1
Z błogiego snu wyrywa mnie dźwięk tłuczonego szkła oraz wiązanka soczystych przekleństw. Przecieram dłonią zaspane oczy i powoli wstaję z łóżka, na ramiona zarzucam za dużą bluzę Caluma. Kieruję się do salonu, gdzie na kanapie siedzi brunet nieudolnie próbując ściągnąć koszulkę, obok jego stóp leży potłuczony kubek po kawie. Wzdycham lekko i do niego podchodzę, pomagam mu ściągnąć koszulkę oraz spodnie.
— Chodź do łóżka Calum — mówię ciągnąc go lekko w górę, aby wstał.
— Przepraszam, że Cię obudziłem kochanie — mówi przyciągając mnie do siebie i przytulając. Do mojego nosa od razu dociera smród alkoholu pomieszany z potem i dymem z papierosów, marszczę lekko nos na niemiły zapach.
— W porządku Calum, chodź już, jest czwarta nad ranem — chłopak wstaje i chwiejnym krokiem kieruje się do sypialni, kilka minut zajmuje mu dojście do łóżka, w tym czasie ja idę do kuchni aby napić się wody, opieram się biodrem o blat i wyglądam przez okno. Na zewnątrz zaczyna robić się widno, po kilku minutach wracam do sypialni, gdzie słychać już tylko cichy oddech Caluma, kładę się na łóżku i okrywam nas oboje kołdrą. Chwilę później czuje silne ramiona mojego mężczyzny oplatające moją talię. Dłuższą chwilę zajmuje mi unormowanie oddechu i zaśnięcie.
Budzę się kilka minut po dziesiątej, Calum nadal śpi i nie wygląda, żeby miał obudzić się w najbliższym czasie. Na nogi wsuwam kapcie i znowu otulam się bluzą Caluma, podchodzę do okna i je otwieram, w pokoju jest nieprzyjemnie gorąco i duszno, odsłaniam rolety, żeby do pokoju wpadło trochę światła.
Wchodzę do kuchni i pierwsze co robię to włączam ekspress, nie mam ochoty na śniadanie, więc je sobie po prostu odpuszczam. Po kilku minutach moja kawa jest gotowa, wyglądam przez okno na ulicę i od razu promienieję, gdyż zauważam, że do domu naprzeciwko nas wprowadza się ktoś nowy, młodzi ludzie, najprawdopodobniej młode małżeństwo. Cieszę się, ponieważ na naszej ulicy większość osób jest po czterdziestce. Nie wiem ile tak stoję patrząc na ulicę, ale odwracam wzrok, kiedy czuje ramiona Caluma na swojej talii.
— Dzień dobry kochanie — mówi, słyszę, że ma dobry humor, odwracam się do niego, a on skrada mi szybkiego całusa w usta.
— Cześć — odpowiadam z uśmiechem i wtulam się w jego pierś.
— Wyspałaś się? -— pyta, a ja okłamuję go kiwając głową.
— Wiesz, tak sobie pomyślałam, że może chciałbyś pojechać dzisiaj do Mali — mówię niepewnie, jeżdżąc palcem po jego tatuażach na obojczykach, czuję jak przechodzą go dreszcze, nie wiem tylko czy z powodu moich słów, czy mojego dotyku.
— Świetny pomysł kochanie, dawno jej nie widziałem — odpowiada, a ja patrzę mu w oczy, wiem, że nadal cierpi.
— A właśnie, najwidoczniej będziemy mieli nowych sąsiadów — mówię obracając się w jego ramionach w stronę okna, Calum opiera swoją brodę na czubku mojej głowy.
— Znowu jakąś osiedlowa plotkara przed sześćdziesiątką? — parska lekkim śmiechem, a ja klepię go w ramię.
— Otóż nie tym razem mój drogi, wydaje mi się, że to jakieś młode małżeństwo, może nowożeńcy —mówię z uśmiechem, czuję jak brunet spina się na słowo "małżeństwo", mimo że jesteśmy ze sobą już cztery lata, nadal nie mogę chwalić się mianem jego narzeczonej, nie przeszkadza mi to, ale wiem, że Calum czuje presję, głównie ze strony naszych rodziców.
— Widzę, że się cieszysz — mówi na co ja przytakuję, wie, że brakuje mi kontaktu z osobami w naszym wieku, cotygodniowe pogaduszki z Panią Jacobson, która jest naprawdę cudowną kobietą z świetnym poczuciem humoru, nie są w stanie zastąpić mi rozmów z kimś w wieku podobnym do mojego.
— Co chcesz zjeść na śniadanie? — pytam na co Calum odpowiada, że zrobi sobie płatki, uśmiecham się do niego, po czym zabieram moją zimną już kawę do salonu. Niestety zapomniałam o tym, że nie posprzątłam szkła, które w nocy rozbił Calum i już po chwili czuje ostry, przeszywający ból w lewej stopie, przeklinam pod nosem, odstawiam kubek z kawą, po czym krzyczę do Caluma, żeby przyniósł do łazienki apteczkę, będąc już w łazience siadam na wannie i płukam stopę pod bieżącą wodą, w tym czasie do łazienki wchodzi z lekka przerażony Calum.
— Boże, Nina co się stało — pyta gdy wycieram nadmiar wody ręcznikiem, krew cały czas mocno leci, więc już po chwili cały ręcznik jest brudny.
— Nadepnęłam na cholerny kubek, który stłukłeś w nocy — odpowiadam, po czym wyrywam apteczkę z jego dłoni i wyjmuję z niej wodę utlenioną oraz gazę z bandażem.
— Ja coś potłukłem? — pyta, a ja syczę z bólu jaki przyniosło mi polanie odkażanie rany.
— Oczywiście, że nie pamiętasz, byłeś pijany, z resztą jak codziennie — mówię nawet na niego nie patrząc, po chwili zabiera mi bandaż i sam zaczyna owijać nim moją ranę.
— Przepraszam kochanie — mówi, wiem że żałuje, ale co z tego, skoro za każdym razem i tak popełnia te same błędy.
— Co mi z Twojego "przepraszam" Calum? Obydwoje dobrze wiemy, że dzisiaj też wrócisz pijany.
— Myślałem, że rozumiesz, że trudno mi się pogodzić z tym co dzieje się z Mali — wysyczał zawiązując bandaż.
— Problem w tym Calum, że ty już nie pijesz przez Mali, jesteś po prostu chory — mówię, na co on z hukiem rzuca apteczkę o podłogę.
— Nie jestem żadnym pieprzonym alkoholikiem — warczy, po czym wychodzi z domu ciapiąc drzwiami.
//witajcie kochani! nowe opowiadanie o Calumie, mam nadzieję, że się wam spodoba. dajcie znać w komentarzu co sądzicie i pierwszym rozdziale
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro