Zawiodłem
Ocknął się. Plecy piekły jak wściekłe. Czuł, że nie może się ruszyć. Słyszał jakieś szorstkie, niezadowolone głosy. Potoczył niezbyt przytomnym wzrokiem po białym suficie. Nie miał pojęcia gdzie jest ani co się stało.
- Och. Obudził się.- ktoś wreszcie zauważył, że ma otwarte oczy.
Iruka spojrzał na rozmazujące się sylwetki. Zobaczył, że jedna blondwłosa pochyla się nad nim.
- Przepraszam, Naruto.- wyszeptał i zamknął zmęczone oczy.
Blondwłosa postać skrzywiła się i dotknęła jego czoła. było rozpalone.
- Niedobrze. Przynieście mi zestaw do szycia, bandaże i dużo środków przeciwbólowych i uspokajających. Będzie mi tez potrzebna kroplówka i jakaś piżama. Musi zostać w szpitalu.
- Rozkaz, Tsunade-san.- odpowiedzieli i wyszli, by przygotować wszystko i dostarczyć jej.
Zdjęła z niego podartą kamizelkę i golf. Przyniesiono jej żądane medykamenty, środki opatrunkowe, a nawet odzienie. Powolnymi, zaskakująco jak na nią, delikatnymi ruchami obmywała i oczyszczała rany na jego plecach, ramionach i barkach. Jego piękna twarz była zroszona drobnym potem i nieco wykrzywiona grymasem niepokoju i potęgującego się bólu.
Właśnie przygotowywała sobie narzędzia do szycia i ampułkę ze środkiem przeciwbólowym, kiedy się ocknął. Nie zauważyła tego. Wokół rany wstrzyknęła mu spora dawkę leku.
- Nnnn... nie.- jęknął próbując się podnieść.- Muszę iść.... Naruto mnie potrzebuje...- dodał słabo
- Leż. Teraz, to ja cię muszę pozszywać, idioto.
- To nic... On teraz cierpi... sam... potrzebuje mnie... muszę iść...
- Nie, Iruka. On cie nie potrzebuje. Jest dość silny, by sobie z tym poradzić. Teraz, to ty potrzebujesz pomocy. No jak mogłeś dać się tak pokroić, idioto? Dosłownie milimetrów brakowało, żebyś został kaleką albo umarł.
- Musiałem go ratować. Zabiłby go. Nie mogłem mu pozwolić zabić MOJEGO ucznia!- próbował się szarpać.
- Naprawdę w to wierzysz? Naprawdę to było jedyne co mogłeś zrobić, na co wpadłeś? Ot tak pozwolić się zabić? Nie szarp się, kretynie! Dokładasz mi roboty!- krzyknęła na niego wtłaczając w żyłę trzecią już dawkę leków uspokajających i przeciwbólowych.
Iruka szarpnął się raz jeszcze. Czuł, że dłużej nie da rady się opierać, że naprawdę zawiódł.
- Jak mogłem mu to powiedzieć i nie sprzeciwić się Hokage?- załkał, ale przestał się szarpać.
Tsunade chciała coś odpowiedzieć, ale zobaczyła, że orzechowe, zalane łzami oczy niechętnie się zamykają. Podarowała sobie wiedząc, że jeśli będzie do niego gadać, to leki nigdy nie zaczną działać. Tak przynajmniej była na to szansa. Westchnęła tylko pod nosem i czekała, aż porządnie go zetnie.
Na jej szczęście długo to nie trwało. Zasnął naszpikowany lekami. Po chwili zobaczyła jak jego napięte dotąd mięśnie rozluźniają się. Jeszcze raz znieczuliła miejsce wokół rany na plecach i zdezynfekowała igłę do szycia i nici. Szybko i wprawnie pocerowała go. Opatrzyła wszystkie jego rany i przebrała w szpitalna piżamę. Wstała jeszcze raz na nieprzytomnego.
- Skończyłam. Weźcie do na salę. Tylko delikatnie, bo pozrywacie szwy, które dopiero założyłam.
- Tak jest, Tsunade-san. - odpowiedzieli i zabrali nieprzytomnego na oddział.
Obudził się właściwie nie czując nic. Leżał i tępo gapił się w sufit. Tak naprawdę nawet go nie widział. Była już noc, a światło w pokoju, do którego go przenieśli, było zgaszone światło. Słyszał tylko przyjemne miarowe łomotanie kropel deszczu o szybę okna. Odwrócił głowę i patrzył chwilę dość bezmyślnie na spływające po szkle strugi wody. Co jakiś czas dochodziło go grzmienie oddalającej się burzy. Nie błyskało się, ale grzmoty było jeszcze słychać. Poczuł nieprzepartą chęć poczucia dotyku tych zimnych kropel na twarzy i ciele.
Nie zastanawiając się długo zwlókł się z łózka odrywając wszystkie rurki i kabelki od ciała. Nie siląc się na próbę przebrania w normalne ubranie, wyszedł z pokoju i przez nikogo nie niepokojony wyszedł ze szpitala. Szedł bez celu gdzie go nogi poniosą. Początkowo nie czuł nic, co go trochę przygnębiało. Po kilku krokach był całkowicie przemoczony. Nie czuł jeszcze zimna, ale widział, że jego ubranie szpitalne już przemokło i zaczęło się lepić do ciała.
Stopy i dolna część nogawek pokryły się lepkim, ale zaskakująco ciężkim błotem. Z trudem dotarł do kamienia pamięci. Upadł przed nim na kolana ignorując fakt, że nie dość, że jest przemoczony, to teraz będzie miał całe spodnie w błocie. Zaniósł się szlochem.
- Mamo ... Tato ... Tak mi wstyd... Nie mogę zrobić nic dobrze ... Hańbię waszą pamięć swoim istnieniem...
Potarł dłonią oczy, próbując powstrzymać płynące łzy. Nawet nie wiedział, że koszulę na plecach ma już poplamioną rosnącą powoli plamą własnej krwi. Nie interesowało go to właściwie nawet jeśli zdawało mu się, że czucie mu powoli wraca, a wraz z nim uczucie zimna i rozrywający ból. Jednak nic nie było tak intensywne jak ten ból, który nosił w sercu.
- Zawiodłem. Was, Konohę, Hokage, kapitana, Tsunade... a najbardziej ze wszystkich to małego Naruto... Włożyłem tyle wysiłku, by zdobyć jego zaufanie... a kiedy już mi zaczął ufać i słuchać mnie... zawiodłem go... tak boleśnie, jak tylko można zranić dziecko... Chciałem, ale nie mogłem mu powiedzieć... Jak mogłem złamać rozkaz Hokage?... Jak mogłem...
Kamień Pamięci przed nim rozmazał się, a on wytarł oczy, by je oczyścić, ale nic się nie zmieniło. Westchnął ciężko. Dygotał i nie wiedział dokładnie dlaczego, ale to nie było już ważne.
- Powinienem był sobie zdać sprawę z tego, jak Mizuki był .... Powinienem był zrozumieć, czego Naruto naprawdę potrzebował ... JA.... Ja ...- próbował kontynuować, ale ciało przestawało go słuchać.
Zwalił się ciężko na bok, brudząc sobie również koszulę, ale już o to nie dbał. Właściwie to już o nic nie dbał. Chciał po prostu zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić.
- Przepraszam, Naruto... Zawiodłem cię...- wyszeptał w mrok, a oczy same mu się zamknęły.
Leżał tak nieprzytomny i skulony przed Kamieniem Pamięci wychładzając się i krwawiąc. Deszcz Wciąż padał, chociaż burza ucichła. Tylko wiatr się wzmógł i wył potępieńczo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro