009
Youngjae po jakimś tygodniu kuracji w szpitalu wydobrzał na tyle, że mógł się już z niego wypisać. Oczywiście mógł jeszcze zostać, tak dla pewności kilka dni, aby w pełni wyleczyć zapalenie oskrzeli, ale nie byłoby to w stylu mężczyzny, gdyby w razie możliwości nie wypisał się wcześniej.
Nie podobało się to do końca Jaebumowi, ale nie próbował namówić byłego partnera do pozostania pod specjalistyczną opieką medyczną. Zrozumiał po jakimś czasie, że Choi jest dorosły i on nie da rady w jakikolwiek sposób wpłynąć na jego decyzję.
Im dużo myślał o Youngjae w ciągu tego tygodnia. Kiedy był sam myślał o tym, co było kiedyś, myślał o jego chorobie. Kiedy był przy nim, jego głowę zalewały fale idei, jak Choi ma piękny uśmiech, czy jak uroczo się złości. Już przestał bronić się przed swoimi głupimi tłumaczeniami. Czy było tak, czy może inaczej. Nie rozumiał, dlaczego dopiero teraz się nim zainteresował i nie wiedział, czy coś do niego znowu czuł, czy może nie. Nie myślał o takich rzeczach. Gdyby miał rozważać każdy problem ludzkości w swojej głowie, na nic innego nie miałby czasu.
Mimo to zdawał sobie sprawę, że nie darzył młodszego już tylko i wyłącznie przyjacielskim uczuciem, a skrywało się za tym trochę więcej, jednak nie było to koniecznie zauroczenie.
Była sobota i Im miał wolne w pracy, dlatego obiecał Jae pomóc przy powrocie z szpitala. Widział nawet z promiennego zachowania młodszego, że ten cieszył się z powrotu na swoje. Jaebumowi przez głowę przeszło, jakby Choi był takim promiennym Słoneczkiem w tej chwili. Wydawało mu się to naprawdę urocze. Wolał jednak swojego spostrzeżenia nie mówić na głos. Mimo że ich relacja poprawiła się, wolał nie próbować nazwać bruneta Słoneczkiem. Youngjae znów mógłby odebrać to w inny sposób.
— Jesteś już gotowy? Zabrałeś wszystko? — zapytał starszy, biorąc torbę, która leżała na podłodze.
— Chyba tak — powiedział, jeszcze raz rozglądając się po całej sali w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby zostać.
— W takim razie chodź, obiecałem że cię odwiozę.
Nie trzeba było mężczyźnie powtarzać dwa razy. Od razu się zabrał do wyjścia z miejsca, w którym spędził ostatni tydzień. Wstąpili jeszcze na chwilę do recepcji, aby dokończyć parę formalności związanych z wypisem i Choi tak naprawdę był wolny.
Zanim się obejrzeli, znaleźli się w samochodzie. Doszli do niego w ciszy, starszy nawet się nie odezwał, kiedy zabrał od Youngjae jego torbę i schował do bagażnika. W tym czasie młodszy usiadł już na miejsce pasażera z przodu. Zaraz za nim wsiadł Im, posyłając drugiemu delikatny uśmiech. On jednak nie odwzajemnił go. Nie czuł się w tamtej chwili promiennie, jak jeszcze przed chwilą, ani nie czuł się ponuro, po prostu nie czuł się na siłach, aby odwzajemnić tą nic nieznaczącą, drobną czułość. Nie miał na to ochoty.
Choi odwrócił głowę, wyglądając za okno. Zobaczył za nim inny samochód, a za nim jeszcze inny. Jaebum ruszył, przez co pole widzenia młodszego poszerzyło się. Teraz oprócz samochodów widział inne obiekty. Budynek szpitalu, od którego z sekundy na sekundę się oddalał, drzewa, bo szpital znajdował się na odludziu, aż nareszcie, jak wyjechali z terenu, na którym znajdowali się — jezdnia, którą śmiało można było nazwać skromną autostradą.
Oboje nadal milczeli. Youngjae wyglądał przez okno, dalej patrząc na przemijającą drogę i przejeżdżające samochody. Jaebum za to zastanawiał się, czy mógłby zapytać o coś, co nie byłoby w tej chwili zbytnio na miejscu. Był bardzo rozkojarzony tą myślą, nawet nie mógł się skoncentrować na drodze. Był przecież dobrym kierowcą, nie chciał przez tą błahostkę spowodować wypadku.
Ale czy to, że myślał o tym cały czas, było jego winą?
***
— Jak dobrze jest być w swoim domu — powiedział Youngjae, otwierając drzwi do swojego mieszkania kluczem. Naprawdę długi czas go tam nie było.
Jaebum przeszedł przez próg domu zaraz za młodszym. W rękach trzymał jego torby, bo przecież nie pozwoliłby jemu samemu ich wnosić. Choi twierdził, że była to oczywiście przesadzona reakcja.
— Może napijesz się kawy?
— Jasne.
Choi podszedł do swojego byłego partnera, chcąc zabrać od niego płaszcz. Biorąc go do dłoni, spojrzał na jego twarz. Jego uwagę przyciągnęły dwa malutkie pieprzyki nad lewym okiem. Przypomniał sobie, jak kiedyś ubóstwiał tą charakterystyczną cechę mężczyzny. Pokusił się, aby zerknąć trochę niżej. Nie był to dobry pomysł, ponieważ trudno nie było się domyślić, że Jaebum również wpatrywał się w młodszego.
To było niezręczne uczucie, kiedy ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały.
Choi odchrząknął, zaciskając palce mocniej na płaszczu i odchodząc w stronę wieszaka na ubrania, na którym miał zamiar powiesić odzienie trzymane w ręce. Czuł, jak przez jego ciało przeszedł zimny dreszcz. To nic nie znaczyło, a zadziałało na bruneta oszałamiająco.
— Przepraszam, jeżeli speszyło cię to — usłyszał za sobą cichy głos. — Nie powinienem tak robić.
— Nie no, wszystko jest okej. Nie przepraszaj za nic — roześmiał się, aby rozluźnić atmosferę. Chciał wszystko obrócić w żart. — Chodź do kuchni.
Usłyszał tylko przytaknięcie. Ruszył pierwszy, przechodząc do drugiego pomieszczenia. Chcąc uniknąć dalszej rozmowy, od razu nalał wody do czajnika i zabrał się za zaparzanie herbaty dla siebie i kawy dla Ima. Miał nadzieję, że nie pomylił się i pamiętał, jaką kawę pił jego ukochany. Z resztą - starszy nie odzywał się, chyba wszystko się zgadzało, jak widział poczynania Choi. Przynajmniej jemu się wydawało, że był obserwowany, czuł ciągle wzrok na sobie.
Chwilę później młodszy padł na krzesło obok starszego mężczyzny. Kiedy przyjrzał się jemu, wydawało mu się, jakby Im był czymś przygnębiony. Tylko Youngjae nie mógł znaleźć tego punktu zaczepienia, dzięki któremu mógłby domyślać się, co się stało z jego byłym.
— Coś nie tak? — zapytał nareszcie po chwili.
Jaebum spojrzał na niego jak wyrwany z jakiegoś transu. Jakby nie wiedział, co się dzieje dookoła.
— W sumie... Dręczy mnie pewna sprawa.
— Co takiego?
— No bo... Można powiedzieć, że jakby pokłóciłem się dzisiaj z żoną. No i zastanawiałem się, czy mógłbym u ciebie przenocować...
Youngjae wręcz zamurowało. Tego się nie spodziewał. To znaczy, domyślał się, że pomiędzy nimi nie jest najlepiej, bo starszy ciągle przesiadywał z nim, zamiast z rodziną. Gdyby byli w dobrych stosunkach, to normalne, że to z żoną i dzieckiem by spędzał czas zamiast z nim.
— Nie sprawie dużo kłopotów, to tylko na dzisiaj. Jutro wrócę do siebie. Potrzebuje tylko kanapy i koca.
— Wiesz no, powiem ci, że mnie dosyć zaskoczyłeś. — Choi był naprawdę w tym momencie zszokowany. Nie miał pojęcia, że to to dręczy Ima. Do jego uszu dobiegł głośny świst gotującej się wody. Wstał do niego, aby zalać napoje.
— Zrozumiem, jeżeli nie zgadzasz się. Wypaliłem z tym tak nagle — wzruszył ramionami.
— Nie, nie — odparł szybko, przenosząc kubki na stół. Jeden położył Bumowi wręcz pod nosem. — Po prostu to była rzecz, o której jako ostatniej bym pomyślał, że zapytasz. Oczywiście, możesz zostać.
— Dziękuję, wiedziałem, że zrozumiesz.
Razem z tymi słowami, Jaebum delikatnie podniósł się z krzesła i objął ramieniem młodszego. Youngjae zrobiło się aż ciepło na sercu. Instynktownie wtulił się w niego, chcąc, aby zostało tak na wieczność. Nie wiedział, ile to trwało czasu. Z punktu widzenia innej osoby, było to dosłownie kilka sekund. Choi przeżywał to w taki sposób, było to dla niego tak ważne, że pamiętał każdy szczegół tego uścisku. Pamiętał, co czuł, jak jego serce oszalało przez krótką chwilę, jakie ciepło biło od Ima. Trwało to dla niego wieczność i wcale mu nie przeszkadzał ten fakt.
Niestety, wszystko, co dobre szybko się kończy.
Jaebum odsunął się od bruneta, wracając na swoje miejsce. Posłał mu jeszcze uśmiech, co wcale nie podniosło Youngjae na duchu. Zasmuciło go to. Nie chciał, aby starszy się od niego odsunął. Chciał z nim tak zostać, najlepiej na zawsze. Była to samolubna myśl, ale wydawałoby się, że Choi potrzebuje nadal jego bliskości.
— Ogółem, jakiś czas temu wpadłem na pewien pomysł — zabrał głos Im, biorąc do dłoni kubek z kawą i czerpiąc z niego małego łyka. — Ale wiem, że tobie się on nie spodoba. Mojej żonie też się nie spodobał, więc już chyba po ptakach — wzruszył ramionami.
— O co chodzi? — zapytał zdziwiony. Co znowu on kombinuje? — pomyślał.
— Zauważyłem, że jesteś tutaj bardzo samotny i tak naprawdę nie masz nikogo. Teraz jeszcze ta choroba... Jakiś czas temu pomyślałem, że mógłbyś zamieszkać u nas, my byśmy ci pomagali... Ale—
W tym momencie Youngjae wstał z impetem z krzesła. Westchnął cicho, zdenerwowany.
— Jaebum, przestań. Mam już dosyć. Nie potrzebuje twojej litości, dlatego że umieram. Nie potrzebuje tego, żeby ludzie oddawali mi swoje domy, psy, dzieci, cokolwiek innego, żeby przypominali sobie o mnie, tylko dlatego, bo zaraz mnie nie będzie. Litowanie się nad kimś w taki sposób równoznaczne jest dla mnie z poniżaniem.
— Ale to wcale nie tak... — skołowany chciał się zacząć tłumaczyć.
— Słuchaj, nie rób ze mnie idioty. Gdyby nie to, że wylądowałem w szpitalu, nadal byś miał mnie w dupie. Tymczasem wtargnąłeś sobie do mojego życia ze swoimi buciorami, mieszając mi w głowie. Poza tym, myślisz, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że te twoje wszystkie kłótnie z Neulsoo są przeze mnie? Myślisz, że nie czuję się z tym źle? Ty jeszcze dajesz mi złudną nadzieję, kiedy lgniesz do mnie z dnia na dzień. Myślisz, że w taki sposób nie bawisz się moimi uczuciami?
Choi mówił szybko, z poddenerwowaniem w głosie. Nie wiedział, dlaczego tak gwałtownie zareagował. Jednak naprawdę, czasami miał ochotę wykrzyczeć Imowi, jak bardzo denerwuje go litościwe zachowanie jego i innych osób. Teraz, słysząc o tym mieszkaniu razem, po prostu nie wytrzymał.
— Youngjae, proszę, nie denerwuj się. To wszystko nie miało tak wyjść, nie biorę cię na litość, zrozum, ja naprawdę się martwię o ciebie...
Jaebum za to, nie wiedział, dlaczego młodszy tak wystrzelił i dlaczego tak nerwowo zareagował. Przez słowa byłego partnera czuł się, jakby ktoś sprzedał mu porządne uderzenie w twarz. Nie myślał, że jego staranie zostanie tak odebrane przez Youngjae. W prawdzie, zawsze mówił, co mu leży na sercu, ale tego akurat się nie spodziewał.
— Proszę, nie tłumacz się, bo jeszcze ci uwierzę. Czasami naprawdę żałuję, że nigdy nie pozbyłem się reszty uczuć do ciebie — z tymi słowami Choi nie wytrzymał, musiał wyjść z kuchni. Nie chciał po raz kolejny pokazywać Imowi swojej słabości. Nie chciał, aby widział, że kolejny raz przez niego płacze.
***
kolejny rozdział, który zalicza się do moich ulubionych, moi drodzy!
nie wiem czemu, ale no kurcze, strasznie podoba mi się ten rozdział, jest po prostu udany, jak jeden z niewielu. i nie mówię tego dlatego, bo jest długi.
ale powiedzmy, ze ten rozdział, to taki rozdział extra, jako nagroda dla was, za to, że po prostu jesteście i czytacie moje amatorskie wypociny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro