Zraniony
Usiadł na łóżku w swoim mieszkaniu. Ukrył twarz w dłoniach próbując zrozumieć, co się właściwie przez te pół nocy działo, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Nagle poczuł gwałtowniejszy ruch powietrza. Czuł się zbyt zmęczony i obolały na drugą turę. Już wolał, żeby ten go zabił aniżeli znów ganiał i rzucał nim po całym mieście.
- Idź sobie.- powiedział cicho, spoglądając na zamaskowanego intruza.
- ...
- co tym razem? przyszedłeś mnie dobić? Proszę bardzo. nie mam już sił na walkę.
- nie. przyszedłem zobaczyć jak się czujesz.
- super. zobaczyłeś? fajnie? tam są drzwi.
- Iruka. Co cię ugryzło?
- Oprócz ciebie?
- mhm
- ty. Wciąż nie wierzę, że naprawdę chciałeś mnie zabić.
- taki był rozkaz.
- to bez sensu. najpierw mi wmawiasz, że mnie kochasz, ale wystarczy jedno słowo, żebyś nie miał żadnych zahamowań żeby mnie zabić. nie chcę dzisiaj już na ciebie patrzyć.
- oooo... nie bądź dla mnie aż tak okrutny.- powiedział zbliżając się jeszcze bardziej i łapiąc go za ręce.
- puść. puszczaj mówię.
- dlaczego?
- boli.
- nie bądź panienka.- powiedział i pchnął go na łóżko.
Iruka zwalił się na nie ciężko. Dwie najgłębsze rany odezwały się mdląco ostrym bólem. nie dał rady się podnieść choćby o centymetr. w głowie mu się kręciło i zaczynało robić słabo, zwłaszcza, że białowłosy nie przestawał go dotykać. właśnie podciągnął mu bluzę, by dobrać się do jego pobandażowanego torsu.
- Nie!- krzyknął.- zostaw mnie! zabieraj te łapy!
- dlaczego?
- już ci mówiłem, że przez ciebie jestem cały obolały. zostaw mnie proszę chociaż dzisiaj w spokoju.
- zostawię. później. najpierw trochę przyjemności.- mruknął i znów zaczął się do niego dobierać.
Iruka nie mając sił już kompletnie na nic tylko załkał cicho. trząsł się, a łzy spływały mu po policzkach. Zamknął oczy. nie chciał tego widzieć.
- Nie wiem. Nie rozumiem, co się dzieje. najpierw chciał mnie zabić jakbym był jego największym wrogiem a teraz mnie zgwałci, bo nie dam rady się bronić. Bogowie. Pozwólcie mi umrzeć.
Każdy jego dotyk sprawiał mu ból. Nie wiedział, czy Kakashi stara się być chociaż delikatnym ze względu na rany czy ma to kompletnie gdzieś? Chciał by ten zrobił szybko, co miał zrobić i sobie poszedł. Żeby go wreszcie zostawił i nie sprawiał dodatkowego bólu.
- Iruka?- zapytał jakby dopiero teraz do niego dotarło, że ten się trzęsie.
Jednak odpowiedziała mu cisza.
Oderwał się od jego posiniaczonego i poranionego ciała, by spojrzeć na twarz. Zobaczył, że jest cała we łzach. blada. oczy zamknięte. Usta spierzchnięte i leciutko rozchylone.
- Iruka? Co ci jest?- zapytał głupio, ale wciąż odpowiadała mu tylko cisza.
Mruknął niezadowolony. Uniósł go lekko. Ciało Iruki było kompletnie bezwładne.
Ułożył go wygodniej na łóżku. Okrył. Poszedł do łazienki i przyniósł miskę z chłodną wodą. Zrobił mu chłodny okład na czoło. Usiadł na krześle tuz przed łóżkiem i gapił się na niego jak śpi niespokojnie. Jaki jest poobijany. Jak trawi go gorączka od ran, które on sam mu zadał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro