014
— Nie wierzę ci.
Razem z tymi słowami, w Jaebumie coś pękło. W jednej chwili potrafił sobie wyobrazić, co przez ten cały czas czuł młodszy. Jak to jest, gdy ktoś cię rani. Jak to jest, kiedy nie masz siły bronić swojej racji. Jak to jest, kiedy nie masz ani trochę wsparcia. Zwykłe słowa trafiły do niego na tyle, że nawet nie zorientował się, kiedy po jego policzkach zaczęły spływać małe strumienie. Sam Choi był niesamowicie zaskoczony reakcją Ima. Nie mógł sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatni raz widział łzy byłego chłopaka.
To jednak w tej chwili nie miało znaczenia. Youngjae, pociągając nosem przysiadł się odrobinę bliżej, po czym położył dłoń na szyi starszego i przyciągnął go do siebie, po czym przytulił do swojej klatki piersiowej. Wydawało mu się, że właśnie tego było potrzeba Jaebumowi i nie mylił się.
Siedzieli w ciszy przez dłuższą chwilę, próbując się uspokoić. Nie chcieli pokazywać swojej słabości, jednak to i tak teraz zupełnie nie miało sensu. I szczerość, prawość i prawdziwe ja w tej rozmowie się liczyło. Łzy pokazywały uczucie, którego im zabrakło, by podtrzymać to wszystko. Mniejszy wziął głęboki wdech, by już opanować się i zabrać głos.
— Jaebum, ja po prostu tego nie widzę. Nie widzę prawdy w twoich słowach — szepnął, nie spoglądając na niego. — To wszystko przeczy same sobie — wydusił z siebie, na co Im pokręcił głową.
— Ale ja cię naprawdę kochałem, Youngjae — rzucił na swoją obronę. — Kochałem cię od samego początku, jak byliśmy jeszcze gówniarzami i nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Gdybym nie był, jaki jestem, kochałbym cię nadal. Gdybym rodzina nie była moim priorytetem, kochałbym cię nadal jak szalony — podniósł się, spoglądając młodszemu w oczy, na co ten nie wiedział, co powiedzieć.
Tak naprawdę słowa starszego nic nie zmieniały, jednak... Choi chyba właśnie to chciał usłyszeć przez ten cały czas. Właśnie w tej chwili zdał sobie sprawę, że to było jego pragnienie, które jako jedyne mogło zostać spełnione w tej chwili. W moment zapomniał o wszystkich złośliwościach, o wszystkim złym, co zrobił mu Im. Nie potrzebował więcej. Mógł już umierać.
Nie mógł nic na to poradzić, jednak jego oczy opuściły kolejne słone łzy. Teraz czuł się spełniony. Nie płakał z nieszczęścia, jednak przez to, że były partner wreszcie powiedział mu szczerą prawdę. W ich relacji nie było więcej kłamstwa. Mogli się rozejść pogodzeni. Swoimi delikatnymi dłońmi złapał za te Ima, jak on to robił jeszcze chwilę wcześniej. Spojrzał na niego, kiedy ten zdziwiony wlepiał w niego wzrok swoimi czerwonymi od płaczu oczami. Choi mimowolnie uśmiechnął się pierwszy raz od tak długiego czasu. Pierwszy raz nie czuł tego nieprzyjemnego napięcia kłótni. Spokojnie mógł wykonać ten szczery gest do starszego, wypowiadając cicho słowa;
— Dziękuję, Jaebum, naprawdę dziękuję — szepnął, po czym przymknął oczy, a spod ich powiek wyleciały kolejne dwie kropelki wody, jeszcze bardziej mocząc przebarwioną skórę policzków Youngjae.
* * *
Można jednoznacznie stwierdzić, że pomiędzy Imem, a Youngjae wszystko zostało naprawione. Jeszcze naprawdę długo rozmawiali, by tylko zrozumieć siebie jak najlepiej i żeby sobie wytłumaczyć wszystko, co nie zostało nigdy poruszone bądź wytłumaczone. Youngjae był zadowolony z rezultatu rozmowy już wtedy, gdy Im mu wyznał prawdę o swojej miłości, jednak nie powiedział tego na głos. Chciał usłyszeć więcej. Chciał naprawdę to rozstrzygnąć. Na jego szczęście — dokładnie tak było.
To nie wniosło zbyt dużo. Ani Jaebum nie porzucił rodziny po rozmowie, ani Youngjae nie zmienił podejścia do tego wszystkiego, jednak to nadal było coś. Czuli się po prostu, jakby mieli czyste sumienia i to było tym, co chcieli osiągnąć. Teraz nieważne, co przyniesie życie, żaden z nich nie będzie żałował, ponieważ pogodzili się.
Nie trudno się domyślić, Choi, tak jak planował, przeprowadził się. Przeprowadził się pod miasto, gdzie miał więcej spokoju, był daleko od wszystkich zmartwień, chociaż zakup nowego mieszkania i tak był bez sensu na tą chwilę. Jednak co na to poradzić? Im przy okazji zaproponował swoją pomoc w przewiezieniu tam rzeczy, jednak gdyby nie patrzeć, w pierwszej chwili Youngjae przeprowadzał się, by uciec od Jaebuma. Jednak teraz... Chyba nie było takiej potrzeby. Przecież byli pogodzeni.
Ale czy to znaczy, że wszystko kończy się kolorowo?
Oczywiście, że nie.
Pogodzenie, pogodzeniem, jednak nie utrzymywali zbytnio ze sobą kontaktu więcej. Przecież tamta rozmowa nie była żadna deklaracją lepszego życia. Nie obiecywali sobie niczego. Po prostu zrobili to, by później nie żałować, że nigdy się nie pogodzili. I później było widać tego skutki.
Każdy z nich ponownie zajął się swoim życiem — Im zajął się pracą i rodziną. Za to Choi ułożeniem sobie życia od początku. Nie wiedział, czy jest mu to koniecznie potrzebne, albo czy zdąży, jednak próbował. Nadal nie miał nikogo, jednak niespecjalnie się tym przejmował, z resztą jak zawsze. Od tylu lat był samotny. Nigdy nie mógł liczyć na rodzinę, ponieważ takowej nie miał, a z nikim innym niż Jaebumem nie miał kontaktu. Chciał spróbować żyć na nowo. Wtedy, gdy miał czas na zastanawianie się nad wszystkim, myślał, czy nie mógł otrząsnąć się już dawno i pójść w ślady Ima — ułożyć sobie życie na nowo. Spróbować z kimś innym... Możliwe również założyć rodzinę. Jednak to i tak nie miało prawa bytu. Pogodził się z niemożnością zdobycia byłego partnera dla siebie, jednak jego serce nadal należało do niego. Mógł zgodzić się na brak uczuć z drugiej strony, jednak tych swoich nie mógł się pozbyć. Dlatego nie chciał próbować czegoś, z czego będzie później się chciał wyplątać. Dla niego nowy związek z uczuciami skierowanymi w stronę innej osoby, niż z którą się umawia, nie jest w porządku. Ale nie odrzucił tej wizji. Nadal nad tym myślał, a nawet nie wiedział, że i tak mu się nie opłaca. Nie miał po co. Z resztą, gdyby chociaż wiedział, co się z nim dzieje.
Kiedy jednak zaczął zdawać sobie sprawę, co się z nim dzieje, w pierwszym momencie przeraził się. Nie wiedział, co ma zrobić, jak się zachować, czy powiedzieć komuś, poprosić o pomoc, czy siedzieć cicho. Po czasie jednak, kiedy oswoił się z tym, zrozumiał, że tak musi po prostu być. Dlatego wtedy zachował spokój i nie martwił się. Nie bał się.
Z czasem spokój Choi został jednak poruszony, gdy ten zaczął co raz częściej źle się czuć. Miał wątpliwości. Miał wątpliwości, czy powiedzieć Jaebumowi, czy też nie. To, że nie pójdzie do szpitala zbadać się, było pewne. Choi był na tyle uparty, że naprawdę w życiu nie dałoby się go przekonać do badania, nawet gdyby umierał.
Youngjae nie chciał umierać.
Bał się umierać.
— Jaebum, proszę, przyjedź do mnie... — wyszeptał do telefonu, zapisując się na sekretarce, podczas gdy Jaebum prawdopodobnie nie mógł od niego odebrać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro