Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

008

Jaebum szedł ciemną nocą przez ciemną uliczkę, która była oświetlona tylko jedną latarnią. Zawiązał spadający szal z jego szyi, po czym poprawił okulary na nosie, które ciągle się zsuwały. Było dosyć późno, robienie projektu szkolnego z kolegą przedłużyło się o trochę dłużej, niż myślał. Do tego miał rozładowany telefon, bał się konsekwencji, jakie poniesie, kiedy wróci do domu.

Starał się o tym jednak nie myśleć. Tak właściwie, to nawet wolałby ten powrót do domu przedłużyć na jeszcze dłuższy czas, ale i tak było za dwadzieścia jedenasta, a jego dom był na drugim końcu miasta. Miał prawie siedemnaście lat, ale jego rodzice nadal traktowali go jak dziecko, w przeciwieństwie do opiekunów jego rówieśników.

Jego umysł wyłączył się, nie myślał ani o konsekwencjach późnego powrotu, ani o natłoku nauki w szkole, ani o niczym innym. Sam nie wiedział jak to się stało, ale w jego głowie zapanowała pustka, a sam on tylko patrzył na swoje buty, idąc przed siebie z plecakiem na plecach.

Chłopak idąc do przodu, nie miał nawet pojęcia, co się dzieje wokół niego. Otrząsnął się dopiero, kiedy został potrącony przez drugą osobę. Osoba, która na niego wpadła, definitywnie uciekała. Nie wpadł na niego przez przypadek. Im nawet nie zdążył spojrzeć na niższego chłopaka, by zobaczyć, czy go kojarzy.

Niższy od razu pobiegł dalej, jednak Jaebum nie chciał tego tak zostawić. Co za bezczelny, pomyślał. Pobiegł za nim, łapiąc go za ramię. Nie obchodziło go wtedy, że się wyrywał.

- Może chociażby "przepraszam"? - mruknął do zdecydowanie młodszego chłopaka. Wyglądał jeszcze na dziecko.

- Przepraszam - powiedział szybko i niechętnie. - Teraz mnie puszczaj - powiedział, dalej się wyrywając.

- Ktoś cię goni?

Im zdawał sobie sprawę, że jest coś nie tak. Czuł, jak bardzo w młodszym wszystko buzuje, jak bardzo był przesiąknięty strachem. Coś musiało się mu stać, ktoś go napadł, przecież uciekał. To nie było normalne. Jednak on nie chciał odpowiedzieć. Powoli chyba robił się zdenerwowany, nic nie mówił i jak najszybciej chciał sobie iść.

Jednak Jaebum wiedział, że potrzebował czyjejś pomocy.

- Coś się stało? Potrzebujesz pomocy? - kontynuował.

- Możesz mnie zostawić? Zrobiłem ci coś? Chce już iść.

Im westchnął.

- Chodź ze mną, zaradzimy coś na to - objął go ramieniem, chcąc przestraszonemu chłopakowi dać trochę otuchy. Kiedy ruszył, tamten ani drgnął.

- Nie wrócę tamtą drogą, nie chcę.

- Dobra, pojdziemy skrótem. Tylko uważaj, patrz pod nogi, bo jest ciemno.

Oboje ruszyli szybkim krokiem, młodszy na inne tempo mu tak naprawdę nie pozwalał. Jednak przy Jaebumie czuł się odrobinę bezpieczniej, kiedy był przy kimś, zaciągnął kaptur na głowę i nikt by nawet nie zdał sobie sprawy, że to on. Tylko co teraz? Gdzie starszy go miał zaprowadzić?

- Um... Mogę wiedzieć, jak masz na imię? - po dłuższym czasie Im zapytał, puszczając go i poprawiając okulary. Szli dalej, a młodszy nie obdarował go nawet spojrzeniem.

- Youngjae - odpowiedział.

Imię te zabrzmiało w głowie starszego. Podobało mu się. Wydawało mu się, że jest ono delikatne, a jego posiadacz musiałby być wrażliwy i cichy. Poza tym, odkąd pamiętał, zawsze podobała mu się sylaba "Jae", była urocza. Włożył ręce do kieszeni, wracając do rzeczywistości. Zaczął się zastanawiać, co powiedzieć dalej.

- Um... Może powinieneś zadzwonić do rodziców? Jest późno, pewnie się o ciebie martwią, poza tym ktoś cię gonił, tak? - zapytał delikatnie i spokojnie. Obawiał się, że nowo poznany kolega mógłby wybuchnąć przez te pytanie.

- Jestem z bidula. Nie chcę tam być, uciekłem.

Jaebumowi zrobiło się głupio. Nawet nie mógł przed sobą wytłumaczyć, dlaczego. Przecież nie wiedział o tym, a jednak czuł się zażenowany. Z pewnością sam Youngjae na te pytanie posmutniał, jednak starszy nie mógł tego wyczytać. Mimika chłopaka była dziwna, niezrozumiała. Nie dało się z niej niczego wyczytać.

- Przepraszam, jeżeli poczułeś się źle przez te pytanie. Nie wiedziałem.

- Spokojnie, nic się nie stało - machnął ręką. - Z resztą tamte miejsce to przeszłość, już tam nie wrócę.

- I co masz teraz zamiar ze sobą zrobić?

- Jeszcze nie wiem, pewnie będę żył jakoś na własną rękę.

- Ale... Jesteś za młody, nie dasz sobie rady sam... - zaczął.

- Słuchaj, ale czy to jest twoja sprawa? - naskoczył na niego.

Finalnie, Youngjae został tej nocy u Jaebuma w domu. Nie mógł go zostawić, nie wiedział czemu. Nie wydawało mu się, że ma takie dobre serce, nie wiedział co to miało być. Kiedy zaszli do domu Ima, jak się okazało, jego rodzice już spali. Nawet się o niczym nie dowiedzą, że ktoś tutaj był oprocz ich syna.

Czy bał się spać w jednym pokoju, jak się okazało, z o dwa lata młodszym Youngjae? Tak szczerze, to nie. Nie znał go, ale wydawał się być naprawdę porządnym i uczciwym dzieckiem. Był dla niego nieznajomym, jednak poczuł do niego sympatię. Jak do nowo poznanego kolegi z klasy.

Kiedy młodszy z nich odrobinę ochłonął, Jaebum wycisnął z niego okoliczności tego zdarzenia, zaistniałego w ciemną noc. Siedzieli tej nocy co najmniej do trzeciej z rana, Choi opowiedział mu również o sobie.

Okazało się, że chłopak odkąd pamiętał, nie miał rodziców. Całe swoje piętnastoletnie życie spędził na podwórku domu dziecka. Nigdy mu to jakoś nie przeszkadzało. Nigdy nie był nieszczęśliwy z tego powodu, że nie miał rodziców. Nigdy nie był na nikogo zły, że nie opowiedziano mu o okolicznościach znalezienia się go tutaj. Nigdy nie czuł się gorszy. Nawet nie przeszkadzała mu jego choroba, która była dosyć ciężka, chociaż ledwo się wylizał przez warunki w "sierocińcu". Zawsze od małego miał skłonności do chorób związanych z płucami. Był miły, uczynny i dobrze się uczył.

Kiedy skończył czternaście lat, coś się w tym wszystkim zmieniło.

Od tamtego czasu, wydawałoby się, że Youngjae zaczął rozumieć trochę więcej niż powinien. Trochę więcej, niż rozumieją inni.

Jego nastawienie do wszystkiego odwróciło się diametralnie. Buntował się. Uciekał. Tej akcji, z tego dnia, kiedy poznał Jaebuma, nie przeprowadzał sam. I nie pierwszy raz. Planowali to z kolegami razem, od jakiegoś czasu. No bo kto chciał siedzieć w bidulu?

Jaebum był tym wszystkim zszokowany. Przez chwilę sam się zastanawiał, jakby nagle ktoś miał mu zabrać rodziców. Youngjae nie miał ich wcale. Nigdy. Poza tym był zdziwiony, jakim cudem Choi mówił o tym tak bez wzruszenia. Podziwiał go, że jeszcze sobie dawał z tym wszystkim radę. On by nie potrafił.

Nie wiedział jak i dlaczego. Po prostu, obdarował osobę zupełnie inną od niego czymś, co było bardzo ciepłym uczuciem. Czymś w stylu sympatii. Chciał się z nim zaprzyjaźnić i nie wyobrażał sobie, aby po tej jednej nocy, po tym nocowaniu, ich kontakt się urwał.

Chciał, żeby miał swoje miejsce w jego życiu.

W taki oto sposób, Jaebum spotkał Youngjae po raz pierwszy.

* * *

bardzo podoba mi się ten rozdział, wiecie?

to, co jest w nim zawarte obmyślałam przez bardzo długi czas, nareszcie to zrealizowałam i jestem z siebie dumna.

niektórzy stąd wiedzą, ale pragnę poinformować również resztę, że napisałam nowe opowiadanie, 2jae, więc coś dla was~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro