Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czarnoksiężnik spod Góry Harqu

Opowieść fantasy napisana na podstawie nigdynieukończonego RPG. 

***********************************************************************

Do karczmy weszła niespodziewana postać. Wyższa niż dotychczasowi bywalcy i znacznie szczuplejsza. Odziana była w niespotykaną, czarną skórzaną zbroję przyozdobioną czerwonymi wstążkami, które poruszały się lekko w przeciągu, tańcząc nad łokciami i kolanami przybysza. Ciężko było stwierdzić czy jest uzbrojony, gdyż długi do kostek i szeroki płaszcz zakrywał sylwetkę postaci. Twarz przybysza skryta była pod głębokim kapturem. Wszyscy zamilkli patrząc na nowoprzybyłego, który budził w nich strach. Przybysz zamknął za sobą drzwi i miękkim niemal bezszelestnym krokiem ruszył w stronę szynku bez skrępowania. Podszedł do przerażonego oberżysty i przemówił zaskakująco miękkim i dźwięcznym głosem.

- Macie tu jakąś strawę i wolne posłanie dla znużonego wędrowca, gospodarzu?

- T-tak, panie. Mam pokój na górze. Kosztuje 10 sztuk złota, a jaki posiłek interesuje?

- Ciepły. Naprawdę ciepły, a nie prawie chłodny. I dzbanek wody do tego. Będę tam.- powiedziała i wskazała na niewielki stolik tuż przy palenisku.

- Z-zaraz podam.- rzucił karczmarz i szybko zniknął za drzwiami.

Tajemnicza postać usiadł przy stoliku z lubością wyciągnąwszy nogi w stronę ognia.

Krasnoludy siedzące na środku i pod ścianami izby rzucały ukradkowe spojrzenia w stronę siedzącego przybysza i rozmawiały dalej ze sobą ściszonymi głosami. Jakby wyczuwały wokół niej coś mrocznego i zapach śmierci.

Po dłuższej chwili pojawił się karczmarz niosąc dużą tacę. Podszedł do stolika i postawił ją na nim.

- P- panie, wybacz, że tak długo. Przyniosłem wam miskę gulaszu z chlebem, koźlęcy kotlet, sztućce, dzban wody i kubek. Klucz do pokoju też mogę zaraz przynieść.

- Ile za jedzenie?

- Dzie- dziesięć sztuk złota, dobry panie.

Postać sięgnęła do pasa i wyjęła sakiewkę. Wydłubała z niej monety i odliczyła 20. Położyła je na tacy.

- To za posiłek i nocleg. Jak będę cię potrzebować, zawołam.

- Dobrze. Dziękuję, panie.

Karczmarz upocony ukłonił się nisko i wrócił za szynk. Uśmiechnął się pod nosem. Takich klientów lubił. Jeśli ktoś płaci złotem z góry za usługi to niech sobie będzie, kim chce.

W tym czasie przybysz zajął się posiłkiem. Nie robił nic, co odbiegałoby jakkolwiek od normy, więc bywalcy stracili nim zainteresowanie. Zrobiło się już bardzo późno i część krasnoludów zaczęła rozchodzić się do swych domostw. Jutro czekał ich kolejny ciężki dzień w pobliskiej kopalni srebra.

Przybysz skończył się posilać i po chwili rozkoszowania się ciepłem z paleniska poskładał brudne naczynia i zaniósł je karczmarzowi. Ten zobaczywszy to zdębiał. Nigdy dotąd nie widział takich manier. Pierwszy raz zdarzyło mu się żeby klient po sobie posprzątał. Uśmiechnął się i zapytał.

- Czego sobie życzysz, panie?

- Chcę udać się na spoczynek. Gdzie ten pokój?

- Edel ci pokaże. EDEL!- ryknął w stronę drzwi.

Przybysz spodziewał się postawnej krasnoludzicy z brodą równie okazałą jak u karczmarza. Nic bardziej mylnego. W drzwiach stanęła dużo wyższa i mniej postawna kobieta o pełnych piersiach i jasnych włosach związanych w gruby warkocz. Na jej gładkiej twarzy nie było śladu zarostu.

- O co chodzi?

- Pokażesz naszemu gościowi jego pokój. Weź klucz od szóstki i dopilnuj, by niczego nie brakowało.

- Proszę za mną. – powiedziała do przybysza biorąc klucz.

Poprowadziła tajemniczego gościa schodami na górę, a potem na koniec krótkiego korytarza, który z jednej strony był ledwie barierką chroniącą przed upadkiem z pietra. Dziewczyna karczemna sięgała przybyszowi do piersi. Otworzyła pokój i gestem zaprosiła gościa do środka. Weszli. Edel położyła klucz od pokoju na nocnym stoliku i zapytała.

- Czy potrzeba czegoś jeszcze? Jeśli tak, to zaraz przyniosę.

- Można się tu gdzieś wykąpać? Nie wszyscy lubią śmierdzieć jak zdechły troll.

- Oczywiście.- zaśmiała się i podeszła na drugi koniec pokoju. Otworzyła drzwi i powiedziała.- Tutaj jest duża balia. Na półce są ręczniki i ubranie dla przedstawiciela każdej rasy. Gorącej wody zaraz naniosę. Mogę też wziąć wasze ubranie do uprania.

- Na razie kąpiel.

Dziewczyna skinęła głową i wybiegła z pokoju. Po chwili wróciła niosąc dwa spore wiadra gorącej wody. Wlała je do balii i pobiegła po kolejne. Przybysz obserwował ją chwilę. Pomyślał sobie, że nie mają tu chyba zbyt wielu gości. Postać zdjęła płaszcz i kaptur. Potem plecak i broń. Usiadła na łóżku i mocowała się z butami.

Kiedy dziewczyna skończyła nosić wodę przybysz stał w samej szacie. Była to długa, lniana szata barwiona na czarno. Przepasana była szeroką mocno czerwoną szarfą. Przy łóżku stały buty, teraz było widać jak bardzo są zabłocone. Dziwny czarny pancerz leżał na krześle tuż obok łóżka, a na stoliku leżała broń. Dziewczyna stanęła i po chwili namysłu zapytała.

- Czy życzy sobie uprać ubranie?

- Tylko pod warunkiem, że nie dozna uszczerbku. Nie chcę chodzić w podartych lub za krótkich, rozumiesz?

- Tak, oczywiście. Osobiście o nie zadbam. Mogę też wyczyścić buty i pancerz.

- Dobrze, ale to niech zostanie w pokoju. I jeszcze jedno. Nie dotykać mojej broni.

- Oczywiście.

Przybysz rozsupłał szarfę i zdjął szatę. Oczom dziewczyny ukazało się umięśnione i poznaczone kilkoma bliznami ciało młodej kobiety, w skąpej bieliźnie. Przybysz wziął z posłania plecak i udał się do pomieszczenia obok, by zażyć kąpieli. Drzwi lekko przymknęła, tak, by mieć oko na pomieszczenie sypialne, ale by samą pozostać ukrytą.

Z plecaka wyjęła małą sakiewkę i fiolkę bursztynowego płynu. Najpierw wkropliła do gorącej wody kilka kropli gęstego aromatycznego płynu. Potem wyjęła z sakiewki garść suszonych płatków czerwonych kwiatów, głównie róż. Odłożyła to wszystko na półkę i weszła do balii. Zanurzyła się z lubością w aromatycznej, trochę już przestudzonej wodzie. Zanurzyła się po sam czubek głowy. Po chwili wynurzyła się. Szorowała się dotąd, dopóki nie uznała, że opuścił ją przykry zapach podróży i walki nie tylko z potworami. Na drzwi nałożyła strażniczy glif. Rozsiadła się wygodnie i rozkoszowała się ciepłem i aromatem. Suszone kwiaty rozwinęły się i dodatkowo aromatyzowały kąpiel. Młoda wojowniczka znużona długotrwałą podróżą zasnęła ukojona ciepłem i zapachami. Obudziło ją dopiero zamieszanie w pomieszczeniu obok. Poruszyła się gwałtownie w balii wzbudzając fale, które rozchlapywały się po pomieszczeniu. Wyszła z wody ociekając obficie. Do niej przylepiły się płatki róż. Wzięła ręcznik i pośpiesznie się wytarła. Wciągnęła szeroką szatę i wyjrzała zza drzwi. Karczemna dziewka klęczała przed łóżkiem wycierając mokrą plamę i zbierając kawałki pobitego naczynia. Wróciła do pomieszczenia i ubrała się do końca. Wytarła włosy do sucha i związała je czerwona wstążką. Wyszła. W pokoju nikogo już nie było. Zamknęła pokój kluczem od wewnątrz i położyła się. Okryła się miękką skórą i zdmuchnęła świeczkę na stoliku. W pokoju zapanowały ciemności. Wojowniczka nasłuchiwała przez chwilę odgłosów dochodzących ją z karczmy i z zewnątrz. Najbardziej zastanowiło ją podejrzanie chrobotanie na podwórzu. Była jednak zbyt zmęczona by się nad tym dłużej zastanawiać. Ułożyła się wygodniej i zasnęła. Spała snem kamiennym do późnego poranka. Obudziła się i przeciągnęła leniwie na łóżku. Była wyspana i jeszcze pachnąca po wczorajszej kąpieli, co wprawiło ją w radosny nastrój. Wstała i otworzyła drzwi swego pokoju. Wyjrzała. Nikogo nie było. Wyszła i przechyliwszy się przez balustradę przyjrzała się parterowi karczmy. Siedziało tam kilku starych krasnoludów i jeden nie typowy gość. Był wysoki, ubrany w drogie szaty i dziwnie chudy. Widać było, że nie nawykł przebywać w takich miejscach jak to. Trochę ją to zainteresowało, co ktoś taki tu robi. Pomyślała, że może mieć dla niej jakieś zajęcie i pewnie dobrze płaci. Wróciła do pokoju i doprowadziła się do porządku. Ubranie jeszcze nie wyschło, więc zeszła na dół w tym, co miała na sobie. Podeszła do szynku i kazała karczmarzowi podać sobie śniadanie. Ten gapił się na nią ze zdumieniem. Wczoraj przybyła tu mroczna postać w czerni, a dziś stoi przed nim rudowłosa piękność. Otrzeźwiał, kiedy piękność rąbnęła pięścią w blat. Pobiegł na zaplecze i długo się nie pojawiał.

Tymczasem do wojowniczki podszedł bogato odziany mężczyzna i zagadnął.

- Wybacz, że przeszkadzam. Chciałem tylko zapytać czy byłabyś, pani zainteresowana pewnym delikatnym zadaniem.

- Zależy, kto prosi i co to za zadanie.

- Dobrze. Zacznijmy od początku. Nazywam się Girael i jestem kupcem. Chodzi o moją córkę.

- Co z nią?

- Została porwana przez czarnoksiężnika spod góry Harqu. Poszukuję kogoś, kto podjąłby się tego zadania.

- Hmm... potrzebuję konia i kogoś do pomocy, najlepiej uzdrowiciela lub tarczownika. Sama nie wiem czy podołam. Przedarcie się przez ten labirynt zajęłoby sporo czasu, około miesiąca.

- Ech, wybierasz się pani, w dalszą drogę?

- Właściwie to, tak. Jak tylko wyschnie mi odzienie. Nie mam pieniędzy, by dalej wynajmować pokój z posiłkami. Muszę ruszać coś zarobić.

- A gdybym opłacił twój pokój plus dwa posiłki dziennie, dopóki nie znajdzie się ktoś przydatny do tego zadania?

- W takim razie mogę zostać. Nigdzie mi się nie śpieszy.

- To wspaniale. W takim razie nie musisz się już martwic o pieniądze. Za konia też zapłacę.

- Dobrze. Jeszcze jedno. Co z nagrodą?

- Oferuję 200 sztuk złota nagrody dla każdego członka twojej drużyny. Czy to do zaakceptowania?

- Tak. To dobra cena. W takich miejscach zawsze można znaleźć coś extra.

W tej chwili zjawił się karczmarz niosąc tacę z jedzeniem. Postawił przed wojowniczką talerz z jasnym chlebem, miskę twarogu, miseczkę masła i dzban chłodnej wody. Girael wrócił na swoje miejsce w rogu Sali usatysfakcjonowany, że ma już jednego najemnika i to dość taniego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro