Rozdział 13
Weszliśmy cholernie spóźnieni na arenę i wiedziałem, że Derek i zespół mnie zamordują. Ale od kiedy w sumie ja się tym przejmowałem?
Niall zapodział mi się gdzieś po drodze do garderoby w której znalazłem Maye. Moje ułożone rano włosy kompletnie oklapły co dziewczyna skomentowała niezadowolonym długim jękiem. To nie tak, ze jej pracą było doprowadzenie mnie do porządku przed każdym koncertem czy czymkolwiek.
- Zayn Javadd Malik - usłyszałem ryk Dereka i lekko osunąłem się na fotelu. Drzwi do garderoby otworzyły się z hukiem, a mój wściekły manager wparował do pomieszczenia trzymając komórkę w ręku. Prawie uderzył mnie nią w twarz, gdy ustawił ją przed moimi oczami. Było to nagranie z Niallem i mną w roli głównej, gdy tańczyliśmy do Galaway Girl.
- Internet i fani nigdy nie przestaną mnie zadziwiać - wzruszyłem ramionami. Bo naprawdę, to stało się zaledwie pół godziny temu a już było na połowie Twittera.
- Co to ma być?! Przychodzisz spóźniony i odstawiasz taką szopkę?!
- Po prostu dobrze się bawiłem - powiedziałem powoli patrząc na Dereka w odbiciu lustra, gdy Maya w ciszy układała moje włosy - Pierwszy raz od długiego czasu.
- Gdzie był wtedy twój ochroniarz, co? - warknął manager, a ja czułem coraz większą wściekłość na niego. Czemu choć raz nie mogłem zrobić czegoś nieprzemyślanego? Byłem marionetką, w rękach Dereka i tych którzy byli jeszcze wyżej od niego. Każdy mój krok musiał być kontrolowany, a to doprowadzało mnie do szaleństwa.
- Pewnie jadł jakieś pączki w kawiarni obok - mruknąłem - Nie żeby coś, ale mam zaraz koncert a gdy my sobie tak uroczo gawędzimy to mógłbym właśnie się teraz przebierać.
- Jeszcze o tym pogadamy Malik, góra nie będzie zadowolona - powiedział grożąc mi palcem, a gdy wyszedł odsunąłem się na fotelu z sercem walącym mi jak młot w piersi. Taki wybuch złości Dereka mógł kosztować mnie karierę.
- Myślałam, ze cię tu udusi - wyszeptała moja stylistka kończąc moją fryzurę.
- Tez myślałem, ze to zrobi - parsknąłem cichym śmiechem.
- Mam coś co pomoże ci przetrwać koncert - powiedziała wyjmując z kieszeni jeansowych ogrodniczek pomarańczowe opakowanie leków. Zmarszczyłem brwi biorąc je od niej. Nawet nie myślałem o dzisiejszym koncercie i o tym jak uda mi się go przeżyć. A co gdybym znowu dostał ataku paniki?
- Już mam jedne leki uspokajające - odparłem obracając w palcach buteleczkę.
- Te są mocniejsze. Na razie nie dam ci nic innego. A i z tym musisz uważać - rzuciła podchodząc do wieszaka z ubraniami by wybrać mi strój na koncert.
Miałem jakiś wybór? Odkręciłem opakowanie i wyjąłem jedną różową tabletkę wrzucając ją do buzi i sięgnąłem po butelkę wody odkręcając ją.
Koncert koncertem, ale spędziłem z Niallem naprawdę fajny dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro