Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wzgórze Śmierci


Iruka z lekką gorączką wlókł się pod górę, na której szczycie stał samotny dom, aktualnie mocno otoczony przez wrogich ninja. Wyglądał jakby ktoś przejął kontrolę nad jego ciałem i zmusił do obrania właśnie takiego kierunku. O dziwo, wróg zdawał się go nie dostrzegać albo kompletnie ignorował. Żaden z wrogich ninja nawet go palcem nie dotknął nie mówiąc już o ataku. 

To zwróciło uwagę kopiującego ninja. Chciał za nim ruszyć, ale nagle drogę zastąpił mu cały tłum wroga, który zawzięcie atakował. Widział tylko, że brunet kieruje się wprost do gniazda żmij. 

Nie miał pojęcia, co się dzieje, ale sądził, że ktoś użył na nim silnego genjutsu. Bo jak inaczej wytłumaczyć tak niepasujące zachowanie do kogoś, kto chciał być obrońcą doskonałym?

Mordowanie stających mu na drodze wrogów było ciężką i żmudna pracą. Bardzo spowalniało podążanie za brunetem. 

Tymczasem Iruka ledwo trzymając się na nogach pokonywał ostatni odcinek drogi. Wreszcie stanął przed kordonem obronnym bazy głównej wroga. Po chwili ze środka wyszedł wysoki i przeraźliwie chudy mężczyzna o czarnych jak noc bezksiężycowa i bardzo długich, włosach splecionych w długi, ale dość cienki warkocz.  

- Co cię do mnie sprowadza, młodzieńcze?

- Przyszedłem w sprawie naszej umowy, jeśli wciąż aktualna.

- Tak. Miałem nadzieję, że jednak się zjawisz.

- Przyszedłem. Sam. Zaprzestań ataku.

- skąd mam wiedzieć, że to nie podstęp?

- nikomu nie powiedziałem. Wszyscy zajęci są walką. Nikt się nawet nie zorientuje, że zginął im jakiś nauczyciel.

- jesteś gotów na śmierć? Oddasz mi wszystko?

- tak. za nietykalność wioski i jej mieszkańców.

- w takim razie. zapraszam.

Iruka ruszył w stronę wejścia. Wtedy Kakashi pokonując właśnie ostatniego wroga wyskoczył zza skał i rzucił się w ich stronę. Nigdy by nie przypuszczał, że jeszcze kiedyś spotka tego człowieka. 

- Stój! Co ty robisz?!- krzyknął na Irukę, który najwyraźniej chciał zawrzeć z nim jakiś układ.

Iruka zdawał się go nie słyszeć, gdyż nie odpowiedział, ale ruszył w stronę domu. Kakashi złapał go i szarpnął w tył. Szarpnięcie było na tyle mocne, że Iruka upadł i uderzył głową w kamień. Próbował się podnieść, ale to tylko spowodowało, że stracił  przytomność. 

Kakashi ruszył do ataku. Jego przeciwnik przyjął nieco lekceważącą pozę i czekał na niego. Walczyli dobrą chwilę. Walka była dość wyrównana, co zaczynało drażnić Kakashi'ego.

- Cyba się starzejesz, mój ulubiony wrogu.

- Widzę, że nie próżnowałeś przez te wszystkie lata, Kǔnàn. 

- Język ci nie stępiał, ale chyba ciało osłabło. Dawno już chyba nie miałeś godnego przeciwnika. 

- Nie wszyscy zdecydowali się być ostrzem na całe życie. Zwłaszcza tak zdradzieckim.

Rozmowę przerwało im ponowne pojawienie się ledwo przytomnego Iruki. Wlókł się w stronę wejścia z wysiłkiem stawiając kroki. Kǔnàn zadał cios, który odepchnął Hatake na dość spora odległość i podbiegł do słaniającego się. Wział go pod ramię i poprowadził. Minęli kordon, kiedy Kakashi natarł, ale drogę zastąpili mu wrogowie.

- Iruka! Wracaj! IRUKA!!!!- krzyczał za nim. 

Wzywany pojawił się w okienku. Oparł się ciężko o framugę.

- Wracaj do domu, Hatake-jounin. Ciesz się życiem. Patrz na bezpiecznych cywili i wspomnij mnie czasem. Będę wtedy szczęśliwy. 

- Co ty bredzisz? Chyba mu nie uwierzyłeś?

- Zakończę tą rzeź. Nikt więcej już nie zginie. Nie będzie więcej osamotnionych dzieci bez rodzin. 

- Oprzytomnij, Iruka!

- Proszę cię, idź już. Im dłużej rozmawiamy tym więcej ludzi ginie. Ja... ja muszę to zrobić.- powiedział cofając się i zamykając okno. 

Kakashi nie wierzył własnym oczom i uszom. Albo ten naiwny kretyn dał się złapać w jakieś genjutsu tego starego pryka albo ma gorączkę i sam nie wie co robi i co się z nim dzieje. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro