Rozdział 4
Te kilka dni przerwy pomiędzy częściami trasy spędziłem w swoim mieszkaniu na odsypianiu, piciu i okazjonalnych rozmowach z Derekiem przez telefon. Był absolutnie pewny, że siedzę z Niallem i omawiamy album. Nie wyprowadziłem go z błędu. Nie byłby zadowolony słysząc, że przespałem cały jeden dzień a następne przesiedziałem w ciemnym pokoju z butelką wódki i komórką.
Liam wydał nową piosenkę, Harry całą płytę.
Słuchałem Strip That Down śmiejąc się gorzko. On mógł rzucić w piosence tekstem "I used to be in 1D", a ja nie miałem prawa powiedzieć czegokolwiek o tych latach w zespole.
Nie rozmawiałem z nimi od kiedy managerzy zdecydowali, że będzie dużo lepiej jeżeli odejdę z One Direction. Jedynie z Louisem
zamieniłem kilka tweet, które były kłótnią. Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
- Przecież już jadę! - wrzasnąłem do komórki, gdy odebrałem połączenie od rozwścieczonego Dereka.
Może obudziłem się dwie godziny później niż powinienem był to zrobić. Może właśnie teraz powinien być w samolocie do Europy, zamiast w limuzynie jadącej dopiero na lotnisko.
- Pół godziny temu powinniśmy wystartować! - odkrzyknął - Gdybyś nie był cholerną gwiazdą i nie mielibyśmy lecieć właśnie na twoją trasę, zostawilibyśmy cie i polecieli sami! - dodał już ciszej i zdałem sobie sprawę, że pewnie jest z innymi członkami mojej ekipy.
- No właśnie, ja tu jestem gwiazdą, więc to wy czekacie i mam prawo się do cholery spóźnić, bo zarabiacie na mnie! - odpowiedziałem by potem ze zirytowaniem się rozłączyć.
Nie lubię jak ludzie krzyczą na mnie przed dziesiątą i pierwszą kawą. A właśnie.
Do Derek:
"Załatw mi duży kubek kawy"
Od Derek:
"Jeżeli za dziesięć minut nie zobaczę cię wchodzącego na pokład, ta kawa będzie ostatnim co wypijesz czy zrobisz jako piosenkarz"
- Chyba się wkurzył - wymamrotałem przebiegając palcami po nieuczesanych i trochę nieświeżych włosach. Nie wychodziłem praktycznie z łóżka przez te pare dni.
Zaledwie pare minut później po daniu kierowcy łapówki by złamał kilka przepisów drogowych abym zdążył na swój samolot, wszedłem na pokład prywatnego samolotu.
- Cześć - rzuciłem bez większych emocji, a Derek wyglądał jakby miał się rzucić mi do gardła. Moja stylistka podała mi kubek kawy mówiąc jak źle wyglądam - Zawsze mogę liczyć na twoje komplementy kochanie - powiedziałem szczerząc się do niej. Należała do niewielkiego grona osób, które lubiłem. I wcale nie dlatego, że jej facet załatwiał mi narkotyki - Możemy się mną zająć jak już dolecimy? Jestem nieprzytomny..
- Jasne - westchnęła cicho i przeszła do innej części samolotu, którego wnętrze wyglądało jak mały salon. Kochałem prywatne samoloty i pierwszą klasę.
Usiadłem na jednym z foteli i zobaczyłem Nialla siedzącego zaledwie dwa metry dalej czytającego książkę. Zmarszczyłem brwi na pozycje w jakiej siedział czyli ściśnięty na małym krześle z nogami pod pupą. Wciąż jednak mogłem zobaczyć jego granatowe skarpetki z motywem główek mopsów. Zmarszczyłem brwi i potrząsnąłem lekko głową z niedowierzaniem.
Zadrżałem z zimna jednocześnie upijając łyk kawy, której temperatura tez spadła.
- Można podkręcić ogrzewanie? - spytałem stewardesy. Zaczynała się jesień, ja miałem na sobie tylko koszulkę i jeansy, a na pokładzie panował dziwny chłód.
- Dopiero gdy wzniesiemy się na odpowiednią wysokość Panie Malik, na razie jest to niemożliwe - odpowiedziała uprzejmie na co jęknąłem cicho. Mogłem zabrać bluzę albo jakiś kożuch, ewentualnie kurtkę zimową.
- Proszę - usłyszałem Nialla i zobaczyłem jak kładzie na moich kolanach biały koc w szare wzory. Uniosłem na niego wzrok zaskoczony. Myślałem, ze jest na mnie zły po tym co zobaczył przed koncertem.
- Od kiedy jesteś dla mnie miły? - spytałem otulając się przyjemnie miękkim kocem.
- Po prostu - wzruszył ramionami wracając na swoje miejsce i do książki. Wciąż się w niego wpatrywałem a gdy uniósł wzrok znad stron jakiejś powieści posyłając mi mały uśmiech, opuściłem oczy udając, ze ciekawi mnie mój kubek kawy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro