
¹⁴ - ɪ ᴅᴏɴ'ᴛ ᴋɴᴏᴡ ɪꜰ ɪ ʟɪᴋᴇ ʙᴇɪɴɢ ᴀꜱꜱᴏᴄɪᴀᴛᴇᴅ ᴡɪᴛʜ ᴛʜɪꜱ
↷ 니가 있어야 한다는 걸
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
— Zapytałbym cię, dlaczego tak nerwowo chodzisz w kółko, co jakiś czas zerkając na zegarek, ale coś czuję, że odpowiedź jest nie do końca normalna; tak jak ty
Donghyuck prychnął głośno na słowa swojego sąsiada, posyłając mu zirytowane spojrzenie.
Zaprosił go do siebie, by ten go wysłuchał oraz trochę doradził.
Mógłby poprosić o to Jungwoo, jednak wolał z nim nie rozmawiać na niektóre tematy, zwłaszcza, jak tyczyło się to pewnego osobnika, na punkcie którego dostawał fiksacji.
Nie chciał mieć przed nim żadnych tajemnic i czuł w głębi serca, że zachowuje się nie do końca w porządku, nie uwzględniając go w dzisiejszej dyskusji.
— Dziękuję bardzo drogi sąsiedzie za twoją opinię, która nie jest mi do niczego potrzebna
— Więc w takim razie, czego chcesz ode mnie?
— Potrzebuje z kimś pogadać na temat tego śliskiego pasożyta... — Burknął z nieukrywaną niechęcią, przeszukując zawzięcie górną półkę swojej szafy — Jesteś jedynym normalnym znajomym, jakiego posiadam
— I poza Jungwoo jestem jedynym twoim znajomym — Dodał na wpół żartobliwie, śmiejąc się krótko
Seungyoun miał poniekąd rację.
Haechan nie ufał ludziom na tyle, by się z nimi zaprzyjaźnić.
Obdarzanie obcej osoby swoim zaufaniem było dla niego nie lada wyzwaniem, zważywszy na sam fakt, że od kilku lat miał przy sobie Euijina, który irytował go samym istnieniem.
Starszy z braci chciał być dla niego przykładnym, zastępczym rodzicem, troszczącym się o niego, jednak jedynym, do czego był w ostatnich chwilach zdolny, to podnoszenie mu ciśnienia.
Wiecznie komentował to, że ten nie chce sprzątać, nie potrafi też gotować oraz zbyt dużo pyskuje.
Zawsze odpowiadał mu tym, że nie jest babą, by sprzątał a zbyt duży język odziedziczył po nim i wszelkie reklamację powinien kierować do samego siebie.
W dodatku miał obok siebie Jungwoo, który pomagał mu w domowych obowiązkach oraz sąsiada, który doglądał, czy Hae nie umarł, zasypany przez śmieci nagromadzone pod łóżkiem w jego pokoju.
— Więc.. co tym razem wymyślił twój Rudolph Valentino?
Lee spojrzał na niego pobieżnie, trzymając dwie niemal takie same bluzki, mamrocząc przy okazji coś pod nosem, czego Seungyoun nie był w stanie zrozumieć.
Kręcił się po pokoju, próbując przygotować dla siebie coś na styl outfitu, zachowując się jak nawiedzony.
— Po pierwsze, to nie jest mój Valentino — Zaczął, odrywając się na chwilę od swojego zajęcia, by pogrozić mu palcem — Jest zbyt brzydki, by zasłużyć sobie na ten tytuł. Po drugie, to ten kretyn zakablował na mnie do pana Changa, zasrany konfident
Donghyuck czuł w sobie rosnącą złość, ilekroć tylko ktoś wspomniał o Marku.
Jego głos był dla niego niezwykle denerwujący, osobowość narcystycznego lalusia, który myślał, że każdy musi mu się podporządkować i robić, co tylko chce.
Nie liczył się ze zdaniem nikogo, robił to na co miał ochotę, nie pytając drugiej osoby o zdanie.
Nienawidził go całym sercem i gdyby nie zemsta, której przysiągł dokonać, najchętniej dałby mu w twarz.
— I co? Masz iść do niego na dywanik, gdzie będziesz robił karne pompki?
— Czy ten gnój myśli, że wszystko mu wolno? — Wykrzyczał głośno, trzaskając drzwiami od szafki, by następnie rzucić się ze złości na łóżko, gdzie siedział cały czas Cho — Siedzi sobie w willi, jak zaginiony brat Kardashianek, gdzie nie musi się martwić o nic. W ogóle widziałeś jego dom?
— Widziałem i nawet kilka razy tam byłem
— Co ty tam robiłeś? — Zapytał pretensjonalnym głosem, szybko podnosząc się do siadu, gdzie zaczął mierzyć go intensywnym spojrzeniem — Nie mów mi, że ta gnida ciebie też omamiła
Automatycznie poczuł się dotknięty przez słowa swojego sąsiada i był o krok przed zapowietrzeniem się, zaś jego oczy zaczęły piec, od wytrzeszczania ich bez mrugnięcia.
— Najpierw spróbuj się tak nie pompować, dobrze? — Zasugerował, powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem w stronę młodszego sąsiada, który wyglądał dość komicznie — Wyglądasz jak porzucone dziecko umpa lumpasów
Donghyuck wziął kilka głębokich oddechów, chcąc się uspokoić jak najszybciej.
Przebywanie w towarzystwie Marka wyzwalało w nim same najgorsze cechy i kwestią czasu było, nim zejdzie na nerwicę.
— Jestem spokojny, możesz mówić
— Na pewno? Z psychicznymi nie gadam — Powiedział, odsuwając się na drugi koniec łóżka, widząc kątem oka, jak ten waha się nad kopnięciem go w kostkę, co robił dość często
— Przysięgam na brata
— Ale ty go nienawidzisz przecież...
— JESTEM SPOKOJNY!!! — Krzyknął po raz kolejny, wymachując przy tym rękoma, jak oszalały — Gadaj mi w tej chwili Seungyoun
— Jestem starszy od ciebie, bachorze — Poprawił go, wyjmując swój telefon z kieszeni, chcąc sprawdzić godzinę
— Hyung — Powiedział po kilku sekundach ciszy, z wyraźnym grymasem wymalowanym na twarzy — Co robiłeś w domu tego pasożyta??
— Byłem u jego brata, nie u niego samego. Tego pasożyta, jak go nazwałeś barwnie, widziałem może ze dwa razy
— To coś ma brata? — Zamrugał kilkukrotnie oczami, nie takiej odpowiedzi się spodziewając — Od kiedy?
— Ma i to całkiem ładnego — Parsknął śmiechem i pokręcił głową — Ale coś rzadko go widać, bo młodszy Lee mieszka sam
— Mając takiego brata, jak Lord Voldemort nie można być przystojnym, to się nie pokrywa ze sobą — Mruknął, podnosząc się z łóżka i z powrotem powędrował pod szafę, wyciągając z niej coraz to większą ilość ubrań, które rzucał na podłogę, lub za siebie, gdzie z nieukrywanym zaciekawieniem przyglądał mu się Cho.
— Hyuckie, sąsiedzie mój kochany, co ty robisz?
— Ubrań szukam, nie widzisz? — Odpowiedział krótko, nogą rozwalając kupkę ubrań, która utworzyła się przed jego stopami.
— A tak dokładnie? Bo nago jeszcze tu nie chodzisz...
— Idę z tą gnidą na spacer — Wycedził z jadem w głosie — Wymusił na mnie pójście na randkę, więc muszę jakoś wyglądać
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro