005
Jaebum nie odpuścił. Został przy nim i czekał. Czekał, aż nie wydusił żadnego więcej słowa z Youngjae. Jak na razie, Choi się nie dał, jednak starszy był równie uparty. Tylko Im nie wiedział, co zrobił byłemu partnerowi, nawet nie miał do końca świadomości, że cokolwiek zrobił.
Spojrzał na zegarek, który znajdował się na ścianie na przeciwko łóżka szpitalnego Youngjae, zdając sobie sprawę, że powinien być w pracy... Ale przecież nie wypadło tak go zostawić teraz... Potarł nerwowo o dłonie, wzdychając. Może to czas, aby spróbować nakłonić chłopaka do odpowiedzi jeszcze raz? Może wreszcie by ukruszył swój stanowczy charakter.
Usta Ima zadrżały, jakby chciał coś powiedzieć, jednak jego usta nie wydały żadnego dźwięku. Bo po co miały? Miał się produkować tylko po to, aby po Youngjae zleciały te słowa jak woda podczas prysznicu? Nie, Jaebum tak się nigdy nie bawił.
Po pokoju rozległ się zgrzyt odsuwanego krzesła, a Choi wreszcie przeniósł wzrok z okna, które aktualnie było jedynym źródłem światła, na postać, teraz już stojącą, przed nim.
Czuł powinność, aby zatrzymać go. Nie chciał z nim rozmawiać, ale nie chciał aby odchodził. Nie wiedział, co zrobić ze swoim rozdartym sercem, które kazało mu złapać za dłoń mężczyznę, później przyciągając go bliżej siebie i przytulając, jednak była również druga strona medalu. Jego rozum kazał mu wykrzyczeć Imowi wszystko, co najgorsze w twarz, wygonić go stąd i powiedzieć, żeby nie pokazywał mu się już nigdy na oczy. Ale czy ludzie nie mają tej zagwostki, co jest ważniejsze w życiu, od wieków?
— Youngjae, słuchaj, ja nie będę tutaj tak siedział bezczynnie. Albo ze mną rozmawiasz, albo ja stąd wychodzę.
Czy nie lepsze będzie wybranie głosu serca...?
Młodszy poprawił się na łóżku, na którym siedział i spuścił wzrok z twarzy Buma, podczas kiedy jego była zapewne czerwona. Zaznał tego okropnego uczucia, które każdy z nas zna. Kiedy jesteś pewny swojej decyzji, jednak w ostatniej chwili wahasz się, czy to z pewnością dobry wybór.
Choi odetchnął cicho, spoglądając znowu na Jaebuma, jednak nic nie mówiąc. Nie wiedział, co chciał powiedzieć. Pomimo tego, brunet miał szczęście. Drugi zrozumiał go, że chce, aby został. Jaebum nie miał pojęcia, czy dobrze odebrał nerwowe zachowanie znajomego, jednak usiadł z powrotem na krześle.
Towarzyszyła im znowu cisza, która była trochę monotonna i uciążliwa. Jaebum spróbował jeszcze raz.
— Co... Co ci właściwie jest? — zapytał po chwili spokojnie, spoglądając na niego.
Choi już chciał odgryźć się, rzucając "a co cię to obchodzi?", jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język.
— To nic poważnego.
— Nic poważnego? — prychnął. — No ja nie wiem, czy nic poważnego. Nie byłbyś w szpitalu.
— Gdyby było to coś poważnego—
— Youngjae — warknął, ostrzegając go.
Im nie mógł słuchać tego, jak wobec niego nie fair postępuje młodszy. Zapewniał go, że jest wszystko dobrze, ale nie oszukujmy się, tak jak Youngjae Jaebuma — on miał oczy i widział, co się dzieje.
Charakter chorego był naprawdę uciążliwy i denerwował Buma. No ale nie zostawi go w potrzebie, gdyby nie patrzeć może i nie byli razem i nie łączyło ich już głębsze uczucie, ale ciemnowłosy traktował młodego jak przyjaciela, a przyjaciołom się pomaga w potrzebie. A może... Może on go brał teraz na litość, sam o tym nie wiedząc? W jego głowie pojawiła się ta wątpliwość. To tak, jakby nie znał samego siebie.
— Youngjae, ja nie chce już owijać w bawełnę, naprawdę. Chcę szczerej rozmowy. Chcę wiedzieć na czym stoimy.
— Na czym stoimy? Niepoważny jesteś — wybuchł śmiechem.
Miał dość, był już okropnie zdenerwowany. Czuł, że zaraz puszczą mu nerwy, a w panowaniu nad nimi nie był wybitnie dobry. Poza tym robiło mu się przykro, to nie było miłe, kiedy Youngjae wyżywał się na nim w taki sposób. Nie był teraz taki, jak kiedyś.
—Widzę, że masz coś do mnie. Chciałbym wiedzieć, o co ci chodzi, bo nie mam czasu, aby siedzieć nad cudzym problem-
W tym momencie mężczyzna zdał sobie sprawę, że źle dobrał słowa i nie powinien tak mówić. Za to Choi poczuł się jak piąte koło u wozu. Czyli Jaebum traktował go tylko jak coś, co od razu rozwiąże i zapomni? No nie ma co, dobre podejście. W rzeczywistości nie miał na myśli właśnie tego, jednak Youngjae odebrał to w jak najgorszy sposób.
W jego oczach zebrały się łzy, przez co pożałował, że nie był sam. Czemu inni musieli patrzeć jak cierpiał, bądź okazywał słabość?
Trudny charakter trudnym charakterem, ale każdy miał uczucia, a Youngjae był wrażliwy.
Do sali szpitalnej weszła niczego nieświadoma pielęgniarka, która musiała znowu czegoś chcieć. Brunet nie mógł być na nią zły, że przyszła akurat teraz, bo jedyną osobą, na którą mógł być zły, był on sam. To on sobie nie radził. Zauważyła, że Choi praktycznie płakał, jednak domyśliła się, że była to raczej sprawa prywatna. Nie poruszając tematu, odchrząknęła i zapytała o to, po co przyszła.
— Chciałam tylko zapytać się, kogo wpisać, jeżeli cokolwiek by się działo. Mam na myśli jakąś bliską osobę.
— Nie trzeba nikogo wpisywać — zaprzeczył mężczyzna, przecierając oczy.
— Mnie pani wpisze — odezwał się starszy, w tym samym momencie zapobiegawczo, aby Youngjae nie zaprzeczał, wychodząc z sali razem z kobietą. — Będę się już zbierał, przyjdę jutro — rzucił tylko do młodszego na łóżku. Poszedł z piękną kobietą dopełnić kilka formalności, dotyczących jego osoby w papierach, nawet bez zgody Youngjae.
Później rzeczywiście nie wrócił.
* * *
wkurza mnie to, że nie daje rady publikować rozdziałów na czas, więc nie wiem, czy nie przerzucić daty publikowania rozdziałów na środę.
a może chcielibyście następny rozdział ze strony Jaebuma i jego rodziny???
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro