Kakashi dostaje kosza
Kakashi od dłuższego czasu podglądał Irukę podczas jego czasu pracy. Chętniej przychodził do biura raportów a czasem nawet specjalnie robił drobne literówki żeby tylko pobyć przy nim dłużej. Pewnego dnia otrzymał misje wyruszenia z Anbu do kraju ziemi. po tygodniu czy dwóch przyszły wieści, że oddział został wybity. do wioski jednak wrócił ledwo żywy Kakashi, którego przy życiu trzymało jedynie pragnienie zobaczenia uśmiechniętej twarzy Iruki.
Iruka rozmawiał na korytarzu z jednym z pracowników, kiedy podbiegł do niego Asuma.
- Iruka- kun. Szybko.- powiedział chwytając go za rękę i ciągnąc.
Iruka zaniepokojony jego niecodziennym zachowanie pozwolił się prowadzić. Weszli do sali, w której leżał nieprzytomny.
- Kakashi wzywał twoje imię, więc kazali mi cię sprowadzić. zostawię was samych, dobrze?
- Dobrze.
Iruka usiadł przy łóżku patrząc w ta piękną twarz skażoną cienka blizną biegnącą przez lewe oko aż do ust, gdzie powodowała, iż widać było fragmencik dziąsła i białych zębów.
- Iruka-sensei...- wyszeptał nieprzytomny.
- Jestem tu. Odpoczywaj. Już jest bezpiecznie.- powiedział cicho i wziął go za rękę. Drugą gładził go po białych włosach, które były zaskakująco przyjemne w dotyku.
Kakashi widocznie się uspokoił a parametry na monitorze podskoczyły w górę sugerując znaczną poprawę jego stanu.
Parę dni później obudziło go skrzypnięcie krzesła przy łóżku. Otworzył oko i zobaczył bruneta otwierającego okno niedaleko łóżka. Odwrócił się i uśmiechnął w ten roztapiający sposób. Ten uśmiech, który tak pragnął zobaczyć. Faktycznie teraz był w domu. Udało mu się wrócić.
- Iruka-sensei? Co ty tu robisz?- zapytał zdumiony.
- Wzywałeś mnie jak byleś nieprzytomny, więc trochę przy tobie posiedziałem.
- A. Super. To już możesz sobie iść i wracać do swoich pilnych spraw. Już mi lepiej i nie idzie mi na umieranie.- burknął zły na siebie, że się wydało w tak głupi sposób.
- Mógłbyś okazać chociaż minimum wdzięczności, co?- powiedział a z jego twarzy zniknął uśmiech. Nie spodziewał się nie wiadomo czego, ale liczył chociaż na cień usmiechu i coś w stylu: dobrze cię znów zobaczyć.
- Ta. I co? Może mam ci się z radością rzucić w ramiona, bo przylazłeś, do kogoś, kto majaczył?
- Wybacz. Pomyliłem się co do ciebie.- warknął mimo, że w oczach miał łzy, które nieposłusznie zaczęły wypływać i spływać po policzkach.
Wyszedł pospiesznie z sali po drodze wpadając na Asumę.
- Co się stało? Pogorszyło mu się, czy jak?
- Obudził się.
- Ach, więc łzy szczęścia?
- Nie. Żałuję, że siedziałem przy nim pilnując jak idiota jego snu. Żałuję, że się obudził.
- Co się stało? Powiedział ci coś? Próbował czegoś?
Nie zdążył dobrze ślepi otworzyć a już na mnie warczał. Kazał mi się wynosić. Asuma-san. Nigdy więcej nie przychodź do mnie z żadną sprawa która by go dotyczyła. Nawet jeśliby umierał i mnie wzywał. Nie mam siły, by przerabiać to za każdym razem. On mnie nie obchodzi i nie chce żeby zaczął.- powiedział gniewnym, choć łamiącym się głosem.
Asuma chciał coś powiedzieć ale ten szybko go wyminął i wybiegł ze szpitala.
Pobiegł do znanej sobie knajpki po drodze osuszając łzy. Zamówił pięć piw, które opróżnił jedno po drugim. paru ninja, którzy go znali patrzyli na niego z niedowierzaniem. Zwykle po dwóch miał już dosyć a tu pięć?
Iruka ignorował wszystkich wokół. Wypił, zapłacić i wyszedł. poszedł do domu i położył się spać.
Rano miał potwornego kaca więc wziął zimny prysznic, wypił wodę z aspiryną i na głodnego poszedł do pracy. Starał się jak mógł być tym samym pogodnym nauczycielem, ale wszyscy widzieli, że jest jakiś nie swój. Zupełnie jakby bardziej poirytowany, ale też i w jakiś sposób smutny.
Tydzien może dwa później Iruka siedział w pokoju nauczycielskim nad jakimis papierami. Do środka wszedł Asuma.
- Iruka-kun. Ktoś chce z tobą porozmawiać. Ma ci coś do powiedzenia.
- Ze mną? O co chodzi?- zapytał wyrwany z rytmu pracy.
- Lepiej zostawię was samych.- mruknął i pospiesznie się oddalił.
Iruka spojrzal niechętnie na intruza. Pierwsze co zobaczył to spory bukiet czerwonych róż. Zmarszczył brwi.
- czego chcesz?- zapytał nadając głosowi złowrogiej nuty.
- Cóż... chyba powinienem cię przeprosić za tą scenę w szpitalu.
- może i powinieneś.- mruknął
- Wybacz zatem. Weź te kwiaty. Pomyślałem, że będzie ci miło.- powiedział i wyciągnął wiązankę w jego stronę.
- To wszystko , co masz mi do powiedzenia? A te chwasty zabierz mi sprzed oczu. daj je jakiejś kobiecie, bo ja nią nie jestem. Nie wiem jak ty.- warknął na niego rozeźlony.
- Nie wiem o co ci chodzi. Jak się obudziłem to się mało nie posikałeś z radości a teraz jesteś dla mnie taki niemiły.- zdumiał się.
- Przeszło mi. Nie jesteś wart szargania moich nerwów. Dzieciaki mi w zupełności wystarczą, a teraz idź sobie łaskawie, bo przeszkadzasz mi w pracy.- prychnął i pochylił się nad dokumentem.
Kakashi patrzył na niego zdumiony. Takiej reakcji się nie spodziewał. mówili, że będzie zachwycony kwiatami i przeprosinami z jego strony. czyżby kłamali? Zdjął maskę i nachylił się w jego stronę. Nim ten zdążył zareagować, pocałował go mocno i namiętnie. teraz musi ulec. Każdy chciałby być teraz na miejscu bruneta. na pewno.
Jednak jego reakcja zdumiała jeszcze bardziej. Iruka oderwał go od siebie i tak mocno strzelił w pysk, że ten aż się zatoczył i cofnął.
- ty chory zboczeńcu! Wynoś się i nie pokazuj mi więcej na oczy!
- kompletnie cię nie rozumiem.
- Wynoś się stąd razem z twoimi chwastami i obłudnymi słowami! Nie chcę cie znać! powinieneś wracać do szpitala żeby się leczyć na głowę, bo zgarnąłeś w nią chyba o raz za dużo!
- Ale, Iruka....
- Poprawić ci z drugiej strony? przerobić ci ten śliczny pysk, żebyś naprawdę miał powód żeby go ukrywać?
- Dobra. zrozumiałem. już sobie idę.
Odwrócił się i zamarkował odejście. Iruka ukrył twarz w dłoniach i położył się na biurku. Kakashi wrócił się i przed nim położył jedną, jakimś cudem nie połamaną różę.
- Idź sobie, proszę. Nie dręcz mnie. Nie dokładaj mi jeszcze ty.- usłyszał ciche i drżące słowa.
- Naprawdę przepraszam.- powiedział skruszonym głosem i wyszedł z pokoju.
Iruka natomiast wciąż leżał na biurku ukrywając twarz w ramionach. Próbował się opanować, by nie płakać. Przecież obiecał sobie, że już nigdy nie uroni nawet jednej łzy z jego powodu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro