język.

Dodatkowo, twarz zadrapują mu drogie pierścionki, zaręczynowy i pierścień rodowy po pradziadku.

Jego spojrzenie ciemnieje i potrzebuje kilkanaście sekund na przetworzenie tego, co się stało, po czym ściera wierzem dłoni krew z buzi, wysuwając ją do przodu by mógł dokładnie obejrzeć krew roztartą po całej jej objętości.

— Nie zmuszaj mnie bym to powtórzył — Taeyong ściągnął marynarkę i podwijał rękawy błękitnej koszuli, luzując krawat. — Nie pozostawiasz mi innego wyboru, jak załatwienie to za pomocą rękoczynów

— Kochanie, może weźmiesz dwa oddechy i pomyślimy nad innym rozwiązaniem, co? Przemoc niczego tu nie rozwiąże — Jaehyun pierwszy raz przemówił od chwili, w której niechętnie potowarzyszył swojemu narzeczonemu w interwencji nad swoim własnym bratem.

Pierwszy raz widział jak Taeyong uderza swojego brata i zwraca się do niego w tak wulgarny i zakrawający o prostactwo sposób.

Młodszy Lee nie był do końca aniołkiem z aureolą na głowie i małymi, śnieżnobiałymi skrzydłami na plecach, niosącym dobro i nadzieję innym, lecz zesłanym z samego dna piekielnych czeluści diabłem, którego jedynym zadaniem było sprawianie ludziom bólu.

Jaehyun go nie lubił i nie starał się zbytnio tego ukrywać.

Uważał, że należała mu się pomoc i zamknięcie w zakładzie psychiatrycznym a nie niańczenie go jak pięciolatka, za którego trzeba sprzątać za każdym razem, gdy wpakuje się w kłopoty.

Ich rodzice pozwalali mu na wszystko, a Andrew, ich przyrodniego brata nie obchodziło co robił Mark i dopóki był na drugim kontynencie, z dala od niego, dawał mu ciche przyzwolenie na robienie co mu się tylko zamarzy, co skutkowało bogatą kartoteką i potencjalnym skazaniem do więzienia w normalnym społeczeństwie, gdzie musiałby odpowiadać za swoje zbrodnie, nawet jako nieletni, którym nadal był.

— NIE WTRĄCAJ SIĘ — Krzyknęli chórem bracia, rzucając mu pod nogi jakąkolwiek porcelanę, która nawinęła im się pod ręce. — TO SPRAWY RODZINNE

— Mhm, sprawy rodzinne czy bardziej patologiczny fight club — Mruknął pod nosem, poprawiając krawat, postanawiając udać się do kuchni, gdzie zamierzał ignorować to, co będzie działo się przez najbliższe pół godziny. — Tylko kochanie nie zrób mu za dużej krzywdy, wasz ojciec przyjeżdża w przyszłym tygodniu i nie będzie zadowolony, że jego ukochany psychopata wygląda jak po ataku dzikich zwierząt — Dodał na odchodne, posyłając Markowi gardzące spojrzenie



















Po kolejnej niezbyt udanej interwencji rodzinnej, Mark wyszedł z domu i wsiadając do zamówionej pospiesznie taksówki, odjechał do najbliższego parku by uporządkować myśli.

Lubił słuchać płynącej w fontannie wody i obserwować, jak obija się w niej światło świecących nieopodal latarni.

Poniekąd uspokajało go jak nieprzewidywalna potrafiła być woda i jak dopasowywała się do miejsca, w którym płynęła, nieważne jak małe ono było.

Czasami sam czuł się jak taka płynąca zbyt silnym nurtem woda, zamknięta w zbyt małym naczyniu, nie mogąca się wydostać.

Kontrolowany przez starszego brata, zaniedbany przez rodziców, którzy przyjeżdżali do domu raz na kilka miesięcy, bardziej z obowiązku niż tęsknoty.

Taeyong mógł mieć rację i zaczynał się staczać, imprezując za dużo z Lucasem, co chwila pijąc i sprawiając kłopoty.

Skrzywił się, dotykając dłonią napuchniętego policzka, który wcześniej zafundował mu brat.

Mimo bycia nudziarzem w stabilnym związku, dobrą pracą i mdłym garniturze wciąż miał ciężką rękę, którą mógł wybić mu zęby czy połamać z łatwością nos.

— Pewnie by mnie puścił do klubu, gdyby ten nudziarz z nim nie przylazł — Wymamrotał pod nosem, wyjmując z kieszeni dżinsowej kurtki papierosy i zieloną zapalniczkę, którą podpalił jednego, mocno się zaciągając, odchylając głowę do tyłu. — Muszę wymyślić jak się go pozbyć, bo długo tak nie pociągnę

Ściskał mocno w dłoni zapalniczkę, aż plastik zaczął wbijać mu się w rękę, powodując ból.

Zaczął szukać po kieszeniach spodni swojego telefonu, dopóki nie nadeszła realizacja, że zapomniał go zabrać z blatu biurka w pokoju, gdy pospiesznie wychodził z domu po zamówieniu taksówki.

— Zajebiście, nie mam, jak zamówić taksówki do domu — Z kontynuowania narzekań na samego siebie za swoją głupotę wyrwała go pojedyncza kropla spadająca na jego nos.

Spojrzał w górę i zobaczył jak świecące na niebie gwiazdy zostają zasłonięte przez ciężkie ciemne chmury rozlewające się masowo, chowając za nimi jasny księżyc.

W ciągu kilku sekund drobny deszcz zamienił się w ulewę.

Krople zaczęły spadać ciężko, bębniąc o ławkę, ziemię i wszystko, co znajdywało się wokół niego.

Mark zamarł na chwilę, zbity z tropu nagłym deszczem.

Nie miał nawet parasola ani ciepłej kurtki, a ciepły wiatr wiejący do niedawna, zamienił się w lodowate podmuchy.

Wypalony do połowy papieros zwisał mu z buzi, całkowicie zmoczony i nie nadający się do użytku.

Wystarczyło mniej niż trzydzieści sekund by był przemoczony aż do suchej nitki.

Spojrzał w kierunki ścieżki prowadzącej na parking, kalkulując szybko czy uda mu się pobiec tam wystarczająco szybko by uniknąć większego zmoczenia przez deszcz.

Wstał ociężale z ławki, lecz nim zdołał chociażby zrobić krok do przodu, coś zatrzymało go w miejscu.

Nad nim, zupełnie jakby znikąd, pojawił się duży jaskrawo różowy parasol w złote gwiazdki, pod którym nagle przestał padać na niego deszcz.

Zdezorientowany uniósł wzrok i ujrzał stojącego obok niego chłopaka, na oko w zbliżonym do niego wieku, z ciemnymi włosami lekko opadającymi mu na czoło i ciepłym uśmiechem na twarzy, przypatrując się Markowi dużymi miodowymi oczami.

Miał na sobie niebieski płaszcz przeciwdeszczowy i tego samego koloru spodnie, w prawej dłoni trzymając rozłożony parasol.

— Ciężki dzień, co? — Zapytał chłopak łagodnym tonem. W jego głosie słychać było zaciekawienie, rozbawienie, ale nie szyderstwo i drwinę. — Mieszkasz w innej okolicy? Jeśli chcesz mogę cię podwieźć skuterem do domu

Mark spojrzał na niego z lekko otwartymi ustami, nie będąc w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

Jego serce zaczęło bić szybciej niż zazwyczaj, nie wiedząc czy było to spowodowane nagłością tej sytuacji czy może czymś innym.

Próbując ukryć swoje zmieszanie, parsknął śmiechem, przywdziewając na twarz jedną z wielu masek, za którymi tak chętnie się chował.

— Nie jest już taki ciężki, odkąd moim wybawcą stał się ktoś tak przystojny, co ty — Powiedział z uśmiechem, zapominając momentalnie o Taeyongu, imprezach, jego głupim narzeczonym i tym, jak coraz mocniej zaczynała boleć go twarz. — Nie musisz się fatygować, wrócę do domu taksówką, tylko grunt w tym, że zapomniałem telefonu i gdybyś był tak słodki i mi go pożyczył na chwilę

Nie ruszył się z miejsca, dalej trzymając nad ich głowami parasol.

— Nie chciałem ci tego mówić wcześniej, ale wyglądasz jakby ktoś cię konkretnie pobił, a do tego jesteś przemoczony i możesz się przeziębić — Pokazał palcem na rozcięcie na policzku Marka, podchodząc do niego bliżej. — Chodź ze mną a zadzwonię po taksówkę dla ciebie i oczyszczę ci rany na twarzy. Nalegam

Wahając się przez chwilę, skinął finalnie głową, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu.

— Pod warunkiem, że powiesz mi jak się nazywasz. Nie bardzo ufam obcym. Mam nadzieję, że zrozumiesz

— Jungwoo — Odpowiedział, chwytając go za dłoń i pomagając wstać z mokrej ławki. — Kim Jungwoo

Ładnie - pomyślał sobie Mark, gdy pozwalał prowadzić się poznanemu przed chwilą chłopakowi.

Kim Jungwoo, gratuluje ci zostania moim chłopakiem numer siedem

Mam nadzieję, że będziesz o wiele lepszy niż twoi poprzednicy i nie znudzisz mi się tak szybko. 






widać, że udało mi się
rozbudować fabułę na kilka
rozdziałów do przodu? 


myślę nad retellingiem po mojemu małej syrenki z markhyuckami

opinie?









  ᥫ᭡.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro