Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

²⁷ - ɪ ᴜɴᴅᴇʀꜱᴛᴀɴᴅ ɪᴛ ᴀʟʟ ɴᴏᴡ, ᴇᴠᴇɴ ɪꜰ ɪ ᴄᴀɴ'ᴛ ᴇxᴩʟᴀɪɴ ɪᴛ

↷니가 있어야 한다는 걸

──────⊹⊱✫⊰⊹──────




『instagram ✉︎ detailhun_x』

『twitter ✉︎ D3TA1LHUN』



Mark nie lubił, gdy zawracało mu się głowę pierdołami.

Cenił swój czas i oczekiwał od innych, że również będą się do tego stosować.

Każdy w ich szkole wiedział, że młodemu Lee nie przerywało się bez powodu, jeśli nie chciało się ponieść kary za fałszywe wzbudzanie alarmu.

Tak miało być również tym razem, gdy podczas długiej przerwy siedział rozwalony na schodach za szkołą, podpierając się rękoma o zimne kamienne schody, w ustach trzymając palącego się papierosa.

Nie było w tym miejscu kamer i mógł swobodnie przesiadywać tam bez wpadnięcia w kłopoty i palić papierosy w towarzystwie Lucasa, który zazwyczaj czujnie sprawdzał czy aby na pewno nikt nie proszony do nich nie szedł.

— Dlaczego miałaby mnie interesować jakaś byle bójka? — Zapytał kpiąco, lustrując stojącą przed nim dziewczynę, która nerwowo skubała rąbek swojej spódnicy, bojąc się spojrzeć mu w oczy. — Chodzisz do tej szkoły od wczoraj czy jesteś po prostu głupia?

— Przepraszam Mark oppa za zabieranie ci czasu... ale ja... — Wydukała unikając z nim kontaktu wzrokowego, zaczynając żałować, że w ogóle przyszła zawiadomić go o tym, co się stało. — Po prostu stało się coś, o czym musisz wiedzieć i uznałam... uznałam, że powinieneś wiedzieć co się dzieje

— No dobra, masz moją uwagę — Przewrócił teatralnie oczami, gasząc palącego się papierosa, otrzepując ręce i podchodząc do niej blisko, tak, by mogli stykać się czubkami butów. Robił tak często by onieśmielić swojego rozmówcę i wytrącić go z równowagi. — Słucham cię Sohee, dokładnie przez... — Wyciągnął z kieszeni telefon i odblokował by zerknąć szybko na godzinę. — Trzy minuty. Daje ci trzy minuty na zwrócenie mojej uwagi i jeśli ci się to nie uda, zafunduje ci skierowanie na korektę nosa, o której tak dawno marzyłaś

Dziewczyna słysząc co może ją czekać za karę, jeśli szybko nie powie tego, po co do niego przyszła, zaczęła coraz szybciej oddychać a jej oczy rozszerzały się z każdą kolejną sekundą.

— Za kortem do koszykówki, tam niedaleko ogrodu ktoś ze starszych klas, nie znam ich — Starała się mówić jak najszybciej tylko mogła, opowiadając jak najwięcej szczegółów i faktów, by zdążyć przekazać wszystko Markowi w trzy minuty. — Oni... oni zaczepiają Hyunsuka. Próbują założyć mu worek na głowie i nagrywają, zapewne by go upokorzyć

— Hyunsuk? —Powtórzył, gestem ręki przywołując do siebie Lucasa. — Mój Hyunsuk?

Przytaknęła twierdząco.

— Powinieneś o tym wiedzieć, dlatego od razu tu przybiegłam, by ci powiedzieć. Oni myślą, że jesteś na wagarach i nie zareagujesz, a musisz coś zrobić, inaczej go zabiją

Mark już jej nie słuchał, kiwnął tylko głową w stronę przyjaciela i obydwoje puścili się pędem w stronę boiska do koszykówki, gdzie miał znajdywać się jego były numer trzy, potrzebujący pomocy.

Miał żelazną zasadę by nie wtrącać się w życia swoich exów i wymazać ich ze swojej świadomości, jednak to czego nie mógł zrobić to pozwolić na męczenie jednego z nich, gdzie cała szkoła wiedziała by nie dotykać rzeczy niegdyś należących w pełni do niego.

Kimkolwiek byli ci głupcy, wiedzieli lepiej by nie zwracać na siebie jego uwagi, a gdy było już za późno, postanowił dać im nauczkę i zademonstrować, jak kończą śmieci brudzące jego czyste środowisko.

Będąc już niemal na miejscu, złapał jedną ze stojących przy kamiennej ścieżce doniczek z kwiatami i zamachując się, rozbił ją na głowie stojącego na środku nastolatka, głośno śmiejącego się w towarzystwie swoich dwóch przygłupich goryli.

Upadł na ziemię jak rażony piorunem, trzymając się mocno za głowę i krzycząc w niebogłosy, podczas gdy reszta towarzystwa stała i patrzyła się z przerażeniem na Marka, zupełnie jakby zobaczyli ducha.

— Mark — Wychrypiał jeden z nich, robiąc dwa kroki do tyłu. — Nie miało cię tu nie być? Nie jesteś na wagarach?

— Niespodzianka moi kochani — Schował ręce do kieszeni, podchodząc do nich bliżej i kopiąc każdego z nich w kolano, tak mocno, że upadali na ziemię jak domino. — Dlaczego męczycie mojego byłego chłopaka? Co ja wam mówiłem o dotykaniu moich rzeczy? Czyżbyśmy się gdzieś po drodze nie zrozumieli?

Jego palce wplątały się w ich włosy, chwytając je mocno, pociagając z całej siły w dół, a następnie w bok by ich głowy zderzyły się ze sobą głośno.

Lucas zdążył już zdjąć z Hyunsuka worek i uwolnić mu ręce związane kolorowym sznurkiem.

Miał podbite oko a z jego nosa ciurkiem leciała krew.

Gdy zobaczył Lee i jego przyjaciela, myślał że się przewidział i zaczyna powoli umierać, albo jego mózg się wyłącza i płata mu figle.

Z jakiej racji niby on miałby tu być i go ratować gdy ostatni raz rozmawiali jakiś rok temu, jak nie lepiej?

To nie było w jego stylu.

— Jak się czujesz? —Zapytał, zerkając na niego przelotnie, wciąż krążąc wokoło dwójki klęczących chłopaków niczym pirania, zastanawiając się, co ma z nimi zrobić, by chociaż w połowie odwdzięczyć się za to, co zrobili.

— Trochę boli mnie głowa i nos, ale poza tym w porządku — Posłał mu słaby uśmiech, sycząc cicho z bólu i łapiąc się za podbite oko.

To wystarczyło Markowi, by wiedział, co ma robić.

— Bierz go do pielęgniarki i wróć tu zaraz, a ja zajmę się moimi nowymi przyjaciółmi — Polecił Chińczykowi, samemu podciągając rękawy swojej koszuli od mundurka i wyciągając z kieszeni papierosa, którego podpalił, mocno się nim zaciągając. — Co powiecie na to, byśmy zagrali sobie w grę i zobaczyli, jak twardzi będziecie teraz, huh? Oczywiście ja zaczynam













Gdy zobaczył Lucasa niosącego jakiegoś chłopaka z kortu do koszykówki, wyczuł, że nie może to być coś dobrego i zapewne miał z tym doczynienia Mark, którego nie widział.

Najdyskretniej jak tylko potrafił, otworzył drogę Chińczyka, co chwila zerkając za siebie czy nie widzi go jakiś nauczyciel.

Była co prawda przerwa, jednak nie mogli być o tej godzinie na zewnątrz i jeśli nie chciał zostać ukaranym, za niesubordynację, musiał niczym rasowy szpieg z filmu akcji, robić dziwne uniki i slalomy by zostać niezauważonym.

— Gdzie ten idiota jest? — Mruknął pod nosem, rozglądając się bacznie, jednak po Lee nie było ani śladu.

Nie widział go przy boisku do koszykówki ani przy marmurowej fontannie i miał już wrócić do szkoły, rezygnując ze swojej spontanicznej misji, gdy usłyszał stłumiony krzyk wydobywający się zza wielkiej magnolii, która rosła naprzeciw boiska, a którą wcześniej przeoczył.

Niesiony intuicją, pobiegł w tamtym kierunku i jak zwykle, nie mylił się, gdy zobaczył dobrze mu znaną sylwetkę stojącą do niego tyłem.

Pochylał się nad jakimś chłopakiem, który trzymał się za prawy policzek, z którego leciała krew a przy okazji starając się powstrzymywać łzy, które i tak leciały mu rzewnie po twarzy.

Na palcach, powoli zbliżał się coraz bliżej nich, chcąc podsłuchać o czym mówią, nim wykona jakikolwiek ruch.

— Nigdy nie zrozumiem tego, co wam chodzi po głowie, gdy robicie głupoty, za które bardzo dobrze wiecie, że zostaniecie ukarani — Cmoknął, przekręcając głowę na bok, a w jego dłoni zalśnił scyzoryk, cały ubrudzony ciemnoczerwoną cieczą. — Wiedzieliście, że mogę się tu gdzieś kręcić a mimo tego, i tak go zaczepiliście. Jakie to jest kurwa śmieszne

Złapał go mocno za szczękę i przejechał ostrzem po policzku, z którego od razu zaczęła lać się krew, a chłopak zaklął głośno, próbując się uwolnić, co nie pomogło mu, gdy Mark od razu kopnął go dwukrotnie w podbrzusze i zacieśnił swój uścisk.

Donghyuck miał dość biernemu przyglądaniu się i postanowił wreszcie zainterweniować, gdy uznał, że widział już wystarczająco.

Złapał go mocno za lewą rękę i z całej siły pociągnął do tyłu, aż ten lekko się zachwiał, zabierając mu z drugiej ręki scyzoryk, który wyrzucił za siebie.

Gdy upewnił się, że tamten uczeń już uciekł, puścił Lee i stanął przed nim, zakładając ręce na biodra.

— Pojebało cię? Co ty robisz? — Krzyknął Hyuck ostro. — Przecież on będzie miał blizny, nie pomyślałeś o tym? Jak dyrektor się dowie, to masz przejebane, policja cię złapie i pójdziesz siedzieć

To co mówił, zdawało się jakby do niego nie trafiać.

Nieobecny wzrok, szybki oddech i zaciśnięte dłonie w pięści.

Zupełnie jakby Mark nie kontaktował i nie był świadomy tego, co się działo.

A może jednak był świadomy i właśnie to, co zrobił sekundę później było tego potwierdzeniem?

Co, jak on wiedział, że robi mu krzywdę i robił to celowo?

— Mark, idioto. Mówię do ciebie, słyszysz mni... — Nie dokończył, padając na ziemię, powalony prawym sierpowym, wycelowanym w sam środek jego szczęki.

Przeszył go tępy ból, jakby został trafiony obuchem, a z ust zaczęła sączyć się krew, przez język który odruchowo przygryzł, gdy upadał.

Mark ukucnął przy Donghyucku, pochylając się nad nim tak, by mógł z łatwością usłyszeć jego półszept, który w jego uszach brzmiał równie przerażająco co cios, który przyjął na twarz.

— Posłuchaj uważnie tego co mówię, bo najwidoczniej musisz się jeszcze wiele nauczyć skarbie — Powiedział przez zaciśnięte zęby, mrużąc delikatnie oczy. — To, że mi się podobasz, nie daje ci prawa do wtrącania się w moje sprawy i robienia tego, co chcesz. Jeśli myślisz, że magicznie sprawisz, że będę grzecznym oppą, gotowym biec za tobą jak piesek to mam dla ciebie przykrą wiadomość; żaden z was nie jest w stanie mnie udomowić i rozstawić po kątach. Przeszkodź mi jeszcze raz a twoja piękna twarzyczka ulegnie takim zmianom, że braciszek nie będzie mógł już nigdy cię poznać — Poklepał go lekko po policzku, śmiejąc się maniakalnie, nim postanowił wrócić jakby nic do szkoły, gdzie czekał na niego Lucas, z ciuchami na zmianę i nauczycielami, którzy skłonni są potwierdzić każde alibi chłopaka jakie sobie tylko wymyślił.

Z kolei Hyuck nie był w stanie poruszyć się przez pierwsze kilka minut, sparaliżowany strachem, który trzymał go mocno w swoich szponach.

Nigdy w życiu się tak nie bał jak teraz, mimo wielu nieprzyjemnych akcji, których był uczestnikiem w swojej poprzedniej szkole.

Nie traktował do tej pory Marka jak zagrożenia, którego trzeba się bać - aż nie zobaczył tego wzroku, pustego, przepełnionego nienawiścią i złością wzroku, którego nie zapomni aż śmierci.

Dotarło do niego, że zemsta którą mu przysiągł te kilka miesięcy temu nie mogła się ziścić, dopóki Lee nie zapanuje nad sobą i nagle słowa Moojina, które wypowiedział do niego podczas ich konfrontacji u dyrektora były prawdą i Mark był potworem z piekła rodem którego nikt nie będzie w stanie okiełznać.







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro