Pierwsze spotkanie
Tego dnia Kakashi miał dzień wolny. a bynajmniej do wieczora, gdzie mogłoby się zdarzyć jakieś bardzo pilne zadanie dla członków Anbu, które wymagałoby jego umiejętności. z samego rana, jak tylko wstał i się względnie ogarnął, wziął wiaderko, rękawice ochronne i całą kolekcję środków czyszczących plus trochę pakowanego jedzenia i paczkę liściastej herbaty. zamierzał posprzątać jedną z kryjówek kawałek od wioski, ukrytą w lesie. jej położenie znały może dwa oddziały Anbu, gdzie mogli się schronić na noc, lub by opatrzyć rany albo czekać na wroga. z tego, co się dowiedział to dawno tam nikt tego wszystkiego nie ogarniał, więc pewnie kurzu się już trochę tam nazbierało i pewnie nie tylko liści, ale i śladów obecności dzikiej zwierzyny.
Zdążał tam niezbyt spiesznie nucąc sobie pod nosem znaną melodię. stanął przed drzwiami i już miał wejść do środka, kiedy spłynął na niego jakiś dziwny niepokój. przeczucie, że będą kłopoty i nie dane mu będzie spokojnie zrobić tego, co zaplanował. dla uspokojenia myśli postanowił zrobić obchód wokół kryjówki w większej odległości od niej. wiaderko z całą zawartością postawił zaraz za drzwiami z boku, by nie stało jednak na przejściu, gdyż sam mógłby na nie wpaść. i ruszył sprawdzić, czy jego przeczucie było słuszne, czy też znowu niepotrzebnie się stresuje. okrążył już prawie całą kryjówkę, kiedy jakiś szelest zwrócił jego uwagę. zatrzymał się i skrył za drzewem. po chwili usłyszał czyjś ciężki oddech i kroki. zaraz za tymi dźwiękami zza drzewa naprzeciwko wyłonił się czarnowłosy mężczyzna. miał na sobie ubiór ninja. na czole, nieco przekrzywiony na lewe oko, miał ochraniacz z symbolem wioski liścia. wyglądał na porządnie poturbowanego. ledwo szedł. zatrzymał się i oparł o drzewo. widocznie brakowało mu już sił do dalszej wędrówki. Kakashi postanowił wyjść z ukrycia i zaproponować pomoc. ruszył, więc w stronę ciemnowłosego ninja. był już blisko i miał się odezwać, kiedy ten spojrzał na niego i oderwawszy się od drzewa zaklął pod nosem próbując złożyć technikę.
- spokojnie. jestem przyjacielem. widzisz? też jestem z liścia.- powiedział pokazując na swój ochraniacz czołowy.
- drugi raz mnie na to nie nabierzecie.- warknął słaniając się na nogach.
- drugi raz? ktoś się pode mnie podszywa? oj, nieładnie z jego strony.
ninja już miał coś odpowiedzieć, kiedy jego ciało widocznie nie wytrzymało próby złożenia kolejnej techniki i widma walki. stracił przytomność lecąc bezwładnie na twarz. Kakashi rzucił się do przodu i złapał go, nim ten uderzył o ziemię. zaniósł go za drzewo, za którym się przed chwilą ukrywał i położył na ziemi. ściągnął z niego ekwipunek i zaczął opatrywać jego rany. najpierw te wyglądające na najpoważniejsze. a reszta na później jak jeszcze starczy środków opatrunkowych. spośród ich wszystkich jedna wyglądała naprawdę źle. była głęboka a jej brzegi poczerniałe. do tego umiejscowiona pod kością barkową, była ciężka do opatrzenia. Kakashi podejrzewał, że jest zatruta. nie wiedział jak długo ninja szedł z tą raną i ile toksyny już dostało się do krwi. postanowił zabrać go do kryjówki i przygotować uniwersalną, szybko działającą odtrutkę. jedynym problemem było, czy ranny się obudzi i będzie w stanie ją zażyć. mógłby pospieszyć do szpitala, ale uznał to za zbyt niebezpieczne. Istniało jeszcze jedno rozwiązanie, rozwiązałoby oba te dylematy. to później jednak.
Kończył go opatrywać, kiedy brunet ocknął się. błądził chwilę nieprzytomnym wzrokiem gdzieś po niebie i czubkach drzew.
- o. obudziłeś się? możesz mi powiedzieć, kto cię tak urządził i czy ktoś podąża za tobą? gdzie twoja drużyna?
ninja oderwał wzrok od koron drzew. spojrzał na mężczyznę, który go opatrywał. dotarło do niego, że to ten, który pojawił mu się na drodze.
- nie jesteś jednym z nich...- wymamrotał.
- jak już mówiłem, jestem ninja z Konohy. tak jak ty. powiedz mi co się stało? kim oni są? zagrażają wiosce?
- chcą mnie zabić. nie mogę pozwolić, by dotarli do wioski. nie mam już zbyt wiele sił, ale ty... ty możesz ich powstrzymać. pomożesz?
- tak. tylko powiedz mi kim oni są i jak wyglądają.
- nachyl się. pokażę ci.- powiedział podnosząc lekko ręce i przygotowując się do złożenia techniki.
Kakashi nachylił się nad nim. wiedział, że ci którzy potrafią władać technikami Jin, są w stanie przekazać obrazy ze swojego umysłu do umysłu drugiej osoby. tym łatwiej im chętniej ta druga osoba chce je przyjąć. a on chciał. chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. nikt jeszcze nie próbował na nim używać tego typu jutsu, więc z pewnością to będzie ciekawe doświadczenie. miał twarz przy twarzy bruneta. czuł na masce jego ciepły, ciężki oddech. sam nie wiedział dlaczego po jego wnętrzu zaczęło się rozlewać nieznane mu dotąd ciepło powodujące, że się zarumienił na twarzy. serce mu zaczęło szybciej bić. to było dziwne, ale nie mógł oderwać spojrzenia od tych ciemnych, orzechowych oczu. było w nich coś magnetycznego i Kakashi nie wiedział czy to sprawka jego własnego umysłu, czy składanej techniki. wreszcie usłyszał szepczący głos bruneta.
- Kokoro no bijon.
poczuł ciepłe dłonie na bokach swojej głowy. zdążył zauważyć, że brunet zamknął oczy. potem już tylko biała drżąca plama, która przerodziła się w początkowo zniekształcony i falujący obraz, ale po chwili wszystko się ustabilizowało. Był we wspomnieniu bruneta. stał wystarczająco blisko, by widzieć i słyszeć, co się właśnie działo.
brunet już lekko ranny właśnie kończył walkę z jakimś obcym ninja. wtedy pojawiło się czterech mężczyzn i kobieta. wszyscy w strojach ninja. na głowach mieli ochraniacze z symbolem liścia, jednak nie poznawał ich. nigdy ich do tej pory nie widział. a na świeżych rekrutów akademii to nie wyglądali. mieli na sobie ekwipunek jounina. podeszli do dyszącego bruneta. ten uśmiechnął się do nich życzliwie i ciepło.
- Hokage was przysłał na pomoc? jak to miło z jego strony, ale już dałem radę. mimo to dziękuję wam za przybycie. odpocznę chwilkę i możemy wracać.
- kage tak. na pomoc tak. jednak widzę, że się spóźniliśmy. nie możesz być tak słaby jak powiedzieli zwiadowcy. chyba nie docenili ninja z Liścia. ale to nic. moi ninja szybko się z tobą rozprawią. każda zadana przez nich rana będzie śmiertelna. możesz się poddać od razu, albo spróbować walczyć. mnie to wszystko jedno. i tak zginiesz nim dotrzesz do tej swojej żałosnej wioski. nikt cię nie ocali. a my odbierzemy, co nasze a potem... hej chłopcy, chcecie się pobawić ze świeżymi listkami jak skończycie z tymi zwłokami?
- tak. Hahae-sama! możemy?
- najpierw obowiązek. potem przyjemność. te głupie ochraniacze się wreszcie na coś przydały. Liściaki są takie naiwne. zabić go!
- tak jest!- wykrzyknęli i rzucili się do ataku.
Kakashi widział, że ten nie spanikował. nie poddał się. kiedy oni rozmawiali przygotował się do walki. widział, że podczas ich rozmowy złożył technikę, zdawałoby się, że podziału, ale to niemożliwe, by to był klon cienia. to zakazana technika i naprawde niewielu ją zna. chyba, że jednak... może, któryś z nowych rekrutów Anbu? maski czasem pękają, ale przeciwnik zwykle i tak ginie, więc nie może potem powiedzieć nikomu, że widział jego twarz.... chociaż nie. nie miał na sobie ekwipunku formacji. w takim razie musi być jakimś umiejętnym jouninem. i już gdzieś go widział, na korytarzu. napewno. ten uśmiech... zaklął w duchu, że też nigdy nie interesował się pozostałymi, przez co większość ninja z wioski znał tylko z widzenia. nie mógł też nic teraz zrobić. to było tylko wspomnienie, choć bardzo realistyczne, co musiało świadczyć o mistrzostwie władania techniką tego rodzaju. tym bardziej czuł niepokój, że nie znał ninja o tak rozwiniętym talencie Jin. sam potrafił używać nie tylko Jin ale i Jang, jednak to....
patrzył jak cała czwórka naciera na niego i jak ścierają się w zawziętej, nierównej walce. obserwował bardzo uważnie. przez sekundę wydawało mu się, że ostrze jednego z nich dosłownie przeszło przez bruneta, jakby ten był duchem. czyżby? w takim razie, gdzie podział się ciemnowłosy ninja? uciekł?
wtedy rozległ się zaskoczony, kobiecy krzyk. wszyscy odwrócili się w tamtą stronę. kakashi podniósł opaskę, by zobaczyć więcej. i zobaczył. brunet wykorzystał technikę klonu, by odwrócić ich uwagę, od jego właściwego działania. postąpił krok na przód i wbił swojego kunai w plecy kobiety dowodzącej drużyną ninja. w tym samym czasie jego klon zrobił dokładnie to samo. krok i proste pchnięcie. gdyby nikt przed nim nie stał, to byłoby bezużyteczne. jednak ninja zdawał się przewidzieć to i klon pchnął stojącego tuż przed nim, ninja. jeden człowiek, a dwa trupy równocześnie. naprawdę dobrze pomyślane. ninja byli naprawde zaskoczeni tym atakiem i śmiercią dowódcy. zupełnie jakby nie wiedzieli jak to się stało. przecież walczyli z nim dosłownie przed chwilą. odwrócili się, by zobaczyć jak jeden z nich został ugodzony przez identycznie wyglądającego wroga. rzucili się na niego przebijając jednoczenie. postać zniknęła.
- klon cienia?- rzucił jeden.
- nie mogło być inaczej.
- szybko dorwijmy drania. pomścijmy Hahae-sama. szybko. zanim stworzy kolejnego.
obraz znów zafalował i Kakashi zobaczył dopiero jak stanęli rozglądając się za ninją z Konohy. jednemu z nich zsunął się ochraniacz odsłaniając ich właściwy. trwało to może parę sekund, zanim ją poprawił, ale Kakashi zdążył zauważyć symbol wioski trawy. chciał się dowiedzieć więcej, ale wszystko nagle spowiła czerń. poczuł potworny ból głowy. zacisnął oczy i zęby. mógłby zdradzić swoją pozycję wrogowi, który nie wiadomo jak daleko był.
poczuł, że dłonie już nie dotykają jego głowy. powoli otworzył oczy. przez chwilę wszystko przed oczyma wydawało się być zrobione z tysięcy malutkich , barwnych kropek.
- przepraszam, że tak gwałtownie przerwałem. chakra mi się skończyła. widziałeś?
- tak. co masz takiego, że ninja z trawy, chcą cię zabić. to coś należy do nich?
- to nie należy do nich. oni tego pragną. pomóż mi dotrzeć do Hokage zanim umrę.
- może i mają potężne trucizny, ale ja znam wiele odtrutek. nie umrzesz. najpierw się tobą zajmę.
- nie. najpierw muszę się dostać do Hokage. wykonanie misji jest najważniejsze. i trzeba też zająć się pozostałymi, którzy mnie ścigają. sam nie zdążę dotrzeć do wioski. pomożesz mi?
Kakashi przez chwilę patrzył w te zamglone już oczy. czuł od niego gorąc rozpalonego, jeszcze walczącego o życie ciała. skądś to znał. poświęcić wszystko dla wykonania misji. ciemnowłosy ninja. misja zniszczenia mostu. nie. drugi raz nie chciał popełnić tego samego błędu. bardzo chciał, by ten odważny, zdeterminowany ninja przeżył. postanowił najpierw zająć się jego ranami i antidotum. potem zniszczyć pogoń. a na koniec udać się do Hokage.
- pomogę.- powiedział zdecydowanym głosem.
w zamian otrzymał ciepły uśmiech, od którego czuł, że w środku topnieje. brunet znów zemdlał i Kakashi ruszył w drogę, by wprowadzić swój plan w życie. wyciągnął jednorazową fiolkę z aplikatorem uniwersalnego antidotum, którą zawsze miał przy sobie, ale jak dotąd tylko raz musiał czegoś takiego używać. odsłonił mu kawałek ciała, w które można wstrzyknąć odtrutkę. zdjął ochronkę i wbił aplikator w ciało. wtłoczył antidotum i wziął wciąż nieprzytomnego na ręce. oczywiście mógł poczekać, aż lek zacznie działać i ten się obudzi, ale tak było zdecydowanie szybciej. nie wiadomo ile toksyny już się do krwi dostało.
pół dnia drogi dalej stał opuszczony drewniany budynek, którego formacje Anbu używają czasem jako kryjówki, by opatrzyć rany i jako noclegu pod dachem. zwłaszcza zimą. miał tylko nadzieję, że akurat będzie wolna. oficjalnie już do nich nie należy. czasem tylko dostaje zadania wsparcia oddziału.
był już wieczór, kiedy stanął przed drzwiami. ranny wciąż był zupełnie nieprzytomny. nawet raz się nie ocknął. to mogło świadczyć tylko o tym, że sporo trucizny już krąży w jego żyłach.
a to już był niebagatelny powód do zmartwienia. Kakashi był trochę na siebie zły, że się tak spóźnił. gdyby tylko wiedział, że jakaś ciężka misja się szykuje, to ruszyłby jak nie z nimi to ich śladem, by w razie czego wspomóc ich w walce. wtedy nie doszłoby do tego. ten pogodny ninja nie zostałby tak poważnie ranny. i wtedy uświadomił sobie, że nie zapytał o jego towarzyszy z drużyny. ilu ich było, gdzie są, czy żyją w ogóle, czy on jest ostatnim ocalałym. aktualnie te pytania musiały poczekać, aż ten się obudzi. teraz najważniejsze było zbić jak najszybciej gorączkę i dokładniej opatrzyć wszystkie rany. zapukał w znany Anbu sposób, by nie wzięli go z miejsca za wroga. w ten sposób chciał zaznaczyć, że jest "swój", gdyby ktoś jednak w środku był. czuł się trochę zmęczony niesieniem mężczyzny, który do najlżejszych nie należał. otworzył drzwi i zajrzał do środka ostrożnie. było ciemno.
wciąż będąc ostrożnym wszedł do środka. nikt go nie próbował zaatakować, ogłuszyć czy zabić, więc uznał, że ta cisza nie kłamie i miał szczęście. kryjówka była pusta. podszedł do paleniska. na podłodze obok położył rannego. wyszedł na zewnątrz po trochę opału, by rozpalić palenisko, które dałoby chociaż trochę światła.
wrócił i już po chwili ogień wesoło buzował oświetlając spory kawałek wnętrza. zakrzątnął się. podszedł do szafy na końcu pomieszczenia. zajrzał tam i uśmiechnął się. posłanie wciąż tam było. wyciągnął je i rozłożył tuż przy samym palenisku, gdzie było najjaśniej. następnie rozebrał rannego do bielizny. położył go na posłaniu. lepiej żeby ubrudziło się jego krwią, niż żeby ten się jeszcze od zimnej podłogi zaziębił. następnie podszedł do komody przy ścianie jakieś trzy, może cztery, kroki od wejścia. z jednej z szuflad wyjął kilka zwiniętych bandaży. położył to obok posłania. spojrzał na nieprzytomnego i westchnął ciężko. będzie musiał iść z rana do lasu po zioła. nie ma innej opcji. facet naprawdę źle wyglądał, chociaż te rumieńce na policzkach dodawały mu uroku. potrząsnął głową.
- o czym ja w ogóle myślę? przecież widziałem już setki gorączkujących ludzi. dlaczego akurat przy nim mam takie dziwne myśli? może faktycznie za dużo tych romansów czytuję? ale jak przestać skoro są takie wciągające?
tak rozmyślając chwycił wiadro i pobiegł po wodę. trzeba się zająć rannym a nie snuć takie głupie i niepoważne myśli.
***************************
Historia została rozwinięta w dłuższa opowieść o tym samym tytule.
Można ją znaleźć tutaj:
https://www.wattpad.com/myworks/158952008-pierwsze-spotkanie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro