012
— Co tam słychać u Youngjae? — Jaebum usłyszał przy stole ze strony swojego ojca przy rodzinnym obiedzie.
Przy okazji niedzieli, rodzice Ima wpadli do nich, dawno ich nie było. Byli zajęci swoim życiem, do tego dosyć zapracowanym życiem. Nigdy nie było ich w domu, nawet gdy Jaebum dorastał. Dlatego też nie znali większości jego znajomych, nie wiedzieli co się dzieje, czy co ich syn robi. Jedynie kogo znali dobrze, lubili i tolerowali był Youngjae, mimo że z nieciekawego towarzystwa. Dlatego nigdy nie zapominali zapytać również i o niego.
Jaebum spiął się nieznacznie, słysząc imię swojego byłego partnera, przy czym odchrząknął cicho, ponieważ inaczej zakrztusiłby się tym, co miał w buzi.
— Youngjae zajmuje się własnym życiem — odpowiedziała pośpiesznie Neulsoo z sztucznym uśmiechem na twarzy. Czy ona naprawdę musiała się tak zachowywać względem mężczyzny?
— Pytałem Jaebuma — zbeształ ją stary Im, który od samego początku nie lubił żony syna.
Tylko co on miał mu powiedzieć? Tak naprawdę nie widział się z brunetem już spory kawałek czasu. Po tym wszystkim... Choi nawet nie chciał go widzieć na oczy. Tak jednak nie mógł powiedzieć, a gdyby to zrobił, reszta również dociekałaby, co Jaebum ma na myśli. Dlatego odrzucił od razu ten pomysł, musiał wymyślić coś innego.
Youngjae pewnie na złość by wykrzyczał prawdę.
Palacz może i był teraz tym wszystkim zraniony, ale zachowywał się niedorzecznie. Zaczął traktować Ima jak wroga, ale komu się dziwić. Starszy potraktował go wręcz jak zabawkę, co jeszcze bardziej złamało Youngjae serce.
— Tak naprawdę nie wiem, co słychać u Youngjae. Nie odzywa się, najwyraźniej jest zajęty, nie mam z nim nawet kontaktu — powiedział po chwili, wzruszając ramionami.
— Mówiłam, powiedziałam to samo — rzuciła, przechwalając swoją racją brunetka po prawej Ima.
— Jak ja nienawidzę, kiedy ktoś odzywa się nieproszony — tym razem rodzicielka mężczyzny odezwała się, kręcąc głową, na co Neulsoo zrobiło się przykro.
Razem z tymi słowami kobieta z impetem wstała od stołu, po czym wymaszerowała z pomieszczenia, na co Im westchnął tylko głośno. Od samego początku atmosfera była tak cholernie napięta, że Jaebum od samego początku wiedział, do czego to będzie prowadzić. Przede wszystkim jego rodzice nie odwiedzali ich ze względu na Neulsoo, której nie trawili. Nie chcieli sobie psuć humoru, w ich mniemaniu, tą pustą lalą, która nic szczególnego nie osiągnęła.
Państwo Im nadal zastanawiali się, dlaczego Jaebum zdecydował związać się z tą kobietą. Chęć założenia "prawdziwej" rodziny nie tłumaczyła ich zdaniem okoliczności, w jakich rozstał się z palaczem, to było absurdalne. Nigdy jednak nie było okoliczności, w których można by o tym normalnie jak ludzie porozmawiać.
— Nareszcie stąd wyszła — mruknął najstarszy z pozostałej przy stole trójki. — myślałem, że będę nadal musiał na nią patrzeć.
— Tato, uważaj na słowa — spojrzał na niego. — Nie mów tak o mojej żonie — podniósł głos, wyraźnie już zdenerwowany.
Brunet nie życzył sobie, żeby ktoś tak zwracał się do matki jego córeczki. Kochał ją i nie miał zamiaru słuchać obelg w jej stronę. Chyba ją kochał... Tak mu się wydawało. To znaczy... Kochał ją na pewno, tylko co z Youngjae?
— To ty lepiej patrz na to, jak zwracasz się do swojego ojca. Po tylu latach nie rozumiem nadal, dlaczego zostawiłeś Youngjae. Nie wiem, w czym jest lepsza od niego
—
prychnął.
To prawda — rodzice Jaebuma zawsze wspierali ich związek, mimo że był dosyć nietypowy. Jednak dla nich odmienna miłość nie była przerażająca. Po tym, jak zwracają się do Neulsoo, można by stwierdzić, że są niemili, wredni, jednak nie było tak do końca. Byli naprawdę wyrozumiali i czuli, jednak ich zdaniem zostawienie Choi bez uzasadnienia, jednak by rzekomo założyć rodzinę, było największym błędem w jego życiu.
I to nie tak, że wszystko było dla nich problemem. Ich jedyna wnuczka była dla nich całym światem, naprawdę ją kochali. Jednak czy żeby mieć dziecko, konieczne było zakończenie tamtego związku?
— Nie będę z tobą o tym rozmawiał, to jest skończony temat, rozumiesz? Youngjae już nie ma w moim życiu, nie możesz się z tym pogodzić? — mówił niespokojnie. Ten temat był dla niego dosyć niewygodny.
To podłe spędzić z kimś cudowną i łudząco obiecującą noc, a później powiedzieć komuś, że nie ma miejsca w twoim życiu dla tej osoby. Jednak nie mógł postąpić inaczej, nawet jeżeli chodzi o jego zadeklarowanie braku uczuć do Youngjae jemu samemu. Nawet nie można powiedzieć, że chodzi tu o wybór pomiędzy uczuciami, a rozsądkiem, bo ze strony starszego żadnych uczuć nie było. To wszystko było winą Youngjae. To on sobie ubzdurał nie wiadomo co. Im w życiu nic mu nie obiecał.
Zostało ci kilka miesięcy ze mną, Choi Youngjae.
Zignorował te zdanie. Przypomniała mu się najgłupsza rzecz, jaka mogła mu się przypomnieć. To było tylko takie gadanie. Przepraszam, nawet nie można tak tego ująć. W życiu nie powiedział tego na głos. I dobrze, bo byłoby to głupie, a pomyślał o tym w ten sposób przez emocje, panikę.
Idiota.
Im nie potrafił wysiedzieć również dłużej przy tym stole, opuścił pomieszczenie. Był zdenerwowany tym, jak wszyscy go traktują, jak na niego naciskają. To jego życie, jego wybór. Chciał być wolny, tymczasem każdy mu dyktował, jak ma żyć.
***
Wykręcił numer, po czym, przyłożył telefon do ucha, przyciskając go barkiem. Im jak zawsze, wolał zwyczajnie nie narażać się na niebezpieczeństwo, gdy prowadził samochód, mimo że w ogóle nie powinien korzystać z telefonu. Zdziwiony, kiedy połączenie od razu rozłączyło, wziął telefon do ręki i popatrzył na wyświetlacz. Dlaczego Youngjae nie odbierał od niego?
Nie mogł odrzucić od razu, bo musiałby trzymać telefon w ręku. Youngjae nie używał go zbytnio, jedynie gdy była taka potrzeba, więc to odpadało. Zablokował jego numer? To było jedyne, co przeszło przez myśli Ima. Podejrzewając, że rzeczywiście tak jest, zrobiło mu się przykro. W prawdzie, ponad miesiąc się z nim nie kontaktował. Nawet po tym poranku, gdy Choi sprzedał mu liścia, nie raczył nawet przeprosić jeszcze raz. Dlatego Jaebum był zaskoczony tym, że tak nagle jego numer mógł zostać zablokowany. Może nie nagle, ale jednak.
Chciał zwyczajnie zawiadomić bruneta, że wybiera się do niego, jednak zepsuł sobie tylko humor. Dlaczego zablokował jego numer?
Stwierdził, że skoro Choi nie chce z nim rozmawiać, nie miał jak się z nim skontaktować, to będzie miał niespodziankę. Zaczął z czasem martwić się o palacza, który nie dawał żadnych znaków życia. Z resztą, dlaczego miałby? Tak jak w życiu Ima nie miał miejsca, tak samo nie musiał mu o sobie przypominać i nie chciał tego robić. Przyzwyczajenie i przywiązanie jednak tak naprawdę nie pozwalały odciąć się starszemu od byłego partnera.
Mężczyzna zaparkował pod blokiem Choi, wiedząc, że porozumienie się z nim nawet teraz, po tak długim czasie nie będzie takie łatwe, jak mogło się wydawać. Można by powiedzieć, że zachowywali się nadal jak głupie nastolatki, które ciągle się kłóciły, jednak tu już nie chodziło o żadne błahostki.
Gdy wszedł do klatki, poczuł jak stres go zżera od środka. Miał świadomość, że najprędzej zostanie zwyzywany, nawet nie wpuszczony do środka, a wszyscy sąsiedzi będą już wiedzieli wszystko o ich prywatnym konflikcie. Stojąc pod jego drzwiami, westchnął cicho, z początku pukając trzy razy spokojnie w drewno. Zastała go jednak tylko i wyłącznie cisza. Nie wierzył, że bruneta nie ma w domu. Choi nie wychodził z niego wcale, tylko sporadycznie, na pewno znajdował się w domu. Wyciągnął rękę w stronę dzwonka, jednak nadal nic.
— Co do cholery... — szepnął pod nosem zdziwiony. Młodszy musiał być w domu.
Zapukał jeszcze raz, tym razem głośniej. Zaczęło mu to powoli działać na nerwy, a nawet mógł sobie dać rękę uciąć, że słyszał jego kroki. Na sto procent tam był. Nie mogło go nie być.
— Youngjae, wiem że tam jesteś — rzucił, będąc pewnym, że ten go słyszy. — Otwórz mi, chcę zwyczajnie porozmawiać z tobą.
Z czasem, gdy nawoływał go, pukał coraz głośniej, ciągle dzwonił, naprawdę się zdenerwował, przy czym stał się uporczywy. Wiedział bardzo dobrze, że tam jest, a ignorował go. Nawet żeby nie robił zamieszania, mógł wpuścić go do środka.
— Do cholery jasnej! Youngjae otwórz mi wreszcie te drzwi! — krzyknął nareszcie, łapiąc się za głowę. Miał tego wszystkiego powoli dosyć.
— Czego pan tak wali w te drzwi? Niech się pan już uspokoi, nie można normalnie wysiedzieć — mruknął niemiło starszy mężczyzna, przechodząc zaraz obok Jaebuma.
— Niech się pan nie miesza w nieswoje sprawy — naskoczył na niego, nie siląc się nawet na spokojny ton, na co staruszek pokręcił głową.
— Jeżeli sąsiedzi nie maja się mieszać, to nie przenoście swoich problemów na klatkę schodową — dogryzł, na co Jaebum już prawie nie wytrzymał, jednak jego uwagę przyciągnął chrzęst zamka, po czym drzwi przed nim otworzyły się.
W progu stanął Youngjae, na co Im odciągnął swoją uwagę od sprzeczki z mężczyzną. Chciał coś powiedzieć, jednak ten go wyprzedził.
— Wejdź do środka i nie rób więcej scen — wycedził przez zęby.
***
Nic ciekawego się nie stało, ale oszczędziłam wam płakania na dzisiaj.
Jutro już tak miła nie będę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro