Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

010

— Proszę, nie tłumacz się, bo jeszcze ci uwierzę. Czasami naprawdę żałuję, że nigdy nie pozbyłem się reszty uczuć do ciebie — z tymi słowami Choi nie wytrzymał, musiał wyjść z kuchni. Nie chciał po raz kolejny pokazywać Imowi swojej słabości. Nie chciał, aby widział, że kolejny raz przez niego płacze.

Jaebum był zdziwiony reakcją na jego słowa. Chciałby się przyznać, że chociaż odrobinę go rozumie, ale nie rozumiał go wcale. Coś mu ciążyło na duszy, jednak zdawało mu się, że Choi nie chce z siebie tego wydusić, tylko będzie to w sobie kisił aż do śmierci.

Im wstał z krzesła i westchnął głośno, ruszając za młodszym. Nie chciał teraz kłócić się z nim, ani nie chciał, by pomiędzy nimi nadal było sztywno. To byłby dla niego dramat. On naprawdę chciałby to naprawić. Albo chociażby cofnąć czas, by nie dopuścić to takiego zaniedbania ich relacji. Był wcześniej taki głupi.

Nie musiał wcale się starać, aby znaleźć palacza, bądź za nim latać. Znajdował się on w drugim pomieszczeniu, siedząc na kanapie, wtulony w jedną z poduszek. Twarz schował w rękaw bluzy, nie chcąc dać po sobie poznać, że płakał. Trzymał się ciągle wersji, że czegoś takiego nie było. Gdyby mógł, trzymałby się wersji, że Jaebuma również nie było. Jednak on był, w jego domu, w tym samym pokoju i właśnie usiadł obok niego na sofie.

— Wyjdź stąd — powiedział cicho, kiedy poczuł, jak kanapa się obok niego ugina. — Chcę teraz zostać sam...

— Youngjae, nie możesz uciekać ode mnie i od tej całej rozmowy. Wiem, że coś się dzieje, bo to widać. Czy jest we mnie coś, co ci przeszkadza, a chciałbyś o tym porozmawiać? - położył dłoń na jego plecach, chcąc dać mu odrobinę wsparcia.

— Zostaw mnie, proszę. Nie chcę o niczym rozmawiać — powiedział rozdrażniony, podnosząc się, jednak nawet nie spojrzał na starszego. — Muszę zapalić.

Choi złapał za pudełko tych samych papierosów, co zawsze i wyszedł do kuchni, znowu uciekając od Jaebuma. Otwierając je, zauważył tam tylko jedną sztukę wyrobu tytoniowego. Przeklnął w myśli na samego siebie. Przecież będę musiał zaraz iść kupić kolejne, pomyślał. Zdenerwowany tym wszystkim, ledwo co dał radę spokojnie podpalić papierosa zapalniczką. Miał ochotę rozpłakać się jeszcze raz. Pospiesznie ruszył do kuchni, będąc tam, od razu otwierając okno. Na dworze znowu padało.

— Do cholery jasnej, Youngjae!

Nie mógł na niego patrzeć. Jego zalane łzami policzki, trzęsące się ciało i ręka, która nie potrafiła utrzymać w palcach papierosa. To bolało.

Im stanął przed Youngjae, a ten jakby zwyczajnie go tam nie widział. Ustami objął filtr i zaciągnął się kolejny raz, chwilę później strzepując nadmiar popiołu. Dlaczego on to robił? — te pytanie zadawał sobie właśnie w tej chwili mężczyzna. Przecież był chory i miał stanowczy zakaz palenia, a nadal to robił. Dlaczego sam wykopywał sobie papieros po papierosie grób?

— Nie lituje się nad tobą, okej? Po prostu się martwię. To chyba normalne.

— Gówno prawda — burknął, przecierając oko.

— Możesz przestać zachowywać się jak nastolatek? — podszedł do niego, zabierając mu z ręki fajkę i gasząc ją od razu w popielniczce. — Te twoje głupie odzywki już zaczynają mnie denerwować. Dlaczego nie możesz ze mną porozmawiać normalnie, jak człowiek, bez płaczu, bez krzyku i na poziomie?

— Jaebum, naprawdę? Chcesz ze mną rozmawiać o tym, dlaczego nadal jestem w tobie zakochany? Ty tego nie widzisz, że chcę pozbyć się tych uczuć, a ty mi to cholernie utrudniasz, bo nie chcesz zniknąć z mojego życia? — po jego policzkach łzy zaczęły zalatywać już jedna po drugiej.

Coś się w nim złamało się. Jaebum pierwszy raz od tak długiego czasu usłyszał od Youngjae, że ten nadal go kocha. Nie wiedział, czy miał się bardziej cieszyć, czy obawiać i czym prędzej uciekać oraz zapomnieć o nim. Jednak w głębi siebie czuł pewnego rodzaju spełnienie, czy zadowolenie. Jakby przez cały ten czas tylko czekał na te wyznanie.

Z drugiej strony był naprawdę zdziwiony i nie wiedział, co powiedzieć. Odebrało mu mowę. Czuł się zażenowany, myśląc o tym, jakim cudem niczego nie zauważył, przy okazji bawiąc się jego uczuciami, a to nie było w porządku. Kiedy przez ten cały czas on chciał najlepiej i próbował zrobić wszystko, co w jego mocy, aby było mu lepiej, okazało się, że Jaebum był tym złym i cały czas go ranił.

— Youngjae, ja... Ja naprawdę wcześniej nie wiedziałem, że nadal mnie kochasz — odpowiedział odrobinę zbity z tropu. Nie wiedział, co mógł powiedzieć, bo był zaskoczony tą sytuacją.

Przecież... Ma żonę i dziecko, a jego były partner wyznał mu, że nigdy nie przestał go kochać. Co miał o tym myśleć? Co miał powiedzieć? Tak naprawdę znajdował się w sytuacji bez wyjścia, która przy jakimkolwiek możliwym wyjściu i rozwiązaniu, i tak skończyłaby się źle.

— Teraz już wiesz. Mógłbyś wyjść z tego domu, Jaebum?

Głośne westchnienie.

— Nie, Youngjae. Nie mogę.

— Wiem, że zależało ci, aby dzisiaj tu przenocować, ale nie wyjdzie, więc nie staraj się. Naprawdę przepraszam, powinieneś się przespać w jakimś hotelu — wzruszył ramionami, przecierając oczy ponownie.

— Nie, nie o to mi chodzi. Jak mogłeś pomyśleć, że chodzi mi teraz tylko o to, by tu przenocować?

Im usiadł obok na stołku i spojrzał na niego. Youngjae nie zwrócił na to uwagi i pociągnął nosem, spuszczając głowę w dół. Czuł się pogubiony w swoich uczuciach i nie miał na tyle odwagi, by spojrzeć starszemu w oczy jeszcze raz. Wydawało mu się, że po prostu teraz potrzebował tego, aby się ktoś nim zaopiekował bardziej, niż kiedykolwiek.

Ale nie zasługiwał na to.

Nie miał nawet prawa chcieć miłości i czułości ze strony Ima. Czuł się tak egoistycznie, przez cały czas myślał, że robi źle, że nie mógł nawet myśleć w romantyczny sposób o drugim. Ich już nic nie łączyło. Już dawno zerwali, ich drogi się rozeszły. Youngjae nadał żył przeszłością.

— Youngjae, spójrz ja mnie — polecił mu surowym głosem.

Choi bronił się. Bronił się, by tylko na niego nie spojrzeć. Chciał, ale nie potrafił. Nie potrafił spojrzeć na osobę, która zaraz wyśmieje go, wyjdzie z domu i nie wróci już nigdy. W życiu bruneta było tyle rzeczy, które zwyczajnie kłóciły się ze sobą bezustannie. Na przykład chciał kochać Ima bez skrupułów i zmartwień, ale nie potrafił i bronił się przed tym.

Bum zauważył tylko jak ten potrząsa przecząco głową jak w jakimś amoku. Nie spojrzy na niego, nie wysłucha go. Młodszy był niespokojny i rozdrażniony na tyle, że nie potrafił się uspokoić, a sam Im nie wiedział, jak nad nim zapanować. Komuś postronnemu wydawałoby się, że jest to pewnego rodzaju atak paniki.

— Spójrz na mnie, proszę — powtórzył, nie wiedząc, jak ma z nim rozmawiać.

Nadal nic.

Przysunął się do niego, kładąc rękę na jego policzku. Choi zaczął coś mruczeć, chcąc wstać, ale Im przytrzymał go za ramię. Chciał go uspokoić. Kiedyś, kiedy Youngjae był zdenerwowany, zły, czy rozdrażniony, dotyk Jaebuma mu pomagał. Zawsze działało to na niego uspokajająco. Żaden z nich nigdy nie mówił o tym głośno, ale oboje wiedzieli, dlaczego tak się działo. Starszy dobrze o tym pamiętał. Pamiętał o tym, jakby robił to ostatni raz jeszcze wczoraj. Spojrzał na jego mleczną skórę, która wydawała mu się taka sama jak te cztery lata temu, delikatna, z lekkimi przebarwieniami, ciągle naturalna.

Młodszy po dłuższej chwili poddał się. Przestał się rzucać, przestał się wyrywać. Wtulił się w kościstą dłoń byłego chłopaka, co zaczęło mu coraz bardziej przypominać przeszłość, kiedy byli jeszcze razem. Mimowolnie, bez słowa i zająknięcia po jego policzkach zaczęły lecieć znowu łzy. Chciał, aby to wszystko wróciło, chciał aby wszystko było po staremu, chciał cofnąć czas. Ciepłe kropelki powoli moczyły nawet dłoń starszego.

— Jaebum, kocham cię.

Im przygryzł delikatnie dolną wargę, odruchowo wzdychając. Jak miał mu powiedzieć, że to nie jest w porządku? Nie powinien mu odpowiadać, jednak wiedział, że jeżeli nie zareaguje, spotka się to z rozczarowaniem Youngjae. A on miał i tak już dużo zmartwień na głowie. Cholera, dlaczego to musi być takie trudne? — pomyślał gorączkowo w głowie.

Spojrzał ponownie na młodszego. Wtedy ich oczy spotkały się niespodziewane. Oczy Choi były zawsze śliczne. Im nigdy nie przestał tak myśleć, nadal dopatrywał się ich doskonałości, czy głębi. Coś z jego środka wysłało do niego niezrozumiały sygnał. To był impuls.

Jego wzrok zjechał na usta młodszego. Sam nie miał pojęcia, co kłębiło się wtedy w jego głowie. Przybliżył powoli twarz do tej drugiego tak, że mało co nie stykali się nosami. Zerknął szybko jeszcze na całą twarz Youngjae. Choi przymknął oczy, jakby czekał i wiedział już, co ma się wydarzyć.

Im naparł swoimi ustami na te jego. Na chwilę zapomniał o całym świecie, o wszystkim co się działo i o wszystkim, co jest prawdą i rzeczywistością. Ich pocałunek był drobniuteńki, nieuchwytny.

Youngjae poczuł jakby przyjemne napięcie. Naprawdę od dawna nie był tak w skowronkach, jak był teraz. Czuł się, jakby ten pocałunek był jak ich pierwszy, jak jeszcze mieli po szesnaście, siedemnaście lat. Nie usłyszał tego wprost, Jaebum nie powiedział tego, ale wydawało mu się przez chwilę, że ta czułość była przypieczętowaniem tego, że ich relacja się naprawi.

Jaki on był głupi, myśląc o tym w ten sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro